Witryna Czasopism.pl

nr 9 (162)
z dnia 20 kwietnia 2006
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

KAPUŚCIŃSKI, CZYLI DLACZEGO WARTO MIEĆ „TOPOS” NA PÓŁCE

Czytając książkę, zastanawiam się, co swoim dziełem pragnął mi autor przekazać i czy w ogóle miał coś do powiedzenia, a jeśli tak, to w jakim stopniu sztuka ta mu się udała. Pisząc tekst, najpierw siadam i myślę nad tym, czy rzeczywiście należy i jest sens go napisać, czy komuś się przyda, czy tekst ten cokolwiek zmieni, a więc czy jest zasadny, obmyślony od pierwszego zdania do ostatniej myśli zakończonej kropką, a częściej pewnie znakiem zapytania. Więcej – podobnie myślę, biorąc do ręki pismo literackie (czy jakiekolwiek inne). Zastanawiam się, czy pismo to w jakimś stopniu różni się od setki pism literackich dostępnych na rynku, czy ma coś oryginalnego, odważnego, ciekawego, mądrego do powiedzenia, czy traktuje czytelnika z szacunkiem (a zatem czy nie uważa go za kretyna, czy nie zamieszcza tylko przedruków i tekstów publikowanych wcześniej w innych miejscach, czy nie męczy oka masą błędów ortograficznych i stylistycznych), czy nie jest przesadnie stronnicze, w jakikolwiek sposób skrajne, a więc tą swoją stronniczością i skrajnością irytujące, drażniące, a na dłuższą metę po prostu nudne i głupie.

Kilka plusów, kilka minusów

Biorąc do ręki „Topos”, od dłuższego już czasu mam mieszane uczucia. Bo prócz konserwatywnego składu, który nie bardzo przystaje do wieku XXI, jest jeszcze dość konserwatywne podejście do literatury. Bo ostatnimi czasy „Topos” częściej jawi się czytelnikowi jako pismo katolickie, albo pismo z takim przynajmniej zacięciem, niż pismo literackie. Bo na swoich łamach prezentuje najczęściej „swoich” autorów i trudno będzie odnaleźć na przykład autora ze stopki redakcyjnej, któremu jednocześnie „Topos” nie wydał w swojej serii książki (seria reklamowana w każdym numerze hasłem: „Po prostu fantastyczne książki!”). Bo teksty na poziomie akademickim, pisane przez doktorów i innych pracowników naukowych, mieszają się tutaj częstokroć z tekstami miałkimi, bezużytecznymi i bezwartościowymi. Zarzuty można by mnożyć, należy jednak pamiętać o dwóch co najmniej rzeczach: po pierwsze, większość z tych zarzutów tyczy się także innych pism literackich (co tylko świadczy o ich poziomie); po drugie, „Topos” ma także plusy i ma w sobie coś takiego, że od dobrych paru lat sumiennie kupuję kolejne jego numery i przeglądam ich zawartość, od czasu do czasu z ciekawością się z nią szczegółowo zapoznając. Jest więc pismem, które dodaje „gratisy”, a te zawsze mogą ucieszyć czytelnika (a zatem wspomniane już tomiki, ale także arkusze poetyckie ze zdjęciem plakatowym poety); odnajdziemy również w „Toposie” sporo recenzji i not o książkach, z których dużo to omówienia tomików z literaturą najmłodszą. Niezmiernie cieszy mnie również to, że „Topos” propaguje od dawna życie i twórczość Rainera Marii Rilkego; można jeszcze wspomnieć o nierzadko ciekawych numerach monograficznych (a więc Herbert, Różewicz, Rilke czy najnowszy numer poświęcony Kapuścińskiemu), a z patriotycznego obowiązku także o sopockim zakorzenieniu pisma.

Sami swoi

Zaczyna się znajomo – czyżby redaktorzy „Toposu” (1-2/2006) wzięli sobie do serca słowa z kultowego „Rejsu” i prezentują swoim czytelnikom tylko te piosenki, które już znają, i to autorstwa tych tylko autorów, których już znają – poemat Krzysztofa Karaska, a na kolejnej stronie tekst o tym poemacie autorstwa przyjaciela poety i redaktora naczelnego pisma, Krzysztofa Kuczkowskiego. W numerze znajdziemy również: wiersze stałego współpracownika pisma (a także, jeśli się nie mylę, wiceprezydenta Gdyni) Wojciecha Fułka; dwie recenzje najnowszej książki członka redakcji, Wojciecha Kaasa; recenzję z tomu Sochonia, wydanego nakładem Toposu, a recenzja napisana została przez Grzegorza Kociubę, który tom nakładem Toposu wydał, jeśli mnie pamięć nie myli, numer wcześniej. Praktyki takie można potępiać lub nie, w każdym razie można o nich w tym miejscu wspomnieć. Wspomnieć należy po raz wtóry, że nie jest to cecha charakterystyczna tylko i wyłącznie „Toposu”. W końcu ci autorzy gdzieś publikować muszą, a o ich publikacjach ktoś gdzieś pisać musi. Poczekajmy tylko na sytuację, w której sami autorzy recenzować będą swoje tomiki wydane własnym sumptem, a dołączone do serii wydawniczej pisma literackiego, w którym sami będą redaktorami naczelnymi lub przynajmniej jego zastępcami. Będzie to z pewnością rzecz interesująca i warta przeczytania, a kto wie, czy nie odnotowania w kolejnym tomie historii literatury polskiej. Zastrzegam przy okazji dla siebie prawa do takiego pomysłu. Ale wróćmy do tego, co w najnowszym „Toposie” najciekawsze.

Poeci młodsi i poeci starsi

A najciekawszy jest sam Ryszard Kapuściński, bohater tego wydania sopockiego dwumiesięcznika. Zdjęcia reportera zdobią karty „Toposu”, na których przeczytać możemy między innymi bardzo ciekawy wywiad z zainteresowanym. Mówi Kapuściński: „Należy zrozumieć, że techniczna komunikacja nie staje się dialogiem. Nie staje się twórcza. Oczywiście ona może sobie istnieć, ale bez pretensji do twórczości. Bo twórczość tkwi w dialogu. [...] Komunikacja nie zastąpi dialogu, na którym osadzona jest kultura”. Opowiada także o sytuacji poetów: tych już nieżyjących i zapomnianych („Mógłbym wymienić jeszcze kilku poetów, których spotkał czyściec pamięci. To skaza naszej krytyki, jak i twórców podręczników historii literatury. W cieniu, na marginesie pozostają twórcy wielkiego talentu i niebagatelnego dorobku, którym współczesna poezja zawdzięcza swoją żywotność, często nie uświadamiając sobie tego”), jak i tych żyjących, ale zdecydowanie innych i w innym świecie i rzeczywistości tworzących („Wystarczy wziąć któryś z warszawskich dzienników, aby informacje o imprezach kulturalno-literackich przyprawiły o zawrót głowy. A gdzie regiony, małe ojczyzny, miasta, miasteczka całej Polski. Czy ktoś w ogóle jest jeszcze w stanie policzyć, ile książek, tomików poezji ukazuje się co roku w Polsce? [...] W moim pokoleniu obszar X wypełniało dziesięciu poetów, dzisiaj jest ich dziesięciokrotnie więcej. No więc teraz może jest łatwiej, bo jaki to problem wydać tomik. Ale trudniej się przebić”). Próbując doradzić młodemu poecie, mówi Kapuściński, starszy przecież poeta: „Nie znam sytuacji poety, który był utalentowany i zupełnie przepadł. Dużo obecnie powstającej poezji zginie i dobrze, bo naprawdę w nielicznych przypadkach zasługuje ona na to, aby przetrwać. To znaczy ma wartość artystyczną i silne przesłanie moralno-filozoficzne. Tak było zawsze, w każdym pokoleniu, wieku, epoce. Zadaniem pisarza czy poety jest pracować dziesiątki lat, bez względu na stopień popularności i traktować to, co się robi, naprawdę serio, jako coś ważnego, nieusuwalnego z życia, coś, co jest konieczne egzystencjalnie, coś, co jest szansą na ocalenie jednostkowego głosu”.

Kapuściński „fenomenologicznie”

Ważny jest również esej Pawła Urbaniaka pt. Kapuściński – krytyk późnej nowoczesności. Tekst ten wypada polecić przede wszystkim tym, którzy z antropologicznymi, socjologicznymi czy humanistycznymi uwagami krytycznymi autorstwa Kapuścińskiego nie mieli do tej pory do czynienia. Jest to dość zgrabny i interesujący przez wzgląd na dobór cytatów z dzieła reportera „bryk” z rozmyślaniami i spostrzeżeniami z późnej nowoczesności, „bryk”, dodajmy, oparty głównie na Lapidariach. Tenże sam Paweł Urbaniak wprowadza nas w zagadnienia twórczości Kapuścińskiego, pisząc o fenomenie jego osoby i twórczości, i to od tego właśnie tekstu i wyżej opisanego wywiadu najlepiej rozpocząć lekturę bloku tekstów o Kapuścińskim. W tekście „fenomenologicznym” warto zwrócić uwagę na ocenę Wojciecha Giełżyńskiego z 1978 (!) roku. Świetny i naprawdę wart przeczytania jest tekst autorstwa Kapuścińskiego o jego przygodzie z fotografią. Pani Iza Wojciechowska z kolei, czytując książki, a przede wszystkim przyglądając się fotografiom autora Cesarza, dochodzi do wniosku, że Afryka Kapuścińskiego to jej Afryka, o czym mogła się przekonać nie tylko w teorii, lecz także w praktyce. Do tego dochodzą wypowiedzi znanych, cenionych i lubianych twórców kultury, którzy mówią o Kapuścińskim z podziwem, przyjaźnią, a niejednokrotnie z humorem (patrz: wypowiedzi Szczygła czy Mikołajewskiego), czy tekst o poszukującym prawdy, a więc realizującym, zdaniem autorki postulaty Kapuścińskiego, Waldemarze Milewiczu.

Konkurencja dla Kapuścińskiego

Są jeszcze wiersze Ryszarda Kapuścińskiego (a nawet ich przekłady na włoski), ale nie te wiersze polecałbym państwu najbardziej. A to z tego prostego powodu, że niezaprzeczalną konkurencję dla niego stanowi Maciej Woźniak, którego umieszczono kilkadziesiąt stron dalej, co nie zmienia faktu, że należałoby jego nazwisko umieścić na okładce jako jedno z ważniejszych wydarzeń tego numeru. Pod wierszami Woźniaka podpisano go jako T. Woźniak, a więc pomylono może Macieja z Tadeuszem – dzięki Bogu jednak u Woźniaka nie spotkamy „zegarmistrza światła purpurowego” przychodzącego po to, „by mi zabełtać błękit w głowie”. Spotkamy się za to ze świetną, mistrzowsko wycyzelowaną poezją, do której lektury zachęcam państwa serdecznie.

Grzegorz Wysocki

Omawiane pisma: „Topos”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
PÓŹNY STYL I NIEPRZYNALEŻNOŚĆ
SZTUKA ZAMIAST (PSEUDO)POLITYKI
FAUST W HIPERMARKECIE, WIELBŁĄD DWUGARBNY W SĄDZIE I INNE PRZYJEMNOŚCI

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt