nr 22 (200)
z dnia 20 listopada 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum
Drogi Panie Ministrze,
Bogiem a prawdą, to nie wiem, „co dobrego Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego może zrobić dla czasopism w Polsce”? Na pewno nie powinno robić nic złego! Myślę, iż pytanie, z jakim proponuje zmierzyć się w tym dyskursie Redakcja „Witryny”, wydawcom i redaktorom pism tzw. kulturalnych jest nieco przewrotnie postawione i powinno być skierowane bezpośrednio do Pana Ministra lub stosownych departamentów. Nie znam bowiem ani aktualnego potencjału środków Resortu Kultury, ani jego kierunków i priorytetów na dzisiaj, po zmianie rządu.
Dość powiedzieć, a nie odkrywam tu niczego nowego, iż problemem podstawowym dla bardzo wielu czasopism w naszym kraju jest brak środków na ich wydawanie i prowadzenie, tj. na działalność. Ich pilne wsparcie, dofinansowanie, to – według moich intuicji – priorytet na ministerialnej liście spraw do załatwienia. Wiem – uprzedzę Pańskie pytanie – że istnieją możliwości ubiegania się o dotacje. I to od lat istnieją. Owszem, lecz nie dla wszystkich środki te są dostępne. Zawiłość, nieczytelność tzw. procedur i ogólnie wąski bardzo, usztywniony przy tym, z rysami podejrzliwości program „Promocji czytelnictwa” – to swoisty paradygmat, który powinien ulec zmianie. Dla ilustracji dodam, iż wniosek o dotację z załącznikami, wysłany z mojej Redakcji na adres MK i DN w marcu 2005 roku – to pakiet o łącznej wadze 1468 gramów. Dotacji zresztą nie przyznano. Do dzisiaj. Słów, jakie starałem się notować, antyszambrując w korytarzach innych instytucji – oszczędzę tu.
Argumenty przyznawania dotacji winny być w większym stopniu zauważalne; dorobek redakcji, wysiłek zespołu, ważkość i skuteczność proponowanej z łamów problematyki oraz środowiska adresatów, czytelników. Pominę tu (sygnalizowaną już we wcześniejszych listach, jakie przeczytałem, nim usiadłem do pisania) zbyt opasłą w przepisy, a szkodliwą w efekcie, zwłaszcza w przypadku czasopism niszowych, formułę powszechnej działalności gospodarczej, w którą wpisano działalność kulturalną. To niedorzeczność jakaś!? Kogo stać dzisiaj na prowadzenie ciągłej działalności gospodarczej z jednym wydawanym tytułem, jak w przypadku mojej Redakcji (150 egz., choć w założeniach 1500 egz.) i blisko osiemdziesięcioosobowym zespołem redakcyjnym złożonym z publicystów, naukowców, grafików, …, z Polski i z zagranicy? Pominę to, nie znam się na rachunkach.
Przychodzi mi za to na myśl inna propozycja, że oto w chwili, gdy starający się o finansowe wsparcie MKiDN wydawcy i redaktorzy czasopism złożą już kolejne, może bardziej uproszczone wnioski i nadejdzie czas ich rozpatrzenia, to nie od rzeczy byłoby wprowadzenie zwyczaju obecności przy tym zainteresowanych, by w stosownej chwili dopytać o szczegół, dojaśnić nieczytelny wpis w jakiejś rubryce… Ot, takie sobie subtelne uproszczenie.
Marzy mi się także, Drogi Panie Ministrze, by z czasem dało się wpisać w etos któregoś z departamentów w Resorcie Kultury zwyczaj stałego, swoistego patronatu nad redakcjami czasopism. Patronatu, a nie cenzury! Zaś dyskusję takiego rodzaju, słusznie wywołaną i wiedzioną z troską o kształt i byt czasopism, również z czasem przenieść może lepiej w klimat mniej festiwalowy, a bardziej konferencyjny?
A propos klimatów na koniec… Klimat wydawniczy w Redakcji, którą prowadzę, od lat wygląda tak, jak stoi zakreślony w moich felietonach wstępnych otwierających numery dwóch ostatnich edycji pisma. Pozwoli Pan, dwa fragmenty. Pierwszy: (grudzień 2005 r.)
„(…) Szanowni Czytelnicy, łatwo zauważyć, wertując choćby pierwsze stronice tej edycji „Aspektów”, iż oddajemy je do Państwa rąk ze znacznym opóźnieniem, w bardzo okrojonym nakładzie i jako edycję specjalną z indeksem A. Powód jest jeden, powiedzmy na pocieszenie, że to powód globalny, że dotyka wielu podobnych czasopism, gazet czy wydawnictw polskich. Powiedzmy wprost – brak środków finansowych.
Przeliczyliśmy się, mając długi czas nadzieję na częściowe choćby wsparcie finansowe, naszej wydawniczej inicjatywy, ze strony niektórych organów i instytucji rządowych i pozarządowych w kraju. Mniejsza o adresy i nazwy, bo i po co je wszystkie wymieniać. Dość powiedzieć, że z początkiem tego roku (2005) zastukaliśmy także głośniej do Ministerstwa Kultury. Najwyżej jak tylko można było. Niczym do wrót raju – sądząc po zapowiedziach i propozycjach zawartych w Narodowej Strategii Kultury.
Przychylnie i ciepło przyjęto „Aspekty”, dając wyraz w paru słowach do Redakcji, w Departamencie Współpracy z Samorządami i Upowszechniania Kultury. Chłodem natomiast powiało z Biblioteki Narodowej, gdzie w połowie maja br. Zespół Sterujący d/s. Rozwoju Czasopism Kulturalnych orzekł: […] Wniosek nie uzyskał dostatecznej ilości punktów niezbędnych do otrzymania dotacji. Koniec, podpis, kropka.
Cóż… Nowy Rok za pasem. I nowy minister. Choć, znając życie, wiem, że strategie jawią się często jako tkanki metafizyczne i ponadczasowe. Nie tylko w kulturze.
Powróćmy jednak do rzeczy. Nazwaliśmy tę edycję Aspectscrossing, co jest zapożyczeniem znanej formuły Bookcrossing, czego w tym gronie Czytelników głębiej ujaśniać nie trzeba. Spora bowiem część skromnego nakładu znajdzie się (jako egzemplarze obowiązkowe, bezpłatne) głównie na mocy Ustawy z 7 listopada 1996r., na półkach wielu bibliotek publicznych w Polsce, bibliotek uniwersyteckich oraz w zbiorach niektórych instytutów naukowych. I tylko tam.
Oznaczyliśmy też tę edycję indeksem A, co implikuje i zapowiada, iż powinna ukazać się edycja „Aspektów” z indeksem B. Tak też projektujemy. Edycja B skierowana byłaby bowiem jak dawniej, jak dotąd, do szerokiego grona naszych Czytelników sięgających po „Aspekty” w salonach prasowych EMPiK, księgarniach naukowych i akademickich. To jednak (odpukać!?) udać się może po realnym dofinansowaniu pisma w nadchodzącym 2006 roku. Żywimy w Redakcji nadzieję, że tak się stanie (…)”.
I fragment drugi Panie Ministrze, z edycji przed miesiącem wydanej:
„(…) Oto kolejna edycja, …, która trafia do rąk Państwa z opóźnieniem i w formule łączonych numerów 17–23. Powód zasadniczo jeden i aż wstyd o tym pisać; trywialnie i niezbyt elegancko rzecz ujmując – brakuje wsparcia finansowego (…). Wiele pism w Polsce – niosących bliskie „Aspektom” idee – dotykając progów owej niemocy wydawniczej przestaje się ukazywać. Zwyczajnie, po prostu. Redakcja moja daleka jest od takiego rozstrzygnięcia. Pogląd ten prezentuje również Wydawca. Toteż edycja, którą mają Państwo przed sobą, mogła się ukazać ze skromnych nadal środków własnych Wydawcy, w okrojonym znacznie – siłą rzeczy – nakładzie (…). Trudno jednak tu składać obietnice i deklaracje. Dość powiedzieć, iż dojrzał w ostatnich tygodniach, w redakcyjnym gronie projekt powrotu do niezbędnych formularzy, dziesiątków kwitów i zaświadczeń, by ułożyć je wkrótce przed obliczem kolejnego Zespołu Sterującego d/s Rozwoju Czasopism Kulturalnych z siedzibą w Bibliotece Narodowej. Ot, taki sobie akcent pokory w czas, gdy wiele się mówi i słucha się wiele. Jeszcze. (…)”.
Ukłony, z poważaniem,
Zdzisław Wichłacz
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt