Witryna Czasopism.pl

nr 11 (189)
z dnia 5 czerwca 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum

felieton ___CZY PRZEZ SZYBĘ MOŻNA?

Odpowiadam krótko na tytułowe pytanie – oczywiście, że można, ale znamy przyjemniejsze i skuteczniejsze sposoby opalania.

Skąd tu nagle opalanie? Temat był gorący raczej w środku zimy, wtedy powinno się marzyć o wystawianiu twarzy do słońca, wtedy też ukazała się „Krytyka Polityczna” nr 11-12 (2007), a w niej polemika Agaty Bielik-Robson z Kazimierą Szczuką. Czyżbym, rażony czerwcowym upałem, poszedł na lep producentów olejków z odpowiednim faktorem? Nie bardzo, nie bardzo, a nawet – w ogóle, zapewniam, ale z tym opalaniem to rzeczywiście długa jak sezon grzewczy w Polsce historia. Długa i nadzwyczaj skomplikowana. Zaczęło się wszystko dawno temu, w środkowej III RP tekstem ABR opublikowanym w „ResPublice Nowej”, po czym sprawa wypłynęła w tekście KS o ABR, po czym wróciła w polemice ABR z KS... Kto, gdzie co napisał, zdążył już zrelacjonować Maciej Stroiński, omawiając wspominany tu numer „Krytyki Politycznej”, więc z ulgą to pominę. Koniecznie jednak muszę zaznaczyć, iż między innymi – kto wie jednak, czy nie przede wszystkim – szło w tej polemice o miłość. I to nie byle jaką, bo prawdziwą, bodaj czy nie bezwarunkową.

Sprawa jest poważna o tyle, że miłość miłością, ale wymiana zdań ABR – KS dotyczy także zdrady ideałów feministycznych, na których to ideałach wyznaję się z grubsza tylko. Poza tym jestem zdania, że o ile komentowanie tekstów obu polemistek z osobna jest zajęciem wyłącznie dla ludzi statecznych i z wyrobionymi poglądami na większość spraw, jeśli nie na wszystko zgoła, o tyle komentowanie poglądów obu polemistek naraz jest zajęciem desperackim. Mimo to, czy nawet dlatego właśnie, spróbuję.

Otóż w centrum i artykułu ABR, i późniejszej polemiki z KS, jest „emblematyczny” (jak chce ABR) obrazek: siedzi ona, dziewczynką będąc, na krześle ustawionym naprzeciw okna i za namową swej Niani, acz bez wewnętrznego przekonania, opala się w promieniach słońca padających przez zamknięte okno. Siedzi bez wewnętrznego przekonania, ponieważ poniekąd podziela poglądy swojego ojca Fizyka, napominającego bezskutecznie Nianię, że takie opalanie nie może mieć skutku w postaci opalenizny. „Co on tam wie!” mruczy pod nosem Niania, a ABR, będąca wtedy małą dziewczynką, z miłości do niej wystawia twarz do słońca.

ABR opisała ten obrazek w 1996 roku, co dziwne – jakoś wyjątkowo dobrze zapamiętałem ów tekst z „ResPubliki Nowej”, zwłaszcza zaś tę anegdotę o Niani, ojcu Fizyku oraz opalaniu przez szybę, może dlatego, że obrazek naprawdę jest emblematyczny (jak chce ABR). W każdym razie zapamiętałem go na tyle dobrze, że gdy zdrowych parę lat później natknąłem się na notkę prasową z niekończącego się cyklu „naukowcy odkryli, że”, natychmiast pokojarzyłem fakty (cokolwiek tu słowo „fakty” znaczy).

Ale zanim napiszę, co w niej wyczytałem, jeszcze jedno zastrzeżenie – ja tam o miłości, a już zwłaszcza prawdziwej, bodaj czy nie bezwarunkowej, chyba nic nie wiem. Jednak – potrafię słuchać opowieści osób bogatszych ode mnie w doświadczenie i stosować się do rad z nich wynikających.

I teraz, po tym zastrzeżeniu, w najlepszej tradycji strzelania z grubej rury wypalę tak: wedle ustaleń naukowców, poczynionych w nieznanych mi, oczywiście, okolicznościach i laboratoriach, nie ma prostej odpowiedzi, co przez szybę przechodzi, a co nie, w każdym razie światło słoneczne próbujące przez szybę wpaść składa się z tego, co widzimy, oraz z nadfioletu, ten ostatni, dalej nazywany UV, składa się zaś z promieni UV-A oraz UV-B. Tylko UV-A przenika w całości przez szybę (i przez wiele innych rzeczy też), UV-B ledwo co, ale – uwaga! – oba rodzaje UV opalają. Co prawda, UV-A opala na krótko i słabo, bowiem przenika tylko do naskórka, ale jednak.

A zatem przez szybę można się opalić! Na chwilę, naskórkowo, lecz można. Natomiast, owszem, nie można opalić się przez szybę na Murzyna i – co dla zdrowia nieobojętne, a jeśli nieobojętne, to istotne – niemal nie sposób nabyć przez szybę odpowiedniej dawki witaminy D. Tak, tej samej, która zapobiega krzywicy i chroni przed osteoporozą. Zaczem Niania ABR miała rację. Ale i ojciec Fizyk miał rację, gdyż to UV-B, docierające do głębszych warstw skóry, opalają na dłużej, a ponadto miał też rację zdrowotną – bez UV-B, czyli spaceru na wolnym powietrzu, nie wygeneruje się w skórze odpowiednia forma i dawka witaminy D. A bez witaminy D, wiadomo – krzywica lub osteoporoza murowana, stąd zalecanie umiarkowanych kąpieli słonecznych przez oświeconych higienistów. Trzeba zaznaczyć w tym miejscu, że wieści o działaniu UV w odmianie A i B to rewelacje z lat ostatnich, wcześniej bodaj nikt o ich działaniu nie wiedział, mgliste jeno snuto hipotezy. Skądinąd, żeby było ciekawiej (a i też, by podeprzeć tezę, że przez szybę w ogóle można), szyby, jeśli nie bardzo brudne w sensie chemicznym, przepuszczają także UV-B. A raczej – przepuszczały, bo odkąd zaczęto produkować tzw. szyby zespolone dla zastosowań domowych, o przenikaniu przez nie UV-B trzeba zapomnieć. Cóż, w czasie dzieciństwa ABR, będącym i moim czasem dzieciństwa, szyb zespolonych w domach się nie spotykało, ale też za czyste (w sensie chemicznym) to one chyba nie były. Z tego wszystkiego tym bardziej wynika, że zarówno Niania, jak i ojciec Fizyk, zbytnio się nie mylili, choć wiedzieć o tym, a już na pewno sobie nawzajem swe racje udowodnić, nie mogli. Rozum bowiem, jak widać na przykładzie światła i szyby, co prawda robi postępy w swych dualizmach, ale dosyć wolno. W tym wszystkim najbardziej nie myliła się zaś (będąc wszakże wtedy małą dziewczynką) sama ABR, bowiem uwierzyła obojgu ekspertom naraz.

Nie mylę się i ja, wierząc po lekturze polemiki ABR – KS obu ekspertkom od miłości naraz. I właśnie o tym, że – być może – nikt się nie myli, jednocześnie uparcie tkwiąc w błędzie, miał być ten felieton.

Konrad C. Kęder

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
KAMPania
K JAK KRAKÓW, L JAK LITURGIA, D JAK DRAMAT
Co tam, panie, na Litwie?

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt