Witryna Czasopism.pl

nr 6 (184)
z dnia 20 marca 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

Z MATKI NA CÓRKĘ?

Kilka lat temu ukazała się książka Błony umysłu. To niewielkich rozmiarów zbiór przenikliwych esejów, napisanych przez filozofkę i kulturoznawczynię, Jolantę Brach-Czainę. Na okładce pod tytułem nie znajdujemy jednak nazwiska, które mogłoby dać nam jakiś punkt odniesienia, jest za to odwołanie do wcześniejszych głośnych Szczelin istnienia i podpis:

Jolanta

córka Ireny

wnuczka Bronisławy

prawnuczka Ludwiki

We wstępie, zatytułowanym Prezentacja autorka tłumaczy: „Mogę (...) przynajmniej wówczas, gdy piszę, porzucić męskie nazwiska, odwołać się do moich matek i skoro nasze są tylko imiona, podpisać się imionami” (Błony umysłu, Warszawa 2003).

Zabieg ten dowodzi, że poczucie więzi matrylinearnych jest dla autorki rzeczywistością, która ma moc zbudować w kobiecie nową tożsamość. Jako kobiety ojcu zawdzięczamy tożsamość społeczną, funkcjonujemy w społecznych strukturach jako córki mężczyzny. To, co zawdzięczamy matce, nie jest już takie oczywiste. Specyfiką relacji między matkami a córkami zainteresowano się stosunkowo niedawno i jak bardzo jest to jeszcze zjawisko niezbadane, świadczy chociażby język, w którym istnieje nazwa ‘synostwo’ odnosząca się do faktu bycia czyimś synem, podczas gdy fakt bycia córką nie doczekał się jeszcze terminu ‘córectwo’. To samo dotyczy przymiotnika ‘synowski’ – mówimy o synowskim przywiązaniu, synowskiej miłości i już same te połączenia stają się niemal synonimami (nomen omen!) miłości wielkiej, czułej i pełnej wdzięczności. Córczynego przywiązania na razie nie ma – przynajmniej w języku polskim. Jest za to przysłowie: „Jaki bochen, taka skórka, jaka matka, taka córka”. Wygląda na to, że mądrość ludowa odkrywa pewne sprawy, zanim stają się przedmiotem naukowych badań. Jednak i tych nie brakuje.

Związkom matek i córek przyglądają się autorzy marcowego numeru magazynu psychologicznego „Charaktery” (3/2007). W jednym z artykułów, zatytułowanym przewrotnie Jaka córka, taka matka Zofia Milska-Wrzosińska zastanawia się nad przyczynami konfliktów pojawiających się w relacjach między matkami a dorastającymi córkami. Otóż bardzo często, zauważa autorka, źródłem napięć i nieporozumień jest zatarcie różnic pokoleniowych. Problemem nie jest zatem to, że matka nie pamięta, jak to jest być młodą, ale właśnie to, że za wszelką cenę chce za taką uchodzić. Zabiegom odmładzania poddawane jest nie tylko ciało, lecz także zachowanie. Matka nastolatki próbuje być jak jej rówieśniczka, do tego atrakcyjniejsza od córki. Stara się również wejść z córką w relacje koleżeńskie, skraca dystans, abdykuje z roli i powinności rodzica. „W rezultacie dziewczyna ma – zamiast matki pełniącej rolę rozważnego, życzliwego, stabilnego i znającego życie autorytetu – matkę-koleżankę, nieco infantylną, bo zafiksowaną na dawno już przecież minionym wieku dojrzewania”, pisze Milska-Wrzosińska. W tak ukształtowanych stosunkach nie ma mowy o partnerstwie, jest natomiast miejsce dla rywalizacji i zazdrości. Zwłaszcza gdy matka nie czuje się wartościowa i spełniona w swojej kobiecości. Problemy pojawiają się również wtedy, gdy matka nie potrafi uznać w córce kobiety i nieustannie traktuje ją jak dziecko, które trzeba chronić przed światem. Autorka podkreśla również, że nie bez znaczenia jest postawa córki, która musi w pewnym momencie w sposób zdecydowany oddzielić swoje życie od życia matki. Dorosła córka musi zrzec się odpowiedzialności za matkę, ale też świadomie zadecydować, na ile bagaż wyniesiony z dzieciństwa i dorastania może ważyć na jej własnym życiu. By stać się dojrzałą kobietą, powinna „zaakceptować fakt, że matka dała to, co mogła, nie dała tego, czego nie potrafiła, i to się już raczej nie zmieni – a w związku z tym nie warto spędzać życia na dobijaniu się o poprawki i dokładki”. Artykuł kończy stwierdzenie: „Być matką córki to niełatwe zadanie, dlatego warto starać się nie o to, by być doskonałą, ale by jak najmniej niszczyć: w córce, w sobie, we wzajemnej relacji”. Przyznam, że trudno mi się zgodzić z taką koncepcją wychowania. Zakłada ona bowiem, że relacja jest czymś danym od samego początku i najlepsze, co można zrobić, to zachować status quo. Myślę, że aby chronić relację przed zepsuciem, należy ją jednak najpierw zbudować. Tego, jak to zrobić, niestety, z tekstu się nie dowiadujemy.

W artykule Moja mama koleżanka Wanda Sztander zastanawia się, w jakich okolicznościach matka i córka mogą być dla siebie koleżankami. Główną przeszkodą jest, jej zdaniem, nierówność wiekowa i wszelkie nierówności, które ta za sobą pociąga: „Matka (...) nie może rywalizować z córką czy też walczyć z nią jako kobieta. Koleżanka może, bo są równe. Matka nie może tworzyć koalicji przeciw innym członkom rodziny, koleżanka może. Matka nie może nadmiernie i intymnie zwierzać się córce, ponieważ zwierzenia te prędzej czy później zaczną dotykać osób i relacji ważnych także w życiu córki”. Przede wszystkim jednak zadaniem matki, w którym koleżanka nigdy do końca jej nie zastąpi, jest dać dojrzewającej córce wsparcie w trudnych sytuacjach. Jeśli matka będzie traktować swoją nastoletnia córkę jak koleżankę, istnieje niebezpieczeństwo odwrócenia ról i to córka zacznie jej... matkować.

Matka może być dla córki kumpelką w sytuacjach takich jak „wspólne lody i dowcipy, wspólne zakupy czy sprzątanie”. W świat intymnego doświadczenia powinna ją jednak wprowadzać z pozycji „mądrej przewodniczki” – podkreśla Sztander.

Relacji matek i córek w wydaniu najtragiczniejszym poświęcony został artykuł Lubomiry Szawdyn Pije matka do córki. Psychoterapeutka uzależnień, czerpiąc z zawodowych doświadczeń, opowiada w nim o skutkach, jakie ma alkoholizm matek w życiu córek: „Córki alkoholiczek zwykle mają obniżoną samoocenę i zaburzone relacje społeczne. To dlatego, że życie w wiecznym lęku, wstydzie i chaosie rzadko daje szansę odszukania samego siebie”, czytamy. Szawdyn twierdzi, że kobiety, korzystając ze społecznego przyzwolenia i mody na „picie integracyjne”, bardzo szybko się uzależniają. Nie są przy tym świadome zdrowotnych konsekwencji nadużywania alkoholu. Córki, patrzą na matki i w większości przejmują ich styl życia. Te, którym uda się tego uniknąć, często są apostołkami abstynencji wśród pijących „okazyjnie” koleżanek. Niestety niezbyt chętnie słuchanymi...

Artykuły przeplatane są fragmentami wypowiedzi znanych mam i córek, zaczerpniętymi z książki Wiktorii Padlewskiej Gdybym była tobą, gdybyś była mną, a tekst Zofii Milskiej-Wrzosińskiej ilustrują zdjęcia Marii Husarskiej, młodej krakowskiej fotograficzki i malarki.

O roli matki w życiu człowieka wypowiedział się również stały filozof-felietonista „Charakterów”, Alosza Awdiejew. Dokonał on podziału rodzicielek na trzy kategorie: „mać”, „mamuśka” i „matka”. I tak po kolei: „mać” to kobieta trzymająca twardą ręką całą rodzinę, traktująca dzieci jak domowy inwentarz. Jej metody wychowawcze ograniczają się do wydawania poleceń i bezapelacyjnego ich egzekwowania. Dorosłe dzieci „uwielbiają porządek i tradycję, więc często zasilają szeregi prawicy”. Przeciwieństwem „maci” jest „mamuśka”, która kocha swoje dzieci miłością bezwarunkową i bezkrytyczną. Pozwala im na wszystko, aby tylko nie przestawały zapewniać jej o swoim uwielbieniu. Dzieci „mamuśki”, pisze Awdiejew, „zasilają szeregi lewicy, walczącej o szczęście ludzkości, które wyobrażają sobie jako niekończące się świętowanie kosztem państwa opiekuńczego”. Zdecydowanie najzdrowszy model wychowania stosuje „matka”, dla niej bowiem dzieci to „niezależne byty ludzkie”, którym należy pomagać w rozwoju według ich własnych potrzeb i preferencji. Partnerem „matki” jest silny i aktywny „ojciec”. „Niestety, wartości wszczepione w rodzinie prawdziwej matki nie pozwalają wychowankom na skuteczne zajmowanie się polityką. Jednakże w chwilach historycznych, decydujących o przyszłości narodu, właśnie tacy ludzie stają w pierwszych szeregach walki o wolność i niezależność”, stwierdza autor.

Zachęcona do lektury numeru zapowiedzią w wydaniu lutowym, a także bardzo ciekawym wstępem redaktora naczelnego, Bogdana Białka, liczyłam na więcej. Podejście do zagadnienia relacji matek i córek od strony negatywnej, problemowej jest w moim odczuciu bardzo ograniczające. Chciałabym, żeby takie pismo jak „Charaktery” nie poprzestawało jedynie na wyliczeniu ciemnych stron zjawiska. Również, częsty w magazynie „wykaz złotych rad”, nie jest tym, czego oczekuję od czasopisma psychologicznego. Więcej o złożoności ludzkiej psychiki mówi mi literatura, czasem nawet ta przeciętna. Myślę zatem, że wnikliwa analiza wybieranych zagadnień, szersza perspektywa w zamian za powierzchowne, raczej popularne niż naukowe komentarze przyczyniłyby się do znacznej poprawy charakteru „Charakterów”.

Agnieszka Sieńkowska

Omawiane pisma: „Charaktery”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
IRAK: POWTÓRKA Z LIBANU?
CZASOPISMO TEATRALNE JAKO ŹRÓDŁO CIERPIEŃ. DYGRESJA
RAZ JESZCZE O FANTASTYCZNYM GETCIE

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt