Witryna Czasopism.pl

nr 16 (194)
z dnia 20 sierpnia 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | teraz o… | teraz o… | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

o liście obecności po Tekstyliach

Od redakcji

Naszym zamiarem było zachęcenie redaktorów czasopism, a także ludzi czynnie zajmujących się sztuką, literaturą i krytyką, aby spojrzeli na oba tomy Tekstyliów jako na istotne źródło wiedzy o najnowszej i młodej kulturze, a przy okazji zadali sobie parę pytań… Pierwsze i najważniejsze dla naszej dyskusji: pytanie o LISTĘ OBECNOŚCI PO TEKSTYLIACH. Kolejne pytania, pomocnicze: o jakich młodych twórcach kultury Tekstylia milczą? O kim warto by powiedzieć kilka słów więcej? Niech padną konkretne nazwiska – być może uda się wyłowić ciekawe osobowości. Co łączy, a co dzieli najmłodszych? Co miałoby być dla nich punktem odniesienia?


Zapraszamy do lektury, ale i do komentarzy. Mamy nadzieję na kolejne wypowiedzi o LIŚCIE OBECNOŚCI PO TEKSTYLIACH.

Redakcja

 

MŁODA SZTUKA, LEWICA I NIESTRAWNOŚĆ

Piotr Bernatowicz

Chowając się za pozytywistyczną metodą podliczania i katalogowania, autorzy przerzucają pytanie i trud dociekania tego, co właściwie jest podstawą książki – na innych. Debata, której częścią jest niniejszy tekst, zadanie to podejmuje. Jest jednak pewne niebezpieczeństwo w tej dość zręcznej taktyce – może się okazać, że to, o co pytamy, nie istnieje – tak jak owo zagadkowe „coś” wypatrywane przez bohaterów obrazu Sasnala. Czy zatem monumentalny słownik Tekstylia bis nie okazałby się bytem rozdmuchanym, niczym pop-corn, sugerującym gigantyczną ucztę, a w rzeczywistości zwiększającym tylko pragnienie lub skutkujący niestrawnością?

 

SZTUKA W „TEKSTYLIACH BIS”

Karol Sienkiewicz

Jeśli bowiem w dziale sztuka w nadmiarze nazwisk i faktów czegoś zabrakło, to właśnie redakcji. Przez redakcję rozumiem odpowiedni dobór informacji, ujednolicenie not, zróżnicowanie ich długości w zależności od rangi artysty. Już szybkie przekartkowanie książki pozwala stwierdzić, że nastąpiło zachwianie równowagi między fotografami i artystami uprawiającymi inne dyscypliny. Nie wiem, doprawdy, jakie znaczenie może mieć dla mnie fakt, że dana artystka czy dany artysta jest mańkutem lub też że marzy się mu/jej wycieczka do Mongolii.

 

MUSZĄ BYĆ MŁODZI CZY MŁODZI DUCHEM?

Klara Kopcińska

Widok ten jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że podział ze względu na wiek jest podziałem beznadziejnym. Ba, sęk w tym, że ja w ogóle nie lubię podziałów i wraz z Żukiem Piwkowskim staramy się dawać temu wyraz w wydawanym przez nas piśmie „tytuł roboczy”. Dziś, kiedy tyle się mówi o multimediach itp., itd., wydają mi się nieco przestarzałe nawet takie działy jak „literatura”, „sztuka”, „muzyka”; wielu artystów i innych kaowców, takich, którzy mnie interesują (ze mną włącznie, cha cha), nie umiałabym tego rodzaju kategoriom podporządkować.

 

ZBĘDNA MŁODOŚĆ

Robert Ostaszewski

O młodych pisarzach zaczyna się robić głośno zwykle wtedy, gdy występują oni jako wspólnota pokoleniowa, związana – tak jest najczęściej – negatywnymi emocjami; wspólnota pokrzywdzonych albo buntowników, którzy chcą zburzyć zastaną hierarchię, aby wywalczyć miejsce dla samych siebie. Obecnie taka wspólnota nie istnieje, pisarze niechętnie przyznają się do jakichkolwiek środowiskowych czy pokoleniowych koneksji, i – jak sądzę – nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższych latach wspólnota znowu się zawiązała. Dlaczego?

 

CO NAGLE, TO PO DIABLE?

Marta Eloy Cichocka

Piszę to wszystko jednym tchem, jednocześnie dyskutując przez telefon na temat innego tekstu z młodym, wybitnym polskim fotografem dokumentalistą (rocznik '81), którego biografii na próżno szukać w dziale „Sztuka”. Dlaczego? Ano, ponieważ jego przesłany mi biogram zawierał… fałszywą datę urodzenia (rocznik '68), której w nawale pracy nie zdążyłam zweryfikować osobiście, czyli towarzysko. Całe szczęście, poczucie humoru Przemka Krzakiewicza (bo o nim mowa) nie opuściło i nie pozwoliło mu się na mnie obrazić!

 

MŁODA KREW POLSKIEGO BLUESA

Ewa Matysik

Kreślenie „panoramy” wiąże się z nieuchronną koniecznością stawienia czoła dylematowi wyboru. Spory kłopot sprawia chociażby decyzja o wybraniu najbardziej podstawowego kryterium: jak wytyczyć granicę między zespołami „młodymi” (czy też: „stosunkowo nowymi”) a tymi, którym należy już przyznać status gwiazdy? Sprawa jest o tyle trudna, że zespoły dobrze znane w bluesowym światku są zazwyczaj kompletnie anonimowe poza nim, w jakiej wobec tego tak naprawdę powinny się znaleźć kategorii?

 

felieton ___ZWEI SEELEN, ACH, IN MEINER BRUST

M.K.E. Baczewski

Dehnel, jaki jest, każdy widzi. Uroda i garderoba głównego bohatera czołowej powieści Bolesława Prusa. Pamiętam, jak onegdaj przebywałem na Wybrzeżu w subiektywnych celach żebraczych, jako że wymydliłem się był do cna z zasobów egzystencjalnych, i jak w najbielszy z białych dni na regularnej ulicy zgoła cywilizowanego miasta spotkałem tę brzemienną w książki postać, która wydała mi się wówczas w tak groźnym sensie „ci devant”, że pobrałem, co miałem jeszcze z nóg za resztki pasa i ukryłem doczesną powłokę w najbliższej bramie.

 

felieton ___TA OKROPNA DEMOKRACJA

Adam Ubertowski

Nie podoba się nam buźka Miłościwie Nam Panującego? A to straszne! Jaka ta demokracja nieudana! Okropność! Trzeba wysupłać drobniaki na najbliższy tani samolot i uciekać tam, gdzie rządzący mają bardziej sympatyczne oblicza. Jednak przedtem zachęcam Państwa do cofnięcia się o kilka kroków i szerszego spojrzenia na naszą kulawą demokrację. Może z takiej poszerzonej perspektywy uda nam się dostrzec, że ten system jest dużo bardziej pojemny, bo oprócz kija o końcówkach „rządzący” i „podwładni” mieści w sobie jeszcze niepoliczalną liczbę innych, czasem dużo bardziej skomplikowanych narzędzi.

 

felieton ___CZYTAM W MYŚLACH...

Adam Kaczanowski

Czy osoba taka, jak w transie, czyta ten czarujący ustęp wielokrotnie, w różnych tonacjach, akcentując co rusz inne słowo? Recytuje go przed lustrem, z zachwytem śledząc każdą sylabę wychodzącą ze swoich ust? Przerywa żonie lub mężowi jakieś prozaiczne zajęcie i każe zamieniać się w słuch?

Trudno mi sobie taką osobę wyobrazić, ale widząc tak wiele peanów na temat doskonałego brzmienia tego czy innego tekstu, pochwał autorów, którzy tak wyśmienicie oddają melodię języka, muszę przyjąć istnienie takich czytelników za dobrą monetę.

 

RACHU-CIACHU, PĘPOWINA!

Maciej Stroiński

Przeciwieństwem postawy „na luzie” jest nerwica, czyli nieustająca „jazda po bandzie”. Jeśli ktoś nie wie, jak wygląda nerwicowiec, to niech zakupi nowy numer „Krytyki Politycznej” (13/2007), do którego dołączono płytę z czerwoną koszulką. Na płycie znajduje się filmowy zapis prawie półtoragodzinnej obecności neurotyka w redakcji „KP” i w okolicach. Mowa o Slavoju Žižku. Neuroza może być niezłym treningiem dla umysłu spekulatywnego, co w przypadku Žižka widać jak na dłoni. Niestety, neuroza unieszczęśliwia, co też widać.

 

POWRÓCIŁO MALARSTWO?

Paweł Kompanicki

Polecam lekturę najnowszego „Formatu” [1 (51) 2007], nie tylko dla przypomnienia niedawnych sporów. Ponowne zainteresowanie malarstwem jest faktem, ale ten proces można obserwować od kilku lat, o czym przypomina tekst Krzysztofa Stanisławskiego. Także w Polsce o podobnym zjawisku można mówić od jakiegoś czasu, by tylko wspomnieć o zainteresowaniu, z jakim spotkała się twórczość grupy Ładnie, ale też Dominika Lejmana i wielu innych artystów. Skąd to oczekiwanie przełomu, przebijające się w niektórych wypowiedziach w „Formacie”?

 

FANDOM DYSKUTUJE O KRYTYCE

Michał Choptiany

Fantastyka, latami traktowana jako uboższa (jeśli nawet nie kompletnie nędzna) krewna literatury głównonurtowej, rządzi się podobnymi prawami jak jej zamożna ciotka, choć ciężko jest przebić się jej do szerszej opinii publicznej (życie krytyki literackiej SF dobija się zazwyczaj do działów kultury ogólnopolskich dzienników na okoliczność przyznania nagrody im. Janusza Zajdla). Na takie przebicie nie mają też szansy teksty z omawianego numeru 3 (12) 2007 „Czasu Fantastyki”, ale nie powinno to przeszkodzić mi w rzuceniu okiem na bolączki fantastycznych krytyków literackich (przyznam, że mam problemy z tą ambiwalentną frazą).

 

Z MORALNOŚCIĄ PRZEZ ŚWIATY MOŻLIWE

Michał Choptiany

Gdy nadchodzi okres kanikuły, redakcje działów kultury w kolorowych tygodnikach opiniotwórczych lubią uraczyć swoich czytelników poradnikami dotyczącymi wakacyjnych lektur. Co jednak zrobić, gdy ktoś spyta: No, dobrze, a jeżeli chcę w czasie tych wakacji odnaleźć receptę na autentycznie lepsze życie? Takie pytanie jest oczywiście wysoce niepoprawne i niemedialne − zwłaszcza w sezonie ogórkowym. Może w zasadzie przejść niezauważone. Dlatego właśnie warto zwrócić uwagę na wakacyjne, podwójne wydanie krakowskiego „Znaku” [7-8/2007].

 

CZESKIE NUMERY, POLSCY RECENZENCI

Grzegorz Wysocki

Pomijając już to, że argumentacja Winieckiej jest mocno wątpliwa i łatwo po lekturze tego paszkwilu pokusić się o polemikę z Wirtualnym sado-maso („Czas Kultury” 1-2/2007), szczególnie uderzający jest fragment z pierwszego akapitu recenzji: „Wypada jednak na początku uprzedzić: twórczość tych autorów poznałam dopiero dzięki Bernadetcie Darskiej”. O jakich autorach mowa? Ano idzie o Mariusza Sieniewicza, Joannę Wilengowską, Filipa Onichimowskiego, Ewę Schilling czy Włodzimierza Kowalewskiego. Podsunęła mi pani Winiecka rewelacyjną myśl – jak tylko nadarzy się okazja, będę bronił pisarzy i poetów, o których wcześniej nic a nic nie słyszałem, których książek ani chwili nie trzymałem w ręku.

 

DANIA GŁÓWNE I PRZYSTAWKI

Grzegorz Wysocki

Trzecie danie główne omawianego numeru „FA-artu” (1-2/2007) to (napisany felietonowym stylem) szkic Marka K. E. Baczewskiego, którego nie zawaham się w tym momencie określić w następujący sposób: otóż Była sobie książka to tekst piękny. Traktuje on o świecie, w którym pewnego dnia znowu (bo przecież kiedyś, dawno temu, już tak było) nie będzie książek – wszystkie one wyginą, zejdą z tego świata czy też, co szczególnie interesuje Baczewskiego, spłoną.

 

WPUŚĆMY TU TROCHĘ POWIETRZA

Aleksandra Kędziorek

Gdy z tętniącej życiem Świętokrzyskiej skręcimy w maleńką ulicę Bagno, miniemy zafajdane trawniki i chaotycznie zaparkowane taksówki, na małym skwerku na Placu Grzybowskim czekać nas będzie cud. Mały staw z nenufarami, nad którym unosi się mgiełka nasyconego tlenem powietrza, to nowy projekt Joanny Rajkowskiej, znanej już warszawiakom dzięki palmie ustawionej w 2002 roku na rondzie de Gaulle’a. Właśnie o Dotleniaczu, jak również o innych pracach Rajkowskiej, rozmawia z artystką w wywiadzie dla sieciowego „Obiegu” (wpis z dn. 05.08.2007) kurator projektu, Kaja Pawełek.

 

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt