nr 11 (189)
z dnia 5 czerwca 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | teraz o… | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Konrad C. Kęder
Idzie w tej polemice o miłość. I to nie byle jaką, bo prawdziwą, bodaj czy nie bezwarunkową. Sprawa jest poważna o tyle, że miłość miłością, ale wymiana zdań Agata Bielik-Robson – Kazimiera Szczuka dotyczy także zdrady ideałów feministycznych, na których to ideałach wyznaję się z grubsza tylko. Poza tym jestem zdania, że o ile komentowanie tekstów obu polemistek z osobna jest zajęciem wyłącznie dla ludzi statecznych i z wyrobionymi poglądami na większość spraw, jeśli nie na wszystko zgoła, o tyle komentowanie poglądów obu polemistek naraz jest zajęciem desperackim. Mimo to, czy nawet dlatego właśnie, spróbuję.
M.K.E. Baczewski
Brak politycznych przekonań to zresztą nie największy grzech, jaki mam na sumieniu. Jest coś gorszego. Otóż uważam obnoszenie się z ideologią na prawo i lewo za coś wstydliwego. To jakby człowiek na ulicy wszem wobec obnażył, za przeproszeniem Czytelnika, swoją anemiczną fujarę i domagał się oklasków od zrozpaczonej widowni. Wymienionego akcesorium dawać pod publiczną ocenę nie wypada, ale poglądy polityczne to i owszem. Można je wystawiać na światło dzienne, ile dusza zapragnie. Na pierwszych stronach gazet, w dziennikach telewizyjnych i na billboardach. A przecie ideologia to nic innego, tylko intelektualna pornografia.
Grzegorz Tomicki
Spotkanie klasowe – po dwudziestu latach! Po dwudziestu jeden dokładnie. Choć i po pięciu, bo pięć lat temu było spotkanie takie po latach piętnastu, jeśli umiem liczyć. A nie umiem, więc się z góry zarzekam, co też mnie wcale nie tłumaczy, bo i nie powinno. Jakaś szczątkowa sprawiedliwość na tym świecie musi być. Chociaż – wiadomo – nie tyle musi, ile powinna. A i to nie dla wszystkich. Bo dla takiej jednej Moniki, która mi była zwinęła komórkę i portfel, to sprawiedliwości mogłoby nie być w całym kosmosie. Ale jest i mam nadzieję, że nie zawsze ją w trąbkę – czy też co ona tam ma – będzie cmokała.
Michał Choptiany
Dawnych proroctw czar jest artykułem, w którym autorka wyznaczyła sobie za zadanie przedstawić w krótkiej rozprawie syntetyczny obraz tego, jakie mechanizmy fabularne rządziły fantastyką naukową, powstałą w krajach obozu sowieckiego; jakie wyznaczniki światopoglądu marksistowskiego były w tym okresie przyswajane i które z nich doprowadzano do absurdu graniczącego z dziecięcą wręcz naiwnością. Rydzewska w swoim studium świetnie wywiązuje się z zadania: serwuje czytelnikom „Czasu Fantastyki” [mowa o numerach 1 (10) 2007 oraz 2 (11) 2007] mogące dzisiaj wywołać tylko uśmiech fragmenty wyobrażeń na temat kontaktu komunistycznych astronautów z pozaziemskimi cywilizacjami, przytacza fragmenty, w których dochodzi do głosu pruderyjna i − nomen omen − niekiedy małomiasteczkowa moralność komunistyczna.
Agnieszka Sieńkowska
„Kiedy pomyślę, że w całym kraju biją dzwony i kościoły – zwłaszcza w maju – wypełniają się po brzegi, a teksty, o których wspominałam, dotrą zaledwie do kilku tysięcy wiernych, ogarnia mnie coś w rodzaju przerażenia.” – napisała o kwietniowym numerze „Znaku” Ewa Szumańska w „Tygodniku Powszechnym” z 27. maja. Podczas lektury „Znaku” z kwietnia i maja (traktowanie obu numerów jako swoistej całości jest w tym przypadku uzasadnione) towarzyszyły mi podobne uczucia. Ucichła medialna wrzawa wokół niedoszłego ingresu arcybiskupa Wielgusa, opadły związane z nim emocje, a zatem można rozpocząć rzeczową dyskusję o problemach, które dzięki całej sprawie wyszły na jaw.
Michał Choptiany
Dialektyka prowincji i centrum doskonale opisuje przypadek Lublina z omawianego numeru 1 (30) 2007 „Scriptores”: może i było to miasteczko prowincją, ale tylko z perspektywy literatów, artystów, urzędników warszawskich, na pewno zaś nie w odczuciu samych mieszkańców, odpowiedzialnych za twórczy, buzujący tam ferment. Wyjeżdżano przecież na studia plastyczne na Zachód, czytano nowości literackie, wydawano czasopisma kulturalne, pisano do kilku lokalnych dzienników, proponowano nawet przełom w języku literatury (Czechowicz!) i innych sztuk. Lublin, choć prowincjonalny geograficznie, pozostaje centrum, jednym z wielu równorzędnych miejsc, wokół których narastają ważne teksty kultury.
Michał Kasprzak
Ważnym źródłem inspiracji dla ruchów awangardowych i rozwoju drukarstwa były perswazyjne techniki designerskie stosowane w reklamie, poparte psychologicznymi badaniami nad percepcją. Można domniemywać, że potencjał poezji konkretnej (której poświęcony jest nr 11-12/2006 „Literatury na Świecie”), hurtem czerpiącej z tych osiągnięć i sprzężonej z nimi zwrotnie, do dziś dnia się nie wyczerpał, zawłaszczając coraz to nowe pola oddziaływań, wchodząc coraz odważniej w przestrzeń publiczną (tu można przywołać projekt Bluma-Kwiatkowskiego Otwarta książka, realizowany w Hesji, gdzie wiersze konkretne masowo pojawiają się na ścianach prywatnych domów) i korespondując z innymi dyscyplinami.
Agnieszka Kozłowska
Z wielkim ukontentowaniem odnotowałam fakt, że Tygodnik Idei „Europa” w jednym ze swoich numerów (19/2007) jako materiał ilustracyjny wykorzystał kadry pochodzące z filmów animowanych Mariusza Wilczyńskiego. Rewelacyjny pomysł. Nie dość, że zwrócono uwagę na twórcę, to także i na samą animację. Jestem bowiem przekonana, że po obejrzeniu tych zagadkowych rysunków ci, którzy jeszcze Mariusza Wilczyńskiego nie znają, będą chcieli zobaczyć również jego filmy. Dlaczego rysunki z „Europy” są zagadkowe? Z prostego powodu – to kadry wyrwane z kontekstu, z ciągu opowiadanej historii, stanowiące fragment pozbawiony początku i rozwinięcia.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt