Witryna Czasopism.pl

nr 22 (200)
z dnia 20 listopada 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum

BYĆ JAK RZYMSKI ŻOŁDAK (A IMIĘ MOJE LEGION)

And you become a monster
So the monster will not break you
(„Peace on Earth”, Bono)


O piśmie „Red.” usłyszałem już wiele oficjalnie i nieoficjalnie. Na tyle wiele, by chcieć przeprosić wszystkich, którzy spodziewali się z mojej strony srogiej ideologii, skoku na kasę, wyrazistego prawicowego, lewicowego lub konfesyjnego zadęcia. Jeżeli jednak miałbym nie-kombatancko i anty-anegdotycznie podejść do genezy naszego pisma, to doszedłbym do tego, że nie miało się ono znacznie merytorycznie odróżniać od istniejących pism na rynku, poszło nam o formę istnienia. Do pracy przystępowaliśmy z przekonaniem, że niewiele trzeba zmienić, by pismo literackie mogło się sprzedawać w nakładzie zapewniającym mu odbiór poza wąskim gronem autorów i ich rodzin (czyli około 300 egzemplarzy). Sformułowaliśmy więc kilkanaście „warunków przyjazności” pisma literackiego, które powinniśmy spełnić, by pozytywnie odróżnić się w oczach czytelnika od kilkudziesięciu innych tytułów. Nie wszystkie udało się nam do dzisiaj zrealizować – np. zasady periodyczności czy łatwej dostępności – ale limit czasowy, jaki sobie wyznaczyliśmy, to dwa lata albo dziesięć numerów. Jeżeli nam się do tego czasu nie uda – to będzie znaczyło, że nie nadajemy się na zespół redakcyjny i należy zwinąć interes, zająć się czymś innym, oddać przestrzeń młodszym. Chociaż ci młodsi, prawdę mówiąc, niespecjalnie się pchają w tę przestrzeń.

Poczynając od kroju i ilości czcionek na stronie, zasad prowadzenia strumienia tekstu, ilustracji, budowy winiety – staraliśmy się, na ile to możliwe, hołdować zasadom przyjazności. Czytelnik najpierw przecież patrzy na pismo, więc trzeba go zachęcić do tego, żeby w ogóle zatrzymał na nim wzrok. Potem bierze pismo do ręki, a kiedy je kupi, rozerwie folię, a załączony tomik odłoży do przeczytania na później (nie wątpię, że tak właśnie robi przeciętny czytelnik) – cała gra się toczy o to, by następnym razem, za te trzy miesiące, chciał ponownie wziąć pismo do ręki. Musi być to dla niego coś dobrze znanego i intrygującego zarazem. Powinien wiedzieć, że to właśnie jest nowy numer „Red.”a, nie innego pisma.

Oczywiście, postawienie sobie takiego wymogu trąci być może tzw. komercją. Plastycy, z którymi rozmawiałem, prosili o litość, błagali, śmiali się i drwili z naszej formy. Jednak nie ustąpiłem, bo kiedy szykowali własne propozycje okładek, stron bloku, działów stałych, to ja widziałem coś, co niczym się nie różniło od większości pism artystycznych. Było to artystycznie wysublimowane, ale nieczytelne dla odbiorcy. Poza tym – z całym szacunkiem dla plastyków – „Red.” to pismo literackie. Niech plastycy wyżywają się w pełni w swoich branżowych pismach, ale to jest pismo dla kogoś, kto chce czytać i ma mu się czytać wygodnie, poręcznie, przyjaźnie. Bo „Red.” to nie jest pismo artystyczne, czy też literacko-artystyczne. Odruchowej interdyscyplinarności mówimy stanowcze „nie”. Interesują nas odcienie literatury, a reszta sztuk ma w tym piśmie funkcje służebne i poboczne. Nie zajmiemy się wernisażem, nie zrobimy wywiadu z malarzem – no, chyba że napisze książkę albo zacznie rzeźbić wiersze.

Jeżeli „Red.” to jakaś walka, to ewentualnie próba odzyskania ziem utraconych gdzieś u zbiegu lat 90. ubiegłego wieku. Chcielibyśmy, żeby pismo było czytelne, „wkaszalne” zarówno dla polonisty z Namysłowa, jak i Profesora Przemysława Czaplińskiego albo utalentowanego licealisty czy licealistki z Elbląga. Mowa o schodzeniu pod strzechy, to może nazbyt górnolotne i wyświechtane slogany, ale na pewno nie interesowało nas i nie zainteresuje robienie pisma w nakładzie 600 czy 500 egzemplarzy, bowiem trudno wówczas mówić o czasopiśmie. To jest gadżet, suwenir. W większych ilościach są wytwarzane pamiątki w Braniewie. Jeżeli powszechnie narzeka się na to, że media dokonują agresywnej podmiany wartości i że artyzm przegrywa z tabloidami, to co można zrobić? Paść w boju z potworem na szańcach świętej trójcy albo spróbować samemu stać się potworem? Zamiast utyskiwać na kolorowe tygodniki, może przejąć kilka prostych tricków, jakimi się Massmediont posługuje? Na przykład wyraźna, czerwono-biała winieta. Ciekawe, skąd oni to wzięli, na pewno wydali masę szmalu, żeby im jakaś firma hocki-klocki industrialization wymyśliła, co się rzuca najbardziej czytelnikowi w oczy. Niech zatem będzie – oni wydali mnóstwo pieniędzy, żeby do tego dojść, a skoro stosują – to i my zastosujmy w imię Boże (literackie imię Boże, oczywiście) i bij, zabij.

Rzymianie podobno niewiele sami wymyślili, byli jak Prusacy. Chociaż np. podkomendni Fryderyka Wielkiego potrafili głównie zdobywać i okupować. Rzymianie nie tylko podbijali, ale przejmowali wynalazki obcych i nieco ulepszali, niewiele, tyle, ile było trzeba, by z rzeczy dobrej zrobić genialną. Weźmy taki grecki hełm – świetna rzecz, ale uniemożliwia porozumiewanie się na polu walki – nie ma wycięć na uszy. Rzymianie zrobili te wycięcia, dzięki czemu manipuły legionistów słyszały rozkazy na polu bitwy. Z naszym pismem u zarania było trochę podobnie. Nie wydawało nam się, że trzeba tworzyć coś zupełnie nowego, ale wziąć z tego, co jest i było, i stworzyć wreszcie pismo, które realizowałoby także (chociaż nie tylko!) potrzeby czytelnicze, a nie tylko autorskie. Zatem, gdy ktoś mówi, że „Red.” to skrzyżowanie „Lampy”, „Studium” i kilku innych pism, to zapewne ma rację, tyle że mamy jeszcze kilka nowych pomysłów i nie zdążyliśmy powiedzieć ostatniego słowa. Proszę Państwa, spokojnie, my się dopiero rozkręcamy. Chcemy być jak ci rzymscy legioniści. Aha – i mamy w hełmach otwory na uszy...

Radosław Wiśniewski

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
KONTAKT Z NATURĄ KOLORU
felieton ___CZYTAM W MYŚLACH...
BERLIŃSKIE PRZECHADZKI

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt