Witryna Czasopism.pl

nr 24 (177)
z dnia 5 grudnia 2006
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

CZARNO I DORAŹNIE

Wysoko bardzo zacznę, od motta do „Kultury kłamstwa” Dubravki Ugrešić. Zacznę właśnie tak, bo dałam się sprowokować przez całkiem polityczny, publicystycznym dyskursem próbujący mnie zdominować, listopadowy numer „Odry” (11/2006). Zacznę więc od definicji negatywnej:

„Antypolityka to stan zdziwienia. Człowiek odkrywa, że rzeczy są niezwykłe, groteskowe, co więcej – pozbawione sensu. Dowiaduje się, że jest ofiarą i nie chce nią być. Nie zawierza swojego życia politykom, żąda, by zwrócili mu jego język i filozofię. (…) Wiarygodność antypolityki polega (…) na tym samym, co wiarygodność pisania. To nie mowa polityka ani politologa, ani technokraty, przeciwnie: to mowa cynicznego, dyletanckiego utopisty. (…) Wszystko, co robi, robi na własny rachunek, osobiście, w środowisku, które sam wybrał. Z nikim nie jest zobowiązany się rozliczać, to osobiste przedsięwzięcie, samoobrona”. (György Konrad)

Polityczny znaczy doraźny. Doraźny – zatem arytmiczny, okazjonalny, niestały. Chorągiewka. Kurek na wietrze. Wcale nie – doniosły i nie – definitywny. Jakiś taki niewyraźny (bo dziś taki, jutro inny). No, właśnie. Jakaś ta „Odra” tym razem niewyraźna, przedwyborcza i w tonacji dur. Mimo że pozytywnej siły przebicia raczej nie ma, że tekstami wyjątkowymi i złotymi zgłoskami zapisanymi (ani prozą, ani zbytnio poezją, choć w tej drugiej słychać w trawie znacznie lepiej: słychać Kuciak, Wróblewskiego i Rudowskiego) nadmiernie nie zachwyca, to bodaj właśnie bezsiłą swoją i niemocą przyciąga. Wpadłam w sidła owej bezsiły, to i owo – niezbyt istotnego, doraźnego, marginalnego – wynotowałam. Konkretnie o tekstach publicystycznych, na bieżąco komentujących polityczną rzeczywistość. I choć każdego dnia potwierdza się prawda, że gdzie chodzi o politykę, tam jeszcze bardziej chodzi o seks, o seksie – tutaj ani mru mru.

Na ponad dwudziestu stronach opatrzonych stempelkiem Publicystyka zastanawiają się autorzy numeru, dlaczego w Polsce jest tak źle, jak ani chybi jest, oraz (wobec utrwalonego stanu degrengolady i moralnie z najniższej półki standardu rzeczy) czemu mimo to aż tylu ludzi ciągle gotowych jest głosować. I tak na wstępie żmudną analizę chaosu nieustannie pogłębiającego się na scenie politycznej przeprowadza w rozmowie ze Stanisławem Lejdą prof. Andrzej Antoszewski. Podtytuły: Rośnie milcząca większość i pogarsza się jakość klasy politycznej. Wyborcy mają prawo czuć się oszukani. Rewolucji moralnej nie robi się z ludźmi moralnie wątpliwymi. Władza nie liczy się z odbiorem swoich działań. Obraz przyszłości staje się coraz bardziej pogmatwany. Nie okazaliśmy się zdolnymi uczniami demokracji – wystarczy? Wychodzi z wywiadu jasno, że jeśli chodzi o demokrację, jesteśmy uczniami najbardziej tępymi w szkole świata.

Na kolejnych stronicach Mariusz Urbanek podaje i komentatorsko obrabia dziewięć a priori nielogicznych powodów, dla których mogłoby się nam nie zachcieć głosować w wyborach (podtytuły: Nie startuję, bo nie startuję. Bo oni i tak później zrobią, co zechcą. Bo oni gardzą swoimi wyborcami. Bo polityka jest brudna. Bo polityka jest nieestetyczna. Bo słowa wcale nie mają mocy sprawczej. Bo Uzbekistanem rządzą warchoły, chamy i ludzie o marnej reputacji. Bo nikt nie lubi, gdy robi mu się wodę z mózgu. Bo tak naprawdę nikomu na milczącej większości nie zależy). Każdy coś tu dla siebie znajdzie. Jakiś argument, który ma się na podorędziu, tak jak wieloryb nosił w kieszonce swojego brzucha Jonasza. W tym brzuchu, jak się domyślamy, ciemności egipskie panują.

A dalej – dalej o tym samym, ale jakby inaczej: Michał Mońko pochyla się nad tematem „milczącej większości”, trzymającej się od urn z dala. „Milczą przeciw czy milczą za?”. Jak blisko im do idiotes, z greckiego – osób niezainteresowanych uczestnictwem w życiu publicznym? Kto w skład grupy idiotes wchodzi? Tak to się zabawia autor omawianego artykułu: stawia jednoznaczne pytania i czarnych odpowiedzi udziela. Czarne i defetystyczne pejzaże przed nami maluje. Złą godzinę z niepotrzebnym miesza lękiem.

Nie zadam sobie trudu, by wspominać o tekstach Nasi oni Piotra Gajdzińskiego czy o Stąd do Bastylii Roberta Kaczmarka. Chętnie za to zauważę, że lepiej od nich i od Mońki bawił się zapewne Mariusz Urbanek, wymyślając programowo niepoprawną opowiastkę O smoku wawelskim, Darwinie i płaskiej ziemi, której bohaterami uczyniono ministra edukacji o znamiennych imionach Roman Jacek oraz ojca tegoż Romana, przesiadującego w Parlamencie Europejskim. Co przeczytam kawałek z tej politycznej prozy, to głośniejszym śmiechem przez łzy chce mi się wybuchać, bo – wiadomo – nawet największa tragedia zamieni się w końcu w farsę. Jest więc i o pochodzeniu od małpy, i o niewydarzonej Macie Hari z oczami jak się masz, i o zestawie lektur szkolnych. Tylko o zeznającej Anecie K. ani o współżyciu w trójkątach autor żadnych słów dopisać nie zdążył. (Życie jednak zawsze jest nas w stanie czymś pozytywnie zaskoczyć…) A oto cytat z rozmowy telefonicznej:

„– Romek, ile razy mam ci powtarzać, że ziemia jest płaska…

– …ale, tato, przecież na całym świecie uczą, że okrągła…

– Romek, co oni z tobą zrobili? Przecież jakby ziemia była okrągła, to ci, jak im tam, Australijczycy, pospadaliby do piekła…

– Przecież ciążenie ziemskie…

– Romek, rozumiem, że masz żonę i dziecko, ale o ciążeniu nie będziemy rozmawiać… a ze szkoły trzeba to usunąć… i to, że niby słońce stoi w miejscu… przecież każdy widzi, że wschodzi i zachodzi…(…) Nie można zajść na stojąco… Tyle chyba powinieneś wiedzieć…

– Ale jak mam to powiedzieć ludziom? Nie uwierzą…

– …pośle się tam tego twojego ministra (…) Orzechowskiego (…), niech powie, że Kopernik to był dziwkarz i pijak, dlatego cały czas kręciło mu się w głowie…

– Przecież Kopernik to był ksiądz…

– Jaki tam ksiądz… Niemiec… (…)

– Tato, ale Watykan…

– Co Watykan? To teraz też Niemcy…

– …już dawno uznali jego teorię… Zresztą nawet jak mogli, to go nie spalili na stosie.

– Widzisz, Romuś, ile mamy jeszcze do zrobienia!”.

Czego i Państwu, i sobie, nie życzę.

Joanna Wojdowicz

Omawiane pisma: „Odra”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
TAJEMNICA PEWNEGO OPOWIADANIA
LILIPUTY WŚRÓD KSEROKOPIAREK
AKTORZYMY

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt