Witryna Czasopism.pl

nr 14 (216)
z dnia 20 lipca 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

FAUST W HIPERMARKECIE, WIELBŁĄD DWUGARBNY W SĄDZIE I INNE PRZYJEMNOŚCI

Trzeci raz w ostatnich miesiącach piszę o prozie Baczewskiego i o nim samym, więc zaczynam się obawiać, czy abym nie wziął sobie do serca, że „do trzech razy sztuka”? Ale nie – pocieszam się – przecież jeśli uwzględnić esej Baczewskiego o paleniu książek, o którym wspominałem przy okazji omawiania jednego z numerów „FA-artu”, to wychodzi na to, że już czwarty raz o autorze „5 poematów” za chwilę będę opowiadał. Choć tym bardziej należałoby się przejąć – źli ludzie zaczną szeptać po kątach, obgadywać, za plecami dobre imię kalać, bluźnić i złorzeczyć: co on ma z tym Baczewskim, może wódkę razem piją, korespondencję e-mailową wymieniają, może spokrewnieni są i rodzaj literackiego nepotyzmu i kumoterstwa to jest, może wspólnie filmy na DVD oglądają i chodzą na długie spacery z zachodzącym słońcem w tle? A tu nic, wszystkiemu trzeba zaprzeczyć i przyznać, że o żadnych znajomościach, poufałościach czy tym bardziej więzach krwi między Wysockim a Baczewskim nie ma mowy. Choć fajnie byłoby mieć wujka Marka Krystiana Emanuela, który nie dość, że poetą/prozaikiem/krytykiem literackim i felietonistą jest przednim, to jeszcze nagrody od czasu do czasu (i tak zbyt rzadko) dostaje.


Istnieją pisma, o których właściwie w „Witrynie” nie piszę, bo ani nie znajduję w nich wielu atrakcyjnych treści, ani nie bawi mnie dobór wciąż tych samych, między sobą się tasujących, wzajemnie się wychwalających nazwisk. Do takich pism zaliczyłbym „Topos”, „Frazę”, „Kwartalnik Artystyczny”, „Zeszyty Literackie” (dwa ostatnie: poziom bywa wysoki, nazwiska znane, ale wciąż te same, niestety), od czasu do czasu „Twórczość” oraz właśnie „Nową Okolicę Poetów”. Wszystkie z wymienionych regularnie przeglądam, jednak nieliczne tylko numery decyduję się wyswobodzić i wykupić z Empiku. Przyznaję się bez bicia: gdyby Nagroda Nowej Okolicy Poetów za rok 2007 nie powędrowała do Marka Krystiana Emanuela Baczewskiego, nie mieliby Państwo przyjemności z lektury omówienia rzeszowskiego pisma. Na szczęście stało się i dwie pieczenie upiekę na jednym ogniu: przy okazji pisania o laureacie Baczewskim napiszę też kilka słów o innych materiałach dostępnych w „NOP-ie” (nr 25/2007). Będzie więc jedna wiadomość dobra i reszta wiadomości złych.


Nie jest to monograficzny numer „NOP-u”, jednak można powiedzieć, że jego przewodnim tematem, jego głównym bohaterem jest Baczewski – na 250 stron pisma teksty jego autorstwa lub jemu poświęcone zajmują ponad 60 stron. Znajdziemy tutaj kilka krótkich tekstów o nagrodzonym przez „NOP” tomie Baczewskiego Morze i inne morza, znajdziemy wywiad z laureatem przeprowadzony przez Jacka Durskiego, a przede wszystkim świetne próbki twórczości samego Baczewskiego i to do wyboru, do koloru: wiersze, małe prozy, dłuższe opowiadanie, tekst krytyczny, esej. Zacznijmy od krótkich kawałków prozatorskich, których entuzjastą jestem od dawna. Cechą konstytutywną pisarstwa Baczewskiego – jak mi się zdaje – jest pisanie aforyzmami i złotymi myślami. Co więcej – takie zdania najwyraźniej przychodzą mu z niesłychaną łatwością. Niektóre małe prozy czy świetny, choć niełatwy esej zamieszczony w „NOP-ie” (Wojna i piękno) sprawiają wrażenie, jakby skonstruowane były z samych tylko bon motów i myśli nawet jeśli nie skrzydlatych, to na pewno ważkich. Baczewski z rzadko spotykaną wprawą porusza się od jednego kwantyfikatora do drugiego, od jednego uogólnienia do kolejnej błyskotliwej, zaskakującej pointy.


Opowiadania Baczewskiego sytuują się na pograniczu prozy, poezji, eseju, literatury autotematycznej i autobiograficznej, baśni i impresji, czasami odnajdziemy elementy rozważań quasi-teologicznych. W mikroskopijnych światach mieści się naprawdę wiele skarbów. Czy można się oprzeć tym w gruncie rzeczy prostym, oczywistym (dlaczego sam nigdy na to nie wpadłem?!), a przecież wyrafinowanym rozważaniom o deszczu („Aż dziw bierze, że żaden mistyk nie zasłynął dotąd z uporczywego wpatrywania się w pochmurne niebo. Jeśli kiedyś poproszą was o podanie przykładu perfekcyjnej obawy, podajcie ten: nie urodzić się ze strachu przed zmoknięciem”), pustce („Jeśli w drabinie, po której wspinamy się do góry, brakuje jednego szczebla, okazuje się, że tylko tego jednego – nieobecnego – szczebla możemy być całkowicie pewni. Tylko w nim znajdziemy solidne oparcie pustki. Wiemy, że ten szczebel nie utrzyma nas na pewno, a czy równie niezbitą pewność możemy mieć co do pozostałych szczebli?”), myślach („Myślę o krześle, więc jestem? Bzdura. Myślę o krześle, więc jest krzesło”) czy pogrzebowym płakaniu („A jeżeli opłakujemy nie zmarłego, ale nas samych, którzy go utraciliśmy?”)? Nie można się oprzeć. Wyznanie niniejsze należy do gatunku wstydliwych, ale przyznaję się raz jeszcze: nie potrafię się oprzeć Baczewskiemu.


Wciąż nieprzekonanych odsyłam chociażby do krótkiej prozy Marny świat, której bohaterem jest współczesny Doktor Faust („nasz stary znajomy”) umiejscowiony w... supermarkecie: „Mefistofeles transportuje Fausta w nasze czasy. Prowadzi Doktora do rzeczonego hipermarketu, wciska do kieszeni surduta Diamentową Kartę Visa Mafioso i powiada w głos: Hulaj, duszo!”. Z opowiadania dowiemy się, co też znalazło się w koszyku Fausta, dlaczego mimo wszystko coś mu w naszym świecie nie pasuje oraz jaka droga prowadzi dzisiaj do Piekła. Rewelacyjne jest także dłuższe opowiadanie pt. Ja, dwa wielbłądy – jego bohaterem i pierwszoosobowym narratorem jest właśnie dwugarbny wielbłąd, który przez obowiązujące prawo uznany został za... dwie osoby w jednym ciele. Ów legislacyjny bubel prowadzi do wielu mniej lub bardziej zabawnych perypetii, a przede wszystkim doprowadza naszego bohatera na skraj rozpaczy, jak również zagęszcza czas, jaki zwierzę przeznacza na wielogodzinne rozmyślania nad naturą świata. Monolog skrzywdzonego przez system, filozofującego wielbłąda, który potrafi nieźle namieszać nam w głowach („Jeśli to prawda, co mówią teologowie, że naturą człowieka jest błądzenie, natura wielbłąda byłoby wielbłądzenie. Z tego to powodu natury wielbłąda należy upatrywać w zwielokrotnieniu natur ludzkich”) – czego chcieć więcej? Zwrócę również uwagę na świetny fragment opowiadania, kiedy to walczącego o swoje prawo do pojedynczego bytu wielbłąda napadają konserwatywne gazety, np. „Tygodnik Fundamentalny”.


A to dopiero początek „treści Baczewskich” w numerze. Mamy krótkie teksty o nagrodzonym tomie autorstwa Jacka Napiórkowskiego (naczelnego „NOP-u”), Bohdana Zadury, Anny Kałuży i Aliny Świeściak. Mamy wspomniany wywiad z Baczewskim (Od książek, które szanuję, oczekuję refleksji na mój temat), który nie do końca jest wywiadem – to raczej pogawędka przy butelce Metaxy między dwoma kumplami, z których jeden powinien odzywać się dużo rzadziej i po przemyśleniu tego, co chce powiedzieć. Idzie mi o Jacka Durskiego, którego przydługawe – niby to żartobliwe, niby to przyjacielskie, niby to przesycone głębią psychologiczną i życiowym doświadczeniem, a częściej infantylne i błahe – monologi męczą i irytują. Mamy świetny esej o pięknie wojny, o poezji awangardowej, o Apollinairze, Rimbaudzie i Szwejku, mamy interesujące wprowadzenie Baczewskiego do kilku zamieszczonych również w tym numerze „NOP-u” wierszy Krystyny Myszkiewicz („Język Myszkiewicz jest niczym kobieta, która nieustannie flirtuje z innymi mężczyznami, by wciąż i na nowo zdobywać przekonanie, że kocha własnego męża”). Jest z czego wybierać, miłośnicy dobrej literatury powinni być usatysfakcjonowani.


Powinni być, o ile tylko nie sięgną do innych autorów i tekstów. Wystarczy chociażby skusić się na esej autorstwa Eryka Ostrowskiego o – cytuję podtytuł – Zofii Zarębianki komunii poezji, by skonstatować rzecz przez moment lektury Wojny i piękna Baczewskiego zapomnianą, a mianowicie, że sztuka pisania eseju należy do jednej z najtrudniejszych i że niesłychanie łatwo w tej batalii polec. Ostrowski leży na tarczy już w momencie konstruowania tytułu i nie podnosi się do samego końca. Daje nam wzorzec grafomańskiego, koślawego i pseudometafizycznego eseju o poezji, której przysługują nie bardziej wysublimowane epitety. Pisze Eryk Ostrowski: „Tej nocy znów czytałem nowe wiersze Zofii Zarębianki zawarte w tomie Jerozolima została zburzona. W tle szła III Symfonia Góreckiego, a we mnie nareszcie rosła Cisza”. Jeśli idzie o interpretację wierszy Zarębianki, również poczyna sobie Ostrowski niezwykle brawurowo. Oto kilka przykładów: „Poezja Zofii Zarębianki sytuuje się w opozycji do takiego zdesakralizowanego i charakterystycznego dla zbyt wielu kształtu przeżyć duchowych”; „Dodajmy, iż są to książki napisane w pięknym stylu i, choć posiadające status naukowych, niemające nic wspólnego z polonistycznym żargonem »nieprzejezdnym« dla większości odbiorców”; „Po lekturze Nieba w czerni można było zadać sobie pytanie: co dalej? Zgodnie z moim przypuszczeniem nastąpiła całkowita odsłona Ducha. Wiersze zbioru Jerozolima została zburzona są nagie w swej prawdzie”. Eryk Ostrowski wyliczył również inne, obok Zarębianki, „wielkie” polskie poetki. Należą do nich: Ludmiła Marjańska, Marianna Bocian, Joanna Pollakówna, Joanna Salamon, Anna Kamieńska, Kazimiera Iłłakowiczówna. Ostrowski zaprasza do lektury.


Wysocki zaprasza natomiast do kącika poezji. Sprowokowany lekturą eseju Ostrowskiego, postanowiłem rozpocząć tym razem od poezji „wielkiej Zofii Zarębianki”. Wybrałem dla Państwa krótki wiersz bez tytułu, bez którego – jak podpowiada Ostrowski – nie sposób „zrozumieć intencji poetyckiej zawartej w wierszach nowego tomu”. Cytuję: „Między / Storczykiem / w pąku / a / śmiercią / storczyka / wieczność / się wydarza / i / przepada / znika”. Już bez sugestii Ostrowskiego (notabene, ostatnio nakładem wydawnictwa Skrzat ukazała się jego książka dla dzieci pt. Jak żółw Bursztynek szukał domu) wyszukałem w omawianym tutaj numerze „NOP-u” trzech innych poetów, których twory powinny sprawić, że podobnie jak ja zastanowią się Państwo nad kryteriami doboru wierszy do druku przez redakcję. Oddajmy głos samym twórcom. Grzegorz Woźniak i jego wiersz Nadzieja: „Zastygły pejzaż, rozkruszony modlitwą, / Szept nadziei zamknięty w pąku niewinnych dłoni... / Katedra wzniesiona z łez. / Już czas, pąki zamarłej boskości... / Tak, nastał koniec, wszystko zamarło... / Ołtarz ułożony z łez / Rozwierający bramy raju?”. Andrzej Mazur i fragment Tańca czarnego żurawia: „Czym różnimy się od czarnego żurawia / opowiadającego – w tańcu – o tajemnicach przyrody / i jej tajemnych związkach / promieniujących jak słońce i księżyc?”. I jeszcze – nie chcę dyskryminować płci pięknej – Małgorzata Gołąbek z fragmentem wiersza pod zachwycającym tytułem – Kurt Cobain śpiewa: „Kurt śpiewa miękko, a to tylko chwila / Nim zdmuchnął sobie pękającą głowę / Jak dziecko prosząc o chwilę uwagi / Krzycząc jak armia chłopców zapomnianych // Wychodząc z sali już ich zapominasz / Tylko gitara na brudnym parkiecie / Drży potrącona. Już się nikt nie dowie / O co prosiła pomiędzy dźwiękami”. Skoro jesteśmy już przy poetyckich opisach, to jeszcze krótki wypisek z Zapisków z peryferii Grzegorza Kociuby. Zapiski te to ponad 20 stron fragmentów dziennika osobistego Kociuby, do którego mimo wszystko warto zajrzeć dla kilku interesujących spostrzeżeń o Kancie, Nietzschem, współczesnej polityce czy postmodernizmie. Mnie jednak najbardziej zelektryzował fragment, w którym Kociuba po raz kolejny przybywa w odwiedziny do domu Krzysztofa Karaska: „Gospodarz właśnie był wyszedł z kąpieli, więc przyjął mnie przepasany ino ręcznikiem, zakrywającym miejsca wstydliwe. Gdy wysuszył rozwichrzony włos, odział się w rybaczki i bawełnianą koszulkę, włożył sandały, mogliśmy ruszać po sajgonki, jaja, wino i piwo”.


Miała być jedna wiadomość dobra i reszta złych, jednak zdaje mi się, że i te prowokujące wypisy niejednego czytelnika zachęcą do lektury. Bo co może być zdrożnego w lekturze wierszy, przerywanej wybuchami szczerego, żywiołowego śmiechu?

Grzegorz Wysocki

Omawiane pisma: „Nowa Okolica Poetów”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
felieton___UCZTOWANIE JAKO PODRÓŻ W NIEZNANE
OŻYWIENI UMARLI
DOPASUJ CÓRKĘ DO TATUSIA...

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt