Witryna Czasopism.pl

nr 2 (204)
z dnia 20 stycznia 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

BŁĘKITNIEJSZY ODCIEŃ BŁĘKITU

„Muzycznie można by jasny błękit porównać do dźwięku fletu, a ciemny do altówki; jeszcze bardziej go ściemniając, otrzymamy cudowne tony wiolonczeli; wspaniałe, głębokie odcienie błękitu przypominają niskie dźwięki organów”.


Wasyl Kandyński O duchowości w sztuce
(tłum. Stanisław Fijałkowski)


Znajoma Rosjanka miesiąc temu przysłała mi informacje o Willym Melnikowie. Kiedy był on w wojsku na terenie Afganistanu (jeszcze za Sowietów), trafił pod ostrzał artyleryjski i doznał kontuzji, po której nagle pojawiła się u niego wręcz zagadkowa zdolność do języków. Spośród stu języków, które opanował (to znaczy tych, w których pisze własne poezje), jest między innymi papuaski język tangma, posiadający tylko dwa wyrazy na oznaczenie kolorów – muli (czarny/zielony) oraz mola (biały/czerwony/żółty). Podejrzewam, że redakcja „-grafii” miałaby niemały problem z przetłumaczeniem na ten język swojego ostatniego numeru [1-2 (18-19) 2007], poświęconego w całości kolorowi niebieskiemu i konotacjom z nim związanym. Oczywiście, postawienie pytania, czy ów numer znalazłby odbiorców w tamtym rejonie świata, jest bezowocne, mogłoby się to ewentualnie skończyć rozpropagowaniem takiego rodzaju muzyki, który przybliżyłby brakujący kolor, tak że gdyby ktoś chciał potem nazwać coś „niebieskim”, musiałby wygrać to na harmonijce ustnej…

Zacznijmy przegląd najciekawszych artykułów. W rozmowie z „-grafią” pt. Anatomia chmur malarz Marek Sikorski opowiada o dokładności, systematyczności i zdyscyplinowaniu, jakich wymaga latanie na paralotni. Latanie określa jako „odmienny stan świadomości”, którego nie można oddać słowami. Wlatywanie w chmurę jest dla niego raczej przykrym doświadczeniem: traci się wówczas orientację i trudno jest zapanować nad swoim położeniem. „Koszmarnym snem paralotniarza jest zassanie przez »cumulonibus«” – Ewa Wiśniewska-Cieślewicz, której ziścił się ten prawdziwy koszmar, cudem uniknęła śmierci; wewnątrz chmury widziała bryłki lodu wielkości pomarańczy, a temperatura spadła do (bagatela!) -50ºC. Motyw chmur, zanim pojawił się w malarstwie Sikorskiego, już o wiele wcześniej obecny był w jego świadomości. Po zrobieniu im setek zdjęć postanowił malować je na poważnie, zrobił kilka obrazów z chmurami „anatomicznymi”, co było czystym eksperymentem warsztatowym. El Greco jest dla Marka Sikorskiego przykładem interpretatora chmur, który zrozumiał istotę tego zjawiska i był pierwszym artystą pokazującym ruch powietrza w pionie. Przed El Greco malowano jedynie horyzontalny wiatr pchający chmury, tak samo oczywisty dla ludzi Renesansu, jak dla naszych dzieci naturalny jest fakt, że jeże jedzą jabłka (nawiasem mówiąc, to przekonanie doprowadza do przypadkowych morderstw i zagłodzeń tych mięsożernych zwierząt…). U Sikorskiego linię horyzontu często wyznacza krawędź płótna; według artysty szukanie horyzontu to pozamalarska, psychiczna skłonność człowieka. Latając, poruszamy się po szlakach chmur, ale mimo to tkwi w nas „ziemski horyzont”. Zarówno w malarstwie, jak i w lataniu, bardzo ważna jest też świadomość własnych ograniczeń.

Przejdźmy do ciągu dalszego „-grafii”. Yves Klein (jak pisze w Le vrai devient réalité) opatentował własny kolor „International Klein Blue”, który w rzeczywistości jest syntetyczną wersją ultramaryny z XIX wieku; sam artysta mówił, że chciał zostawić w ten sposób po sobie ślad. Poza kolorem pozostawił też dopracowane filozoficznie prace malarskie. Do swojej pustej pracowni chętnie zapraszał modelki, ponieważ bał się „cudownej, błękitnej pustki”. W ciałach jego modeli najbardziej interesowały go uda i tułów. Ręce, ramiona i głowa były nieważne, ponieważ odpowiadają za myślenie. Fascynowały go procesy, na które człowiek nie ma świadomego wpływu: trawienie, bicie serca, oddychanie. Klein kultywował zdrowie, wcielając się jednocześnie w chrześcijanina, który wierzy we wskrzeszenie ciała. Modelki początkowo śmiały się z odbić swoich ciał na płótnach, potem postanowiły pomóc artyście, tarzały się w farbie oraz na powierzchni obrazu, stając się „żywymi pędzlami”. Prace zaczęły się realizować same, malarz nie brudził przy nich nawet opuszków palców. (I miał sporo racji, „nie powinno się malować w rękawiczkach, bo nie powinno się kochać w rękawiczkach”, jak powiedziała mi pewna znajoma artystka.) Razem z modelkami Klein uczestniczył w naukowej telekinetyce. Podczas wiosennego deszczu wystawił płótno na zewnątrz, aby uchwycić go jako znak zjawiska atmosferycznego. Malarz mówił również, że może się obyć bez koloru, wystarczy mu pot modelek zmieszany z kurzem, żywicą, krwią i ziemią. W epoce kiczu i bezguścia monochromatyczne prace Kleina nie mogły liczyć na głośne przyjęcie, miał tego świadomość, postanowił więc zostać kapłanem ciszy.

W wywiadzie pt. Pielgrzymi u Świętego Półkonia Olaf Cirut z Franciszkiem Starowieyskim rozmawia na temat „najbrzydszego rządu od czasów Łokietka” i o tym, że „brzydcy ludzie robią brzydkie rzeczy”: architekturę, pejzaż, ubrania. Sparafrazuję to zdaniem Dostojewskiego, że „ludzie są dobrzy i piękni, kiedy jest dobrze i pięknie”. Starowieyskiego zatrwożył autorytarny język Kaczyńskich. Artysta ubolewa, że w Polsce głowa państwa nie stara się przykładem starożytnych lub prezydentów Francji (Georges Pompidou, François Mitterrand, Jacques Chirac) zostawić po sobie żadnej spuścizny kulturalnej. Starowieyski uważa się za bojkotowanego przez muzea i galerie artystę, co więcej – według „Art & Business” figuruje wśród dziesiątki najgorszych. Grafik tak mówi o swojej twórczości: „Bardzo lubię robić dzieci, bardzo nie lubię dzieci”, co znaczy, że pragnie, aby jego prace znajdowały się u innych osób, dlatego pozbywa się ich z własnego domu.

Z tekstu Światło pod farbą Janusza Wałka dowiadujemy się, że tło słynnego obrazu Dama z gronostajem Leonarda da Vinci w XIX wieku z błękitnego przemalowano na tępy czarny kolor. W wieku XV obraz ten był w pełni nowatorski pod względem modelunku światłocieniowego, ujęcia modelki en trois quatre, z uwzględnieniem rąk. Obraz przedstawia Cecylię Gallerani, faworytę księcia Lodovica Sforzy, słynącą wówczas z błyskotliwości i inteligencji. Gronostaj miał symbolizować ród Gallerani (gronostaj – po grecku 'gale' – to aluzja do nazwiska), a także cnotę i czystość młodej modelki. Janusz Wałek z niezwykłą precyzją historyka sztuki opisuje to dzieło, ja ograniczę się tylko do anegdotycznego wspomnienia o nim.

Myślę, że redaktorzy „-grafii” mieli świetny pomysł, aby cały numer poświęcić jednemu kolorowi. Pozwala to uporządkować artykuły wokół jednej osi, tak jak hasło w specyficznym leksykonie, gdzie pod etykietką 'niebieski' znajdziemy wszystko to, co nas może zainteresować, łącznie ze zdjęciami i wynotowanymi oraz oznaczonymi odcieniami błękitu, granatu, kobaltu, indygo, ultramaryny, akwamaryny, lapisu lazuli, ceryleum czy błękitu pruskiego.

Magdalena Galas

Omawiane pisma: „-grafia”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
KOŚCIÓŁ NA INTENSYWNEJ TERAPII
O ROZKŁADANIU MOTORU I PODSKAKUJĄCYM BIUŚCIE ISOBEL
CHWYTANIE BYKA ZA ROGI

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt