Witryna Czasopism.pl

nr 3 (267)
z dnia 25 marca 2011
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | teraz o... | autorzy | archiwum

O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ

Czasy, kiedy umiałam coś rozsądnego o czasopismach kulturalnych napisać, minęły bezpowrotnie. Moje półki uginały się pod naporem kolejnych egzemplarzy, które pochłaniałam z zapałem godnym lepszej sprawy. Tak było jeszcze w 2008 r. Z poczty przychodziły ciągle nowe i nowe numery, periodyki powstawały jak grzyby po deszczu i nie wiadomo było, w co ręce włożyć, bo wbrew trywialnym powiedzonkom, od przybytku bolała głowa. Pamiętam wydania „Witryny”, w których publikowaliśmy po kilkanaście tekstów. Takie to były lata diabelskie, lata zaangażowane, niepogubione. Dzisiaj już tylko poprawiam cudze teksty, proszę więc Czytelnika o wybaczenie, że język giętki niewiele mówi z tego, co pomyśli głowa.

Pozostał pejzaż sentymentalny w postaci archiwalnych wydań i wspomnień. I konstatacja, że nie sposób robić darmowego biuletynu o czasopismach, jakim jest „Witryna”, bez pieniędzy, a więc bez finansowego wsparcia ze strony ministerstwa kultury. Trzeba będzie przeformułować działania, z szacunku do współpracujących z nami zdolnych recenzentów, ale też by zupełnie nie stracić zainteresowania internauty, który ma przecież swoje wymagania. Skupimy się na rozwijaniu Witryny Czasopism.pl jako wortalu, nasycając go różnymi treściami, a biuletyn o czasopismach stanie się jego integralną, a nie osobną częścią. Szykują się spore zmiany.

Teraz dygresja na temat. Miesiąc temu uczestniczyłam w spotkaniu promocyjnym. Zorganizowane pod auspicjami Instytutu Książki, miało być prezentacją czasopism patronackich i odbyło się w klubie Wrzenie świata, prowadzonym przez Instytut Reportażu. 22 lutego wybrałyśmy się tam z Agnieszką Kozłowską, zwabione szumnymi zapowiedziami newsletterów i nastawione na zaprzyjaźnianie się z pionem wydawniczym: „Instytut Książki wraz z Instytutem Reportażu zapraszają do Wrzenia świata na prezentację wydawnictw IK. O działalności działu wydawniczego Instytutu Książki opowie szef Działu Wydawnictw Andrzej Peciak, a kilka słów o »Nowych Książkach« powie redaktor naczelny Tomasz Łubieński. Przewidziano egzemplarze gratisowe i upominki”.

Na sali znalazło się kilka młodych osób, prawdopodobnie studentów, z sobie tylko znanych względów chętnych do milczącego udziału w wydarzeniu. Przy stole zaś siedziało w najlepszej komitywie kilkanaście osób z redakcji „Nowych Książek”, niestety, Andrzej Peciak nie dotarł. Dzięki Bogu, nie zabrakło naczelnego. Już miałyśmy wychodzić, przekonane, że w programie zaszła jakaś pomyłka i cel tego zgromadzenia jest zgoła inny, niż reklamowano, gdy wreszcie Tomasz Łubieński przejął na parę chwil mikrofon i wygłosił pismu laudację... Wygłaszali ją sobie wzajemnie i imiennie pozostali członkowie załogi i nie mogłam się powstrzymać przed skojarzeniami z wciąż świetnie się mającym Titanikiem, na którym wszyscy byli jakże zdrowi. Zdrowi i bardzo malowniczo w sobie zakochani. Mikrofon krążył, załoga utrwalała więź, a ja dziwiłam się coraz mocniej, po co zapraszać potencjalnych czytelników na wewnętrzne, wręcz towarzyskie spotkanie miesięcznika i nagłaśniać je jako prezentację wydawnictw IK? Sama prezentacja ograniczyła się do wystawienia niewielkiego stoiska z gratisowymi numerami czasopism – rzecz jasna, dzięki temu wzbogaciły się także Witrynowe zbiory. My zaś, dwie Siłaczki, niezrażone zerowym zainteresowaniem redaktorów ewentualną publicznością, podeszłyśmy z Agnieszką do szanownych redaktorów zacnego miesięcznika, bo przecież chciałyśmy się zaprzyjaźniać. Starsi panowie na słowo „przyjaźń” zareagowali z życzliwą ciekawością, lecz gdy usłyszeli, że chodzi nam o połączenie przyjemnego z pożytecznym, tj. o obietnicę systematycznego pozyskiwania drogą mejlową spisów treści i okładek „Nowych Książek” (i dzięki temu uzupełnianie ich w Katalogu Czasopism przez naszych wolontariuszy), nagle nad Wrzenie świata nadciągnęły czarne chmury. Panów zastąpiły panie i natarły na nas niemal z krzykiem bądź marsem na czole. Pierwsza (o ile mnie pamięć nie myli, była to pani od składu) udowadniała, że to problem wysyłać do nas materiały, bo brak komputerów, a ona ma tylko dwie ręce. Druga, że przecież od 2007 nie ma nowych numerów w Katalogu i czego my właściwie chcemy. Krew w nas się zagotowała na takie przyjęcie, ale trzymałyśmy pion moralny i grzecznie tłumaczyłyśmy, że od 2007 r. nie możemy się tych materiałów doprosić, nie wspominając już o przesyłaniu nam egzemplarzy gratisowych, z których można by owe spisy sczytać. (Ileż to mejli wystosowałam bez odzewu do redakcji, ile razy na własnych nogach dreptałam na ul. Mazowiecką, żeby wyprosić numery dla Fundacji). Wojownicza (i zdaje się, że w załodze najmłodsza) pani w czerwonej kurtce spiekła raka na takie dictum, raka, od którego zabolały mnie oczy. Panowie – odrobinę przestraszeni siekierą wiszącą w powietrzu – przejęli wówczas pałeczkę i próbując załagodzić kobiecą wymianę zdań, oświadczyli, że o wszystkim musi zadecydować (nieobecny!) wydawca. Trzeba się zatem umówić z nim na rozmowę w redakcji i dokładnie wytłumaczyć, o co nam chodzi. Bo zaiste chodzi nam o tak wiele!

Wyszłyśmy ze spotkania zmieszane i zażenowane, bo przecież miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze. Titanic wciąż nie ma swojej strony w Internecie i o ile nie kupi się egzemplarza, nigdzie nie można zdobyć informacji o zawartości nowego numeru. Lecz kogo to obchodzi? Przecież nie redakcję „Nowych Książek”, która od ponad półwiecza robi swoje w poczuciu misji. A że są najbardziej niekomunikatywnym zespołem wśród wszystkich czasopism patronackich? Jakie to ma znaczenie, skoro Titanic ciągle płynie, a „Witryna” nie ma już siły udawać, że pomoże jej telefon do przyjaciela lub inne niezawodne koło ratunkowe. Koła ratunkowe również poszły na dno. Kto wie, może więc załoga z ul. Mazowieckiej miała rację? Najwyraźniej czas uznać, że kapelusz nie może przerażać i zająć się poważnymi sprawami, a nie jakąś tam Siecią. „Witrynę” zamknąć, lecz cieszyć się otwartością „Nowych Książek”.

Joanna Rogalanka

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
JA POD NADZOREM OPIEKUNÓW
NAGROBEK DERRIDZIE
AUTORYTET FOTOGRAFII

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt