Witryna Czasopism.pl

nr 22 (200)
z dnia 20 listopada 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum

LIST TRZECI

ROK HERBERTA, PRIORYTETY, PARĘ DROBNYCH NA NISZĘ

No to może was zaskoczę, bo nie będę narzekać na Ministerstwo. Przy zapoznaniu trzeba delikatnie. Przynajmniej na wstępie. No i zachowajmy rozsądek. Rzecz w tym, że pieniędzy jest mniej niż byśmy chcieli, szanse na pełne finansowanie są nikłe, a sytuacja pism – choć różna – zwykle trudna choćby dlatego, że bardzo niewiele tytułów ma zaplecze w postaci etatowych pracowników, pomieszczeń, kanałów dystrybucyjnych. I rozwiązanie tego wszystkiego nie przyjdzie od żadnego Ministra.

Zanim zwrócę się do „drogiego Pana Ministra”, muszę oddać sprawiedliwość przeszłości. Nie jest jakoś szczególnie trudno złożyć wniosek, sam wniosek nie jest bardzo rozbudowany, rozliczenie wymaga wypełnienia jednej tabelki i napisania paru zdań opisu realizacji zadania. Oczywiście, w pewnym sensie jest to kreślenie planu po zbudowaniu domu – środki z ostatniego rozdania dostajemy późno, w tym roku właśnie teraz, a wydać je musimy do końca roku. To w praktyce oznacza „przeksięgowanie” wydanych wcześniej kwot, ale urok roku rozrachunkowego znają wszystkie instytucje kultury. Jednocześnie jednak jest tak, że zawsze można zasięgnąć rady u odpowiedzialnych za umowy urzędników, są oni kompetentni i nie miałam nigdy wrażenia, że traktują mnie jak niedorozwiniętą ekonomicznie petentkę, którą oczywiście jestem.

Być może można wyobrazić sobie jakiś idealny mechanizm rozdziału środków, ale ja nie jestem dobra w snuciu wizji tego rodzaju, bo nie znam się na ustawach, przepisach, procedurach. Mogę ustosunkować się tylko do tego, jak te ustawy i praktyki wpływają na moje, mojego pisma sprawy. Myślę więc na przykład o przekroczeniu magicznego progu rozliczenia rocznego. Zwłaszcza pisma młodsze, rozwijające się, mogłyby funkcjonować, gdyby miały, jak się to pięknie mówi, zabezpieczone środki na dwa lata. Wiedziałyby wówczas, jak i co planować, gdzie i czego szukać. Taki dwuletni cykl pomagałby starać się o dofinansowanie wszędzie tam, gdzie wymagany jest wkład własny, byłby argumentem w rozmowach z samorządami, organizacjami unijnymi, sponsorami itp. Argumentem za dwulatką jest też faktyczny bieg roku księgowego, trwającego często od listopada do grudnia.

Drugim usprawnieniem, jakie bym postulowała, byłaby rezygnacja z wirtualnego planowania numerów w rubryce „harmonogram zadania” i w części opisowej. Dwumiesięcznika nie da się, jeśli ma być żywy, planować z wyprzedzeniem rocznym, jest to więc radosna twórczość nikomu, poza Ministerstwem, niepotrzebna. W ogóle deklaracje, jak będziemy świetnym pismem w sytuacji, gdy przedkładamy do wglądu numery już wyprodukowane, a działamy od lat, powiedzmy dziesięciu, jest typowym działaniem biurokratycznym. Być może konspekt powinny składać pisma nowe, najlepiej wraz z rodzajem recenzji napisanej przez niezależnego prasoznawcę czy też człowieka reprezentującego tę gałąź kultury, na którą desant pismo projektuje. Był taki epizod w dziejach dotowania, że w ankiecie na temat czasopism wypowiedzieli się znani pisarze, ludzie kultury. Może nie do końca fortunny koncept, jednak chciałoby się wiedzieć, czy o przyznawaniu środków decydują księgowi, czy też ktoś, kto czytuje prasę kulturalną i dla niej pisze. Jak jest teraz? Zbiera się Komisja, my jednak nie wiemy, kto w niej zasiada. Może to dobrze, nie ma prób nacisków. Może niedobrze, bo anonimowa działalność wywołuje wrażenie pukania do bram Urzędu, a decyzje są komentowane jako uwikłane w pozamerytoryczne przesłanki.

Nie ma powodu, by ukrywać: zawsze komentowane są środowiskowo zwłaszcza decyzje objęcia patronatem, a więc finansowania w całości czasopism. Plotka niesie, że przesłanki bywają, powiedzmy „inne”, niekoniecznie sprawiedliwe. Pytanie, co jest tu sprawiedliwe? Finansowanie zasłużonych, opatrzonych, często słabo obecnych w głównym nurcie dyskusji, rozleniwionych dobrymi warunkami, szacownych dinozaurów? Zwrócenie się w stronę pełnych polotu, nieco niechlujnych pism młodzieżowych? Trzeba sobie jasno powiedzieć, być może odbyć tysiąc dwieście osiemdziesiątą i pół rozmowę o kondycji kultury i miejscu pism literackich w XXI wieku, ale nakreślić priorytety mniej sztywne, mniej pozorne.

Tak, pisma w priorytety trafiają, nie da się ukryć – stajemy się mistrzami obłudy, co dobrze świadczy o zdolnościach do fikcji. Już się boję Roku Herberta. Trudno wyobrazić sobie nudniejszy projekt dla czasopisma, ale na pewno niejedno (moje zapewne też) ugnie się w potrzebie i zamieni na ten rok w „Zeszyty Literackie”. Jak w tym roku (Wyspiański) byliśmy trochę „Dialogami”, trochę „Pamiętnikami Teatralnymi”. Inne obłudne projekty to wspieranie czytelnictwa, regionalność, współpraca międzynarodowa. Jest oczywiste, że pisma bywają regionalne, wspierające, międzynarodowe. Jednak nie rubryki priorytetów, na które „można dostać”, „można się załapać”, decydują, powinny decydować o poziomie, programie czasopiśmiennych działań. Czaso-pismo, pisanie w czasie, to etymologia może nieortodoksyjna językoznawczo, ale oddająca faktyczny styl życia periodyków. O ile państwo musi planować budowę muzeów, wszelkie przedsięwzięcia wymagające dużych wydatków, zaletą czasopism jest ich różnorodność i elastyczność. Dekretowanie, systemem programów operacyjnych i priorytetów, co bardziej zasługuje na wsparcie, jest odruchem centralizacyjnym. Przyucza do społecznego konformizmu, odbiera autonomię. Powiem wprost: dajcie pieniądze tym, którzy potrafią utrzymać poziom, a oni sami zdecydują, czy przyszedł u nich czas na Herberta, czy będą lansować (w staroświeckim sensie tego słowa) regionalne poetki. Niech cały naród nie buduje pomników.

Po ostatnie, oczywiście, pieniędzy powinno być więcej. Czasopisma, od dawna to wiemy, nie dają sobie rady w kulturze rynkowej, ale jednocześnie stanowią inkubatory aktywności, myślenia, sztuki, która gdzie indziej nie ma szans. Jeśli nie chcemy mieć społeczeństwa skupionego na kolejnej edycji tańca czegoś z kimś na czymś, musimy wywalić te parę drobnych na szlachetną niszę, przyciągającą jednak kogoś. Tak patetycznie, drogi Panie Ministrze, zakończę.

Inga Iwasiów

Inga Iwasiów

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
JEST CIEKAWY – W KOLORZE BORDO
CZY JEAN BAUDRILLARD MOŻE BYĆ POŻYTECZNY?
Od Redakcji

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt