Witryna Czasopism.pl

nr 21 (247)
z dnia 5 listopada 2009
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

ORYGINAŁ WIELOKROTNIE

„1. Ktoś ostatnio powiedział: Miłobędzka wraca.

2. To jeden z wielu powrotów, pomyślałem. Tak jakbyśmy żyli w powracającym czasie – czasie nadrabiania zaległości, które zgromadziły się na koncie pamięci, tej zbiorowej i tej indywidualnej. Wraca Karpowicz. Wraca Wirpsza. Kilka lat temu cieszyliśmy się powrotami Ficowskiego. A teraz Miłobędzka. Może nieco dyskretniej, jakby bardziej prywatnie, ale jednak. Wraca i teraz zostanie. Tak pomyślałem”.

Słowa te notował w roku 2008 nie kto inny, jak Jacek Gutorow w szkicu Powrót? z tomu Miłobędzka wielokrotnie.


W przypadku opolskiego pisma społeczno-kulturalnego „Strony” mówić można nie tyle o powrocie, ile o odrodzeniu po prawie siedmiu latach nieistnienia. Reaktywacja odbyła się z przytupem: starannie opracowany graficznie numer jest podwójny [1-2 (26-27) 2009] i na 346 stron aż 186 poświęcono literaturze (pozostałe działy to: Teatr, Film, Sztuka, Muzyka, Historia, Stąd, Sponad). Proporcjom takim nie sposób się dziwić, pamiętając, że Opole ma świetnych (i cenionych przez krytykę, i nagradzanych, i niestarych) poetów, których nie sposób nazwać tylko lokalnymi. „Osiągnęli bardzo wiele w literaturze; w najszerszej skali kulturowej” – pisze właśnie o Gutorowie oraz o Tomaszu Różyckim redaktor naczelny „Stron”, Jan Feusette. „To raczej region ich potrzebuje i też wiele od nich dostaje”. Zapowiada on również, że prowadzone przez niego „czasopismo regionalne dla środowisk twórczych i naukowych, dla ambitnych odbiorców” będzie się koncentrować na popularyzowaniu twórców oraz ich dokonań, może i „zaczynając od swoich ulic”, lecz „nie dlatego, że opolscy, ale że ważni”. Z opolskich obrzeży i eks-centryczności spoglądać będziemy zatem najpierw na kulturową Opolszczyznę, potem na Śląsk z Wrocławiem i Nową Rudą, a potem – jeszcze dalej, by nie tracić z oczu niczego, co najważniejsze w kulturze polskiej.


Chciałoby się jednak od razu zapytać, jakiego rodzaju teksty będą się ukazywały w piśmie, które powołuje się na pokrewieństwo z tytułami tak różnymi, jak „Odra”, „Czas Kultury” i „Topos”. Czy znajdzie się tu miejsce na długie analizy akademickie – takie jak publikowany w „Toposie” dwa lata cykl interpretacji Elegii duinejskich Rilkego pisanych przez Katarzynę Kuczyńską-Koschany? Czy zmorą i zagrożeniem dla pisma nie staną się darowane mu przyczynki, krótkie fragmenty i uprzejme noty o autorach lokalnych? Czy będą tu prezentowane rzeczy naprawdę nowe, premierowe, istotne, przełomowe i oczekiwane? Na przykład całkiem świeże wiersze Gutorowa i Różyckiego? Pierwszy numer odrodzonego czasopisma nie może być w tym względzie do końca miarodajny.


**małe Karpowiczowisko, czyli klasyk w ruchu**


Wybór Tymoteusza Karpowicza, poety niezwiązanego z Opolem, na temat przewodni numeru z wielu względów przedstawia się intrygująco. Być może jest to rodzaj zaklęcia, które – przywołując niekończący się powrót (czy lepiej – wracanie) tej „szarej eminencji polskiej poezji”, jak nazwał go kiedyś Andrzej Falkiewicz – ma za cel wzmocnić ontologicznie samo pismo. „Wielki i wciąż nieodczytany awangardzista”, pisze o bohaterze bloku pięciu tekstów redaktor naczelny. Podkreśla on też, że wywiadów o autorze Trudnego lasu udzielają „wielkie nazwiska”, a są to Krystyna Miłobędzka, Andrzej Falkiewicz i Jacek Łukasiewicz. To zagęszczenie wokół Karpowicza „wielkich słów” jakoś jednak nie przystaje do autora „poezji skrajnej” (określenie Piotra Śliwińskiego), o którym Zbigniew Bieńkowski pisał, że „wyjechał, bo klęskę poniósł i nie chciał wracać na to pobojowisko”. Nie przystaje, bo trąci bezdyskusyjnością.


Teksty Karpowiczowskie w „Stronach” są jednak doskonałym pretekstem do przyjrzenia się aktualnej recepcji ich bohatera, osobliwości jego „powrotu”. Przypomina się książka Mówi Karpowicz Mirosława Spychalskiego i Jarosława Szody albo szkice Jacka Gutorowa włączone do – recenzowanej w tym numerze – książki Urwany ślad. O wierszach Wirpszy, Karpowicza, Różewicza i Sosnowskiego. Nie sposób też nie pamiętać o Podziemnym wniebowstąpieniu – tym wydanym w rok po śmierci Karpowicza świadectwie fascynacji młodych krytyków i poetów; tym bardziej że na stronach „Stron” znajduje się swoisty odcisk tej książki: karpowiczoidalny (w stylu Słojów zadrzewnych, a zatem składający się z „oryginału”, „kopii artystycznej” i „kalki logicznej”) wierszowy kolaż Bartosza Małczyńskiego, Kuby Mikurdy i Joanny Mueller, zrobiony z urywków tekstów pisanych o autorze Małych cieniów wielkich czarnoksiężników. Wstęp do tego eksperymentu wykazuje, że całkiem wielu (i całkiem znacznych) krytyków „wpisało się w orbitę Karpowiczowskiego kosmosu”, by wspomnieć choćby Barańczaka, Lipskiego, Nycza, Stalę. Można też przypomnieć, że w specjalnym tematycznym numerze „Toposu” [4 (89) 2006] zamieszczone zostały wywiady okołokarpowiczowskie przeprowadzone przez Joannę Roszak oraz listy Karpowicza do Bogusławy Latawiec i Edwarda Balcerzana. Natomiast w niedawnym, wakacyjnym numerze „Odry” (7-8/2009) ukazały się listy jej niegdysiejszego redaktora adresowane do Heinricha Kunstmanna – tłumacza dramatów Karpowicza na język niemiecki.

Rekonesans ten zdaje się potwierdzać status Karpowicza jako klasyka. A w związku z osobą i twórczością klasyka za istotne i cenne zaczynają uchodzić coraz drobniejsze rzeczy: skreślony jego ręką list lub notatka, czyjeś świadectwo. Tak jak stało się to udziałem Miłosza czy Herberta w różnych numerach „Zeszytów Literackich”. Albo – by zerknąć do środka aktualnego numeru „Stron” – udziałem Aleksandra Błoka, którego notatniki z podróży do Włoch w 1909 roku przełożył i skomentował Robert Papieski.


Czy zatem – wywołując i parafrazując pytanie Edwarda Balcerzana z 1982 roku – nikt się już nie boi Odwróconego światła? Czyżby był już z Karpowicza taki klasyk, który obrany za temat numeru działa jak samograj? Jeśli chodzi o bieżący numer „Stron”, to ewentualnie mógłby działać jak „graj”. Eufoniczny i hipnotyczny jest szkic o nim, napisany przez Joannę Roszak, pt. Matecznik poezji. O tropach muzycznych pisze Bartosz Małczyński w interpretacji Muzyka i śmiech. O pewnej porze życia. (Oboje autorzy przygotowują książki o poecie).


„Prywatnie mogę sobie uważać czytanie na przykład poezji Tymoteusza Karpowicza za akt masochistyczny, zawodowo natomiast samoudręczenie jest konieczne, gdy trzeba przekonująco wytłumaczyć studentom jego rolę w rozwoju poezji lingwistycznej” – pisała przed rokiem w „Polityce” Anna Nasiłowska. A w „Stronach” Jacek Łukasiewicz mówi o niemożliwości pełnej lektury takich konstruktów, jak ...światła i Słoje...: „Wyjmowanie z niej fragmentu i analizowanie go budzi uzasadnione wątpliwości. (...) A ta całość przed czytelnikiem, myślę, że chyba przed każdym, choć może są i wyjątki – pozostaje zakryta. Jestem ciekaw, ile osób siadło i przeczytało Odwrócone światło od początku do końca... Ja sam nie przeczytałem, nie potrafiłbym tego zrobić”.


**Lektury niemożliwe**


W całym numerze „Stron” często artykułowana jest pewna bezsilność wobec poezji. „Wobec wielu jej wierszy stoimy bezradni” – oświadcza na wstępie recenzji tomu poetyckiego Krystyny Miłobędzkiej Gubione Bartosz Suwiński. Jacek Gutorow, pisząc o wierszach Ireny Wyczółkowskiej, przywołuje opinię o nich Jacka Łukasiewicza: „Wiersze zawarte w tym tomie nie wymagają komentarza”. I sam dodaje: „To prawda. Właściwie komentarz psuje wiersz, narusza jego integralność, zakłóca spokój słów, które chcą coś powiedzieć poza obiegiem krytycznym. (...) Czuję zresztą, że nie potrafię napisać o wierszach Wyczółkowskiej niczego nowego”.


Wstrzemięźliwość taka wydaje się wyrastać nie tylko z poczucia niezrozumienia czy niepełnego zrozumienia tajemnicy czyjejś poezji, ale z pragnienia utrzymania jej w ruchu, w nieoswojeniu, „z impetem”. Dlatego może pod pewnym względem w nie aż tak dużym oddaleniu od Karpowicza dałoby się usytuować Janusza Szubera, „poetę obcego czy osobnego?”, jak niedawno pytał Jan Wolski. Przeprowadzający wywiad z poetą Krzysztof Lisowski z jednej strony przypomniał o niedawnej Szuberowskiej sesji na Uniwersytecie Rzeszowskim, o pokonferencyjnym tomie referatów, z drugiej zaś – o pełnych salach na spotkaniach promujących najnowszy tom Wpis do ksiąg wieczystych. Tymczasem sam Szuber wspomniał o „dotąd jedynej” recenzji tomu. Szkoda zatem, że obecności autora nie towarzyszy na łamach „Stron” pogłębiona lektura jego podmiotu lirycznego. W końcu przecież – by wrócić do szkicu Jacka Gutorowa o Miłobędzkiej – „ambicją pisarzy nie jest jakiś wyimaginowany powrót do łask czytelników. (...) Wszak nic gorszego niż bycie rozpoznanym i poddanie mechanizmom polityki kulturalnej. Co prawda, wiele się wtedy wyjaśnia, ale też kolejne lektury tracą impet – właśnie dlatego, że mamy do czynienia z poezją oswojoną”.


Nasuwają się tu jeszcze inne pytania: choćby o taką formę zbliżania się do poety, jaką jest wywiad przeprowadzany na jego temat z osobą trzecią. Wywiad taki wydaje się formą desperacką. Zwłaszcza poszukiwanie w wywiadach przyczynków do prywatnego portretu zmarłego w 2005 roku Tymka (jak mówi o nim Miłobędzka) przywodzi na myśl tęsknotę. Czy istotnie ma sens kierowanie do specjalistów od poezji Karpowicza prośby o wyjaśnienie koncepcji „poezji niemożliwej” w czasie zaledwie kilku minut rozmowy? Skoro nie da się tego streścić, wyjaśnić w paru słowach, to czy jakieś skrótowe omawianie nie jest jedynie przyszpilaniem czegoś, co nie wyjdzie poza już istniejące rozpoznania? Czy prośba wobec rozmówców o opowiedzenie się po stronie któregoś z funkcjonujących odczytań nie jest w istocie odczytań tych przyklepywaniem?


„Strony” zatem niech zostaną, krzepną i odnawiają sławę. Ale Karpowicz (i nie tylko on) niech będzie ciągle niezastygły, ciągle nieuchwytny, nieoswojony.


A niniejsze notatki chciałabym zamknąć przywołaniem jeszcze innej wersji powrotu. W Impresjach o Wyczółkowskiej Gutorow pisze, że „każdy dobry wiersz wcześniej czy później powraca we śnie albo przynajmniej jako sen – może być nawet niewyśniony, ale przeżyty powtórnie”. Cóż by tu zapragnąć wyśnić? Może coś z przenikliwie komentowanego przez Karola Maliszewskiego tomu Gutorowa Inne tempo? Albo jednak kolaż Tymoteusz Karpowicz II. oryginał.

Paulina Czwordon

Omawiane pisma: „Strony”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
ROZDARTE „PRO ARTE”
REKAPITULACJA
Wartością sztuki krytycznej jest to, że wywołuje dyskusje i prowokuje do rozmów o wartościach…

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt