Witryna Czasopism.pl

nr 28 (145)
z dnia 2 października 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | wybrane artykuły | autorzy | archiwum

„TEKSTY DRUGIE”
I KRĄG ICH PRZYJACIÓŁEK

Maciej Stroiński

„Teksty Drugie” ukazują się w sześciuset egzemplarzach. Mam dowód na to, że niecały nakład tego fachowego pisma trafia do fachowych rąk, i to dowód z pierwszej ręki: otóż sam kupuję i czytam „Teksty Drugie”, a – by tak rzec – nie jestem z literaturoznawczej branży. Przypuszczam, że moje słowa mogą przynieść radość redaktorkom tego dwumiesięcznika (ciążącego w stronę nieregularnika): przecież dyżurne zarzuty pod adresem pism fachowych to „hermetyczność” i „brak oddźwięku” w kręgach innych niż ściśle określone, czego „Tekstom Drugim” od teraz zarzucić już nie można (jeśli są hermetyczne, to bez przesady, bo udaje mi się czytać je z zainteresowaniem, natomiast oddźwięk z kręgów nieokreślonych wydaję tu oto).

 

ICH CZTERECH

Grzegorz Wysocki

Czterech muzyków, cztery tytuły prasowe. Skrajnie różne rodzaje muzyki, które sobą reprezentują. Różne są również pisma, z których czerpię cytaty – opiniotwórczy dziennik i ogólnopolski tygodnik, wychodzące cztery-pięć razy do roku pismo o nowej literaturze oraz katolicki tygodnik społeczno-kulturalny. Co najmniej jednak jedna rzecz owych muzyków łączy – oddano im głos i to wcale nie, jak mogłoby się komuś wydawać, podając do ręki mikrofon, by mogli popisać się talentem wokalnym. Mówiąc wprost – wywiady z muzykami, którzy niekoniecznie muszą być przecież specjalistami od złotych czy chociażby interesujących myśli, których obowiązkiem nie jest komentować otaczającą nas rzeczywistość, krytykować istniejący stan rzeczy czy interpretować dokonania kolegów po fachu.

 

GDZIE TO DZIECKO?

Agnieszka Kozłowska

Pocieszeniem jest jednak dla mnie teoria psychologów, że każdy z nas ma w sobie dorosłego, rodzica, no i dziecko. A więc dziecko jest we mnie. Schowało się za dorosłego i rodzica, i tylko od czasu do czasu wychyla głowę. Albo… podnosi łeb. Takie wnioski można wyciągnąć z lektury październikowego numeru (10/2005) „Dialogu”. Pod wspólnym tytułem „Dziecko w nas” zebrano w nim trzy teksty: Justyny Kowalskiej-Leder Infantylizacja kultury masowej, Pawła Ciećwierza Miasto grzechu i luster i Justyny Golińskiej Zabawa w dziwki i bandytów. Wybór redakcji zastanowił mnie, choćby dlatego, że żaden z tekstów nie odnosi się bezpośrednio do teatru, a aż dwa spośród trzech skupiają się na jednym filmie.

 

PRZECHADZKA PO LITEWSKIM LESIE

Igor Kędzierski

Nie jestem ani znawcą, ani miłośnikiem psychologii głębi, ale lektura najnowszego numeru „Dekady Literackiej” (2/2005), poświęconego tematowi „literatura litewska dziś”, dała mi dużo do myślenia. Zaintrygowało mnie, jak przedziwnie obecne są we współczesnej literaturze litewskiej reminiscencje sowieckiej przeszłości. Oczywiście, tu i tam przewinie się Lenin, jakiś wiec, widmo kołchozu czy ciotka szlachcianka prześladowana za pochodzenie – w tych nawrotach pamięci nie ma nic dziwnego. Zastanawia tylko sposób ich istnienia.

 

ŻEGLARZ NA BOCZNYM TORZE

Łukasz Badula

Szukających w pionie redakcyjnym „Bocznego Toru” jakiegoś czarującego impresaria, sterującego ręcznie oddolną rewolucją estetyczną młodych duszyczek (a żadnych zmarnować nie wolno), czeka srogie rozczarowanie. Dariusz Stryniak, który jest właściwie jedynym wytwórcą poznańskiego nieregularnika, to osoba na tyle zakonspirowana w swoim istnieniu, iż właściwie nie wiadomo, czy naprawdę realnie istnieje. Nie pojawia się ani na środowiskowych imprezach, ani na internetowych forach, nigdzie nie uświadczy się jego zdjęć, równie trudno wytropić jego ślady w którymkolwiek z pism funkcjonujących poza głównym obiegiem. Ogólnie rzecz ujmując, poza „Bocznym Torem” nie uświadczy się Stryniaka, co tylko potwierdza tezę, że jest on właściwie kreacją literacką.

 

PAMIĘTAJMY O KIEŚLOWSKIM

Katarzyna Wajda

Zbliżająca się rocznica śmierci Kieślowskiego będzie zapewne okazją do wspomnień, rozmaitych laudacji ku czci przedwcześnie zmarłego artysty, może zostanie ufundowana kolejna nagroda jego imienia. Chciałoby się jednak, żeby pamięć o reżyserze oznaczała też wierność jego etyce dokumentalisty, poczuciu odpowiedzialności za to, co się robi, i świadomości, że kamera może służyć dobru, ale i wyrządzać krzywdę. W erze tabloidów i reality show taka wiedza wydaje się szczególnie cenna.

 

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt