Witryna Czasopism.pl

nr 24 (177)
z dnia 5 grudnia 2006
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

HA!ART, CZYLI O KRAKOWSKIEJ PRZYBUDÓWCE PEWNEGO RADIA Z IDEAŁAMI

Ileż to osób śmiało się już z tekstów publikowanych w „Ha!arcie”, z dyskusji tam zamieszczanych, z doboru nazwisk, z formy niektórych tekstów krytycznoliterackich, z ha!artowego podążania z duchem czasu (co numer kilka nowych działów, trendów, wydarzeń i sezonowych mód), z poziomu pewnych artykułów, „dziełek literackich” itd. A ja na przekór wszystkim to krakowskie pismo lubię i od kilku lat regularnie czytuję.


Ojciec Dyrektor Maro


Z „Ha!artem” jest trochę tak jak – nie przymierzając – z Radiem Maryja. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że liczba osób krytykujących Radio Maryja (i, analogicznie, pismo Piotra Mareckiego) w przybliżeniu pokrywa się z liczbą osób przyznających się, że Radia Maryja nie słuchają / słuchają raz na jakiś czas / słuchają fragmentarycznie i wyrywkowo (i, analogicznie, pokrywa się z liczbą osób, które przyznają się, że „Ha!artu” do rąk w ogóle nie biorą / do ręki biorą, ale co dwa i pół roku po to, by przejrzeć obrazki i przeczytać notki / do ręki biorą częściej niż nawet dwa razy do roku, ale czytają niewiele ponad notki autorskie, wiersze Jasia Kapeli i Piotra Macierzyńskiego, by lekturę zakończyć na świeżutkim jak ten chrupiący kaszubski chlebek prosto z Lipusza opowiadanku Sławomira Shutego). Nie idzie mi oczywiście o to, by zachęcić tych, co radia nie słuchają, do słuchania, i tych, co „Ha!artu” nie czytają, do czytania. Chodzi raczej o stwierdzenie, że by pozwolić sobie na krytykę „Ha!artu”, wypadałoby uprzednio z krytykowanymi treściami się zapoznać.


Śmietnik na teksty?


Większość numerów „Ha!artu” to swego rodzaju antologie różnorakie teksty pogrupowane w kilku działach. Są to antologie „swego rodzaju”, bo też czasami można odnieść wrażenie, że jest to w dużej mierze nieuformowany śmietnik na teksty mieszczące się to tu, to tam, a jak już coś naprawdę się nie kwalifikuje, to albo do „Literatury” albo do „Obrazów kultury” się wrzuci i po kłopocie. Niektórzy uważają, że takim śmietnikiem na teksty „Ha!art” jest, był i po wsze czasy już pozostanie – ja jednak upierałbym się, że w „Ha!arcie” śmieci od czasu do czasu po prostu się znajdują, co nie różni krakowskiego pisma od innych tytułów dostępnych na rynku. Mi akurat tęskno do dawnego, zunifikowanego „Ha!artu”, z dużo atrakcyjniejszą niż dzisiaj szatą graficzną, ciekawymi numerami poświęconymi młodej, dobrze się zapowiadającej poezji, twórczości Czycza czy prozie roczników 70. i 80. Redakcja jednak poszła nieco inną ścieżką i dostajemy do ręki wypasioną antologię różnorakich tekstów, których w jeden zimowy wieczór przeczytać na pewno nie sposób (omawiany numer liczy ponad 180 gęsto zadrukowanych stron formatu A4), a może i w całości w ogóle nie sposób przeczytać.


Kilkoro biednych pisarzy piszących po polsku (i nie tylko)


Ponad 60 stron ostatniego numeru to pokłosie III Krakowskich Dni Literatury – dlatego numer współfinansowany jest przez słynną Fundację Roberta Boscha. Perełek w tym bloku tekstów sporo. Przede wszystkim głośny już od dłuższego czasu tekst i głośność swoją uzasadniający nie tylko tym, że autorka znana i rozprzedawana – Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku Doroty Masłowskiej to utwór, dla którego warto „Ha!art” (23/2006) zakupić. Dramat, paradoksalnie, niewątpliwej urody – tak w warstwie językowej, jak i merytorycznej. Polskością przeżartych (złośliwie można by powiedzieć: zaangażowanych) tematów tutaj mnóstwo, co w żadnym razie dramatowi nie szkodzi. Całość przewrotnie zakończona i, hmm, posiadająca „happy end”. Fragmenty Anarchy in Ukr polecam niejako z rozpędu – że Żadan dobrym i wartym lektury prozaikiem jest, a i poetą niezgorszym, nie ulega wątpliwości. Polecam także prozę Agnieszki Drotkiewicz – mnie fragment zamieszczony w „Ha!arcie” zachęcił do sięgnięcia po książkę. Warto też zajrzeć do dopisków do Lubiewa Michała Witkowskiego, opowiadania Radka Knappa (o kłopotach z pisaniem przewodników po Polsce dla obcokrajowców, a zarazem o znajomości z Wielkim Pisarzem i tworzeniu opowiadania w czasie rzeczywistym na oczach czytelnika), opowiadań Kolji Mensinga (szczególnie Papieru). To, czyje twórcze próbki mnie rozczarowały, z grzeczności przemilczę. Jednego nazwiska jednakowoż zdradzić nie omieszkam – odsyłam w tym celu do działu recenzji listopadowego numeru „Twórczości”. Ale nie tylko ta proza nie pochodzi z mojej parafii, bo i inne opowiadania oraz wiersze mogłyby pozostać sobie spokojnie w zaciszu szuflady.


Troska o kota Prezesa i biednych studentów


Idźmy dalej. Wywiad z Janem Krasnowolskim i Łukaszem Orbitowskim – trochę treści politycznie niepoprawnych, trochę prawd powszechnie znanych i kilka zdań o własnych dokonań prozatorskich. Dowiadujemy się też, że „jak kaczory nas przycisną, to będziemy w końcu mieli dobrą literaturę”, że politycy pisarzom i tak nie bardzo mogą zaszkodzić, „bo książek i tak nie czytają w takim sensie, jak mogą sobie chuja powieszonego na krzyżu zobaczyć”, że urodzenie się w inteligenckim w domu „to jest ból w dupie”, że w komunizmie „gliniarze mieli twarde pałki” i „jak taki przyjebał to przez miesiąc swędziało”, a na zakończenie rozmowy Orbitowski zwraca się bezpośrednio do swojego zaginionego niedawno kota: „Trzymaj się, Prezesie, gdziekolwiek jesteś. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko okej”. Na kolejnych 12 stronach próbki twórczości wywiadowanych, które znajdziemy także w drukach zwartych, więc na przykład na wydane w tym samym czasie w Korporacji opowiadanie Krasnowolskiego trochę szkoda miejsca w piśmie.


Naturalizm – Hedonizm – Nihilizm, czyli zabawa na całego


A jeśli jesteśmy już przy przekleństwach – przejdźmy płynnie do opowiadania Golgota Park Rozrywki rzekomego autorstwa debiutantki Patrycji Pustkowiak, w co trudno mi uwierzyć, bo i nazwisko domniemanej autorki brzmi podejrzanie, i sam debiutancki utwór nie nosi znamion „statystycznego debiutu”, jakby tego było mało, na okładce pojawia się nazwisko Lopeza Mausere, którego próżno szukać w numerze, a przypomina się też proza niejakiego Jana Dzbana – dostajemy do rąk utwór iście naturalistyczno-hedonistyczno-nihilistyczny. W tym miejscu czytelnikowi wypada się uśmiechnąć i zaczekać na jeszcze jeden przymiotnik („pokoleniowy”). Czego w tym opowiadaniu nie ma: jest robienie rzadkiej kupy i dziewczęce sikanie w miejscu publicznym, i seks z wieloma partnerami, i skrobanka i stan wojenny na dokładkę, są przekleństwa i „zabawy w kurwy”, jest tak niemożliwe nagromadzenie wszelkiego rodzaju ohydztw, ekstremów i nierealistycznych elementów biografii rodzinnej, że wszystko robi się prześmiewcze i na swój sposób porywające. Po kilku akapitach wahania się i badania „terenu” dałem się wciągnąć i kupuję tę prozę w całości.


Jaś Kapela Superstar i Macierzyński odcinający kupony


Przyznać się też muszę, że coraz częściej przekonują mnie wiersze Jasia Kapeli – o ile po pierwszej lekturze Reklamy rozczarowałem się, i to nawet bardzo, to ostatnio, kiedy po raz kolejny wróciłem do lektury tego tomu, jest już dużo lepiej i przychylniejszym okiem na te wiersze spoglądam. Może nie podzielam jeszcze entuzjazmu Igora Stokfiszewskiego, któremu trudno w tej akurat dziedzinie dorównać, ale jestem na najlepszej drodze. Podobnie jest ze sporymi fragmentami wierszy Kapeli zamieszczonymi w ostatnim numerze „Ha!artu”. Rozbroiły mnie ukochane wojownicze żółwie ninja, a moja dziewczyna pokochała od pierwszego wejrzenia gigantyczną grzybnię, która wyniszczy rasę ludzką. Mniej z kolei przekonują mnie nowe propozycje innego etatowego poety ha!artowego, którego wiersze do tej pory czytałem z dużą przyjemnością, a mianowicie Piotra Macierzyńskiego. Zdaje się, że niezbyt długo można eksploatować te same zgrywające się powoli motywy i natręctwa, sytuacje i chwyty retoryczne. Zdaje się, że nie służy Macierzyńskiemu nieustanne obracanie się pośród tych samych tematów i, co gorsza, ujmowanie ich w podobny sposób. Wypadałoby od czasu do czasu powiedzieć coś nowego w nowy sposób.


Stokfiszewski ma 17 lat, a Sowa radzi naszym pisarzom


Polecam jeszcze tekst Piotra Kletowskiego o „ukinowieniu pornografii i upornografieniu kina” (do przeczytania także w poprzednim wydaniu „Witryny-Gazety”) oraz interesujący z wielu względów tekst Janka Sowy, który, wzorem Sławomira Sierakowskiego, idzie w stronę krytyki literackiej, a przy okazji dekonstruuje prawie całą historię filozofii (bo przecież wszystko już było i nawet to wszystko nie raz i nie dwa jeszcze do nas powróci), rozprawia się z tym, jak po polsku rozumiane są takie pojęcia jak „marksizm” i „światopogląd lewicowy”, rozprawia się z dyskutantami Europy, Andrzejem Wernerem i Michałem Markowskim, a we wnioskach końcowych stwierdza, że nasi pisarze, wzorem Noama Chomsky’ego, mogliby napisać swoją gramatykę generatywno-transformacyjną, która winna być niezaangażowana i nieupolityczniona, a potem to już hulaj dusza, piekła ni ma! Warto też przeczytać tekst Igora Stokfiszewskiego, który pisze w „Ha!arcie” o Jarosławie Lipszycu. Trzy powody na zachętę: 1. Igor Stokfiszewski ma zaledwie 17 lat (patrz: notka autorska), a przyznać muszą państwo, że w tak młodym wieku niewielu nastolatków czyta warszawskich neolingwistów, Foucaulta, Irigaray, Gutorowa, Lacana czy Jamersona. A Stokfiszewski czyta! 2. Igor Stokfiszewski zakupiony został przez redakcję Krytyki Politycznej i być może jest to jedna z ostatnich okazji, by przeczytać jego tekst na łamach macierzystego pisma. 3. Zakończenie tekstu, w którym autor „dla odświeżenia języków naszych krytycznych użyć” postuluje porzucenie coraz bardziej bełkotliwych mniemań estetycznych i nawołuje do szukania (i narzucania) wierszom konkretnych projektów ideowych. Voila!

Grzegorz Wysocki

Omawiane pisma: „Ha!art”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
CZARNOWIDZTWO – CZYTELNICTWO
KU PAMIĘCI
HEAVY METAL, CZYLI RZECZ O SZTUCE PROWOKACJI

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt