Witryna Czasopism.pl

nr 24 (202)
z dnia 20 grudnia 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

KASA

„Money, it's a gas”.

Można to wykrzykiwać groźnie lub ekstatycznie, można stwierdzać ze smutkiem lub w ogóle nie twierdzić, można i śpiewać (Pink Floyd, Money). Pieniędzmi, bogactwem, posiadaniem zajmuje się „SECESjA” nr 3 (8) 2007 („pismo o sztuce, kulturze i współczesności”), poświęcając mnogości ich aspektów cały numer.

Paliwo już mamy, więc i pisać jest o czym. Jest też nad czym się zastanawiać, a zachęca do tego również sam dobrze skomponowany numer. Wychodzi się bowiem z pozycji teologii (tekst Pawła Bortkiewicza, Bogactwo: grzech, miłosierdzie, zbawienie), żeby przez chwilę z tej perspektywy spojrzeć na problemy bogactwa i z bogactwem. I choć ta chwila trwa niedługo, to nie mija bez echa, powraca z nową siłą, by stać się jednym z filarów, na których wspiera swe monstrualne cielsko Mall of America (tekst Doroty Tkaczyk, Mall of America). Jednak kwestia obecności kaplic i sklepów z dewocjonaliami w tej ogromnej galerii handlowej jest tylko częścią większej (właśnie, 700 metrów długości, 500 metrów szerokości z łączną powierzchnią 390 tysięcy metrów kwadratowych) całości, o której pisze Tkaczyk. Największy zadaszony mega-mall Ameryki znajduje się w Bloomington (Minnesota) i funkcjonuje od 1992 roku – a funkcjonuje wręcz fantastycznie, fantasmagorycznie. Może i trochę to paradoksalne, że betonowy kolos (podobnie zresztą jak jego mniejsi bracia) tak zimny i ciężki bazuje na tym, co w człowieku najulotniejsze – na jego emocjach. Na nich potrafi tak „pięknie” zagrać, że koronują jego świetność własnym blaskiem. Jest to, oczywiście, chwyt stosowany nie tylko w obrębie sieci handlowych, ale i w szeroko pojętej reklamie; chodzi o stworzenie iluzorycznego wrażenia. Już Naomi Klein w książce No logo zwracała uwagę na tę strategię, wykorzystywaną przez agencje reklamowe. Pisała, w jaki sposób, pokazując w reklamie to, czego pragniemy naprawdę i powszechnie, sprzedać można absolutnie wszystko (dobrym tego przykładem z rodzimego podwórka niech będzie niedawna reklama wędlin, zachęcająca do poszukiwania szczęścia w sobie). Sieci handlowe działają podobnie. Muszą stworzyć misterną konstrukcję wewnątrz budynku (odpowiednio ukształtować przestrzeń z wykorzystaniem tak podstawowych elementów, jak oświetlenie, kolorystyka, dźwięk), a wszystko po to, by zintensyfikować wrażenie radości, które powinny wywoływać nawet nie tyle same zakupy, co już przebywanie w mallu. Tworzy się pod jednym dachem swoistą cieplarnię, namiastkę lepszego świata (z lepszymi ludźmi) i sam ten fakt już powinien antycypować wdzięczność i przywiązanie. Tkaczyk mówi tutaj o niemal religijnym uwielbieniu, a przywołując tytuł książki Horsta Opaschowskiego, nazywa malle „katedrami XXI wieku”.

Religijne asocjacje nie są tu nieuzasadnione (zresztą to nie nowość). Religia musi mieć jednak swoje dogmaty. O nich zaś, ponadczasowo i interesująco, pisał Günter Anders w tekście Oferta jako współczesne przykazanie. Jeśli faktycznie oferta to współczesne przykazanie, to lepiej „naucz się pragnąć tego, co ci oferują”. W taki sposób wyraża Anders ducha czasów i ostrzega jednocześnie, że wszelkie odstępstwa od podanego kanonu zachowań będą bezwzględnie karane społecznym niezrozumieniem, a w końcu alienacją. W tekście Andersa ciekawe może się wydawać skonfrontowanie tego, na co sobie nie można pozwolić (z powodu braku pieniędzy) z tym, na czego nieposiadanie pozwolić sobie nie można (przykazanie potrzeby). Czyli mówiąc jaśniej, kredyty i systemy ratalne. Świetnie się czyta ten artykuł, szczególnie ze współczesnej polskiej perspektywy, bo przecież na każdym kroku zasypywani jesteśmy ofertami kredytu na wszystko i od zaraz. Banki [oraz wszystkie te instytucje, które trudno mi nazwać, a wśród nich nawet market (!) gotówkowy] stanowią nawet nie tyle „naturalną” platformę między potrzebą Andersa a jej realizacją w cudownym świecie mallu Tkaczyk. One dziś już same chcą stać się taką cudownością. Stąd biorą się wszystkie reklamy, w których banki kreowane są wręcz na organizacje charytatywne; poważny podmiot finansowy, dla którego najważniejszy jest mój uśmiech. To jest właśnie ta stylistyka.

Nie znajdziemy natomiast opowieści o cudownych bankach w wywiadzie z Grażyną Kulczyk, zatytułowanym Kultura i mamona. Odchodzimy więc od teorii, by dojść do źródła, przyjrzeć się praktyce. Rozmawiając z polską bizneswoman oraz kolekcjonerką i mecenas sztuki w jednej osobie, Grzegorz Sowula stara się dociec, jaki jest naprawdę status pieniądza w sztuce, na ile on ją kreuje i kieruje losem twórcy. Poruszona zostaje również kwestia mecenatu i funkcji, jakie może on spełniać w coraz bardziej technicyzującym się XXI wieku. Rozmowę trzeba uznać za ciekawą, rzuca bowiem nowe światło na postępujące umasowienie kultury i jej odbiorcy. Światło bynajmniej nie lampy naftowej, choć i też nie laserowe.

Trudno dziś ominąć problem masowości, zwłaszcza że dało się już słyszeć bardzo wiele głosów konstatujących, w ten czy inny sposób, że dziś jedynym wartościowym (!) odbiorcą kultury jest odbiorca masowy. Szansę zaistnienia otrzymuje zatem to, co się sprzeda, a sprzeda się to, co już się dobrze sprzedawało (tę maksymę również znamy nie od dziś). Trzeba zatem szukać nurtu w rzece, a przy tym pilnować, żeby zawsze była to ta sama rzeka.

Z drugiej jednak strony, trudno się dziwić (choć zawsze łatwiej ubolewać) i warto spojrzeć na tę sytuację jako na system naczyń połączonych. Wiek XX i XXI poprzez demokratyzację (na niespotykaną wcześniej skalę, bo z wykorzystaniem środków masowego przekazu) tak sztuki, jak i idei, spowodował niezwykłą ich popularyzację, ale i coś, co można określić jako klęskę urodzaju. To przecież Zygmunt Bauman w Życiu na przemiał pisał o współczesnym położeniu człowieka nie jako tego, który dokonuje wyboru, ale tego, który zmuszany jest odrzucać – wciąż i wciąż – żeby nie dać się „przysypać”. W społeczeństwie zatem nieustannie odbywa się produkcja śmieci-idei; to dlatego tak trudno jest zdobyć w tym jakieś rozeznanie, tak łatwo dać się przekonać atrakcyjnej kampanii reklamowej.

Dobrym komentarzem, choć być może niezamierzonym, niech będą słowa młodej poetki Julii Szychowiak: „Sypiając z niektórymi, rezygnuję ze wszystkich” (wiersz Na czczo). Lingua franca, jeden z działów „SECESjI”, oddano młodemu pokoleniu poetów polskich, urodzonych w drugiej połowie lat 80. Są to: Julia Szychowiak, Adam Grzelec, Konrad Ciok, Tomasz Pułka i Zofia Czycza. Założeniem redakcji było wsłuchanie się w głos generacji, która dorastała już w dobie przemian ustrojowych i z minionej „jedynie słusznej” epoki nic pamiętać nie może. Chodzi o ekspresję i słowo; o „czyste” odbijanie nowej rzeczywistości, jej refleksy.

Refleksyjny jest ten numer „SECESjI”, a więc i cenny. Bo zwraca się w nim uwagę na pieniądze, ale w interesującym ujęciu – zastanawiając się nad ich fenomenem oraz siłą. Niezależnie od tego, czy będziemy przenosić środek ciężkości z człowieka na jego mamonę, czy odwrotnie, czy będzie nas to złościć, peszyć, czy martwić – pieniądze nie znikną; na zbyt głębokich fundamentach zostało ufundowane ich imperium.

I jakoś tak dziwnie w tym kontekście pobrzmiewa Stachura, kiedy mówi: „Wszystkie pieniądze świata nie mają żadnego znaczenia poza tym, że służą do zauważenia, że właśnie nie mają żadnego znaczenia”.

Małgorzata Nadwadowska

Omawiane pisma: „SECESjA”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
JEŚLI KOŁAKOWSKIEGO NIE MA...
KOCIARA I INNE
felieton ___KOLOSY NA PSICH ŁAPACH

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt