Witryna Czasopism.pl

nr 16 (194)
z dnia 20 sierpnia 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | teraz o… | teraz o… | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

RACHU-CIACHU, PĘPOWINA!

Maciej Stroiński

Przeciwieństwem postawy „na luzie” jest nerwica, czyli nieustająca „jazda po bandzie”. Jeśli ktoś nie wie, jak wygląda nerwicowiec, to niech zakupi nowy numer „Krytyki Politycznej” (13/2007), do którego dołączono płytę z czerwoną koszulką. Na płycie znajduje się filmowy zapis prawie półtoragodzinnej obecności neurotyka w redakcji „KP” i w okolicach. Mowa o Slavoju Žižku. Neuroza może być niezłym treningiem dla umysłu spekulatywnego, co w przypadku Žižka widać jak na dłoni. Niestety, neuroza unieszczęśliwia, co też widać.

 

POWRÓCIŁO MALARSTWO?

Paweł Kompanicki

Polecam lekturę najnowszego „Formatu” [1 (51) 2007], nie tylko dla przypomnienia niedawnych sporów. Ponowne zainteresowanie malarstwem jest faktem, ale ten proces można obserwować od kilku lat, o czym przypomina tekst Krzysztofa Stanisławskiego. Także w Polsce o podobnym zjawisku można mówić od jakiegoś czasu, by tylko wspomnieć o zainteresowaniu, z jakim spotkała się twórczość grupy Ładnie, ale też Dominika Lejmana i wielu innych artystów. Skąd to oczekiwanie przełomu, przebijające się w niektórych wypowiedziach w „Formacie”?

 

FANDOM DYSKUTUJE O KRYTYCE

Michał Choptiany

Fantastyka, latami traktowana jako uboższa (jeśli nawet nie kompletnie nędzna) krewna literatury głównonurtowej, rządzi się podobnymi prawami jak jej zamożna ciotka, choć ciężko jest przebić się jej do szerszej opinii publicznej (życie krytyki literackiej SF dobija się zazwyczaj do działów kultury ogólnopolskich dzienników na okoliczność przyznania nagrody im. Janusza Zajdla). Na takie przebicie nie mają też szansy teksty z omawianego numeru 3 (12) 2007 „Czasu Fantastyki”, ale nie powinno to przeszkodzić mi w rzuceniu okiem na bolączki fantastycznych krytyków literackich (przyznam, że mam problemy z tą ambiwalentną frazą).

 

Z MORALNOŚCIĄ PRZEZ ŚWIATY MOŻLIWE

Michał Choptiany

Gdy nadchodzi okres kanikuły, redakcje działów kultury w kolorowych tygodnikach opiniotwórczych lubią uraczyć swoich czytelników poradnikami dotyczącymi wakacyjnych lektur. Co jednak zrobić, gdy ktoś spyta: No, dobrze, a jeżeli chcę w czasie tych wakacji odnaleźć receptę na autentycznie lepsze życie? Takie pytanie jest oczywiście wysoce niepoprawne i niemedialne − zwłaszcza w sezonie ogórkowym. Może w zasadzie przejść niezauważone. Dlatego właśnie warto zwrócić uwagę na wakacyjne, podwójne wydanie krakowskiego „Znaku” [7-8/2007].

 

CZESKIE NUMERY, POLSCY RECENZENCI

Grzegorz Wysocki

Pomijając już to, że argumentacja Winieckiej jest mocno wątpliwa i łatwo po lekturze tego paszkwilu pokusić się o polemikę z Wirtualnym sado-maso („Czas Kultury” 1-2/2007), szczególnie uderzający jest fragment z pierwszego akapitu recenzji: „Wypada jednak na początku uprzedzić: twórczość tych autorów poznałam dopiero dzięki Bernadetcie Darskiej”. O jakich autorach mowa? Ano idzie o Mariusza Sieniewicza, Joannę Wilengowską, Filipa Onichimowskiego, Ewę Schilling czy Włodzimierza Kowalewskiego. Podsunęła mi pani Winiecka rewelacyjną myśl – jak tylko nadarzy się okazja, będę bronił pisarzy i poetów, o których wcześniej nic a nic nie słyszałem, których książek ani chwili nie trzymałem w ręku.

 

DANIA GŁÓWNE I PRZYSTAWKI

Grzegorz Wysocki

Trzecie danie główne omawianego numeru „FA-artu” (1-2/2007) to (napisany felietonowym stylem) szkic Marka K. E. Baczewskiego, którego nie zawaham się w tym momencie określić w następujący sposób: otóż Była sobie książka to tekst piękny. Traktuje on o świecie, w którym pewnego dnia znowu (bo przecież kiedyś, dawno temu, już tak było) nie będzie książek – wszystkie one wyginą, zejdą z tego świata czy też, co szczególnie interesuje Baczewskiego, spłoną.

 

WPUŚĆMY TU TROCHĘ POWIETRZA

Aleksandra Kędziorek

Gdy z tętniącej życiem Świętokrzyskiej skręcimy w maleńką ulicę Bagno, miniemy zafajdane trawniki i chaotycznie zaparkowane taksówki, na małym skwerku na Placu Grzybowskim czekać nas będzie cud. Mały staw z nenufarami, nad którym unosi się mgiełka nasyconego tlenem powietrza, to nowy projekt Joanny Rajkowskiej, znanej już warszawiakom dzięki palmie ustawionej w 2002 roku na rondzie de Gaulle’a. Właśnie o Dotleniaczu, jak również o innych pracach Rajkowskiej, rozmawia z artystką w wywiadzie dla sieciowego „Obiegu” (wpis z dn. 05.08.2007) kurator projektu, Kaja Pawełek.

 

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt