Witryna Czasopism.pl

nr 20 (222)
z dnia 20 października 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

PRAGNIJCIE NIEMOŻLIWEGO!

1.

Pragnienie przebiega przez wszystkie rejestry ludzkiej egzystencji: od zwykłych pragnień wynikających z konieczności zaspokajania naszych biologicznych potrzeb, aż po pragnienie życia wiecznego czy też − na końcu − wyzbycia się wszystkich pragnień, osiągnięcia stanu, w którym Ja (targane pokusami, stanami wolicjonalnymi) całkiem się z nich wyzwoli. Ta pobieżna analiza znajduje bogatsze rozwinięcie w filozoficznej medytacji Jacka Filka (Umierać z pragnienia wieczności, „Mêlée” nr 2-3/2008). Krakowski filozof kreśli we właściwym sobie stylu (nieustanna dialogiczność, wyrazista obecność Ja czytającego, sugerowana przez bezpośrednie zwroty) sieć zależności między poszczególnymi kontekstami, w jakich pragnienie może występować. Próbuje jednocześnie je uporządkować i ułożyć tak, by dojść właśnie do Pragnienia, o którego (nie)spełnienie być może toczy się cała gra naszego życia − pragnienia wyjścia na spotkanie nieskończoności, kryjącej się w Twarzy Innego, który nas zagaduje i wzywa swoją obecnością do odpowiedzialności.

Nakreślony przez Filka diapazon obejmujący kategorię pragnienia jest, jak widać, tak szeroki, że − wydawałoby się − szerszy być nie może. Czy zatem jest możliwa hierarchia pragnień, czy jest jakieś Pragnienie, które może zasługiwać właśnie na taką pisownię? Czy każde pragnienie jest równe innemu − pierwszemu lepszemu − pragnieniu? Wreszcie: jaka jest rola pragnienia w naszej kulturze, albo jeszcze szerzej, jakie jest znaczenie pragnienia dla człowieka jako takiego?

Na te pytania, zarówno wprost, jak i drogą pośrednią, okrężną, można próbować szukać odpowiedzi w najnowszym, drugim już numerze krakowskiego kwartalnika filozoficznego „Mêlée”. Ponieważ jednak bogactwo tekstów pomieszczonych w numerze − w lwiej części będących pokłosiem konferencji pragnieniu poświęconej, która odbyła się wiosną br. w Krakowie − jest wielkie, siłą rzeczy ograniczę się do wskazania tekstów, w których wartość nie wątpię. Wątpliwości zaś − będące jedynie małą łyżeczką dziegciu w beczce miodu − pozostawię na koniec.


2.

Można mieć dość mętnych, dziwacznych językowo, częściowo literackich tekstów tworzonych przez „filozofów paryskich” doby postmoderny i poststrukturalizmu; można nie widzieć w nich nic inspirującego, negować ich metodę, strategię i poetykę lub podważać ustalenia. Na pewno jednak warto zaznajomić się z pozyskanym przez redakcję tekstem Julii Kristevej Narcyz: nowe szaleństwo, w którym dostajemy niezwykły zapis interpretacji narodzin podmiotowości takiej, jaką znamy z późniejszej filozofii. Nawet jeśli będzie się on wydawał na poły poetycki (w negatywnym tego słowa znaczeniu), to zawsze pozostanie druga połowa, w której ja skłonny jestem umiejscawiać niezwykłą odwagę interpretacyjną francuskiej myślicielki i bogactwo jej erudycyjnej wiedzy.

Kristeva stawia sobie za cel wytropienie punktu, w którym doszło do ufundowania podmiotowości refleksyjnej − szuka go daleko, nie we wczesnej, kartezjańskiej nowożytności, ale u Greków, jednocześnie zaś, odnajdując ten punkt, wskazuje na moment przejścia, w którym mythos stał się logosem, wiara − metodyczną refleksją, a religijny obraz świata został zastąpiony przez racjonalne konstrukcje.

Nie sposób streścić w sensowny sposób tekstu Kristevej, warto jednak zasygnalizować to, co najważniejsze − mianowicie powód, dla którego sięgnęła ona do mitu Narcyza. Może on wydawać się kolejną błahą opowiastką rodem z Parandowskiego, w dodatku mającą silną podbudowę auto- i homoerotyczną, historią pozbawioną mocy fundowania metafizyki podmiotu. Nic bardziej złudnego! Kristeva w mistrzowski sposób − a zapewne i wraz z nią tłumacz, Kajetan M. Jaksender − rozgrywa dualność znaczenia pojęcia „refleksja / refleks”, które umknie nam, jeśli będziemy mit o Narcyzie ograniczać do tego, że bohater „zakochał się w swoim odbiciu”. „Refleks” w pierwotnym, mitologicznym znaczeniu jest naturalnie opisem faktu zakochania się w samym sobie: mielibyśmy tutaj do czynienia z dramatem, owszem, pragnienia, ale wynikającym z banalnego i naiwnego zapatrzenia się w siebie, pragnienia zdobycia tego, który jest odbity w tafli wody i który wydaje się być tym jedynym godnym mych uczuć. Na tym jednak nie koniec: w wyniku interpretacyjnej pracy, a także użycia drugiego znaczenia („refleksja” jako namysł teoretyczny, roztrząsanie problemu) udaje się Kristevej wydobyć dużo poważniejsze warstwy mitu o Narcyzie.

Co tak naprawdę zobaczył Narcyz? Kristeva odpowiada: zobaczył ideę piękna godnego miłości. Nie była to abstrakcyjna idea lokowana gdzieś w transcendencji, ale idea, która była nim samym, a konkretnie − odbiciem jego samego. Okazało się więc, że wyobrażenie piękna, jakie nosił w sercu i w umyśle, było wyobrażeniem siebie samego. Kristeva nazywa ten moment uwewnętrznieniem idei − w nim zaczyna się, jeszcze w fazie mitologicznej, historia narodzin świadomości, która musi przejść drogę od Ja do Ja, by uzyskać tożsamość. Nie będę streszczał, „co było dalej”. Zaznaczę tylko, że dreszcz rozkoszy przechodzi po plecach (i pragnienie poznania dalszego ciągu!), gdy szkicowo i na własny użytek dociągnie się interpretację Kristevej do niemieckiego idealizmu; w podanym przez redakcję fragmencie mamy jednak tylko nawiązania do neoplatonizmu....


3.

Drugim tekstem, który wywarł na mnie ogromne wrażenie, jest zapis dyskusji przeprowadzonej przez Krzysztofa Bielawskiego między Ireneuszem Kanią i Martą Kudelską (Pragnienie wzbronione?). Kania, tłumacz-orkiestra, którego właściwie nie trzeba przedstawiać, a obok niego wybitna krakowska znawczyni buddyzmu − w kontekście refleksji nad wschodnią tradycją myśli o wyzbywaniu się z wszelkich pragnień trudno sobie wyobrazić lepszych dyskutantów. Faktycznie, ani Kania, ani Kudelska nie zawodzą, Bielawski zaś wdzięcznie dotrzymuje im tempa, podsuwając tylko coraz to nowe uwagi, komentarze filologiczne z podwórka filologii klasycznej, i jeszcze bardziej napędza rozmowę. Dawno już nie czytałem takiego zapisu dyskusji, który wywołałby we mnie − nomen omen − pragnienie obecności (w jej trakcie). Nie jestem wielkim wielbicielem ani znawcą kultury Wschodu, a jednak rozmowę przeczytałem z ogromnym zaangażowaniem i podziwem. Nie zawaham się nawet stwierdzić, iż jest ona bliska platońskim dialogom: motorem napędzającym rozmówców i rozmowę samą jest czysta pasja prawdy; dyskutanci przerzucają się cytatami, nawiązaniami, etymologicznymi objaśnieniami, ale nie jest to nudna dysputa akademików; słowo „dyskurs” nie pada ani razu.

Rozmowa ta nie pojawia się bez powodu; w numerze pomieszczone zostały bowiem dwa inne bardzo interesujące teksty: Macieja Bielawskiego Boskie pragnienie według Maksyma Wyznawcy. Glosa do pewnego nurtu chrześcijańskiej tradycji i Karoliny Probosz o św. Augustynie z Hippony (Umiłowanie i żądza). Dzięki ich lekturze czytelnik może przerzucać pomosty między buddyjskim oczyszczaniem się z pragnień a wczesnochrześcijańską praktyką ascetyczną, fundując sobie tym samym fantastyczną odyseję intelektualną przez różne kultury, w których − jak zauważa w pewnym momencie Marta Kudelska − pojawia się bardzo wiele podobnych obrazowań, oddających te same idee, nazywane czasami tylko różnymi imionami.

Pragnienie zetknięcia się z nieskończonością w Twarzy − na temat którego medytował Jacek Filek − nie jest jedynym Pragnieniem, które funduje naszą egzystencję. Drugim może być pragnienie właściwe zarówno wschodniej, jak i zachodniej praktyce ascetycznej: pragnienie, które nie pragnie niczego innego poza tym, by żadne pragnienie już nami nie targało, by nie było już w nas żadnego chcenia. Kania odnalazł dla niego adekwatny sposób zapisu: nie chce go widzieć pisanego wielką literą, ale w cudzysłowie, tak, aby zawarte w nim było pewne wykroczenie poza znaną nam sferę pragnień i dziedzinę działania naszej woli, aby zaznaczyć jego odrębność, wymierzenie go de facto przeciwko wszystkim pozostałym pragnieniom − cząstkowym, skierowanym ku rzeczom światowym i niewartym uwagi.

Pojawić się może jednak pytanie, czy pragnienie, tak bardzo wpisane w naszą kondycję, może nieść w sobie nadzieję na spełnienie? Czy nadzieja taka jest wyróżnikiem pragnienia? Nadzieja może i tak, ale samo spełnienie − chyba nie powinno. Czym by bowiem wówczas pragnienie różniło się od potrzeby?


4.

A teraz obiecana łyżka dziegciu. Ponieważ numer ten, jak już zaznaczyłem w pierwszych akapitach, zbiera teksty pokonferencyjne, pod jego adresem można sformułować wszelkie zarzuty, które zwykle spotykają tego typu przedsięwzięcia wydawnicze. W strukturę tomu wpisane jest podążanie od pragnień najniższych aż po pragnienie bycia wolnym od pragnień; dzięki temu sensowna wydaje się obecność większości opublikowanych tekstów. Po uważniejszej lekturze okazuje się, że niektóre z wypowiedzi mają tyle tylko wspólnego z tematem pragnienia, że słowo to pojawia się w ich tytule, może gdzieś jeszcze − dla świętego spokoju − w środku tekstu; zaś samo „pragnienie” dałoby się z powodzeniem zastąpić inną kategorią. Tekstów nie nazwę po imieniu, autorów nie wskażę − niech czytelnicy sami rozsądzą. Fakt ten jednak więcej mówi nam o tym, jak wyglądają konferencje w Polsce, nie zaś − że nie warto po „Mêlée” sięgać.

Michał Choptiany

Omówienie pisma: „Mêlée” nr 2-3/2008.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
CO NAGLE, TO PO DIABLE?
Festiwalowych wypowiedzi ciąg dalszy
ROZSTAJE EUROPY

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt