nr 28 (145)
z dnia 2 października 2005
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Za nami jubileuszowy, 30. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych – z wyjątkowo bogatym programem, sporą liczbą filmów w Konkursie Głównym (21) i Konkursie Kina Niezależnego (11) i, niestety, nudną galą finałową. Podkreślano spotkanie kilku pokoleń filmowców: na czele jury stanął Andrzej Wajda, swoje nowe filmy zaprezentowali m.in. Krzysztof Zanussi, Feliks Falk i Andrzej Barański. Ucieszył powrót Doroty Kędzierzawskiej, której przez lata nie udawało się zrealizować swojego projektu – jej Jestem uznano za jeden z najlepszych filmów konkursowych. Swoją drugą fabułę – po nagradzanym dwa lata temu Edim – zrealizował Piotr Trzaskalski, zadebiutowała też Anna Jadowska, wcześniej współautorka (wraz z Ewą Stankiewicz) niezależnej produkcji Dotknij mnie, dobre oceny zyskała też Oda do młodości, dzieło trójki studentów łódzkiej Filmówki: Anny Kazejak, Jana Komasy i Macieja Migasa.
Wszystko to, w połączeniu z nową ustawą o kinematografii i, miejmy nadzieję, prężnie działającym Polskim Instytutem Sztuki Filmowej, każe patrzeć na przyszłość rodzimego kina z optymizmem, ale i nie zapominać o jego przeszłości, w tym o wielu nieobecnych, do których z pewnością należy Krzysztof Kieślowski. Nazwisko twórcy Podwójnego życia Weroniki będzie z pewnością towarzyszyło nam przez cały przyszły rok: w marcu 2006 minie dziesiąta rocznica jego śmierci. Rok Kieślowskiego właściwie został już zainaugurowany podczas sierpniowego festiwalu Wysokie Temperatury Filmowe w Kazimierzu Dolnym, ale to dopiero zapowiedź tego, co nas czeka. Zapewne możemy się spodziewać nowych publikacji, a jedną z nich będzie biografia reżysera – pierwsza pełna, jak reklamuje ją wydawca – pióra Stanisława Zawiślińskiego pt. Kieślowski: ważne, żeby iść. Jej fragment (Inżynier w fabryce kurzu) zamieszczony jest we wrześniowym „Kinie”.
Mimo iż od śmierci artysty minęło niemal dziesięć lat, dla zachodniej widowni polskie kino to przede wszystkim Kieślowski, zwłaszcza jego późniejsze, realizowane w koprodukcji filmy – Podwójne życie Weroniki, trylogia Trzy kolory..., a także wcześniejszy Dekalog. Wspomniany fragment biografii dotyczy jednak jego twórczości dokumentalnej, zapewne mniej znanej nie tylko widzom zagranicznym, lecz także polskim. Kieślowski poniekąd był skazany na dokument – w trakcie jego studiów w Filmówce nie wykładali znani twórcy fabuł, za to pracowali tam mistrzowie „kina wierzącego w rzeczywistość”: Kazimierz Karabasz i Jerzy Bossak. Pod ich opieką młody reżyser zaczął formułować swój program dokumentalisty według zasady „opowiadania rzeczywistością”, realizowany we wczesnych filmach, z przełomu lat 60. i 70.: Z miasta Łodzi, Fabryka czy w przemontowanym bez jego zgody Robotnicy’71: nic o nas bez nas. Jak pisze Zawiśliński, od 1969 roku Wytwórnia Filmów Dokumentalnych stała się dla Kieślowskiego niemal domem, zresztą wszyscy tam wówczas pracujący młodzi filmowcy byli ze sobą bardzo zżyci. Sam reżyser WFD nazywał fabryką (potem fabryką kurzu), a kolegów – inżynierami, co podkreślało ich stosunek do zawodu: inspiracji szukali w życiu, nie w fikcji. Kieślowskiemu pomysłów dostarczały własne doświadczenia, np. otrzymanie pierwszego mieszkania zrodziło projekt Osiedle: utrwalanie – dzięki kamerze umieszczonej w tym samym miejscu – poszczególnych faz budowy. Filmowanie, „jak się mury pną do góry”, okazało się pomysłem zbyt wywrotowym – co nie dziwi, zważywszy na rozdźwięk między peerelowską propagandą a rzeczywistością – skazanym na odłożenie do szuflady. Bardzo osobistym projektem było też Prześwietlenie, film o sanatorium dla chorych na gruźlicę w Sokołowsku, gdzie przed laty leczył się jego ojciec. Inspirujące dla reżysera okazało się też ojcostwo, czego efektem była słynna Pierwsza miłość, historia dwojga nastolatków, Jadźki i Romka. Kamera rejestruje ich ślub i początki wspólnego, dorosłego życia, niejako wymuszonego przez przypadkową ciążę dziewczyny. Punktem kulminacyjnym dokumentu są narodziny ich córki Ewy, która miała być bohaterką kolejnego filmu – swoistego ciągu dalszego losów Moskalów. Reżyser z pomysłu jednak zrezygnował, świadomy, że obecność ekipy może wpływać w sposób nienaturalny na życie rodziny – podobne wątpliwości, etyczne dylematy będą mu towarzyszyć do końca, czego najlepszym przykładem są jego zabiegi o to, by wskutek filmu nie ucierpiała rodzina tytułowego bohatera Z punktu widzenia nocnego portiera. Życie jednak samo dopisało ciąg dalszy historii Moskalów: Krzysztof Wierzbicki, współpracownik Kieślowskiego, odnalazł mieszkających w Kanadzie Jadźkę i Romka – w jego Horoskopie pojawiła się oczywiście Ewa, która również urodziła córeczkę.
Siedem kobiet w różnym wieku, Gadające głowy, Szpital – trudno byłoby, przynajmniej mnie, wskazać najlepszy dokument Kieślowskiego. Oczywiście daje o sobie znać upływ czasu, i jego zanurzone w polskiej rzeczywistości lat 70. filmy dla współczesnego, młodego widza są chyba trochę nieczytelne, np. nagrodzona na krakowskim festiwalu Fabryka według studentów jest nudna, dialogi – trzydzieści lat temu tak ważne – nieciekawe, na dodatek częściowo niezrozumiałe wskutek marnej jakości dźwięku. Z drugiej strony pewne rzeczy zaskakują, jak np. padające w Urzędzie pytanie: „Co pani robiła na przełomie całego życia?”. Ta, standardowa przecież, kwestia urzędniczki zajmującej się świadczeniami emerytalnymi jawi się – być może przez wzgląd na późniejszą twórczość reżysera – jako problem egzystencjalny, fundamentalne pytanie o sens i istotę życia. Zbliżająca się rocznica śmierci Kieślowskiego będzie zapewne okazją do wspomnień, rozmaitych laudacji ku czci przedwcześnie zmarłego artysty, może zostanie ufundowana kolejna nagroda jego imienia. Chciałoby się jednak, żeby pamięć o reżyserze oznaczała też wierność jego etyce dokumentalisty, poczuciu odpowiedzialności za to, co się robi, i świadomości, że kamera może służyć dobru, ale i wyrządzać krzywdę. W erze tabloidów i reality show taka wiedza wydaje się szczególnie cenna.
Omawiane pisma: „Kino”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt