Witryna Czasopism.pl

nr 20 (198)
z dnia 20 października 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

HUMOR – ANTIDOTUM NA WYCZERPANIE I ZATRUCIA

W ostatnich tygodniach wszyscy szczególnie dotkliwie odczuwaliśmy jedną z cech tzw. nowych mediów: fakt rozsiewania przez nie informacji, wyrażany w angielskim słowem broadcasting. „Nowości” z prowadzonej kampanii wyborczej, efektowne wystąpienia liderów partii, obietnice, oskarżenia, zapewnienia i oceny niedawnych rządzących unosiły się w przestrzeni publicznej w formie strzępów. I chyba tylko nielicznym udało się je ułożyć w logiczny wzór, odzwierciedlający stan polskiej demokracji.

Po wyborach przychodzi czas na podsumowania i diagnozy. Na szczęście mamy do czego się odnieść: w październikowym numerze „Przeglądu Powszechnego” (10/2007) redakcja zamieściła artykuł Pierre’a de Charentenay’a SJ pt. Niestała równowaga demokracji. Tekst opublikowany po francusku w letnim numerze „Etudes” powstał „na marginesie długiej kampanii wyborczej” na rzecz referendum europejskiego i wyborów prezydenckich, czyli dość blisko naszej obecnej sytuacji.

Postawione w nim tezy dotyczą ewolucji demokracji w porządku antropologicznym (zmiany dokonane w reprezentacjach zbiorowych oraz upowszechnianie indywidualizmu), w sferze politycznej (wpływ nowego kontekstu europejskiego) oraz w technice (posługiwanie się mediami i Internetem). Na wzór Francuzów – dziś może bardziej zajętych sprawą rozwodową prezydenckiej pary Sarkozych – doświadczyliśmy wszystkich trzech zmian. Niejeden polityk domagał się dla każdego obywatela prawa do wypowiedzi osobistej i bezpośredniej (a później na takowe się powoływał), grając na emocjach i bardzo ludzkim marzeniu o społeczeństwie bez dominacji, władzy i hierarchii. Pojęcie wspólnoty społecznej i narodowej grzebano pod grubą warstwą ziemi, żeby tylko nikt z lepiej zorientowanych w prawach demokracji nie przypomniał, że „kryteria osobiste nie wystarczają przy ocenie tematów o zapleczu filozoficznym, historycznym, ekonomicznym czy strategicznym”, o czym z perspektywy francuskich doświadczeń przypomina o. Charentenay.

Skrajnymi indywidualistami staliśmy się pod wpływem nowych mediów, co sceptycznie obserwował już w latach 60. Marshall McLuhan. Internet udzielił głosu obywatelom na stronach, forach i blogach, a telewizja umożliwiła typ debaty bez pośrednictwa dziennikarzy (to francuski eksperyment, szybko zamieniony przez widzów w litanię problemów i utyskiwań pod adresem polityków, i przez to średnio udany). W efekcie polityczny dyskurs rozpadł się na wiele prywatnych opinii, często chaotycznych i niepogłębionych. Z łatwością wyobrażam sobie jego polski odpowiednik – w debatach prowadzonych w telewizyjnej Dwójce meritum sprawy gubili sami dyskutanci, w czym skutecznie pomagała im niezbyt kulturalna publiczność.

Francuski publicysta postuluje, by działania polityczne trafiły do „pewnej liczby profesjonalistów i ekspertów, wybranych do uprawiania władzy w imieniu obywateli”, choć zauważa „erozję roli” i „wyczerpanie sił” tak wyłonionych reprezentantów. Brzmi znajomo, a od jakiegoś czasu utopijnie, co potwierdza chociażby niska frekwencja wyborcza. Co więcej, na polskim podwórku lepiej powstrzymać się od sugestii, że „w centrum problemu stoi parlament, do niego powinny wrócić decyzje i debaty” – niektórym na takie oświadczenie otwiera się nóż w kieszeni, bo na co dzień doświadczają skutków poselskiej opieszałości oraz własnej bezsiły przy próbie dopchania się do głosu. Zwłaszcza w mediach.

Medialnym zaangażowaniem wykazał się także piszący z Rzymu Piotr Kowalczuk, autor felietonu Gołąbki (pokoju) po rosyjsku z cyklu Z życia świata. Jego wymowne porównanie „Faktów” TVN do „baru szybkiej obsługi” stanowi jednocześnie ostrzeżenie przed serwowanymi w obu miejscach daniami, które wywołują „ciężkie zatrucie i porażenie nerwów”.

Ostatni taki przypadek miał miejsce 17 września, w „rocznicę napaści Stalina na Polskę, w dniu, gdy polski prezydent pojechał na groby polskich oficerów pomordowanych w Katyniu” i odbyła się premiera filmu Katyń Andrzeja Wajdy. Wobec tych faktów absurdalne? szokujące? perfidne? wydało się autorowi rozpoczęcie serwisu od wiadomości, że Kazimierz Kutz będzie kandydował na Śląsku z listy PO. Domyślając się politycznego zaplecza tej decyzji („na katyńskie groby pojechał nie taki prezydent, jak trzeba”), Piotr Kowalczuk ze smutkiem konstatuje, że „programy informacyjne polskich stacji telewizyjnych w obawie przed politycznym zatruciem trzeba w czasie konsumpcji nieustannie obwąchiwać”. Na bazie własnych obserwacji mogę pocieszyć i podnieść na duchu felietonistę, że jeśli tylko polityka wywołuje u niego perturbacje żołądkowe, to i tak pół biedy – znam takich, którzy już na sam sygnał rozpoczęcia „Faktów” reagują histerycznie, bynajmniej nie z radości. Doświadczenie nauczyło ich, że zjadliwe wcześniej potrawy, podawane w rzekomo liberalnym light sosie, na dłuższą metę okazują się ciężkostrawne.

Pozostając przy kulinarnych metaforach, Piotr Kowalczuk ostrzega, do czego prowadzi w skrajnych przypadkach europejska religious correctness. Opisana przez niego sytuacja dotyczy włoskich muzułmanów, którzy stawiają coraz liczniejsze meczety w tym katolickim (?) kraju. Podnoszone przez rdzennych mieszkańców protesty mniej wynikają jednak z powodów religijnych, a bardziej ze zmian w infrastrukturze miejskiej. Wokół meczetów natychmiast osiedlają się wyznawcy islamu, co pociąga za sobą degradację okolicy. „Jak grzyby po deszczu rosną sklepy z wszelkim badziewiem, grzmi muzyka arabska, w nozdrza bije zapach kebabu, a i natychmiast pojawiają się handlarze narkotyków z Maroka i Tunezji”, barwnie opisuje sytuację felietonista „Przeglądu”. Włoscy klienci raczej unikają tych atrakcji, a już na pewno nie kupią tam mieszkania. W efekcie wspomniana przestrzeń zamienia się w getto, a Orianie Fallaci – potępianej wcześniej za rolę „bicza na muzułmanów” – pośmiertnie przyznaje się należne honory za prorockie wyczucie.

Sprawy Kościoła, tym razem polskiego, pojawiają się w rozmowie z życzliwym pismu gościem, Szymonem Hołownią (Ziemia nie pachnie jak dom, rozmawiała Magdalena Wojaczek). Na bazie lektury Tabletek z krzyżykiem autorstwa redaktora Hołowni, doszło do wymiany opinii na temat znaczenia humoru w życiu religijnym Polaków.

Jego mało eksponowane miejsce rozmówca wytłumaczył opozycją wstydu, z którym najczęściej podchodzimy do kwestii wiary, i bezwstydu polityki oraz życia społecznego – w obu uczestniczymy bez żadnych zahamowań, oceniamy je i wydajemy sądy. „My w Kościele nie czujemy się jak w domu, nie ma w nas poczucia zadomowienia w wierze”, stwierdza autor Tabletek…. Tym wyjaśnia opory przed uśmiechaniem się zarówno do Pana Boga, jak i do współwyznawców. Zresztą „poczucie humoru zależne jest od [ogólnego] nastawienia do świata”, więc niespecjalnie dziwi jego brak w Polsce – kraju ponuraków i smutasów.

Ciekawy wątek wprowadziło do dyskusji pytanie o bohaterów Pisma Świętego – Dawida, Jeremiasza, Piłata i Noego – obecnych w książce na prawach nośników konkretnych problemów. Okazuje się, że oni wszyscy, podobnie jak św. Faustyna Kowalska, „weszli w obieg myślenia, w emocje” Szymona Hołowni, że z licznymi spośród nich Hołownia się zaprzyjaźnił. Rozmówca uwypuklił też swoje podobieństwo ze św. Jackiem: obaj nie należą do „mistrzów świata w kontynuowaniu wielkich dzieł” i „nadają się raczej do rzucania pomysłów i szybkich akcji”. Wobec zaniku autorytetów totalnych, obejmujących całe spektrum życia, wyciąganie ręki do „braci i sióstr, którzy są już po tamtej stronie” (czyli do świętych Kościoła katolickiego) z prośbą o pomoc w życiu doczesnym, wydaje się Hołowni naturalne, dlatego tę praktykę włączył w codzienną modlitwę. Czy nas to pociesza, czy raczej rozśmiesza?

Dla mnie to pozytywne odkrycie. Znam przypadki współczesnych naukowców–filozofów bez oporów dialogujących z Arystotelesem, Spinozą lub Wittgensteinem, zależnie od preferencji. Teraz do swojego myślenia o relacji przeszłość–teraźniejszość, rzeczywistość–fantazja oraz fakty i mity, dokładam wiarę-niewiarę w świętych obcowanie. Przyda się na listopadowe dumanie.

Beata Pieńkowska

Omawiane pisma: „Przegląd Powszechny”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
STAROŚĆ NIE RADOŚĆ
ANATOMIA PERWERSYJNEJ PARANOI
DUCHOWOŚĆ SEKSU WYCHODZI Z UKRYCIA

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt