Witryna Czasopism.pl

nr 7 (257)
z dnia 5 maja 2010
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

JUŻ NIGDY NIE BĘDZIE TAKICH KRYTYKÓW

Jednym z najważniejszych skutków romansu literatury z nowymi mediami było to, że zmieniono sposób czytania, zmuszając odbiorcę do interaktywności, tj. do czynnego współtworzenia tekstu. Najnowsza „Dekada Literacka” poświęcona literaturze 2.0 [nr 1-2 (239-240) 2010] wydaje mi się ciekawa pod warunkiem, że – wbrew zamiarom redaktorów – za temat wydania nie uznamy historii czy charakterystyki tego zjawiska. O wiele bardziej zajmujące są pytania stawiane na marginesie rozważań o hipertekście – pytania o współczesne strategie lektury oraz o los krytyka. Autorzy „Dekady” próbują udzielić na nie odpowiedzi w wielu rozproszonych artykułach, z których trzy wydają mi się kluczowe.


…model nadawca – komunikat – odbiorca uległ uniepotrzebnieniu…


Otwierającą numer Rozmowę Redakcyjną pt. Literatura a nowe media moderowaną przez Annę Pochłódkę (z udziałem Anny Łebkowskiej, Krzysztofa Uniłowskiego i Krystyny Wilkoszewskiej) traktuję nie tyle jako wstęp do omówienia literatury elektronicznej, ile jako zarys najważniejszych problemów dotyczących sposobu obcowania z tekstem. Głównym tematem rozmowy jest zmiana perspektywy patrzenia na literaturę i ściśle się z tym łącząca konieczność wytyczania nowych granic tego, co literackie. Egalitaryzm internetu stawia literaturoznawcę w sytuacji kłopotliwej: rumieniąc się i wstydząc, musi on wyznać, że narzędzia i kategorie, którymi dysponuje – m.in. ocenianie na podstawie wartości literackiej – już nie wystarczają. Przy pomocy dawnych pojęć objąć można tylko część zjawiska. Dlatego trzeba szukać nowego języka opisu, którego istotnym składnikiem okaże się przychodząca w sukurs współczesnym teoriom interpretacji refleksja wywodząca się z nauk społecznych. Nie bez powodu przecież jedną z dominant debaty zaprezentowanej na łamach „Dekady” pozostaje – formułowany na marginesie literatury – problem konstytuowania pewnej wspólnoty.


Zderzenie punktów widzenia literaturoznawcy życzliwie obserwującego rozwój nowych form (Łebkowska), czynnego krytyka (Uniłowski) oraz estetyka (Wilkoszewska) na szczęście nie prowadzi tutaj do jałowych rozważań, a rozmówcy nie ugrzęźli w akademickim żargonie. Centralny problem tej dyskusji mieści się w zacytowanym sformułowaniu autorstwa profesora Włodzimierza Gruszczyńskiego: „Model nadawca – komunikat – odbiorca uległ uniepotrzebnieniu”. Rozmówcy z pozoru starają się ściśle trzymać tematu, odnosząc się wyłącznie do hipertekstu, lecz mimo to znosi ich od specjalistycznych rozważań w stronę zagadnienia, jak zachodzące zmiany sprowokowane przez rozwój nowych mediów przejawiają się we współczesnej kulturze. Właśnie refleksję nad konsekwencjami tego uniepotrzebnienia, widocznymi w wielu innych dziedzinach, nie tylko w wąsko rozumianej literaturze hipertekstowej, uznaję w „Dekadzie” za najistotniejszą. Na drugi plan schodzą więc kwestie, czy i jakiej satysfakcji estetycznej dostarcza nam ta nowa literatura oraz co jest jej podstawową zasadą konstrukcyjną; półgębkiem tylko wspomina się o kwestiach technologicznych. W centrum znajduje się odbiorca: jego kompetencje, jego wpływ na ostateczny kształt dzieła, wreszcie - jego krytyka, zastępująca głos profesjonalnych komentatorów.


Cybertekst zrobił w Polsce raczej efemeryczną karierę, dlatego ostatni numer krakowskiego czasopisma dla większości czytelników może okazać się wciąż egzotyczny; także dlatego rezygnacja z formuły „bardzo krótkiego wprowadzenia”, a zamiast niej przeniesienie refleksji na poziom bardziej ogólny, wydaje się trafnym posunięciem. Można by rzecz podsumować następująco: w redakcyjnej rozmowie daje się wyraźnie czytelnikowi „Dekady” do zrozumienia, że jeśli nawet obce mu będą eksperymentalne poczynania kolejnych pokoleń twórców literatury hipertekstowej, to nie ucieknie przed zmianami, które są rezultatem jej rozwoju. Można kwestionować nowatorstwo tych działań, pokazywać, w jakim stopniu część z nich zapowiadana była już przez takie prekursorskie teksty jak na przykład Gra w klasy Julia Cortázara, nie da się jednak zakwestionować jednego: to nowe media (na o wiele większą skalę niż świadomie z nimi flirtująca literatura) stawiają kolejne wyzwania przed odbiorcą oraz przed badaczem.


…nieoficjalny obieg literacki…


Jak rzecz wygląda w praktyce, pokazuje Tomasz Z. Majkowski na przykładzie przemian zachodzących w świadomości miłośników fantastyki (Fantastyczna Sieć. Internet i środowisko miłośników literatury fantastycznej). Interesuje go przełom, jaki dokonał się w ciągu zaledwie kilkunastu ostatnich lat w relacji pisarz – czytelnik. Jeszcze pod koniec lat 90. Maciej Parowski, redaktor „Nowej Fantastyki”, mógł na łamach pisma toczyć bezpardonową walkę z internautami, którzy swoje poglądy wyrażali co najwyżej na dostępnej dla nielicznych liście dyskusyjnej. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. To papierowe media są w odwrocie. Głos anonimowego fana czasem brzmi silniej i bardziej wiarygodnie od głosu wyspecjalizowanego krytyka. Majkowski pyta o konsekwencje tego procesu: jaka jest literatura, która się poddaje sugestiom prostodusznego odbiorcy i która do tego stopnia absorbuje jego uwagi, że nie ośmiela się w żaden sposób wykroczyć poza narzucone sobie schematy i ograniczenia? Rekonstruuje on tym samym mapę nie do końca jeszcze rozpoznanego problemu. Sprzężenie zwrotne – omawiane przez Majkowskiego na przykładzie relacji między czytelnikiem (w roli dumnego ze swojego dyletanctwa krytyka) a autorem – staje się kolejną odsłoną tego, jak literatura o ambicjach bardziej rozrywkowych czy popularnych dostosowuje się do oczekiwań odbiorcy. Proces ten jest częścią zdecydowanie szerszego zjawiska, które nazwać by można rządzącym się własnymi prawami nieoficjalnym obiegiem literackim. W tym świecie teksty drukowane stają się jedynie punktem wyjścia do rozrastających się, niezależnych literackich komentarzy fanów; w tej rzeczywistości funkcjonują osobne autorytety krytyczne, w swoich wyborach kierujące się zupełnie innymi kryteriami od tych, które determinują gusta krytyków profesjonalnych.


Majkowski niezwykle precyzyjnie ilustruje przemianę sygnalizowaną wcześniej przez dyskutantów Rozmowy Redakcyjnej: to nie autor powinien nas dziś interesować, ale odbiorca, ponieważ coraz częściej literatura podporządkowuje się jego oczekiwaniom. A jeśli nawet udaje się jej jeszcze przed tym wpływem obronić – to nie można już lekceważyć rosnącego w siłę drugiego obiegu. Prędzej czy później badacze będą musieli zapytać o to, czy twórczość kiełkująca na marginesie twórczości oficjalnie przez nich uznawanej jest literaturą, a jeśli tak – to jakie są wyznaczniki jej literackości i co z tego wynika?


…zawód – czytelnik…

„Dzisiaj […] krytyk oscyluje pomiędzy chęcią podobania się i pokusą naukowości, pomiędzy niszą a głównym nurtem, pomiędzy elitą a masą czytelniczą” – czytamy opublikowane w „Dekadzie” słowa Marty Wyki pochodzące z laudacji wygłoszonej z okazji wręczenia Krzysztofowi Uniłowskiemu Nagrody im. Kazimierza Wyki. Sam laureat w swojej wypowiedzi raz jeszcze podejmuje ten sam wątek, który wydaje mi się przewodnim wątkiem całego numeru. Zapytać przecież można i trzeba: gdzie jest w takiej wizji, która zmarginalizowała autora, a nobilitowała odbiorcę, miejsce dla profesjonalisty, dla kogoś, kto żyje z pisania o literaturze? Gdzie jest miejsce dla krytyka unieważnianego, którego prerogatywy z przyjemnością przejmuje każdy czytelnik z osobna, bez względu na posiadaną wiedzę i kompetencje?


Uniłowski mówi w Prawie krytyki prowokacyjnie: pójdźmy tropem Dariusza Nowackiego, my, krytycy, powtórzmy za nim wszyscy: „zawód: czytelnik”. Nie przywdziewajmy togi, zgódźmy się na pewną przygodność naszej profesji; krytykiem się co najwyżej bywa, godność tę za każdym razem wypada na nowo ryzykować i potwierdzać. Odejdźmy więc – dopełnię myśl Uniłowskiego – od widma petryfikacji, przywróćmy czytaniu i pisaniu o nim utraconą świeżość. Krytyka (tak odbieram ten swoisty manifest krytyczny autora Kup Pan książkę!, przefiltrowany dodatkowo przez to, co mówi w redakcyjnej debacie „Dekady”) nie powinna ścigać się z wypowiedziami o literaturze rodzącymi się w innych środowiskach, nie jest jej zadaniem konkurowanie z opiniami blogowymi – nastawionymi nie tyle na głębię analizy, co na błyskawiczną czytelniczą reakcję. Jest jednak dla niej wyzwaniem to, co Uniłowski (za Przemysławem Czaplińskim) nazywa „różnicowaniem czytania”. Jest to zadanie dużo poważniejsze niż tylko mnożenie głosów, które można w prosty sposób zsumować.


„Czytanie – pisze wszakże Uniłowski – wiąże się z odkrywaniem nieprzejrzystości języka, niewspółmierności dyskursów. Czytanie pokazuje nam, że tak naprawdę mówimy różnymi językami, które nie dają się sprowadzić ani do wspólnego mianownika, ani do siebie nawzajem. […] Powiedziałbym przy tym […], że w wypadku krytyki literackiej jej transcendentnym założeniem nie powinna być żadna wspólnota komunikacyjna, lecz komunikacja pojmowana jako nieuchronny spór, wynikający z różnic, których nie da się stłumić, unieważnić ani wyrugować”.


Uniłowski refleksję nad krytyką przenosi na metapoziom, uciekając tym samym od czczych rozważań o jej kształcie, nie daje żadnego banalnego przepisu na sukces. Pokazuje, że sedno bycia dobrym krytykiem tkwi nie tyle w charakterze produkowanych recenzji, co w namyśle teoretycznym, w posiadaniu własnego projektu krytycznego. Na krytyku – tak rozumiałabym Uniłowskiego – spoczywa więc bardzo konkretna odpowiedzialność. Pisanie o literaturze traci tu na złudnej prostoduszności. Krytyk, świadomy antagonizmów i potrafiący je wygrywać, powinien chyba dbać także o charakter dyskusji, do których literatura często bywa tylko przyczynkiem.

Dawny model komunikacji uległ uniepotrzebnieniu, ale czy możemy już powszechnie ogłosić wykształcenie się nowego? Czy rozpoznania dokonane przez autorów „Dekady” trafiają nam do przekonania? Czy gotowi bylibyśmy się podpisać pod zadaniami, jakie przed krytyką stawia Krzysztof Uniłowski, raz jeszcze ją nobilitując?

Małgorzata Szumna

Omawiane pisma: „Dekada Literacka”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY
LITER KULTURA POGRZEBANA ZA ŻYCIA (PROPEDEUTYKA POGRĄŻANIA PISARSTWA)
Semeniszki w Europie Środkowo-Wschodniej

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt