Witryna Czasopism.pl

Nr 33 (115)
z dnia 2 grudnia 2004
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | wybrane artykuły | autorzy | archiwum

PILOT

Rozwinięta kultura popularna wytworzyła pilota telewizyjnego, pożąda go w szczególnie perwersyjny sposób i nie jest w stanie bez niego funkcjonować. Co więcej — wszystko wskazuje na to, że pilot stanie się nie tylko główną ikoną medialnego kontaktu człowieka ze światem, ale także kontaktu tego źródłem.

W Polsce uwznioślaliśmy pilota i uczyniliśmy z niego obiekt fetyszystycznych zachwytów, zmieniających radykalnie wartość telewizora w zależności od tego, czy towarzyszyło mu — czy też nie — urządzenie do zdalnej kontroli. Moja prywatna pamięć takie właśnie rzeczy wygrzebuje: pojedyncze, wyeksploatowane do granic możliwości erefenowskie gruchoty, przywożone pod koniec dekady coraz smutniejszego Gierka, miały jedną zaletę: posiadały przewodowe (rzadziej) lub bezprzewodowe urządzenie, które wyłączało, zmieniało kanały i ściszało (choć częściej: dawało czadu). Było tak: jeśli wysłużony Grundig posiadał takie urządzenie, to pomimo całkowitego braku kontrastu i mizernych kolorów, był wyżej ceniony od całkiem niezłego jakościowo polskiego Szmaragda, w którym jednak zmianę kanału powodowało przyciśnięcie szarego przycisku. Dzisiaj jestem coraz mniej przekonany, że w tym wszystkim najważniejsza była zmiana kanału i regulacja głośności. O co więc chodzi z tym pilotem? Co z nami robił, jak go używamy i co się z nim stanie?

Czy leci z nami pilot? Kiedyś naprawdę „pilot nie leciał” razem z telewidzem i nie pomagał/przeszkadzał w jego kontaktach z programami, chociaż w 1992 roku już 98 procent kolorowych telewizorów było na jego usługach.

Pierwsze urządzenia do zdalnego sterowania w latach 20. i 30. dostosowane były do odbiorników radiowych. Usytuowane w najczęściej odwiedzanych przez domowników miejscach potrafiły uaktywniać głośniki, ustalać głośność i dostroić się do ulubionej stacji. W połowie lat 30. udoskonalenie polegało na wyposażeniu takiego pilota w dwa proste guziki, które umożliwiały powrót do poprzednio słuchanej stacji. Tak więc jedna z pierwszych kontrolnych funkcji pilota radiowego (myślę o funkcjach wykraczających poza proste włączanie i wyłączanie) polegała na ucieczce od reklam. Otóż urządzenie to potrafiło odróżnić dźwięki muzyki od dźwięków mowy — gdy pojawiała się ta ostatnia (a zwykle znaczyło to, że wypowiadana jest treść reklamowa), wówczas głośniki wyłączały się aż do czasu, gdy z eteru zaczęła płynąć muzyka.

Także pierwsze piloty telewizyjne, na przykład Blab-off, nastawione były na funkcję przechwytywania i niszczenia reklam: wyłączały dźwięk, gdy pojawiała się reklama. Począwszy od połowy lat 50. stały się one standardowym wyposażeniem odbiorników wielu firm. Tun-O-Magic stanowił już model udoskonalony, ale kłopot sprawiały kable między odbiornikiem a urządzeniem. Flash-Matic firmy Zenith uznawany jest za pierwszą próbę pilota bezprzewodowego. Urządzenie skierować mogło strumień światła w jeden z czterech rogów ekranu telewizora; w każdym z rogów była zlokalizowana jedna z funkcji obsługujących przekaz. Kłopot polegał nie tylko na tym, żeby pamiętać, w którym miejscu znajduje się jaka funkcja, lecz także na niedoskonałości strumienia światła jako nośnika informacji. Następnie zastosowano fale radiowe, ale dla nich z kolei ściany domów nie stanowiły zapory: łatwo było zmienić kanał sąsiadowi. Space Command Zenitha z 1956 roku wydawał się praktycznym zastosowaniem większości podstawowych funkcji bezprzewodowego pilota. Warunki, jakie stawiały konstruktorom firmy elektroniczne dotyczyły tego, że miały być to urządzenia bardzo proste, mieszczące się w ręku, lekkie i emitujące fale VHF (niesłyszalne dla ludzi i zwierząt, a zatrzymywane przez ściany pokoju). Space Command Television spełniał te warunki: zawierał cztery przyciski (jeden z nich odłączał dźwięk w czasie emisji reklam) i był skuteczny na odległość kilkunastu metrów. Począwszy od 1956 roku telewizory Admiral i Zenith były sprzedawane z pilotem, funkcjonującym od 1962 roku na częstotliwości fal UHF. Lata 70. przyniosły wraz z rozwojem magnetowidów upowszechnienie się urządzenia do zdalnego sterowania, które stało się nieodłączną częścią telewizora. W połowie lat 70. zmieniono ultradźwięki w system General Electric, zawierający mikroprocesor i cyfrowe kody. A począwszy od lat 80., wraz z Homenetem General Electric, pilot stał się właściwie podstawowym urządzeniem domowym o cechach centralnego komputera.

Co dzisiaj potrafi pilot? Trudno powiedzieć, gdyż został sprzęgnięty z urządzeniem komputerowym zarządzającym domem: stał się inteligentnym „przyjacielem”, przeznaczonym do większości domowych urządzeń elektronicznych. Wystarczy skierować strumień ultradźwięków na urządzenie i wówczas pilot nauczy się je rozpoznawać. Jeśli mamy zapisane w pamięci dane, wówczas można w sposób dowolny nawet z oddali programować, rejestrować i wprowadzać schematy działania urządzeń elektronicznych („wyłączyć stereo, gdy włączam telewizor” — to bodaj najprostsza funkcja do zlecenia).

Co więcej — a to powinno kulturoznawców interesować w najwyższym stopniu — pilot stał się ważnym elementem kultury. W dziesiątkach filmów amerykańskich oglądać można fragmenty z pilotem w roli głównej: jedną z ulubionych zabaw nastolatków stało się zmienianie programów telewizyjnych sąsiadom po drugiej strony ulicy, do czego potrzebne jest urządzenie o odpowiedniej mocy. W filmie Zostań na tej samej fali dzieci ratują ojca, maniaka telewizyjnego, który został wciągnięty do świata telewizyjnego i wówczas zgubienie czy chwilowe uszkodzenie pilota staje się kwestią „życia lub śmierci” (na szczęście w świecie iluzji, chociaż amerykańskie kroniki policyjne notują pobicia, a nawet morderstwa powodowane brakiem dostępu do pilota). Bez niego nie byłoby większości — bardzo wartościowych — filmów spod znaku nowej medialności (np. Atoma Egoyana, Petera Weira czy Darrena Aronofsky’ego). Zauważmy wreszcie, że użytkownicy zdecydowanej większości nowoczesnych odbiorników są zupełnie bezradni bez pilota: na ogół nie można wtedy dostroić programu, ustawić nagrania w pamięci magnetowidu. Nie zapomnę mojej głębokiej frustracji, graniczącej z chęcią dokonania aktu agresji na sprzęcie, gdy w Stanach Zjednoczonych nie byłem w stanie zmienić standardu nagrywania wideo bez pilota. Czułem się nie tylko tak, jak gdybym był pozbawiony ważnego elementu urządzenia, ale jakby całe to urządzenie (telewizor z magnetowidem) było kompletnie bezużyteczne bez zdalnej kontroli. Długotrwałe manipulacje przy panelu odbiornika, stukanie w przyciski i ich chaotyczne naciskanie nie zdały się na nic — telewizor sprzężony z magnetowidem życzył sobie niewielkiego prostokąta: tak, jak gdyby w nim ukryta była jego dusza.

Pilot bez dwóch zdań jest centralnym gadżetem popkultury, ale ponadto przedmiotem rozmaitych badań naukowych. Na ogół przecież nie o sam gadżet chodzi, ale o odpowiedzi związane z jego użyciem i typem pragnień, które wywołuje oraz potrzeb, które dzięki kontaktowi z nim są wypełniane. Okazuje się więc, że temu niewielkiemu elektronicznemu urządzeniu poświęcono kilka konferencji naukowych, co najmniej dwie monografie oraz kilkadziesiąt poważnych artykułów naukowych. Pytano o to:

- w jaki sposób uczymy się używania pilota i jaki wpływ ma to urządzenia na nasze zachowania społeczne?,

- jakiego rodzaju przyjemności osiągają dorośli widzowie, oglądając programy z aktywnym użyciem pilota?,

- czy jest to zabawka, czy poważne narzędzie (narzędzie sprawowania kontroli i — ogólniej — aktywnego zachowania odbiorczego)?,

- jaki wpływ ma pilot na sposoby oglądania telewizji przez dzieci?,

- w jakiej mierze wiedza o używania pilota przez odbiorców steruje polityką przemysłu telewizyjnego i stacji nadawczych?,

- czy używanie niektórych funkcji pilota jest uwarunkowane płcią użytkownika?,

- na czym polega kontrolowanie programu telewizyjnego w rodzinie ze względu na płeć i role społeczne?

Wyobrażam sobie kontynuowanie tych tematów. A co powiedzieć o przemocy w rodzinie jako funkcji używania pilota? A pilot jako urządzenie do osobistego tworzenia „opowiadania telewizyjnego” z fragmentów telewizyjnego strumienia?

Wydaje mi się, że spokojnie można mówić o „drugim pokoleniu widzów telewizji” w związku z rozwojem tego urządzenia. Upowszechnienie się pilota spowodowało powstanie nowego sposobu oglądania telewizji. Mówimy o widzach, którzy osiągają przyjemność — poza tym, że czerpią ją z treści i formy programów — z samego sposobu oglądania tego medium. Dzięki pilotowi (inna rzecz — czy to pilot wyzwolił takie potrzeby, czy jest zaledwie narzędziem do ich spełniania?) widzowie odczuwają przyjemność unikania nieprzyjemnych przekazów telewizyjnych. Flipping, zipping, zapping to nazwy czynności określających rozmaitych subtelności związane z czynnością umykania od reklam (na ogół) z jednego kanału na inny. Widzowie są zadowoleni, bo wydaje im się, że otrzymują „coś więcej” od telewizji, niż otrzymywaliby się w sytuacji ciągłego oglądania jednego programu. Mają ponadto możliwość sprawowania kontroli nad dostępem innych członków rodziny do programu.

Jeszcze inni naukowcy zastanawiali się, w jaki sposób telewidz kontaktuje się z tym urządzeniem i doszli do wniosku, że:

- najczęściej uderza on w przycisk oznaczający konkretny kanał, albo naciska strzałkę w górę lub w dół wędrując po kanałach,

- w dalszej zaś kolejności przeskakuje, używając przycisku „poprzedni kanał” lub włącza inny kanał w obraz już oglądanego.

- Może także przeglądać ofertę programową poprzez powolną zmianę programów w górę lub w dół, bądź wyłączać głos pochodzący z kanału.

Mam w domu pięć pilotów: jeden obsługuje telewizor, drugi — magnetowid, trzeci — odtwarzacz DVD, czwarty — dekoder telewizji kablowej, piąty — amplituner. Pierwszy i trzeci potrafią dzięki przełącznikom także obsługiwać pozostałe urządzenia, oprócz czwartego. Ten, najprostszy, służy tylko do zmiany kanałów. W innym pokoju mam „roboczy zestaw: telewizor plus magnetowid” — ten z kolei jest obsługiwany przez jeszcze inny pilot, który potrafi nauczyć się obsługi różnych odbiorników. Wszystkie one wytworzone zostały przez różne firmy, każdy ma inny kształt i różni się funkcjonalnością. Albo inaczej: sprawiają one wrażenie, jak gdyby odwoływały się do różnych „ja” we mnie tkwiących. A to do minimalisty-pragmatyka (szczególnie ten od kablówki), a to do rozbuchanego romantyka, uwielbiającego łagodne kształty lekko zakrzywionych linii (DVD). Wreszcie ten od magnetowidu, najbardziej toporny i prosty — choć nadal ma za dużo przycisków — chciałby we mnie widzieć technokratycznego menedżera. Właściwie lubię je wszystkie — każdy ma swoją historię, ale nie ma wyznaczonego miejsca w pokoju telewizyjnym. Są w miejscach różnych, własnych i sobie tylko znanych. Ze smutkiem myślę o tym, że przyjdzie mi się z nimi niebawem pożegnać: oto wkracza bowiem „inteligentny pilot”. Urządzenie, które rozpozna mowę ludzką i wystarczyło będzie powiedzieć: „włącz HBO, przyciemnij oświetlenie”. Jeśli mnie nie będzie stać na taki komputerek, wyśmiany chyba najlepiej przez Chaplina i Jacques’a Tati’ego, to powiem mojemu urządzeniu telewizyjnemu (no, w ostateczności napiszę mu taką instrukcję), żeby pokazał mi „lekką relaksacyjną erotykę” albo mecz Wisły Kraków z Realem Madryt. I nie jest wcale problemem, czy będą istniały takie drużyny i w jakiej dyscyplinie będą ze sobą współzawodniczyły. Bo to nie stanie się za dwadzieścia lat, ale za rok, za dwa, jeśli już się gdzieś nie dzieje. Nie wiem, jak taki pilot będzie wyglądał. Wiem jedno: niewielu z nas z nim poleci, bo nie doszło do nas, że tego wszystkiego trzeba się uczyć, że do tej całej sytuacji musimy się twórczo i pozytywnie nastawić. On będzie latał z innymi — nam pozostanie, z własnego wyboru, a jakże: strzałka w dół i strzałka w górę.

Wiesław Godzic

Artykuł pochodzi z kwartalnika „Kultura Popularna” 2004, nr 3.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
ŻYCIE I POLITYKA
Rita kontra Diana
OFF NASZ WIDZĘ OGROMNY

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt