Witryna Czasopism.pl

nr 3 (229)
z dnia 5 lutego 2009
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

PÓŹNY STYL I NIEPRZYNALEŻNOŚĆ

Edward Said zdecydowanie zdominował moją lekturę „Literatury na Świecie” nr 9-10/2008 – bynajmniej nie dlatego, że zaproponowano go jako głównego bohatera numeru (dominującego nad świetną skądinąd prozą Rudolfa Slobody i Ursa Faesa), ale ponieważ stał się dla mnie nareszcie postacią wielowymiarową, obdarzoną niezwykłą biografią i mającą wiele ważnych rzeczy do powiedzenia. Do tej pory ten arabsko-amerykański intelektualista znany był w Polsce głównie jako autor Orientalizmu, a od ubiegłego roku − także tomu rozmów z Danielem Barenboimem (Paralele i paradoksy). Dzięki „Literaturze na Świecie” okazało się jednak, że Saida – wybitnego intelektualistę epoki postkolonialnej i nowoczesnej – w naszym kraju okrojono, zaniedbano i zapoznano. Przyszedł czas, by szerzej zaprezentować jego sylwetkę.


Co ciekawe, prezentacja dokonuje się w dużej mierze za pomocą tekstu autobiograficznego, dotykającego wielu istotnych spraw związanych z tą postacią. Po pierwsze, Nieprzynależny jest tekstem heterogenicznym, opartym na kilku strategiach dyskursywnych (autobiografia, wyznanie, esej o muzyce, esej wspomnieniowy), co dla Saida było niezwykle ważne w intelektualnej, akademicko-literackiej praktyce. Po drugie zaś, jest próbą samookreślenia się Saida − odnalezienia ścieżki prowadzącej od małego Edwarda żyjącego w Kairze i jego powoli rodzącej się świadomości, aż do Edwarda Saida, amerykańskiego akademika z Columbia University, jednego z luminarzy postcolonial studies, wpływowego badacza literatury, a na dodatek − intelektualisty zaangażowanego w politykę palestyńską. Odpowiadając samemu sobie na pytanie o bieg własnej drogi życiowej w sposób nieuchronnie ułomny (bo czy możliwa jest rzetelna rekonstrukcja własnej biografii − poprowadzona linearnie, z uwzględnieniem wszystkich ogniw rozwoju?), Said prezentuje czytelnikom rodzaj wykopalisk archeologicznych prowadzonych na własnym życiu. Oto w przedstawianych w przekładzie Marcina Szustera fragmentach jego książki Out of Place poznajemy go jako małego chłopca, który trafia do amerykańskiej szkoły w Kairze i ma problem z odnalezieniem się wśród rówieśników: oni noszą T-shirty i prążkowane skarpetki, on spodenki uprasowane na kant i europejskie buty, oni jedzą kanapki z masłem orzechowym, on pitę. Mimo całej etnicznej różnorodności szkoły, Said odstaje od reszty, czasami nawet celowo, gdy ukrywa się z lepszą znajomością arabskiego, co w rezultacie nie udaje się, nawet mimo prób zatuszowania ewidentnie arabskiego pochodzenia jego nazwiska.


Otrzymujemy nostalgiczny obraz Kairu lat 40. i 50., który jednak w trakcie dalszej lektury niepostrzeżenie znika gdzieś niczym fatamorgana. Oto w pewnym momencie okazuje się, że wspomnienia szkolne nie są już tak ważne, natomiast ważna jest muzyka − związane z nią pierwsze estetyczne spełnienia oraz marzenia, na realizację których trzeba było długo czekać. W ten sposób objawia się pewna „uskokowość” autobiograficznego pisarstwa Saida: kiedy czujemy się już zadomowieni w określonej poetyce (tutaj – poetyce wspomnień szkolnych), nagle otwiera się przed nami zupełnie inny horyzont, tak jakby autor stojący za tekstem (zawieśmy na chwilę strukturalistyczne dystynkcje) pokręcił głową i uznał, że to, co napisał do tej pory, nie jest tak ważne, jak podejmowany przez niego nowy temat. Z urokliwych wspomnień o wielonarodowej w składzie personalnym firmie ojca handlującego akcesoriami biurowymi zostajemy więc przeniesieni w sam środek eseju o muzyce − podszytego wprawdzie nadal wspomnieniami, ale wybiegającego już ku przyszłości i dalszym faktom z jego biografii, w tym i późniejszym okołomuzycznym działaniom Saida (założył wraz z Barenboimem międzynarodową orkiestrę młodych muzyków).


Trzeci uskok, który się tutaj dokonuje, jest najważniejszy − to świadomość życia pod nieustanną presją czasu: początkowo narzuconą przez zewnętrzne okoliczności i właściwy im bieg spraw (rytm szkolny, rytm życia domowego), później przyjętą jako własną, wpisaną już w mechanikę ciała. Nie byłoby to aż tak istotne, gdyby nagle, pod koniec prezentowanego fragmentu, Said nie otwierał przed czytelnikami egzystencjalnej perspektywy wyrosłej z tego poczucia „bycia ciągle nie na czas”. Czym innym jest przecież przeżycie jednego dnia i stwierdzenie, że się nie wykorzystało go w pełni, że nie wykonało się wszystkich zamierzeń – a czym innym rozliczenie się z całego życia. Kiedy Said pisał swoje wspomnienia, wiedział już, że umiera na bardzo złośliwą białaczkę − zatem powstały one z potrzeby podsumowania egzystencjalnego projektu i łączą się w swej końcowej części z refleksją na temat „późnego stylu”, która zasadniczo jest tematem eseju O przegranych sprawach.


Autor Orientalizmu z niezwykłą erudycją poszukuje tropów „późnego stylu” i „świadomości przegranych spraw” w bardzo szerokim, jeśli wziąć pod uwagę chronologię, spektrum literackim. Sięga po Cervantesa i poczucie ambiwalentnej klęski oraz równie ambiwalentnego zwycięstwa, jakie dane było Don Kichotowi u kresu jego życia; przechodzi przez myśl Adorna, nawiązuje do doświadczeń Hioba, analizuje kolejne etapy podróży Guliwera, przygląda się późnej powieści Thomasa Hardy’ego − wszystko po to, by wydobyć to, co późnemu stylowi jest właściwe i by dokonać transpozycji cech tej estetyki na własne doświadczenia intelektualne i biograficzne. Jest styl późny, jak twierdzi Said za Adornem, naznaczony poczuciem katastrofy, klęski i niespełnienia − to, co było treścią egzystencji, okazuje się niemożliwe do zrealizowania, a nieuchronnie uciekający czas nie pozwala już na podejmowanie kolejnych prób zasypania rozziewu między intencjami a faktami, którym trzeba stawić czoło. Dla Saida takim wywołującym poczucie prywatnej katastrofy doświadczeniem były polityczne działania związane z ruchem palestyńskim − nie widzi on dla nich innej przyszłości, jak tylko eskalacja konfliktu po obu stronach, izraelskiej i palestyńskiej. Wszystkie działania zmierzające do zaprowadzenia w miarę stabilnego pokoju w tym zakątku Bliskiego Wschodu, wszystkie przedsięwzięcia kulturalne spełzają na niczym w obliczu głębokiego niezrozumienia i ludzkiej agresji – ta świadomość może naznaczyć egzystencję poczuciem tragicznej klęski. (Dziwny zbieg okoliczności sprawił, że omawiany numer „LnŚ”, mimo że datowany na wrzesień/październik, ukazał się na rynku akurat w grudniu 2008 r., gdy konflikt izraelsko-palestyński rozgorzał na nowo). Nie wszystko jest jednak stracone: Said otwiera furtkę, która – sparafrazuję tu tytuł książki Slavoja Žižka − umożliwi „obronę przegranych spraw”. Pocieszenie kryje się w nadziei na to, że myślenie intelektualisty zaangażowanego w sprawę z założenia naznaczoną klęską będzie kontynuowane, że przegrana w ostatecznym rozrachunku przemieni się w zwycięstwo, nawet jeśli bardzo późne.


Parokrotnie w trakcie lektury numeru towarzyszyło mi poczucie osobliwej zbieżności pomiędzy refleksjami Saida a ideami, które można odnaleźć w pisarstwie Josepha Conrada. Pierwsze takie wrażenie było stosunkowo powierzchowne − dotyczyło bowiem tropów „nieprzynależności” pojawiających się w biograficznym eseju. Said zaznaczył je za pomocą drobiazgów (skarpetki, kanapki, biegłość językowa), podobnie jak Conrad np. w przypadku nie dość wysokiego wzrostu Jima. Ta zbieżność przebiega jednak nie tylko na powierzchni, ale także kilka poziomów głębiej, i dotyka moralności oraz naszego stosunku do wyznaczanych sobie celów, a także tego, jak jesteśmy z nich rozliczani.


Po zapoznaniu się z zebranymi w „Literaturze” tekstami okazuje się, że Said to nie tylko ponowoczesny krytyk literacki (w szerszym, anglosaskim znaczeniu tego terminu), ale także niezwykle oryginalny myśliciel egzystencji − wystawianej na próbę, egzystencji, której działania zostają zakwestionowane jako skazane na niespełnienie i przeobrażenie się w klęskę, a także egzystencji niezakorzenienia. Współtworząc jeden z nurtów krytycznej refleksji nad naszym dziedzictwem kulturowym, budując fundamenty zradykalizowanych potem studiów postkolonialnych w Orientalizmie, sam Said był żywą ikoną ponowoczesnego, postkolonialnego niezakorzenienia, bycia w ciągłym niedookreśleniu, w ruchu. Niezakorzenienie oznaczać także może bycie wrzuconym w obcość, w wygnanie. Dla kondycji wygnańców znalazł Said wiele zrozumienia, przechodząc przez najbardziej znane przykłady intelektualistów żyjących na mniej lub bardziej dobrowolnej emigracji i pamiętając o setkach tysięcy ludzi wypędzonych z użyciem politycznej i militarnej siły ze swoich domostw, a nieposiadających aparatu intelektualnego (jak na przykład europejscy intelektualiści emigrujący w dobie szalejących totalitaryzmów do Ameryki) niezbędnego, by swoje doświadczenia uwznioślić w eseju lub powieściowej fabule. Refleksja egzystencjalna Saida związała się tu w sposób nieuchronny z polityką, czyniąc z niego jeden z największych przykładów public intellectuals XX stulecia (poświęcił on temu zagadnieniu osobną książkę − Representations of the Intellectual, wydaną w 1994 r.; warto byłoby przyjrzeć się podobieństwom tego modelu z polskim modelem intelektualisty). Piętnem niezakorzenienia, bycia poza miejscem teoretycznie mu najwłaściwszym z racji etnicznego pochodzenia naznaczone są wspomnienia Saida, bo taka też była jego biografia – należał do mniejszości (arabski anglikanin w muzułmańskim mieście!), cały czas działał pod prąd politycznych i intelektualnych oczekiwań formułowanych w stosunku do niego, a jego biografia – dopiero teraz odsłaniana przed większym gronem polskich czytelników − staje się jednym z emblematów ubiegłego stulecia.


Coraz częściej pojawiają się numery czasopism redagowane w związku z określonym hasłem, lecz rezultaty okazują się nie zawsze tak szczęśliwe, jak można by tego oczekiwać, dlatego bardzo cenię sobie możliwość zetknięcia się na łamach pisma z jedną, wybraną postacią. Nie oznacza to bynajmniej, że takie spotkanie z pisarzem lub myślicielem będzie naznaczone jednogłosowością. Nabieram przekonania, że zetknięcie się z jednym umysłem może zaowocować piękniejszą polifonią myśli aniżeli kolejne zestawy artykułów o wstręcie, przemocy, plotce czy nawet coraz modniejszej przestrzeni. Leiris, Aron, Schmitt, a teraz Said, potraktowani z należną im uwagą przez różne redakcje, utwierdzili mnie w moim sądzie.

Michał Choptiany

Omawiane pisma: „Literatura na Świecie”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
Rokendrol w państwie pop
NOISE: MUZYCZNA OBRZYDLIWOŚĆ?
felieton__HORACY I ALKOHOL

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt