Witryna Czasopism.pl

nr 14 (167)
z dnia 5 lipca 2006
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

KTO JEST OSAMĄ BIN LADENEM ANTOLOGII NAJMŁODSZEJ POLSKIEJ POEZJI?

Czerwcowy numer „Lampy” (6/2006) przynosi czytelnikom nie tylko kilkadziesiąt najnowszych recenzji i kilka wywiadów, ale także interesującą, z różnych względów, dyskusję związaną z antologią najnowszej polskiej poezji autorstwa Tadeusza Dąbrowskiego. Biedny pan Tadeusz, będąc mężczyzną jeszcze młodym, nieco tylko ode mnie starszym, podjął się zadania straszliwego, młodego człowieka niegodnego. Niegodnego, bo od razu wytykanego, krytykowanego, lżonego, komentowanego i do ostatniego szczegółu, do najkrótszego przypisu omawianego. I myliłby się ten, kto pomyślał, że dostaje się Dąbrowskiemu za to tylko, że młodziutki metrykalnie i nie ma za sobą doświadczeń, a to historycznych, a to literackich, a to emocjonalnych. Tak to już na tym świecie bożym bywa, że autorzy antologii, podobnie jak politycy rządzących partii i absolwenci filologii klasycznej, nie mają łatwego życia.


Dlaczego źle, gdy dobrze?


Właściwie to należałoby się cieszyć. No bo jak to. Mamy przecież na rynku nową, wielosetstronicową, potężną, by nie powiedzieć monumentalną, księgę, w której zebrano to, co zdaniem Tadeusza Dąbrowskiego najlepsze w najnowszej poezji polskiej od roku 1976. Rzecz elegancko i starannie wydana została przez Słowo Obraz Terytoria, a więc wydawnictwo, dla którego książki „eleganckie i staranne” nie są rzeczą nadzwyczajną i zdarzającą się przypadkowo. Wiąże się to oczywiście z ceną widniejącą na obwolutach tychże tak atrakcyjnie prezentujących się na półce pozycji. Tak, tak, nie pomylił się czytelnik tego tekstu, który w ręku nie trzymał jeszcze czerwcowej „Lampy” – wysoka cena to również wada i minus jak stąd do Władysławowa, a winien temu nie kto inny jak Tadeusz Dąbrowski.


Prezes Wildstein i trója z socjologii


Najpewniej gdyby w dyskusji tej padły pytania o sprawcę mianowania Wildsteina na prezesa TVP, odcięcia prądu w północno-wschodniej części Polski, porażki Holendrów z Portugalią w meczu 1/8 mundialu oraz mojej trói z ubiegłorocznego egzaminu z socjologii, odpowiedź padłaby jedna: Tadeusz Dąbrowski. Nie idzie mi tutaj w tym miejscu o wybronienie Dąbrowskiego i jego najnowszego dzieła, a raczej ukazanie pewnego mechanizmu, który doprowadzi nieuchronnie do założenia partii poszkodowanych psychicznie, fizycznie, etycznie i mentalnie autorów antologii literackich. Czytając dyskusję w „Lampie”, zastanawiałem się, czy istnieje (niechby i tylko teoretyczna) możliwość powstania antologii idealnej, takiej, która dogodziłaby wszystkim. Odpowiedź jest oczywista. Po lekturze dyskusji upewniamy się tylko w tym, że antologii, która spodobałaby się chociażby jednej trzeciej zainteresowanych, stworzyć nie sposób. A za miesiąc jak mu się gusta czytelnicze drastycznie odmienią, to i antologię może od nowa napisać. I wilki syte, i owce całe. Mnie pozostaje w tym miejscu zastrzec sobie autorstwo nie tak znowuż oryginalnego pomysłu.


Kto jest Osamą bin Ladenem?


Lipszyc twierdzi, że „na druk antologii szkoda drzew”. Podobną konstatacją podzieliłem się kilka miesięcy temu na łamach miesięcznika „Arte”, gdzie recenzowałem Polskę Sławomira Łuczaka. Z całym szacunkiem dla talentów retorycznych pana Lipszyca, ale w dyskusji Pozerzy słów przesadza wielokrotnie, i to grubo. Ostrą połajankę urządza również inny poeta, Marcin Sendecki, który stwierdza, że skoro „Tadeusz Dąbrowski jest szeregowym, nie dowiadujemy się, kto jest generałem w tej wojnie albo prezydentem Bushem. Nie dowiadujemy się też, kto jest Osamą bin Ladenem, czy też jakimś innym niedobrym człowiekiem, który uprawia hermetyzm albo pusty tekstualizm”. Przy okazji, na życzenie Leszka Szarugi, dowiadujemy się dlaczego swego czasu zniknęły z łamów „Przekroju” (i po dziś dzień nie powróciły) wiersze.


Komórka Dunina-Wąsowicza


Bronić Dąbrowskiego próbuje w dyskusji między innymi Janusz Drzewucki, jednak zaraz po tym, gdy zaczyna mówić, że „ta antologia pokazuje jedną wspaniałą rzecz – to, co Tadeusz wymyślił, że to jest poezja po 76 roku, czyli poeta musiał zadebiutować po 76 roku” [w dalszej części Drzewucki szczegółowo rozwija swoją myśl], pojawiają się głosy przeciwne. A dlaczego po ‘76, a nie ‘77 albo na przykład ‘81? A ja sobie myślę – a dlaczegóżby nie po 966 lub po 1410? Po 1795 lub 1920? I tak od początku do samego końca. Bo ten się pojawił, a ten nie, bo ten ma pięć wierszy, a ten piętnaście, bo ten wcale nie debiutował tak późno, a ten tak wcześnie i jednak w tej antologii zjawić się powinien. A czytelnik, jak zawsze w takich przypadkach, ma z całości niezły ubaw, tym bardziej że rzecz cała nagrywana jest na komórkę Pawła Dunina-Wąsowicza, o czym ten informuje czytelnika nie raz i nie dwa. Dowiadujemy się na przykład, że komórka redaktora „Lampy” od czasu do czasu dzwoni, co, niestety, nie pozwala nam, którzyśmy w Pałacu Starej Książki nie byli, poznać całej dyskusji.


Być i zawodnikiem, i sędzią


A prócz tego w nowej, opóźnionej z powodu długiego weekendu, targów książki oraz brutalnej i brzemiennej w skutki wizycie urzędu skarbowego „Lampie” kilka ciekawych wywiadów. Rozmowa z Mikołajem Łozińskim w całości prawie traktująca o jego debiucie powieściowym zatytułowanym Reisefieber. Dowiadujemy się dzięki temu, że prawdopodobnie (bo wciąż jestem przed lekturą książki) pojawił się na naszym rynku młody twórca, którego książka nie jest tylko internetowym pamiętniczkiem z okresu jakże bolesnego dojrzewania. Tak, tak, Łoziński stworzył powieść, o której można rozmawiać, którą można omawiać, z którą można przeżyć mniej lub więcej radosnych chwil. Rozmowa z Wojciechem Kuczokiem długa, ale i ciekawa, i warta lektury. Przeczytamy w niej o polskiej literaturze górskiej, niechęci do wody, kolejny raz przewałkowany zostaje tutaj Gnój (jakby nie ukazały się w ogóle dwie kolejne książki autora), a dla mnie szczególnie interesujące okazały się następujące słowa z tego wywiadu: „Mnie zależy na uczciwości porozumienia. Jeśli krytykami są zawodowcy, teoretycy literatury, którzy piszą o literaturze, a nie chcą jedynie odreagować swojej frustracji i niespełnienia twórczego to jest okej. Ale jeśli tę krytykę tworzą niespełnieni poeci albo prozaicy utrącający swoją konkurencję, to jest nieuczciwe. Niezależnie, czy on mnie chce pochwalić, żeby się podlizać, czy on mnie chce uwalić, to ja w ogóle nie dopuszczam w swoim myśleniu istnienia krytyków będących jednocześnie twórcami. [...] Czy możesz sobie wyobrazić, że Jakub Kolski pisze w miesięczniku „Kino” negatywną recenzję z filmu Marka Koterskiego? To by było nie do przyjęcia. A na gruncie literatury to się dzieje. [...] Takich przypadków jest niestety wiele. Ja tego nie rozumiem. Nie można być jednocześnie zawodnikiem i sędzią. Nie można w 75. minucie przegrywanego meczu zmienić koszulki i zacząć rozdawać czerwone kartki rywalom”.


Panu pisać wolno, a panu to już nie


O ile porównanie wyszło Kuczokowi zgrabnie i obrazowo, o tyle nie sposób się z nim (przynajmniej w pełni) zgodzić. Jak napisze o Gnoju Stokfiszewski, który skończył polonistykę, to jest dobrze, a jak Dunin-Wąsowicz po dziennikarstwie, to zgroza i zębami zgrzytanie, a przede wszystkim niedopuszczalne i nieuczciwe? I czy aby na pewno pisarz parający się również krytyką literacką czy recenzenctwem nie może być w swoim o książkach pisaniu naprawdę świetny, świadom swej roboty, jej celów czy wyznaczonych sobie zadań? I czy te cele to zawsze albo chęć podlizania się, albo uwalenia swojego brata po piórze? Czy krytyk będący jednocześnie twórcą, chwytając od czasu do czasu za pióro krytycznoliterackie, zamierza po prostu sobie odreagowywać? Czy nie jest to ze strony, swoją drogą bardzo przeze mnie cenionego, Kuczoka spore i dość niesprawiedliwe uproszczenie? Nie jest to miejsce, by rozwijać temat – myślę jednak, że lista pytań pozostaje niedomknięta.

Prócz powyżej wspomnianego w czerwcowej „Lampie” wywiady z Mariuszem Wilkiem, Ireną Karpą, Laurą Pawelą. Teksty o Krzysztofie Niemczyku, Niepokalanowie oraz literaturze spiskowej i masońskiej. Proza Buzzatiego (niespełna dwie strony, ale warto), Prusa (Macieja Piotra), Ziemowita Szczerka i wspomnianego Niemczyka. I jeszcze trochę.

Grzegorz Wysocki

Omawiane pisma: „Lampa”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
UWODZENIE BIOGRAFIĄ
MÓJ SARKAZM. FELIETONISTYKA TOMASZA BEKSIŃSKIEGO
CHINY TUŻ PRZED PÓŁNOCĄ

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt