nr 22 (200)
z dnia 20 listopada 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
„(...) Jeśli chciałbyś uciec,
to daj mi swoje zbiory, zapisz w testamencie
swoje zbiory pocztówek z miejsc, gdzie miałeś szczęście.”
Adam Wiedemann
Tatiana Tołstoj w Kysiu (książce powstałej w 2000 r.) na tle zagłady atomowej, która doświadczyła Moskwę, poza ludźmi dotkniętymi masową amnezją, jedzącymi myszy, pokazuje człowieka, który pamięta czasy sprzed wybuchu i za wszelką cenę chce, aby ta pamięć przetrwała dla kolejnych pokoleń: z uporem maniaka ku zupełnej konsternacji ludzi stawia w ogródkach tabliczki z nazwami „dzielnic”. Wie, do czego doprowadziło zapomnienie. Fotograf zamiast tabliczek ma film ze światłoczułą substancją lub matrycę, na której piksel po pikselu zapisuje pamięć swoich czasów. W ostatnim numerze czasopisma „Camera Obscura” [2 (4) 2007] przedstawione zostały różne relacje zachodzące między fotografią a pamięcią.
Podobny do Kysia obraz literacki przytacza w artykule Ucieczka przed niepamięcią Marcin Sudziński. Jest to powolne zapominanie, wynik epidemii bezsenności ze Stu lat samotności Gabriela Garcii Marqueza. Mieszkańcy Macondo próbują bronić się przed niebytem i zapomnieniem, dopisując do swojej rzeczywistości etykietki; z pomocą przychodzi im Cygan Melquiades z wynalazkiem dagerotypu – narzędzia do zatrzymywania czasu. Fotografia okazuje się w tym kontekście morderstwem – utrwalonego obrazu nie sposób odtworzyć, jest martwy. Czas sprzed konkretnej fotografii i po niej nie łączy się, dlatego powstały obraz wydaje się „samotny” i przygnębiający.
Jerzy Lewczyński (Padołek pamięci) zwraca uwagę na to, że fotografia jest przede wszystkim dokumentem, pamiątką po przeszłości. Wkracza ona w miejsce malarstwa historycznego, prowadząc do refleksji w stylu Paula Gauguina: „Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?”. Fotografia ma ponadto niezwykłą siłę wkraczania również w realne życie ludzi, potrafi przyczynić się do odnalezienia przodka, zidentyfikowania rodziny itp. Pozostaje czasem jedynym śladem czyjegoś istnienia, jednocześnie będąc rodzajem modlitwy, wspominaniem zmarłych i dawnych czasów.
Aparat do znikania obrazów Pawła Kuli jest eksperymentem pokazującym, jak odwrócić znaczenie fotografii, czyli „utrwalanie”. Zdjęcia powstają na cząsteczkach luminoforu, który zatrzymuje obraz tylko na kilkanaście minut, a potem zupełnie znika. Eksperyment przypomina żmudne usypywanie skomplikowanych mandali przez mnichów tybetańskich, które zostają po kliku miesiącach zniszczone przez mistrza.
Dodam już od siebie, że kompletnym zaprzeczeniem idei Jerzego Lewczyńskiego są fotografie Joana Fontcuberty (o czym można przeczytać w książce Krajobrazy bez pamięci w fotografiach Joana Fontcuberty Notaire J. Tembleya), stanowiące czystą syntezę sztuki i nauki. Joan Fontcubert wykorzystuje program używany dotychczas przez wojsko do tworzenia trójwymiarowych obrazów powstających na podstawie wczytywanych dwuwymiarowych reprodukcji dzieł malarzy (zamiast wczytywania standardowych map): Friedricha, Turnera, Cezanne’a i wielu innych. W ten sposób powstają „krajobrazy bez pamięci”, miejsca, w których nic się nie wydarzyło, których nikt nie pamięta. Można zastanowić się jednak, czy nawet w tej iluzji nie ukrywa się rzeczywistość i pamięć, czy pozostaje tylko artysta, który malował obraz w określonej przestrzeni, zmienionej, wyczyszczonej, ale istniejącej.
Sławomir Sikora w artykule Materia pamięci, pamięć materii zastanawia się nad fizycznością przedmiotu (sic!), jakim jest fotografia, a z drugiej strony nad autentycznością i namacalnością fotografowanego obiektu, sytuacji, ludzi. W epoce cyfrowej często zapomina się, że fotografia to nie tylko obraz, ale również odbitka, papier ze światłoczułą substancją, ulegający zniszczeniu, świadczący o swoim czasie. Autor artykułu podaje przykład perfekcyjnie wykonanych odbitek Ansela Adamsa z negatywów Dorothei Lange dokumentujących wiejską biedę okresu recesji lat 30. w USA, które to odbitki oburzyły Strykera, szefa rządowego projektu Farm Security Administration, ponieważ zdjęcia te zmniejszały dokumentalność odbitek pierwotnych. Można to porównać do zrobienia idealnego klona człowieka, który fizycznie nie przeżył tego wszystkiego, co jego poprzednik.
Z drugiej strony artykuł skupia się na „opowieści fotografii”: nie trzeba widzieć obrazu, aby z samą opowieścią się zapoznać. Przykładem jest Roland Barthes, który w Świetle obrazu opisuje fotografie swojej matki bez ich reprodukowania. Jest to świadome dążenie do mityzacji, a jednocześnie uczynienie z fotografii magicznych przedmiotów niedostępnych dla „niewtajemniczonych”.
Na temat pamięci powiedziano bardzo wiele. Poruszając tak uniwersalne kwestie, niestety, balansuje się nad oczywistościami, truizmami. Dzięki pamięci funkcjonują kultury, ciekawym zabiegiem byłoby przytoczenie w tej sprawie punktu widzenia biologii. „W pewnym eksperymencie uczono płazińce reagowania na światło. Przeprowadzono warunkowanie klasyczne, podczas którego uczono je kojarzyć zapalenie światła z uderzeniem prądu. Efekt uczenia był taki, że zwierzęta reagowały próbą ucieczki (reakcja warunkowa) na włączenie światła (bodziec warunkowy). Następnie robaczki suszono i dawano jako pokarm kolejnemu pokoleniu płazińców (płazińce-kanibale), które nie były wcześniej uczone reakcji na światło. Okazało się, że po spożyciu ciał poprzedników wypławki-kanibale reagowały, tak jakby przeszły wcześniej odpowiedni proces uczenia się. Najwyraźniej jakiś rodzaj informacji został przekazany młodym zwierzętom w ciałach zjedzonych wcześniej pobratymców.” [wikipedia.pl]
Przykład ten zgrzyta w kontekście refleksji okołokulturowej, ale jeśli głębiej się zastanowić, może faktycznie fotografia i pamięć na niej zapisana ma nas „zaszczepić” na przeszłość, na bezsenność z Macondo?
Omawiane pismo: „Camera Obscura”
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt