nr 14 (264)
z dnia 20 grudnia 2010
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Doskonale pamiętam zajęcia z estetyki, na których analizowaliśmy Uwagi o Kampie Susan Sontag. Z jednej strony, tekst wywołał jedną z najbardziej namiętnych dyskusji spośród tych, w których uczestniczyłem jako student. Z drugiej, nie było do końca wiadomo, czego dotyczy sama dyskusja. Kamp bowiem pozostawał czymś całkowicie nieuchwytnym, co w tym kontekście oznacza bodaj tyle, że w zależności od intencji, dało się go zobaczyć w czymkolwiek i gdziekolwiek. Przyznam szczerze, że do dziś nie potrafię uchwycić tego, czym kamp jest. Może dlatego słowo to zepchnąłem gdzieś na margines swojego słownika, z pewnym zdumieniem obserwując, że na gruncie rodzimej humanistyki zaczyna ono święcić coraz większe tryumfy. O tym, że tryumfy te święcić powinno i że jest szansą „dla polskiej literatury”, stara się przekonywać Malwina Kucharska w tekście pod tytułem O tym, czym jest i czym może być kamp dla polskiej literatury zamieszczonym w aktualnym [25-26/2009] numerze „Arkadii”.
***
Czym jest kamp?
Być może jest „skrótem od Known As a Male Prostitute, którym oznaczano mężczyzn aresztowanych za prostytucję”.
Być może jest nazwą dziewiętnastowiecznego angielskiego lupanaru przeznaczonego dla gejów.
Być może jest wyrażeniem ze slangu brytyjskich dandysów oznaczającym schadzki „z żołnierzami stacjonującymi latem w Hyde Parku”.
Zasadniczo zaś kamp to sposób życia i typ wrażliwości. Pierwszy polega na „przybieraniu póz, krygowaniu się, wprawianiu w zakłopotanie”. Drugi zaś znajduje wyraz w „apolitycznej zabawie i ironicznym zdystansowaniu”, w zamiłowaniu do chłopaczków „z utlenionymi włosami” i z wężem boa (to kamp niski) bądź w umiejętności robienia zabawy z tego, co poważne (to kamp wysoki, czyli „sztuka barokowa… w stosunku do religii” czy „balet… w stosunku do miłości”).
***
Jaki może być z niego pożytek?
Choćby taki, że kampowe okulary pozwalają odnaleźć w zakażonej śmiertelną powagą i dystansem polskości dystans, żart, styl i luz. Kampowe przedkładanie stylu nad prawdę, przekraczanie granic i łamanie umów stwarza także szansę na bardziej adekwatny opis naszych realiów, czego kapitalnym przykładem niech będzie nieobecna (z przyczyn chronologicznych) w tekście Kucharskiej powieść Ignacego Karpowicza Balladyny i romanse. Przede wszystkim jednak kategoria kampu pozwala na zabawę, na grę z autorem i czytelnikiem, na przekraczanie ustalonych konwencji, choćby tylko tych krytycznoliterackich. A więc, dla przykładu, na zobaczeniu „innego” Jacka Dehnela.
***
Kim zatem jest Jacek Dehnel? Najprościej byłoby powiedzieć, że jest poetą z nurtu neoklasycystycznego, a także, że jest dandysem. Dandysem, czyli „mężczyzną ubranym…, którego zajęcie, pozycja i istnienie polegają na ubieraniu. Każda część jego duszy, umysłu, portfela i osobowości jest bez reszty poświęcona temu jednemu celowi: podczas gdy inni ubierają się, by żyć, oni żyją, by się ubierać”. Rozpoznanie to potwierdzać może medialny wizerunek Dehnela: frak, porządnie wywiązany fontaź, wystudiowana poza opartego na lasce, zapatrzonego w przeszłość młodzieńca.
A może jednak wcale nie jest dandysem? Jak rzecze Kucharska – „gdyby polski kamp miał głos, byłby to zdecydowanie głos Michała Witkowskiego, a gdyby miał twarz – byłaby to twarz Jacka Dehnela”. Na ten trop wskazywać może sztuczność obnoszonej przez Dehnela maski. Taktyka prezentowania przez niego ekstrawagancji stroju, nieprzystosowania do czasów, w których żyje, czy wystudiowania przybieranych póz powoduje, że nie sposób uwierzyć w szczerość, autentyzm jego stylizacji. Być może utrudnia również uwierzenie w szczerość jego poezji. Kucharska zauważa bowiem, że kampania prezentująca wizerunek Dehnela w mediach przerodziła się w „nachalny biografizm”, który nie może pozostać bez wpływu na recepcję jego poezji.
***
Dandys czy koneser kampu z tego Dehnela? I czy kwalifikacje te wnoszą cokolwiek do rozumienia jego postaci i jego twórczości? A w końcu: jaki jest pożytek z kampowych okularów? Odpowiedzi na te i inne pytania warto poszukać w tekście Kucharskiej. Warto także – niechby dla kampowej zabawy – przeczytać cały numer „Arkadii”. Zwłaszcza, że to prawdziwe silva rerum (czytelnicy znajdą w numerze m.in. blok publikacji poświęconych Wirpszy, szkic o Zbigniewie Bieńkowskim, rozmowę z Kacprem Bartczakiem o poezji amerykańskiej czy tekst Agaty Bielik-Robson o myśli post-sekularnej).
Omawiane pisma: „Arkadia”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt