Witryna Czasopism.pl

nr 16 (194)
z dnia 20 sierpnia 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

Z MORALNOŚCIĄ PRZEZ ŚWIATY MOŻLIWE

Gdy nadchodzi okres kanikuły, redakcje działów kultury w kolorowych tygodnikach opiniotwórczych lubią uraczyć swoich czytelników poradnikami dotyczącymi wakacyjnych lektur. Czasami takie „kanony pod gruszę” przybierają formę wywiadu z różnymi znanymi postaciami, które dzielą się swoimi planami lekturowymi lub − przekornie − antylekturowymi (do dziś pamiętam, że parę lat temu prof. Jerzy Bralczyk zadeklarował w „Polityce”, iż w nadchodzące wakacje z całą premedytacją znów nie przeczyta Prousta). Czasami taki zestaw wynika z, w zasadzie oczywistego o tej porze roku, klucza geograficznego: jedziesz do Portugalii − czytaj Saramago, jedziesz na Ukrainę − czytaj Andruchowycza itd. Co jednak zrobić, gdy ktoś spyta: No, dobrze, a jeżeli chcę w czasie tych wakacji odnaleźć receptę na autentycznie lepsze życie?, a w dodatku pytający nie oczekuje, że w odpowiedzi zaleci mu się lekturę jakiegoś poradnika czy banalnych powiastek, które udzielają prostych odpowiedzi na trudne pytania? Pytanie moje jest oczywiście wysoce niepoprawne i niemedialne − zwłaszcza w sezonie ogórkowym. Może w zasadzie przejść niezauważone. Dlatego właśnie warto zwrócić uwagę na wakacyjne, podwójne wydanie krakowskiego „Znaku” [7-8/2007].

Interesujący nas numer został zdominowany przez trzy artykuły dotyczące Portretu damy Henry’ego Jamesa (Paula Seabrighta W pogoni za szczęściem, Marthy Nussbaum Komentarz do tekstu Paula Seabrighta oraz Alissy Valles Nieco hałasu o Isabel Arche), jednakże można je potraktować jako przypadek szczególny, na którym zaobserwujemy, na czym polega etyczna interpretacja dzieła literackiego. Interesujący sam w sobie wydaje się fakt zwrócenia się ku tego rodzaju możliwościom interpretacyjnym. Od razu bowiem pojawiają się pytania poboczne o czynnik, który pozwala uznać dzieło literackie za podatne na taki model interpretacyjny, oraz o kryteria doboru teorii etycznych, przykładanych do dzieła podczas interpretacji, o zależności, jakie wywiązują się pomiędzy etycznym sposobem czytania a innymi typami lektury. Intrygujące są jednak dla mnie uwagi, które en passat czynią dwie polskie autorki numeru: s. Barbara Chyrowicz SSpS (Doświadczenia, wzory, zmagania i portrety) oraz Anna Głąb (Literatura i moralna iluminacja). Podejmują one kwestię problemów z narracją; boryka się z nią od samych swoich początków filozofia moralna (chlubnym wyjątkiem wydaje się być tutaj jedynie Sokrates, i to nawet nie on sam, ale jego persona wyłaniająca się z dialogów Platona).

S. Chyrowicz powołuje się na przykład, który na ustach każdego, kto choć trochę zna sposób uprawiania filozofii analitycznej (tj. konstrukcję właściwą artykułom anglosaskich myślicieli), wywoła sarkastyczno-ironiczny uśmieszek. Autorka przywołuje niesamowite (czy też raczej: mało prawdopodobne) historyjki, w strukturze argumentacyjnej tekstów analityków mające służyć za probierz poprawnego funkcjonowania ich teorii. Mamy zatem teksty przeładowane „rozpędzonymi wózkami, grożącymi stratowaniem siedzącym na torach ludziom (...), zwiedzającymi skalne groty grubasami, co utknęli w wąskim otworze (...)” itd., itp. Chyrowicz skupia się na artykułach etyków, lecz ta przez nią zdiagnozowana cecha (nazwijmy ją roboczo „anegdotycznością”) właściwa jest większości tekstów powstających na uczelniach angielskich, amerykańskich i australijskich. Czytelnik tekstów analitycznych obcuje nie tylko z rozpędzonymi wózkami i grubasami, ale także z bliźniaczymi względem nas mieszkańcami światów równoległych, ze zmutowanymi grzybami, niepodzielnymi na atomy porcjami mazi, z przypadkami rozdwojenia jaźni i fuzji dwóch podmiotów w jeden. Historyjki te mają na celu przebadanie teorii − głoszonej bądź podawanej aktualnie w wątpliwość − pod względem jej powszechności; jeśli okaże się, że jest jakiś świat możliwy, który teorii tej się wymyka, trzeba będzie ją udoskonalać, uściślać, nakładać kolejne warunki. Historyjki te mają naturalnie swoją bogatą tradycję w dziejach retoryki: są przecież dalekimi krewnymi greckich bajek zwierzęcych, które nie były gatunkiem samodzielnym, ale służyły jako dowód lub argument na rzecz głównej tezy danego wywodu, pełniły podobną funkcję jak rozumowania pomijające przesłankę, odwołujące się do wspólnej wiedzy słuchaczy i mówcy. Ktoś pewnie mógłby jeszcze wskazać jako inne powinowactwo (może nieco mniej oczywiste) na rabiniczne przypowieści, choćby takie Buberowskie Opowieści chasydów. Ważne jednak tak naprawdę jest to, czego te historyjki nie mają: siostra profesor wyraźnie wskazuje, iż grubasom tkwiącym w wylocie jaskini daleko jednak do tego, byśmy odczuwali z nimi porozumienie czy rodzaj emocjonalnej albo światopoglądowej wspólnoty − ich przypadki są jednak zbyt odległe od realnych problemów dotyczących naszego działania w świecie. Brakuje im też naddatku literackości, pełni opisu, głębokiej analizy postaw ludzkich, konfrontacji z innymi możliwymi punktami widzenia. Analityczne anegdoty to rodzaj filozoficznego paska komiksowego, przerywającego główny tekst artykułu, który i tak z reguły pisany jest na większym luzie, aniżeli klasyczne dzieła filozofii moralnej (vide przykład Kanta przywoływany przez Chyrowicz jako ewidentny brak porywającego stylu...).

Chyrowicz ceni literaturę za to, że za pomocą doskonałych środków narracyjnych zanurza czytelnika w świecie przedstawionym do tego stopnia, iż musi się on osobiście zmierzyć z kwestiami moralnymi, które nie są zapośredniczone przez suchy dyskurs naukowy, ale przez opowieść. Rodzą się jednak wyżej wspomniane pytania o to, co umożliwia nam etyczną lekturę dzieł literackich. Spór o tę kwestię wydaje się ciągle aktualny: jedni broniliby autonomii dzieła sztuki i pierwszeństwa lektury „estetycznej”, skoncentrowanej na formie, natomiast drudzy (jak obecna w numerze Nussbaum) skupiliby się na szeroko pojętej etyczności dzieła, tak by kategorię etyki rozszerzyć do zakresu obejmującego każdą sferę ludzkiej działalności, także i lekturę (kwestii tej dotyka Anna Głąb w swoim przeglądowym eseju). W mocy pozostają problemy teoretycznego kantyzmu: czy problem etyczny, jaki postawiono w dziele, jest „goły”, niczym niezapośredniczony, czy też jednak lektura z punktu widzenia etyki modyfikuje obiekt badań i rzutowane są w jej trakcie pewne nasze kategorie (występku, grzechu, konkretnych wartości etycznych i ich przeciwieństw).

Inna kwestia to problem utożsamienia powstający na linii „moje problemy” − „problemy bohatera”. Autorki prześlizgują się obok niego, ale oczywistym wydaje się, że nawet w etycznym paradygmacie do takiego zespolenia mojego wyobrażenia o mnie samym i postaci z mojej lektury nie powinno dojść, bo postać ta jest jednak w dużej mierze moim wytworem. Szukając zbyt uporczywie odpowiedzi poprzez lekturę literatury pięknej, paradoksalnie, zbyt łatwo mogę je znaleźć. Problem, jaki tutaj stawiam, ma prawo wydać się nazbyt abstrakcyjny, ale jest chyba takie ryzyko, że niektórym książkom wierzymy zbyt łatwo, zbyt szybko, i że uznajemy je za traktujące wprost o nas. Tymczasem przy lekturze etycznej trzeba tekst traktować bardzo ostrożnie. Ryzyko, jakie tekst ze sobą niesie, tkwi w jego dookreśloności: teoria etyczna jest ogólna, ma aspiracje do uniwersalnej ważności; charaktery literackie (czy to będzie Conradowski Jim, czy Kreon z Antygony, czy też postaci z powieści Camusa) są tylko pewnymi możliwymi jaźniami, danymi nam w przybliżeniu i tylko w tym przybliżeniu do nas podobnymi. Lektura utożsamiająca odbicie z tym, który odbicia szuka, byłaby zbyt pochopna.

Skoro literatura z perspektywy etycznej może stanowić taki katalog możliwych jaźni, światów, postaw, sytuacji poddawanych nam do krytycznego oglądu, to wypadałoby tylko liczyć na to, że ci, którzy będą taką etyczną lekturę uprawiać, nie pozostaną ludźmi jednej książki...

Michał Choptiany

Omawiane pisma: „Znak”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
felieton__PRZENIEŚMY NOWY JORK DO KRAKOWA
KARNAWAŁ BEZ KOŃCA, CZYLI O KŁOPOTACH Z WOLNOŚCIĄ
KINO PO SĄSIEDZKU

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt