nr 22 (200)
z dnia 20 listopada 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | teraz o… | teraz o… | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Zapraszamy naszych czytelników do lektury trzech wypowiedzi festiwalowych, udzielonych przez redaktorów „Recyklingu Idei”, „Koziegorynku” oraz „Red.a”, na temat: Czasopismo: walka – praca – przyjemność. Spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, czym dla redaktorów, zwłaszcza młodych, jest dzisiaj tworzenie pisma?
Oprócz tego publikujemy cztery listy otwarte, adresowane przez Radka Wiśniewskiego, Grzegorza Nurka, Ingę Iwasiów oraz Zdzisława Wichłacza do nowo powołanego Ministra Kultury – Bogdana Zdrojewskiego. Zanim Minister na dobre rozsiądzie się w fotelu, chcemy się w gronie redaktorskim zastanowić, co Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego może zrobić dla czasopism w Polsce?
Mariusz Doluk
Kolejny numer to zwycięstwo, kolejny napisany tekst to przełamanie niemożności. Kolejna gorąca dyskusja to głowa pełna pomysłów. Organizując kluby dyskusyjne „Recyklingu Idei”, mamy możność wejścia w interakcję z naszymi czytelnikami i czytelniczkami, jednocześnie starając się przełamać barierę pomiędzy „nami a nimi”, pomiędzy prelegentami a słuchaczami. Staramy się uciekać od spotkań przepełnionych hermetycznymi wywodami teoretycznymi, zagajając dyskusję w taki sposób, aby każdy, nawet nieznający najnowszych dokonań w zakresie krytyki społecznej, socjologii czy ekonomii, mógł zrozumieć, o czym mowa i włączyć się w dyskusję.
Dariusz Magier
Narodziny naszego czasopisma to ciąg wielu pozytywnych przypadków (wierzymy, że czegoś więcej), które dodają nam energii i każą z nadzieją patrzeć w przyszłość. To w naszym mieście urodził się znany modernistyczny edytor Zenon Przesmycki, a pierwszy numer „Koziegorynku” ukazał się równo 100 lat po wydaniu ostatniego numeru jego sławnej „Chimery” – jak zauważył prof. Jan Tomkowski – „najpiękniejszego czasopisma, jakie kiedykolwiek wychodziło w języku polskim”. Tak, to wzór, ku któremu zmierzamy.
Radosław Wiśniewski
Nie wydawało nam się, że trzeba tworzyć coś zupełnie nowego, ale wziąć z tego, co jest i było, i stworzyć wreszcie pismo, które realizowałoby także (chociaż nie tylko!) potrzeby czytelnicze, a nie tylko autorskie. Zatem, gdy ktoś mówi, że „Red.” to skrzyżowanie „Lampy”, „Studium” i kilku innych pism, to zapewne ma rację, tyle że mamy jeszcze kilka nowych pomysłów i nie zdążyliśmy powiedzieć ostatniego słowa. Proszę Państwa, spokojnie, my się dopiero rozkręcamy. Chcemy być jak ci rzymscy legioniści. Aha – i mamy w hełmach otwory na uszy...
Radosław Wiśniewski
Nie mam zamiaru się użalać nad ciężkim losem, bo ostatecznie – czy ja, czy inni redaktorzy, podejmowaliśmy zapewne wyzwanie bez złudzeń, że literatura mająca pretensje artystyczne może być zajęciem dochodowym. Owszem, byliśmy pewnie mniej więcej przekonani (piszę „my”, bo nie mam żadnego powodu, by uważać, że jestem osamotniony w tym myśleniu), że wprawdzie literatura nie jest zajęciem mainstreamowym, to nie „taniec z gwiazdami”, raczej coś bliższego zasięgowi modelarzom redukcyjnym, jednak zarazem jest to zajęcie o wiele istotniejsze od modelarstwa redukcyjnego, o czym Pana, jako Ministra Kultury, nie muszę chyba przekonywać.
Grzegorz Nurek
Formularz wniosku o przyznanie dotacji np. w Instytucie Szwedzkim liczy 1 stronę (!). System wniosków o granty na kulturę z funduszy europejskich jest zorganizowany tak, że występuje się z wnioskiem raz, a pieniądze otrzymuje się na kilka lat. W trzech lub czterech rocznych transzach (urzędnicy otrzymują rokrocznie produkt finalny (np. kolejne numery czasopisma) i decydują, czy wnioskodawca się wywiązuje z zadania, co wiąże się z przelewem całości drugiej czy trzeciej transzy funduszy albo z niewielkim ich pomniejszeniem.) Czy taki system oparty na zaufaniu do redakcji czasopism od kilkunastu lat istniejących na rynku nie byłby lepszy niż rokroczne dobijanie się o dotacje?
Inga Iwasiów
Nie ma powodu, by ukrywać: zawsze komentowane są środowiskowo zwłaszcza decyzje objęcia patronatem, a więc finansowania w całości czasopism. Plotka niesie, że przesłanki bywają, powiedzmy „inne”, niekoniecznie sprawiedliwe. Pytanie, co jest tu sprawiedliwe? Finansowanie zasłużonych, opatrzonych, często słabo obecnych w głównym nurcie dyskusji, rozleniwionych dobrymi warunkami, szacownych dinozaurów? Zwrócenie się w stronę pełnych polotu, nieco niechlujnych pism młodzieżowych? Trzeba sobie jasno powiedzieć, być może odbyć tysiąc dwieście osiemdziesiątą i pół rozmowę o kondycji kultury i miejscu pism literackich w XXI wieku, ale nakreślić priorytety mniej sztywne, mniej pozorne.
Zdzisław Wichłacz
Dość powiedzieć, a nie odkrywam tu niczego nowego, iż problemem podstawowym dla bardzo wielu czasopism w naszym kraju jest brak środków na ich wydawanie i prowadzenie, tj. na działalność. Ich pilne wsparcie, dofinansowanie, to – według moich intuicji – priorytet na ministerialnej liście spraw do załatwienia. Wiem – uprzedzę Pańskie pytanie – że istnieją możliwości ubiegania się o dotacje. I to od lat istnieją. Owszem, lecz nie dla wszystkich środki te są dostępne. Zawiłość, nieczytelność tzw. procedur i ogólnie wąski bardzo, usztywniony przy tym, z rysami podejrzliwości program „Promocji czytelnictwa” – to swoisty paradygmat, który powinien ulec zmianie.
Grzegorz Tomicki
Miejsce zająłem tedy wcale dogodne, pozycję przyjąłem konferencyjną i siedzę, otwarty na wszelką humanistyczną mądrość, tudzież heroiczne poszerzanie horyzontów, które choć nigdy nadto szerokie, to jednak niezwykle w ciasnocie swojej przytulne, bezpieczne i wymoszczone i nie tak szparko ich się człowiek dobrowolnie wyzbywa, ale czego się bo nie robi dla nauki i dobra ludzkości, a nawet własnego. Nie po to wszakże bierzemy udział w naukowych konferencjach, iżby z nich wychodzić nienaruszeni w naszych zaściankowych horyzontach.
M.K.E. Baczewski
Chodzi mi o samobójstwo jako formę narracji, o gatunek literacki, który zazwyczaj wzbudza niezdrowe emocje, mianowicie list samobójczy. Jest to twórczość najbardziej niepewna, bo skąd niby wiadomo, że upierdliwy rytuał korekty nie wyda się sub specie aeternitatis Rajem Utraconym? A poniechany przecinek nie przeważy szali najważniejszej Wagi?
To, co zostaje po samobójcy, ostatni komunikat, przesłanie i utwór – pozwala nam wysnuć bardzo prawdopodobne domniemanie, że jedynym przeznaczeniem człowieka jest uprawianie literatury.
Anna Bajor-Ciciliati
W najnowszym, listopadowym wydaniu „Dialogu” (11/07) na plan pierwszy wysunięty zostaje temat współczesnego heroizmu. Numer przynosi skromny, oparty na materiałach archiwalnych Ośrodka KARTA, tekst Mateusza Sidora Stefek partyzant. Młody dramaturg z dużym wyczuciem formy i języka ukazuje niezbyt dobrze znane (bo mało chlubne) aspekty działalności Armii Krajowej. Zgodnie z najnowszą wiedzą historyczną o czasach wojennych i powojennych dekonstruuje mit polskiej armii, prezentując obraz „bohatera na opak” naszych czasów.
Arkadiusz Wierzba
Na horyzoncie nie widać sposobu uzgodnienia kakofonii głosów, które odzywają się, gdy ktoś tylko poruszy problem kanonu. Powiada się: kanon nie istnieje, istnieją tylko kanony. Kanon istnieje, tworzy go rynek. Kanon nie istnieje, to uniwersytecki fantazmat. Sienkiewicz należy do kanonu, Gombrowicz nie... Potrzeba hierarchii wciąż jest jednak niezwykle silna i umotywowana społecznie. Ten frapujący rozgardiasz postanowił nieco uporządkować Jerzy Franczak, który na łamach najnowszego numeru „Kresów” 3/2007 omawia dzieje dotychczasowego sporu wokół kształtu kanonu najnowszej literatury polskiej (Przemysł kulturowy czy symulacja).
Maciej Stroiński
Dzieła omawiane w pierwszym wydaniu działu ideowego „artPAPIERU” nr 22/2007 są sobie bliskie tak tematycznie, jak „towarzysko”. Derek Attridge (Jednostkowość literatury), Maurice Blanchot (Literatura ekstremalna), Michał Paweł Markowski (Nieobliczalne) – wiadomo, dekonstrukcja. Guy Debord (Dzieła filmowe) i Jacques Rancière (Estetyka jako polityka) – francuscy marksiści „z tamtych lat”. Polski tłumacz Attridge’a i Rancière’a – Paweł Mościcki – to zarazem komentator-redaktor Blanchota i uczeń Markowskiego; Rancière’a i Blanchota wydał zaś w Polsce eks-szef oficyny, która opublikowała książkę Deborda, czyli Piotr Marecki. Tak więc wszystko w rodzinie.
Katarzyna Wajda
Te trzy seriale to tylko część tego, co dał Kuba polskiemu kinu. Kuba – bo tak nazywają go przyjaciele – czyli Janusz Morgenstern, reżyser znany i uznany, choć zazwyczaj w cieniu kolegów – Wajdy, Kutza, Munka. 16 listopada skończył 85 lat i ów jubileusz to świetna okazja, by przypomnieć, ile rodzima X Muza mu zawdzięcza. „Jako reżyser chciałem opowiedzieć o wydarzeniach, które wpłynęły na biografię moją i mojego pokolenia” – mówi na łamach listopadowego „Kina” (nr 11/2007, Opowiadałem zawsze o wydarzeniach z mojej biografii – z reżyserem rozmawia Piotr Śmiałowski).
Aleksandra Kędziorek
Zdecydowana większość pism poświęconych sztukom pięknym to publikacje dla zwykłego czytelnika – „popatrz,” mówią, „mój drogi, pokażę ci ładne obrazki, nie zanudzę tekstem, a prosto wytłumaczę to, do czego inni używają słów wyłącznie wielosylabowych”. Zdecydowana mniejszość to czasopisma stricte naukowe, które czytelnika spoza kręgu wtajemniczenia zniechęcają artykułami o kilku centymetrach malowidła w nieznanej nikomu miejscowości. Na tym tle pozytywnie wyróżnia się Kwartalnik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego „Quart”.
Grzegorz Wysocki
Co tu dużo kryć: kolejny numer „Literatury na Świecie” (5-6/2007) to kolejny świetny numer „Literatury na Świecie”. Poświęcono go dwóm niezwykłym twórcom: poecie amerykańskiemu, Jamesowi Schuylerowi, i angielskiemu, W.H. Audenowi. Głównym bohaterem numeru uczyniono tego pierwszego, poświęcając mu całe trzysta stron, podczas gdy Audenowi w udziale przypadło ich niespełna sto. Nie zmienia to jednak faktu, że i w drugiej części pisma, skromniejszej objętościowo, sporo się znajdzie rarytasów.
Marcin Bałczewski
Jan Kurowicki przeciwstawia brudowi nie czystość, a sterylność – rozumianą jako pewną wadę, płaskość, nijakość. Sterylni bohaterowie to ci, których autorami są grafomani czy trzeciorzędni pisarze. Bohaterowie muszą mieć skazy, czyli muszą być po części ubrudzeni. Powiem jeszcze, że Jan Kurowicki dywaguje w eseju na temat Doliny Rospudy, dość ostro, aczkolwiek racjonalnie i trzeźwo [„Autograf” nr 3 (97) 2007]. Wszystkie strony sporu mogłyby dużo wynieść z jego słów, gdyby tylko przeczytały ten szkic i trochę pomyślały.
Magdalena Galas
Tatiana Tołstoj w Kysiu na tle zagłady atomowej, która doświadczyła Moskwę, poza ludźmi dotkniętymi masową amnezją, jedzącymi myszy, pokazuje człowieka, który pamięta czasy sprzed wybuchu i za wszelką cenę chce, aby ta pamięć przetrwała dla kolejnych pokoleń: z uporem maniaka ku zupełnej konsternacji ludzi stawia w ogródkach tabliczki z nazwami „dzielnic”. Fotograf zamiast tabliczek ma film ze światłoczułą substancją lub matrycę, na której piksel po pikselu zapisuje pamięć swoich czasów. W ostatnim numerze czasopisma „Camera Obscura” [2 (4) 2007] przedstawione zostały różne relacje zachodzące między fotografią a pamięcią.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt