Witryna Czasopism.pl

nr 5 (207)
z dnia 5 marca 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

W KRAINIE SARMATÓW

Redakcja „Notatnika Teatralnego” zdecydowała włączyć się w nurt prowadzonych od kilku miesięcy burzliwych dyskusji, wydając numer w całości poświęcony wzajemnym wpływom polityki i teatru. Trudno wobec tego uznać za trafne wyrażone na łamach „Gazety Polskiej Wrocławskiej” (40/16-17.02.08) przypuszczenie Krzysztofa Kucharskiego, jakoby w związku z aferą wokół dyrektora najważniejszej wrocławskiej sceny, a zarazem redaktora naczelnego „Notatnika...” (Krzysztofa Mieszkowskiego), nowe wydanie pisma zawierać miało „polemiki Teatru Polskiego ze spiskowcami, prawdziwe oblicza tych ostatnich oraz charakterystykę ich knowań w złej sprawie”. Cóż, profetą red. Kucharski się nie okazał, jest jednak niemal pewne, że, chociaż zespół kwartalnika z powodzeniem zachowuje neutralność wobec pozaredakcyjnych obowiązków swego szefa, zwolennicy spiskowej teorii dziejów i tak doszukają się w doborze tematów ostatniego numeru niezbijalnych dowodów na prawdziwość swych wizji. Bo w końcu między innymi o nich w „Notatniku...” mowa.


Wydanie nr 45-46/2007 otwiera niezwykle pouczająca, a w swych sensacyjnych aspektach dość nawet zabawna kronika teatralnych wydarzeń 2007 roku autorstwa Romana Pawłowskiego (Nienawidzimy się generalnie). Przegląd poświęcony jest niezbyt honorowo prowadzonym walkom o wysokie pozycje w teatralnej hierarchii, lecz wbrew zapowiedziom „Gazety Polskiej” nie dotyczy wcale dyrektora Mieszkowskiego, lecz niedawnego skandalu w warszawskim Teatrze Polskim z Krzysztofem Rudzińskim, Robertem Bolestą, Jackiem Wekslerem, Zbigniewem Zapasiewiczem i Remigiuszem Brzykiem w rolach głównych. Arcyciekawa to lektura i znakomity przykład wznieconej pod pretekstem obrony teatralnych ideałów wojny o utrzymanie nader wygodnego status quo. Szkoda, że jeden z najwybitniejszych polskich aktorów i autorytetów nie tylko w kwestiach teatralnych tym razem ustawił się po tej mniej zaszczytnej stronie barykady.


Tekst Pawłowskiego ukazuje drogi, jakimi polityka wkracza do teatru. Kolejne pozycje spisu treści „Notatnika...” wyznaczają trasę jej triumfalnego pochodu. W utrzymanych w formie manifestu wypowiedziach przedstawicieli środowiska teatralnego na temat sztuki politycznie zaangażowanej uwagę zwraca refleksja Małgorzaty Sadochy o tym, co zastępuje w naszym kraju teatr polityczny z prawdziwego zdarzenia. Zdaniem autorki w Polsce można mówić co najwyżej o „teatrze, który boi się polityki” i który w obawie przed jej zabójczym dotknięciem ucieka w sferę sacrum. Lecz wypchnięta ze świątyni sztuki polityczna zjawa i tak wciśnie się do niej tylnymi drzwiami, autorytarnie decydując, na ile tworzone tam dzieło warte jest swej, choćby efemerycznej, egzystencji.


Myśl Sadochy podejmuje i rozwija w obszernym artykule Bartosz Frąckowiak (Agon, namiętność, profanacja). Dowodząc, że wbrew powszechnej opinii władza funkcjonuje w rozproszeniu (nie stanowi monolitu, a jest wszechobecna), zauważa, iż teatr współczesny służyć powinien nie podkreślaniu istniejących podziałów, lecz wskazywaniu na sfery pośrednie, a tym samym wprowadzaniu do obiegu „nowych tożsamości”, czyli promowaniu „alternatywnych porządków symbolicznych”. Miałby to być zatem teatr pobudzający, zmuszający do przebudowania archaicznych konstrukcji myślowych, teatr sporu o kształt rzeczywistości. Co ważne, aktywizowanie widza odbywać się w nim powinno na drodze szoku uczuciowego, którego rola została niesłusznie zminimalizowana przez doktryny liberalne w wyniku „błędnego rozpoznania (...) istoty polityczności”. A zatem „sztuka jako silne uderzenie, nie kraina łagodności, która stwarza widzowi wyłącznie przestrzeń kontemplacji, możliwość obserwowania własnej percepcji”. Teatr zastępujący antagonizm agonizmem, z wrogów czyniący prawomocnych przeciwników. I wreszcie – teatr profanujący świętości, a zatem zdolny ożywić to, co bezprawnie zawłaszczone i unieruchomione w niezmiennym kontekście.


Z wizją sztuki Frąckowiaka korespondują wypowiedzi większości rozmówców i komentatorów bieżącego numeru „Notatnika...”, którzy sprowadzają problem na grunt praktyki. Wyjątkowo ciekawa wydaje się linia refleksji Macieja Nowaka, byłego dyrektora Teatru Wybrzeże w Gdańsku (To musi się zdarzyć). Zwracając uwagę na wszechobecne w polskim dyskursie polityczno-teatralnym przemoc i agresję, których źródeł upatrywać należy w popularności dualistycznego obrazu świata, Nowak uświadamia konieczność reformy ufundowanego na opozycjach systemu oceny dzieła teatralnego. Sugeruje zatem odejście od tradycyjnego i ośmieszonego „podoba mi się, nie podoba” na rzecz oceny ważności wydarzenia artystycznego pod kątem sposobu, siły i skuteczności oddziaływania.


Kwestii sztucznych linii demarkacyjnych dotyka również Wojciech Klemm, wypowiadający się w dziale „Przybliżenia”: „Ważniejsze niż strona, po której się staje, jest to, aby teatr i jego twórcy formułowali wyraźnie myśl na temat czasów, w jakich żyją. W dzisiejszej Polsce zdarzyło się tak, że teatr nazywany teatrem politycznym, nazwijmy go polską Leni Riefenstahl, zdecydowanie wypowiada się przeciwko rządzącej prawicy. Jeśli znalazłby się reżyser propagujący wartości przeciwne, mielibyśmy prawdziwy ideologiczny spór w polskim teatrze politycznym. Ale takiego reżysera, o ile wiem, nie ma. Za to ci, którzy tworzą teatr polityczny, wrzuceni zostają do jednego worka z napisem »nowa lewica« i ta etykieta załatwia wszelkie wątpliwości: wiadomo, kto za czym – lub przeciw czemu się opowiada, wiadomo, kto go za to skrytykuje, a kto go pogłaszcze; właściwie nie trzeba już wcale oglądać przedstawień. Tymczasem nie dzieje się tak, że staję się leninistą tylko dlatego, że opowiadam o przejmowaniu władzy przez przestępców. Fakt, że ktoś robi spektakl o RAF-ie, nie czyni z niego wyznawcy marksizmu”. Wyjątkowo celna uwaga. Klemm uzupełnia ją spostrzeżeniami o polskiej zaściankowości, ksenofobii, wybiórczym traktowaniu historii, tendencjach do fanatyzmu.


Także i Nowak bezkompromisowo diagnozuje polskie choroby narodowe, w teatrze poszukując na nie remedium: „Antysemityzm to siła, która tłumaczy mnóstwo prywatnych i społecznych zachowań Polaków, ale ciągle nie jest opowiedziana do końca. Ciągle pomijamy ten wstydliwy temat. Nawet w naszych domach przy obiadach z bliższymi czy dalszymi ciotkami pojawiają się pewnie zaskakujące odzywki: »Porządny człowiek, chociaż Żyd«. (...) Sam wiem, że w takich sytuacjach unikam konfrontacji. A ona przecież jest nieunikniona. Uważam, że przestrzeń teatru jest do niej zdolna. I że artyści się z tym na pewno zmierzą”. Wszelka odmienność, w Polsce zwyczajowo spychana na margines życia społecznego, według Nowaka z czasem musi zostać zasymilowana. I to sztuka właśnie ma w tym procesie odegrać kluczową rolę. „Zmiana musi nadejść. W pewnym momencie pojawi się taka literatura i takie spektakle. Tak jak się w kulturze europejskiej końca osiemnastego wieku znienacka pojawiły dzieci. Wcześniej miały status jakichś podrośniętych plemników. (...) Później, gdzieś tam w połowie dziewiętnastego wieku, objawiła się kobieta. Na początku też jako obiekt do badań, ale w końcu kobiety się wyemancypowały na niezależność psychiczną. Koło połowy dwudziestego wieku ciemnoskórzy przestali być gatunkiem małp, zaczęli być podmiotami. Sądzę zatem, że za jakiś czas także osoby homoseksualne staną się pełnoprawnymi członkami tej gry społecznej. Oczywiście, wiadomo, że to musi budzić emocje. Dzieje tak się zawsze, gdy następuje kolejny etap odbierania władzy systemowi patriarchalnemu”.


Pozostali bohaterowie numeru to Paweł Demirski, wskazujący na potrzebę kontestacji ustalonego porządku i kreowania nowego, czerpiącego z rzeczywistości języka teatralnej wypowiedzi (Muzeum Hańby Narodowej), Jacek Głomb, który opowiada o misji teatru społecznego i jego związkach z polityką sensu stricto (Sceny polityczne), Jan Klata – podkreślający inspirującą rolę kontekstu politycznego w pracy artystycznej (Polityka sztuki) oraz Izabella Cywińska, która wspomina teatralne lata siedemdziesiąte, próbując zarazem wyznaczyć granicę pomiędzy sztuką i tzw. twórczością plakatową (Wykształciuchy, ręce na pokład!).


Rozważaniom o powinnościach teatru w czasach współczesnych towarzyszy w „Notatniku...” refleksja historyczno-analityczna. Wypowiedź Izabelli Cywińskiej dopełnia Jerzy Limon, który analizuje problem teatralnej publicystyki, posługując się kluczem semantycznego zagęszczenia wypowiedzi artystycznej. Krzysztof Mroziewicz w swym błyskotliwym eseju Igrzyska Pogranicza śledzi przejawy teatru w polityce, Paweł Mościcki zajmuje się teoriami konstruowania teatralnych sytuacji o wymiarze politycznym, Edwin Bendyk natomiast bada wpływ rozmaitych mediów na polityczne decyzje społeczeństwa.


W perspektywie historycznej tymczasem, poza analizą recepcji twórczości Witkacego w komunistycznej Polsce (Piotr Rudzki Witkacy w PRL-u), szkicem poświęconym politycznym uwikłaniom Leona Schillera (Anna Schiller Wobec polityki) oraz obszernym przeglądem idei teatru politycznego autorstwa Rafała Węgrzyniaka (Teatr jako broń. Epizody z dziejów teatru lewicowego), w wydaniu znalazło się także miejsce na intrygujący artykuł Małgorzaty Różewicz Państwo osobne, tworzący doskonałe wprost tło dla rozważań o współczesnej polskiej rzeczywistości (około)teatralnej. Znakomity esej o Gombrowiczowskiej „walce z wiatrakami” pokazuje, jak niezwykle silny jest wspomniany przez Nowaka i Klemma polski kompleks narodowy, skoro do dziś nie udało się go wyleczyć. Sarmacka buta, niechęć do wszystkiego, co obce, fanatyczna religijność, upodobanie do martyrologii – wszystko to, co tak uparcie zwalczał Gombrowicz, przetrwało do czasów obecnych, ba, może się nawet pogłębiło. Dowodów na to bez liku, a szczególnie wymowne przykłady znaleźć można tam nawet, gdzie spodziewać by się można nieco wyższej od przeciętnej kultury osobistej. Żądnych szczegółów odesłać należy choćby na forum prowadzonego przez Instytut Teatralny im. Z. Raszewskiego internetowego portalu informacyjnego e-teatr, które doczekało się nawet komentarza Romana Pawłowskiego w tekście E-nienawiść („Gazeta Wyborcza-Stołeczna”, nr 47/25.02.08 – www.e-teatr.pl). Lepszego materiału do badań nad „polskim duchem narodowym” próżno szukać, zwłaszcza gdy przegląd opinii forumowiczów uzupełni się o lekturę zamieszczonej w „Notatniku...” Kroniki wypadków cenzorskich Jarosława Minalto. Gwoli ilustracji: „maj 2007 – wydawnictwo drzewo Babel publikuje w Polsce najnowszą powieść Paula Coelho »Czarownica z Portobello«. Na jej okładce znajduje się naga kobieca pierś i rączka dziecka wyciągnięta w jej kierunku. Polski wydawca postanawia na billboardach i plakatach reklamowych zakleić sutek czarnym kwadratem, żeby nikogo nie zgorszyć. (...) »Czarownica z Portobello« z tą samą okładką według koncepcji Lucrecii Demaestri ze zdjęciem Jérôme'a Tisné ukazała się również m.in. w Brazylii, we Włoszech i w Portugalii, czyli w krajach równie katolickich, jak Polska. Tam jednak nikt nie wpadł na pomysł cenzury i czarnych kwadracików. (...) 30 lipca 2007 – stand reklamujący film Jacka Bromskiego »U Pana Boga w ogródku« (premiera 31 VIII 2007) ustawiony w warszawskim kinie Wisła, obraża uczucia dwóch starszych pań, reklama przedstawia księdza klęczącego w konfesjonale przed policjantem. Oburzone staruszki twierdzą, że »to skandal, że ksiądz leży przed policjantem« i żądają od kierownictwa kina usunięcia standu. Po kategorycznej odmowie kobiety opuszczają budynek, ale niebawem wracają. »W końcu, kiedy nie było obsługi, ukradły księdza« – mówi Małgorzata Matuszewska z firmy Vision Film, która jest dystrybutorem filmu”.


Po tak pokaźnej dawce wieści z Polski warto „odetchnąć”, sprawdzając, co słychać w zagranicznym teatrze politycznym. „Notatnik...” proponuje rozmowę z Władimirem Sorokinem (Ciemna energia społeczeństwa), rosyjskim powieścio- i dramatopisarzem, który w swej najnowszej książce Dzień oprycznika (fragment publikowany w tym wydaniu „Notatnika...”) ukazuje Rosję jako owładnięte ideą przemocy, skupione wyłącznie na samym sobie upadłe mocarstwo, w sposobie uprawiania polityki cofające się do czasów Iwana Groźnego. „Rosyjski pisarz Vladimir Nabokov powiedział kiedyś: demokracja jest wówczas, kiedy portret prezydenta jest nie większy niż znaczek pocztowy. Nam do tego bardzo daleko” – podsumowuje Sorokin, który we wrześniu 2007 roku przeżył nieudaną próbę zamachu na swe życie. Jego historia idealnie komponuje się z opowieścią Tatsiany Karaliovej o poddanym ścisłej kontroli życiu artystycznym na Białorusi (Lot w klatce). Cenzura wewnętrzna okazuje się w tym kraju bardziej skuteczna od tej narzuconej z zewnątrz, choć ukrytej (oficjalnie „w teatrze białoruskim nie ma cenzury”) – to ona hamuje wszelki rozwój artystyczny, dopuszczając jedynie muzealne inscenizacje klasyki. Wyjątek od tej reguły stanowi znana przede wszystkim za granicą grupa Wolny Teatr, która uznana została za symbol zniewolenia Białorusi i, paradoksalnie, z tej sławy właśnie czerpie swą polityczną siłę, choć poziomem artystycznym odbiega nieco od przyjętych standardów.


Interesującą lekturę stanowi również analiza twórczości René Pollescha autorstwa Bartosza Frąckowiaka (Władza i przestrzeń) oraz esej Joanny Derkaczew Związki, poświęcony powierzchownym odczytaniom niemieckiego reżysera-dramaturga przez inspirujące się jego twórczością młode pokolenie polskich autorów teatralnych. Wywiad z Aleksandrą Konieczną o metodach pracy twórcy Ragazzo del Europa (Nie wchodź na scenę) okazuje się ciekawym dopełnieniem tematu.


Wydanie zamyka dział „Książki”, a w nim recenzja Szekspira i uzurpatora – wywiadu-rzeki Piotra Gruszczyńskiego z Krzysztofem Warlikowskim, niepokornym duchem polskiego teatru (Łukasz Maciejewski, Uzurpator). To szkic o jedynym polskim twórcy prawdziwie kosmopolitycznym, który nie potrafi i nie chce uciec od polskiego zaścianka. Warlikowski bowiem nieustannie jątrzy, ani sobie, ani swoim widzom nie pozwalając na dobre samopoczucie. Prowokuje samego siebie, by móc poruszyć innych. W tym celu mówi Szekspirem, a Szekspir w jego wydaniu to broń potężna. „(...) szekspirowskie arcydzieła stają się w rozmowie Gruszczyńskiego z Warlikowskim wędrówką po rodzimej (mentalnej) literaturze brukowej. Ten bruk jest ciągle taki sam. Od wieków nic się nie zmieniło. Polski sarmata podkręca wąsa i szydzi z ogolonych, innych, niedopasowanych, przestraszonych. Z Żydów, pedałów, Cyganów, psychicznie chorych. Dobrze mu z tym wąsem. Do twarzy mu z nienawiścią.”


„Teatralna 'chwila' Krzysztofa Warlikowskiego trwa już bardzo długo” – pisze Łukasz Maciejewski. „Od kilku lat jest wręcz chwilą triumfalną. Miłośnicy jego teatru czekają na kolejne zwycięstwa mistrza, przeciwnicy – na wielką teatralną klapę z gołą, homoseksualną dupą.” Należy przyznać, że Warlikowski to jeden z niewielu polskich reżyserów młodego pokolenia (a może nawet jedyny), któremu udaje się realizować ideał teatru artystycznego z przesłaniem politycznym. To twórca, który nie poddając się presji z zewnątrz, zadziwia i zmusza do refleksji. Bo teatr, jak mówi Maciej Nowak, „to nie są usługi dla ludności”. Nie wolno zatem traktować go jako tuby propagandowej, choćby w najwznioślejszym celu. „Trzeba wymagać od niego jak najwięcej, trzeba ludziom otwierać głowy, ale musi pozostać aspekt ludyczny. Taka jest natura teatru. To jest potrzebne ludziom do życia.” Cóż dodać? Ta opinia broni się sama. Niech zatem służy za zakończenie.

Anna Bajor-Ciciliati

Omawiane pisma: „Notatnik Teatralny”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
Stawiamy pytania, szukamy odpowiedzi
RAZ JESZCZE O FANTASTYCZNYM GETCIE
KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt