Witryna Czasopism.pl

nr 2 (266)
z dnia 20 lutego 2011
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

UROK I KLĄTWA JUBILEUSZU

Składanki z gatunku the best of... pojawiają się przeważnie ze względu na jedną z trzech przyczyn. Po pierwsze, artysta znalazł się na twórczej mieliźnie, wypuszcza więc antologię, aby podtrzymać zainteresowanie swoją osobą. Po drugie, chce podsumować jakiś etap działalności, zanim pójdzie w nowym kierunku. Lub po trzecie: artysta leży w grobie, a spadkobiercy (rodzina, wydawca itd.) postanawiają odcinać kupony od zamkniętej już twórczej biografii. Każdy z tych powodów można całkiem sensownie powiązać z obchodami okrągłej rocznicy działalności.


Oto przede mną jubileuszowy, dwusetny numer „Res Publiki Nowej”: na czarnej okładce srebrzy się liczba „200”, poniżej umieszczono nazwiska autorów zapowiadających prawdziwą ucztę. Wszystko wskazuje na to, że w środku może być już tylko lepiej. Wystarczy rzut oka na spis treści, wstępniak redaktora prowadzącego Marcina Bąby i adnotacje przy tekstach, żebyśmy pozbyli się wszelkich wątpliwości. Mamy w rękach The Best of Res Publica & Res Publica Nowa, wyciąg ze 199 numerów, który, powtarzając w nowej konfiguracji teksty wydane nawet ponad dwadzieścia lat temu, pokazuje, jaka dawniej była „Res Publica”, jakie problemy bliskie były jej redaktorom i gdzie poszukiwali rozwiązań.

Tylko jedna myśl nie daje spokoju: odświeżona jakiś czas temu, totalnie kolegialna tudzież koncyliarystyczna (nie mają redaktora naczelnego!) redakcja „Res Publiki Nowej” wymieniła na okładce nazwiska czternastu autorów, spośród których żyje już zaledwie pięciu... Czy to dobrze wróży i cóż to może oznaczać?


Przyjrzyjmy się zawartości numeru, podzielonego przez redaktorów na cztery bloki: Oblicza polskości, Rozmowy, Filozofia polityczna oraz Pamięć i historia. Jeśli pominiemy kwestię uporządkowania materiału, jeśli zawiesimy wspomnienia dotyczące artykułów wydanych na łamach poprzednich 199 numerów, a tutaj nieujętych (wiadomo − arbitralność decyzji), to właściwie nie powinniśmy mieć żadnych zastrzeżeń. Jakość prezentowanych tekstów, zróżnicowanych, jeśli chodzi o problematykę, bogatych stylistycznie i gatunkowo, jest bardzo wysoka.

Ponad wszelką wątpliwość udało się redaktorom „Res Publiki” uzyskać efekt aktualności przedrukowywanych tekstów i świeżości nakreślonych w nich perspektyw. To wrażenie towarzyszyło mojej lekturze działu pierwszego (Oblicza polskości) już od pierwszych linijek eseju Marcina Króla Inny kraj. Jest to o tyle dziwne, że problemy i doświadczenia Króla z 1987 roku nie powinny być żadną miarą moimi problemami i doświadczeniami. Tymczasem, pomimo ambiwalentnego stosunku do eseistyki warszawskiego socjologa (oraz mimo faktu, że nie jestem profesorem uniwersytetu, który nagle z rzeczywistości totalitarnej zaczął zanurzać się w normalności) muszę stwierdzić, że zagadnienia, które Król dostrzega, są po prostu nadal aktualne. Społeczne zjawiska opisane przez niego – bagatela – 24 lata temu, nie zanikły albo co gorsza przybrały na sile. Jako przykład niech posłużą przeklęte polskie problemy stosunku do szeroko rozumianej inności oraz nieustanne zakusy Kościoła katolickiego, by tron przysunąć jak najbliżej ołtarza. Esej Króla doskonale kontrapunktują dwa inne teksty: Hanny Krall Doktorat, w którym na nowo rozlicza się doświadczenia pomarcowe i oddaje sprawiedliwość ludziom, których biografie zostały złamane przez narodowo-komunistyczną politykę władz ich ojczyzny, oraz szkic Czesława Miłosza pt. Gdyby to można było powiedzieć..., czyli jeszcze jedna udana próba podjęcia tematu osobistej wiary poety.

Dalej następuje wybór świetnych wywiadów z Andriejem Tarkowskim (rozmawiają Jerzy Illg i Leonard Neuger), Jerzym Nowosielskim (przeprowadzony przez Krystynę Czerni) oraz Ryszardem Kapuścińskim (rozmawiał Wojciech Górecki). Rozmowy te na pierwszy rzut oka zestawione są dość przypadkowo, rozgałęziają się w różnych kierunkach, ale dowodzą raz jeszcze, że jeśli wywiad nie jest obliczony na konkretną liczbę znaków, jeśli prowadzący odpowiednio się przygotuje i nie stara się zdominować interlokutora, ale towarzyszy kształtowaniu się jego myśli, to możemy uzyskać prawdziwą perełkę. Do grupy takich mistrzowskich wywiadów w moim osobistym rankingu zaliczam też te przeprowadzone przez Barbarę N. Łopieńską (w numerze znajdziemy akurat jej reportaż Trzy lata wolności w gminie Zatory).

Powiedzieć, że nie od rzeczy są również bloki filozoficzno-polityczny i historyczny, to powiedzieć za mało. Można nie lubić z jakichś względów Karla Jaspersa lub Simone Weil, mogą nudzić ciągłe rozważania o pamięci i nieustanne przywoływanie intelektualistów, którzy się nią zajmowali (tu: przedruk eseju Pierre’a Nora Czas pamięci i dyskusji redakcyjnej z udziałem m.in. Pawła Hertza, Krystyny Kersten, Zygmunta Kubiaka i Zdzisława Najdera), niemniej jednak teksty te po prostu trzeba znać i chwała dawnej „Res Publice” za to, że je wydrukowała, chwała również obecnej „Res Publice” za to, że zechciała je przypomnieć młodszym czytelnikom.


Czas na diagnozę. Nie jest tak, że lektura jubileuszowego numeru „RPN” nie przyniosła mi intelektualnej satysfakcji − wręcz przeciwnie. Tym bardziej że jako czytelnik nie do końca temu czasopismu wierny i młodszy od niego o pięć lat (jego historia zaczęła się w 1979 r.) nie zapoznałem się ze wszystkimi numerami. Teraz już wiem, że powinienem lekcję poprzednich wydań odrobić, przynajmniej częściowo, bo to istotny rozdział polskiej historii intelektualnej, dialogu myśli środkowoeuropejskiej z zachodnimi szkołami intelektualnymi.

Pytanie tylko: który scenariusz (z tych zarysowanych przeze mnie na wstępie) dotyczy „Res Publiki”? Na to pytanie powinni sobie odpowiedzieć redaktorzy − zarówno we własnych sumieniach, jak i kolegialnie, mierzą się przecież z legendą polskiego czasopiśmiennictwa. Wystawianie sobie jeszcze za życia jubileuszowego pomnika uzmysławia, jak wielkie były dotychczasowe osiągnięcia pisma i jak owocna wieloletnia praca poprzednich redakcji, lecz równocześnie próba podsumowania i zmierzenia się z przeszłością nie zawsze musi dać wynik pozytywny dla tego, co teraźniejsze.


Chciałbym wystawić sprawiedliwą ocenę i jest to bardzo trudne zadanie. Nie opuszcza mnie zachwyt nad numerem–fajerwerkiem, mam ochotę powrócić do lektury co najmniej kilku tekstów, a to przecież nie zdarza się często. Udał się redakcji numer totalny. Nie mogę jednak zapomnieć, jak rozczarowujące bywały poprzednie wydania kwartalnika, zwłaszcza te, które ukazały się w ostatnich dwóch latach. Od tego czasu towarzyszy mi poczucie, że redakcja nie ma pomysłu, co zrobić z ogromnym kapitałem zgromadzonym przez jej poprzedników, ale też że nie jest w stanie jasno określić, dla kogo dziś „Res Publica” powstaje. Nie wystarczy przecież założenie, że odbiorcą jest wykształcony czytelnik z dużego polskiego miasta, lecz więcej z poprzednich numerów nie udaje się wyinterpretować. Tak więc przypomnienie dawnej świetności pisma okaże się albo trampoliną, od której można się odbić ku świetlanej przyszłości, albo bardzo ładnym epitafium.

Gdy piszę to omówienie, jest już w sprzedaży kolejny numer zatytułowany „Prawo do miasta”; po święcie następuje zawsze powrót do normalności i przede wszystkim normalność trzeba poddawać ocenie. To ona pozwala weryfikować jakość czasopisma i wybory redakcji.

Michał Choptiany

Omawiane pisma: „ResPublica Nowa”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
NUDZI MI SIĘ, DIABLE...
FORSA RZĄDZI WSPOMNIENIAMI
CZTERDZIEŚCI LAT NA ULICY

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt