Witryna Czasopism.pl

nr 19 (197)
z dnia 5 października 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

I BĄDŹ TU INTELIGENTEM W MIEŚCIE

Jako szczęśliwa studentka pierwszego roku na UW, prawie dziesięć lat temu przeniosłam się z Polski wschodniej do centralnej. Dla większości absolwentów mojego liceum, którzy z różnych powodów zostali – część z nich do dziś – w mieście naszego urodzenia i dorastania, wyjazd do stolicy oznaczał awans społeczny, a w przyszłości także finansowy.

Sama nie odbierałam tego w podobnych kategoriach, ale warszawscy studenci, wywodzący się, jak mi tłumaczyli, z inteligencji, szybko uświadomili lubliniance wszystkie zyski płynące ze studiowania w mieście stołecznym Warszawa: dostęp do kultury, pracy i zamożności. Pewnego dnia życzliwa osoba z tego kręgu wyraziła satysfakcję z faktu, że „inteligencja z Polski B ciągnie do Polski A”.

To odległe wspomnienie wywołała u mnie lektura bieżącego numeru „Obywatela” (5/2007), w którym dr Wiesław Łagodziński, statystyk i socjolog, współautor i inicjator cyklu badań (Diagnoza społeczna), w rozmowie z Michałem Sobczykiem (Pęknięta Polska) kreśli obraz zróżnicowania cywilizacyjnego naszego kraju.

Począwszy od rzeczy najbardziej elementarnych – pracy i edukacji – przez budownictwo, inwestycje, rozwiązania ekologiczne (m.in. gospodarka odpadami), dostęp do mediów (głównie do Internetu) i placówki kulturalno-oświatowe, polskie miasto i wieś dzieli ogromny dystans. Dziś mieszczuchom trudno sobie wyobrazić łazienkę bez ciepłej wody lub dom bez ubikacji; na przykładzie własnej rodziny poświadczam, że takie istnieją, a wobec nikłych perspektyw na ich posiadanie można się przyzwyczaić, nawet przy dwudziestostopniowym mrozie. Żyjąc w wielkich aglomeracjach, przyznajemy sobie rolę intelektualistów, a w miejscach pracy – tzw. merytorycznych, dlatego chętnie godzimy się na (zdaniem dr. Łagodzińskiego „obrzydliwe”) praktyki rodem z epoki kolonizacji, a mianowicie na wykonywanie wszystkich ciężkich prac, w tym budowlanych, kanalizacyjnych, asenizacyjnych i remontowych, przez mieszkańców pobliskich wsi.

Wobec tych faktów banalnym problemem wydają się świąteczne rozmowy przy stole, a właściwie ich brak, wynikający z miejskiego nadmiaru rozrywek kulturalnych i dostępu do wielokanałowej telewizji oraz niedoboru ich odpowiedników na wsi. Dyskusje koncentrują się wówczas na materialnych świadectwach pokonywania barier cywilizacyjnych, czyli na nowoczesnej lodówce „z bajerami” lub mikrofali. Czy ta diagnoza jest prawdziwa? Dla mnie raczej przykra i dziwnie przypomina sytuację zacofanych gospodarczo krajów afrykańskich oraz środkowoamerykańskich, nakreśloną mi niedawno przez dwu pracujących tam misjonarzy.

Socjolog burzy też wyobrażenie ludzi miejskich o tradycyjnych formach życia społecznego na wsi i w małych miasteczkach („wsi spokojna, wsi wesoła…”, ekologiczna i bliska naturze), których z dużą desperacją wciąż poszukują antropologowie. Oprócz południowo-wschodniego pogranicza Polski oraz Podlasia, tradycyjnie opartego na kulturze ludowej, „struktury społeczne, te najniższe, w ogóle nie istnieją lub mają postać bądź to komercyjno-turystyczną, bądź archaiczną”, twierdzi dr Łagodziński.

Od siebie dodam kilka innych smutnych spostrzeżeń, które w rozmowie z redaktorem „Obywatela” zyskują matczyną, wyrozumiałą interpretację. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że „ludzie wiejscy” wyrzucają śmiecie do lasu, ponieważ brakuje gospodarki odpadami – z moich doświadczeń wynika, że często czynią tak z lenistwa i bezmyślności. Z kolei zanikające czytelnictwo ogólnopolskich dzienników i tygodników opiniotwórczych często wiąże się nie z brakiem kiosków, ale z preferowaniem prasy lokalnej, bogatej w doniesienia z własnego ogródka, łatwo weryfikowalne i niewymagające trudu intelektualnego. Podobnie rzecz ma się z wyborem prostej rozrywki oraz lenistwem szkolnym dzieci. Nie tłumaczmy wszystkiego uciążliwym dziedzictwem PRL-u i tradycją podziałów społecznych, historycznych i kulturowych. Zarówno mieszczuchy (i wykształciuchy ), jak i ludzie z prowincji bywają i dobrzy, i źli. Podobnie z uogólnieniami, zwłaszcza z tymi, które opierają się na badaniach statystycznych i socjologicznych. Po praktyczne wskazówki, jak uzdrowić polską wieś, odsyłam do inspirującej rozmowy w „Obywatelu”.

O inteligencji w sensie formacji społecznej i intelektualnej, która została obdarzona specjalnymi obowiązkami względem rodaków, mówi się ostatnio dużo i chętnie przy okazji Katynia Andrzeja Wajdy. Zagadnienie rozważa się w kontekście niepowetowanej straty, wymordowania „kwiatu narodu”, będącego w stanie zmienić powojenną sytuację w naszym kraju. Wiadomo, jak potoczyła się historia, a o inteligencji (na Zachodzie uważanej za specyficznie polski twór, spróbujcie znaleźć jej odpowiednik w językach UE) prowadzi się dyskusje do dziś.

Zdaniem profesora Stanisława Borzyma, kierownika Zakładu Filozofii Nowożytnej i Współczesnej warszawskiego PAN-u (Inteligencja wczoraj i dziś, rozmawiał Krzysztof Wołodźko), powinna ją cechować „postawa obywatelska”, czyli mniej myślenie o własnych korzyściach, a bardziej ćwiczenie się w służebności wobec narodu i państwa. Termin „społecznikostwo” aż ciśnie się na usta, ale czy współczesny inteligent umie znaleźć w sobie pozytywistyczne odruchy, widząc niechęć robotniczych mas, rzekomo podsycaną przez wiodącą obecnie partię polityczną?

Profesor stawia dalej pytanie – wcale nie marginalne – o kondycję wiary współczesnego „umysłowego”, czyli o jego stosunek do religii. Przesuwając się na pozycje centrolewicowe, co sugerują mniej wiodące ugrupowania z rodzimej sceny politycznej, inteligencja wyraźnie traci wiarę, jednak z tych „prywatnych doświadczeń nie powinna pochopnie wyciągać wniosków o znaczeniu ogólnospołecznym, a agresywny inteligencki ateizm sam siebie izoluje”, konkluduje rozmówca Krzysztofa Wołodźko. A ja, opowiadając się po stronie tradycyjnych wyobrażeń chrześcijańskich, tracę szansę na dołączenie do elit, tym bardziej, że dość powszechnie są one kojarzone z „ekspertami, wypowiadającymi się w gazetach, radiu czy telewizji nieomal na każdy temat”. Kolejny raz powinniśmy pochylić głowę przed Wyspiańskim z jego nieśmiertelną diagnozą wystawioną społeczeństwu w Weselu. Pozostaje mi, nie wiem, jak innym, toczyć inteligenckie spory w ścisłym gronie przyjaciół, karmiąc się satysfakcją, że potrzeba duchowości jednak gdzieś osadza mnie w życiu społeczeństwa – a mianowicie na jego peryferiach. Aż chciałoby się podsumować sloganem „Ach, los inteligenta”, ale wobec powyższych rozważań chyba nie wypada.

Lękając się o nadmierne „obywatelskie” ukierunkowanie mojego pisania zainspirowanego lekturą dwumiesięcznika (redakcja w tym numerze nie pozwala czytelnikowi odetchnąć kulturą rozumianą jako wytwory sztuki), na koniec polecam recenzję Remigiusza Okraski z książki Davida Osta Klęska „Solidarności”. Mam nieodparte wrażenie, że duch analizy zmian, jakie zaszły w Polsce po 1989 roku, dokonanej przez amerykańskiego lewicowego socjologa i politologa, unosi się nad sporami toczonymi na marginesie zbliżających się wyborów, dlatego za wstyd trzeba poczytać nieznajomość tej pozycji (lub chociażby nieposiadanie egzemplarza książki). Na szczęście do jej zakupu zmobilizował mnie tata, człowiek doświadczony poprzednim systemem i zbierający owoce jego upadku; doradził też zestawić ją z pomysłem michnikowszczyzny autorstwa Rafała Ziemkiewicza. Zazdroszczę Okrasce tych sześciu stron, które poświęcił zarówno na przedstawienie argumentów Osta, jak i na polemikę z nimi – tekst okazuje się dobrym, zwięzłym brykiem dla pragnących szybko wtajemniczyć się w kod umysłowy i językowy bieżących dyskusji o współczesnej Polsce. Polsce rzekomo pękniętej – proszę tylko spojrzeć na okładkę „Obywatela”.

Beata Pieńkowska

Omawiane pisma: „Obywatel”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
ŹRÓDŁA, SYMBOLIKA I ZNACZENIE TAŃCA AFRYKAŃSKIEGO
WESPÓŁ WZESPÓŁ
CZYLI JAK SIĘGNĄĆ PALMY (ZŁOTEJ)
Druk kontra piksele.
Hipertekst w literaturze

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt