Witryna Czasopism.pl

nr 12 (214)
z dnia 20 czerwca 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

TEKSTY, TEKSTY I TEKSTY, CZYLI NIELUDZKIE KONFERENCJE ATAKUJĄ

Pisząc o „Czasie Kultury” w poprzednim wydaniu „Witryny” [SIĘGANIE BRUKU], rozwodziłem się obszernie nad „wewnętrznym rozdarciem” poznańskiego pisma, które łączy w sobie cechy pisma literackiego i (przy)akademickiego. Tym razem będzie o „Pograniczach” nr 2 (73) 2008, szczecińskim dwumiesięczniku kulturalnym, który z owym rozdarciem również się od wielu lat zmaga. Od razu należy jednak podkreślić, że „zmaganie” najprawdopodobniej jest słowem niewłaściwym, gdyż musiałoby się ono wiązać z poczuciem dyskomfortu i niejasności w kwestii właściwego charakteru pisma, a złego samopoczucia redaktorzy „Pograniczy”, przynajmniej publicznie, nie ujawniają. Jak pisze w interesującym wstępniaku pt. Literatura akademika Jerzy Madejski: „Właściwie od początku istnienia pisma, czyli od roku 1994, ci, którzy chcieli je zdyskredytować, mówili, że »Pogranicza« są akademickie”. Aktualnym numerem pisma redakcja wsadza jeszcze jeden kij w mrowisko, bo za temat obrała literaturę akademicką. Redaktorzy puszczają więc do nas oko, jakby chcieli powiedzieć, że „tak, jesteśmy pismem akademickim i nie zamierzamy ulegać żadnym naciskom – nie obawiamy się swojej akademickości i zaprezentujemy numer poświęcony literaturze uniwersyteckiej, tworzonej na uczelniach wyższych najczęściej przez profesorów, dla profesorów i traktującej o profesorach”. Wyszedł z takiego prowokacyjnego pomieszania jeden z najciekawszych w ostatnim czasie numerów „Pograniczy”.


PROBLEMY WSTĘPNE


We wspomnianym wstępniaku Jerzego Madejskiego prócz przybliżenia zawartości aktualnego numeru pisma, odnajdziemy jeszcze kilka ciekawych spostrzeżeń i myśli systematyzujących zagadnienie, o którym mowa na kolejnych stronach. Pisze więc Madejski, że powieść uniwersytecka ma swoje liczne reprezentacje nie tylko w Anglii czy Stanach Zjednoczonych, ale także u nas, o czym zapomnieli (lub nie wiedzieli) nawet twórcy Słownika rodzajów i gatunków literackich (pod red. G. Gazdy i S. Tynieckiej-Makowskiej, Kraków 2006). Problemów z definiowaniem i klasyfikacją literatury akademickiej mamy w Polsce sporo, a ich wyliczankę należałoby rozpocząć już od kwestii samego nazewnictwa. Posługujemy się więc określeniami przejętymi z krajów anglosaskich: „campus novel”, powieść akademicka (academic novel) czy rzadziej używane college novel i Proffessorromane (szczególna odmiana Bildungsromane – powieści rozwojowej). Mamy również swojskie odpowiedniki: literatura literaturoznawcza (pisała o niej Danuta Ulicka), prozy polonistyczne, dydaktyczne, konferencyjne czy czytelnicze (tak różnymi tytułami opatruje swoje prozatorskie miniatury Adam Poprawa). Madejski przytomnie zauważa, że literatura akademicka to przecież nie tylko powieść – nie wolno zapomnieć o poesis docta, dramacie akademickim i wielonurtowym obszarze akademickiego pisarstwa autobiograficznego.


COETZEE POD PRZYMUSEM


Madejski podaje powody, dla których literatura akademicka może się nam wydać interesująca. Otóż campus novel stanowi frapującą odmianę powieści środowiskowej – wewnętrzne problemy akademii czy interakcje pomiędzy wykładowcami i studentami okazują się źródłem atrakcyjnych fabuł. Jest też warta uwagi „jako swoiste dopełnienie pisarstwa naukowego” i można czytać tego rodzaju literaturę z uwzględnieniem naukowego kontekstu pisarstwa autobiograficznego. Znane są przypadki porzucenia lub przynajmniej ograniczenia „pisarstwa naukowego” na rzecz „pisarstwa kreatywnego”. Notabene, z takiego rozróżnienia wynika, że pisarstwo naukowe nie jest pisarstwem kreatywnym, co może dziwić, skoro mamy do czynienia z wypowiedzią doktora habilitowanego, profesora Uniwersytetu Szczecińskiego – czyżby w tak subtelny sposób zamierzał zdyskredytować pracę naukową własną i swoich kolegów?

Literatura akademicka to również jedna ze współczesnych odmian powieści idei: „właśnie w tej literaturze szukamy koncepcji znanych z książek teoretycznych rozpisanych na fabuły, portrety, zapiski”. Powieści uniwersyteckie spełniają dzisiaj także ważną „funkcję identyfikującą wspólnotę akademicką” i, oczywiście, funkcję dydaktyczną. Jak postuluje Madejski, „nie byłoby fanaberią, aby do kanonicznego spisu lektur z teorii literatury dodać np. powieść Davida Lodge'a Zamiana, gdyż – o czym informują nawet wydawcy książki – postać Morrisa Zappa wzorowana jest na życiu Stanleya Fisha. Trudno się też nie zgodzić z Madejskim, gdy wspomina o świetnych powieściach Johna Maxwella Coetzeego (Hańba i Elizabeth Costello), które również z powodzeniem mogłyby uzupełnić uniwersyteckie kursy teorii literatury. Gdyby natomiast ustalanie kanonicznego spisu lektur należało do mnie, to kto wie, czy nie umieściłbym tam po prostu wszystkich istniejących książek Coetzeego. I nie mówię tylko o kierunkach humanistycznych – studentów politechnik czy uczelni ekonomicznych też zmusiłbym do lektury.


BADANIA LITERATUROZNAWCZE NAD TEKSTAMI LITERATUROZNAWCZYMI


Wróćmy jednak do tematu literatury akademickiej. W „Pograniczach” odnajdziemy zarówno teksty traktujące o tego rodzaju literaturze, jak również kilka jej rodzimych przykładów (opowiadanie Magdaleny Miecznickiej, krótkie prozy Adama Poprawy, „nowy utwór” Bolesława Leśmiana spreparowany przez Piotra Michałowskiego czy teksty z pogranicza prozy i eseju autobiograficznego – Harcap Leonarda Neugera i Bazylea, zimą Grażyny Borkowskiej). Zacznijmy od prozy Miecznickiej, która z niewiadomego powodu nie została wyróżniona anonsem na okładce pisma – najwidoczniej redaktorzy uznali, że do kupna „Pograniczy” zachęcą nas raczej uniwersyteckie nazwiska Borkowskiej, Nasiłowskiej, Głowińskiego czy Uniłowskiego niż znane powszechnie nazwisko publicystki i krytyczki literackiej „Dziennika”. A może – zabawiam się w detektywa – pominięcie spowodowane zostało tym, że Miecznicka zaprzedała duszę, tj. porzuciła IBL PAN, z którym przez jakiś czas była związana, na rzecz pracy dla krwiożerczej korporacji (Axel Springer). Albo winny jest niezbyt przychylny, a nawet okrutny i szyderczy obraz uniwersytetu, profesury, pracy na uczelni czy konferencji naukowych, przedstawiony w jej prozie zatytułowanej jakże wdzięcznie: Teksty, teksty i teksty. Tytuł opowiadania jest zarazem tytułem kwartalnika naukowego, w którym debiutował narrator i zarazem główny bohater tej prozy – profesor uniwersytetu, literaturoznawca, który przez pewien czas buntował się przeciwko pracy na uczelni, pragnąc zostać pisarzem, jednak w końcu zrozumiał, co jest jego powołaniem. Już pierwszy akapit pokazuje wyraźnie, w jakim tonie będzie do nas przemawiała Miecznicka: „Jak niektórym z państwa wiadomo, tematyka, którą zajmuję się od przeszło trzydziestu lat, dotyczy szeroko pojętych zagadnień literaturoznawstwa polskiego i europejskiego. Pewna część moich badań, prowadzonych w ramach projektu badawczego pt. Badania literaturoznawcze nad tekstami literaturoznawczymi dotyczyła zaś badań literaturoznawczych nad tekstami z zakresu literaturoznawstwa, jak również szeroko pojętych relacji pomiędzy polskim i europejskim literaturoznawstwem”. Rzeczownik „literaturoznawstwo” odmienia Miecznicka przez wszystkie przypadki i mimo że nie jest wielką sztuką zdyskredytowanie większości konferencji naukowych, opowiadanie rzeczywiście bawi. Osoby wahające się, czy aby nie poświęcić życia dla Akademii, po tej lekturze mogą być od takiej decyzji jak najdalsze.


NIEATRAKCYJNOŚĆ JAKO STANDARD


Dla zachęty może jeszcze jeden fragment z Tekstów...: „Chciałem tworzyć teksty możliwie sterylne i mało atrakcyjne – ponieważ nieatrakcyjność jest, i być powinna, wyznacznikiem standardów naszej dziedziny. Postawiłem sobie za cel, by tylko najbardziej wytrwały czytelnik mógł zapoznać się z każdym artykułem od początku do końca. Jak państwu wiadomo, jest bowiem dobrym obyczajem w dzisiejszej humanistyce, że prace pisze się w możliwie najbardziej niedbały i mętny sposób”. Tak kategorycznych, a zarazem przesadzonych i jednak krzywdzących sądów nie znajdziemy w krótkich, przywołanych już prozach Adama Poprawy. Prozy dydaktyczne i konferencyjne to lapidarne zapiski z codziennego życia akademickiego, które jednak dla osoby spoza uczelni, nieznającej kontekstu czy osób w nich się pojawiających, nie są frapującą literaturą i dużo bardziej polecam Państwu Epifanie Jamesa Joyce'a, niedawno na nowo przetłumaczone właśnie przez Poprawę (vide „Literatura na Świecie” nr 11-12/2007). Warto też przeczytać w „Pograniczach” opowiadanie Ingi Iwasiów Przy toalecie albo dzień egzaminu, którego sam tytuł zapowiada, jakiego rodzaju fabuła na nas czeka. Mamy więc opis dnia z życia pani profesor, przepytywanie studentów, kolegów i koleżanki z uczelni czy „toaletowe życie” kadry akademickiej. Czy to proza autobiograficzna, czy może raczej świadomie zastawiona na czytelnika pułapka?


NIELUDZKIE KONFERENCJE


Z tekstów bardziej teoretycznych, zamieszczonych w tematycznym numerze „Pograniczy”, wybieram fragmenty e-korespondencji Haydena White'a, w których słynny amerykański badacz teorii i historii historiografii pisze o przygotowywanych referatach, wędrówkach po muzeach, okupacji Iraku przez Stany Zjednoczone czy prowadzonym przez siebie seminarium. Szczególnie polecam ostatni z e-maili, poświęcony konferencji X, na której White, jak sam przyznaje, „źle się zachował”. Pisze między innymi: „Wstałem i powiedziałem, że to nieludzkie, by kazać ludziom siedzieć przez wiele godzin i zmuszać do słuchania naiwnych wystąpień na tematy, którymi sami ich autorzy nie są zainteresowani”. I kawałek dalej współczuje jeszcze White „biednym studentom”, którzy cisi, pasywni i cierpiący usiedzieli do samego końca: „Gdyby nie przyszli na konferencję, organizujący ją profesorowie daliby im złe oceny. [...] Jestem rozczarowany relacjami panującymi na tutejszych uniwersytetach, gdzie profesorowie interesują się studentami o tyle, o ile mogą ich wykorzystać i to wcale nie tylko do badań naukowych, które sami prowadzą”. Z kolei Michał Głowiński w krótkim szkicu pt. Seminarium, czyli dialog rozwodzi się na temat wyższości seminarium nad kursowym wykładem. Pisze o „sytuacji seminaryjnej”, wzajemnych interakcjach czy naukach, jakie z takich spotkań wynoszą obie strony. Dołącza do tego kilka uwag na temat prowadzenia wzorcowego seminarium. Chwała Głowińskiemu za stwierdzenie, iż właściwymi podmiotami seminarium są „jego uczestnicy, oni też powinni mieć możliwość swobodnego zabierania głosu. Nie jest to ich przywilejem, ale prawem”.


ŻYCIE NA ARCHIPELAGACH


Za tekst programowy dla „Pograniczy” uznać możemy frapujący esej Ewy Kraskowskiej zatytułowany Dlaczego lubimy czytać powieści uniwersyteckie, ale nie lubimy ich pisać?. Autorka przywołuje w tekście nieznaną u nas powieść Johna Bartha (Giles Goat-Boy, or The Revised New Syllabus of George Giles our Grand Tutor – tytuł spolszcza jako Idzi Koziołek, czyli Poprawiony Nowy Sylabus George'a Gilesa, naszego Wielkiego Tutora), w której odnajdziemy wszystkie ważniejsze cechy powieści akademickiej. Omawia też konieczne składniki takiego dzieła oraz wspomina własną historię zainteresowania się tego typu literaturą (zaczęło się od The Odd Woman Gail Godwin – podobnie jak powieść Bartha, wciąż nieprzetłumaczonej na język polski). Pisząc o nielicznych polskich reprezentacjach literatury akademickiej, wskazuje na różnice między światem akademickim w Polsce i na Zachodzie: „A my? Mijamy się w biegu na uniwersyteckich korytarzach, studenci na zajęciach okupują tylne rzędy krzeseł, byle tylko zachować bezpieczną anonimowość, żyjemy na archipelagach... Nic więc dziwnego, że jeśli w naszym środowisku powstaje literatura, to zazwyczaj karmi się ona przeżyciem indywidualnym, introspekcją, egotyzmem”.

Mnóstwo ważkich uwag należałoby również wypisać z kolejnego świetnego eseju autorstwa Krzysztofa Uniłowskiego, który tym razem pisze o Krytyku na uniwersytecie. Artykuł Uniłowskiego zasługuje na to, by odnieść się do niego polemicznie lub afirmacyjnie w oddzielnym tekście, na co tutaj nie znajdę jednak miejsca, zamiast tego zaproszę Państwa do lektury całości w poprzednim numerze „Witryny” [nr 11 (213) z 5 czerwca 2008, kliknij]. I tym akcentem pozwalam sobie zakończyć niniejsze omówienie.

Grzegorz Wysocki

Omawiane pisma: „Pogranicza”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
CMENTARZ NIE TAKI ZNÓW WESOŁY
CO ZA TYGRYS? CZYLI RUBRYKA DWUDZIESTOLATKÓW
KRYTYKA ROZUMU IDEOLOGICZNEGO

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt