Witryna Czasopism.pl

nr 22 (175)
z dnia 5 listopada 2006
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

I STAŁA SIĘ JASNOŚĆ

Wiele się przydarzyło w ciągu ostatnich dwóch miesięcy szefowi Lampy i Iskry Bożej... W „zstępniaku” z wrześniowego numeru Paweł Dunin-Wąsowicz ogłosił bankructwo (idei) swojego miesięcznika, dokonując rozliczenia z rządowymi „mecenasami” tylko z nazwy promującymi. Z kolei 1 października nastąpił przełom, niespodzianka, o której niewielu się śniło. Najbardziej znana pisarka wydawnictwa, Dorota Masłowska, otrzymała Nagrodę Literacką Nike za 2005 rok. Wprawdzie czek na 100 tysięcy złotych powędrował w ręce autorki, ale PDW dostał szansę sprzedania zalegającego nakładu Pawia królowej, bo lud czyta „laureatki”. To oznaczałoby dopływ gotówki na dalszą – nawet krótkotrwałą – żywotność miesięcznika i wydawnictwa. Może skorzysta też nowa proza polska, gdy mass media skuszą się młodocianym materiałem na artykuł bądź program (o dobrych książkach?)... Na początek ja pokuszę się o kilka słów na temat zawartości „nowej” produkcji Lampy i Iskry Bożej, wspominając kilka wydarzeń z czytelniczej przeszłości.


Raport z drugiego dna piekła


Sporo żółci wylał redaktor naczelny w swoim pożegnaniu z dawną formułą pisma. Dlaczego? „Lampa” nie sprawdziła się na polskim rynku jako popularny magazyn dla konsumentów „literatury, muzyki i innych takich”, zainteresowanej kulturą młodzieży i początkujących yuppies. Z nakładu w wysokości 2500 egzemplarzy sprzedaje się 60-70%. Do tego wypada doliczyć czytelników „pożyczalskich”, ale trudno określić, ilu znajduje ich tytuł od 2. numeru właściwie pozbawiony promocji.

Los śmiertelnika wśród periodyków spotkał w wakacje „Arte” – niepozbawiony ambicji krakowski „magazyn nowości książkowych, płytowych i filmowych”. Wcześniej „numerem prozaicznym” poddała się hibernacji śląska „Kursywa”, milczy rzeszowska „Fraza”, od wielu miesięcy publicyści z „Krytyki Politycznej” przemawiają tylko w Internecie. Przyzwoicie się wiedzie czasopismom patronackim Biblioteki Narodowej, które mają stałe zespoły redakcyjne i pewne źródło finansowania: „Odrze”, „Twórczości” czy „Nowym Książkom”. Prezentują one dość równy poziom, choć powiewa też na ich łamach nudą, grzecznością, wiekowym skostnieniem.

Na krytyczne i literackie ekscesy, dezynwolturę winno się znaleźć miejsce przynajmniej w niskonakładowym getcie okupowanym przez młodych duchem i twórczym ciałem. I faktycznie nadal powstają tytuły tworzone przez zapaleńców, często „dla idei” zamiast zysków (ostatnio „Czuły Barbarzyńca”, wypełniane tylko polską prozą „Opowieści”, drukowana „sZAFa” czy powstały w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie „Wakat”), czyli miejsca prezentacji kolejnych środowisk i indywidualności. Jednak bez wsparcia instytucjonalnego trudno im się finansować, wejść na rynek i utrzymać się. Ponoć wytrwają najlepsi i najpoczytniejsi... – ostatni epitet razi jednak śmiesznością, gdy rozprawia się o kilkuset ze wszech miar Polakach zainteresowanych kulturą i płacących za jej wytwory.

Przyczyn „wyjątkowego” stanu niszy z ambicjami w swoim Darowanym koniu Wąsowicz wymienia kilka, z czego najważniejsze są finanse, a raczej ich brak. Wszyscy to znamy i od lat powtarzamy, chociaż władza nie słucha. Tymczasem zdobywanie szerszego grona odbiorców wymaga pewnych współpracowników, stałości cyklu wydawniczego, ogólnokrajowej dystrybucji, dużych nakładów na promocję, regularnych dotacji lub zastrzyków gotówki od reklamodawców (najlepiej spoza branży, żeby nie wymagali pozytywnych recenzji). Nie(?)zależna „Lampa”, mimo że aktualna i dobrze poinformowana, od dawna służy raczej subiektywnej prezentacji tekstów z pisania czytania Rzeczywistości, fabuł podobających się naczelnemu „oku smoka”; regularnie pojawiają się też przyjaciele z Czarnego i Ha!artu. Wkrótce ma się to zmienić, między innymi na rzecz „głębszych ambicji artystycznych” i jawnego reklamowania „swoich”, wydających książki u PDW.


Z historii do obecności


Na wiosnę 2004 zachciało się Duninowi, oszołomionemu sukcesem (finansowym) Wojny polsko-ruskiej, doświadczonemu redaktorowi popularnej „Machiny” i właścicielowi wydawnictwa Lampa i Iskra Boża, wypuścić na rynek własne pismo kulturalne, niezależne od zagranicznych koncernów medialnych czy środków z budżetu państwa. Miało się ukazywać regularnie – co rzadkie w tym segmencie prasowym – i płacić autorom zamieszczanych tekstów. Obyczajność godna pozazdroszczenia, przyznaję. Z niszy czytających książki Wąsowicz postanowił wyjść do ludzi chcących wiedzieć...

Recepta na sukces była prosta: przystępnie omawiać nowości muzyczne i książkowe, relacjonować wydarzenia z kultury „alternatywnej” (niedostrzeganej przez większość mediów głównonurtowych), rozmawiać ze znanymi lub akurat wydającymi książki/płyty artystami, prezentować poezję i prozę debiutujących w literackim światku, zamieszczać przekrojowe artykuły, zaczepne pamflety i felietony, polemiki, a nawet szkice analityczne, przemycać wycinki (ze) współczesnej sztuki. Każdy numer był inny, zróżnicowany wewnętrznie pod względem tematycznym, wypełniony materiałami do i z bieżących dyskusji. Pewnie dlatego tylko raz „Lampa” zdecydowała się wydać numer monograficzny – poświęcony śmierci w sztuce i warszawskiemu (post)neolingwizmowi, czyli pozornemu ukatrupieniu jednego z najciekawszych nurtów w poezji ostatnich lat.


Najciemniej pod lampą


Inaczej praktyki wydawnicze Dunin-Wąsowicza przyjęła ogólnopolska siła nabywcza. Publikowanie takich recenzji, artykułów i szkiców, wywiadów, że „da się to czytać”, nie zapewniło statkowi PDW tysięcy czytelników, którzy chcieliby się uważać za ludzi „kulturalnych”, a co za tym idzie – kupować jego magazyn. Ambitne plany zdobycia publiki zawiodły, samofinansowanie tytułu okazało się mrzonką. W 2006 roku dotacje Ministerstwa Kultury [i Dziedzictwa Narodowego] wystarczyły do końca września. Przyczyna? Sugerują Jarosław Urbaniuk i Łukasz Orbitowski w 10. numerze: „dzisiaj lud jest suwerenem, artysta może poddać się pod jego osąd, próbując odnaleźć się na wolnym rynku, co w warunkach polskich jest trudne w związku z upadkiem czytelnictwa i skupieniem większości środków finansowych przeznaczonych na kulturę u najlepszych przedstawicieli ludu, czyli urzędników”.


Napisz sobie notkę


Na razie o połowę odchudzono dział krytyczny w „Lampie”, dokonano zmian personalnych. Paweł Gołoburda – ku chwale krytyki literackiej – ustąpił z miejsca piszącego o tomikach poetyckich Krzysztofowi Fiołkowi, a sam zajął się prozaikami: niesłusznie zapomnianymi, jak Krzysztof Kąkolewski, oraz podróżującymi geograficznie i mentalnie (casus Andrzej Stasiuk). Od razu widać korzyści z przesunięcia wśród autorów. Wiersze omawia człowiek myślący, igrający ze sposobem czytania i pisania poprzednika, mający blade pojęcie o poetyce, znający terminologię literacką i sposoby opisu dzieła. Oczywiście robi, co mu każą (melasa dla mas), ale często kpi sobie z narzuconej (?) w miesięczniku konwencji banalizowania tekstów. Po Albedo Fiołek sunie tak:


„[Radosław] Wiśniewski zapewne jest bardzo zaangażowany w poszukiwania duchowe, ale nie umie ich przekazywać przy użyciu prostych wyrażeń, a to często decydujący sprawdzian dla dobrej poezji. W przeciwnym razie mogą powstawać stosy nieczytelnych traktatów alchemicznych. To może i fascynujące, ale raczej nie odżywcze, nie ma kamienia filozoficznego, nie ma chleba powszedniego”.


Chwilami ostro, prześmiewczo, kiedy indziej wnikliwie – czuć, że poezję czyta osoba chcąca wnikać w teksty i mająca do tego określone kompetencje. Krzysztof Fiołek ma szansę uratować krytycznoliterackie oblicze „Lampy” przed kompletną infantylizacją i bezmyślną paplaniną obok... Bo czyta i myśli swoje, ale miewa to poparcie w przedłożonych tekstach.

Wśród recenzentów miesięcznika zdarzają się inne, samozwańcze już, talenty, które ochoczo prawią banialuki na wszystkie strony. Kazimierz Bronisław Malinowski, powodowany lekturą Rasy drapieżców Stanisława Lema, doznał ekspresji-słowotoku pt. Wałkonie, Marek Sieprawski bez jaj pastwi się nad Zanim Cię znajdę Johna Irvinga, zagubiony w Mieście Boga Jakub Żulczyk nie dookreśla (bo nie wie, jak nazwać?) składników prozy Paolo Linsa. Wśród przyzwoitych zawodniczek tekstualnych zmagań jak zwykle Anna Marchewska i Agata Pyzik. I oczywiście uszczypliwy element na koniec, czyli stosunki Agnieszki Drotkiewicz ze Szminką w wielkim mieście Candace Bushnell, gdzie studentka wiedzy o kulturze UW pisze z krytycznym zabarwieniem:


„Nasze kobiety sukcesu wszystko mają na kredyt, w każdej chwili grozi im upadek z wysokiego zamku, intrygi dworskie w korporacji tętnią zgodnie z rytmem zawiści, wściekłe hrabiny czekają za każdym rogiem, żeby oblać im twarz kwasem solnym. Najgorsze jednak jest to, że głównym przeciwnikiem kobiety w walce o przetrwanie jest mężczyzna”.


Dla mnie coś innego


Człowiek jest tylko akwizytorem – pod tym szyldem płyną zwierzenia Agnieszki Drotkiewicz „z okoliczności powstania” jej nowej powieści. Dla mnie to samo wydała niedawno Lampa i Iskra Boża, w związku z czym portret autorki trafił na okładkę miesięcznika PDW (9/2006), a wnętrze zdobią niebagatelne zdjęcia wykonane przez Patrycję Musiał. Czy i tym razem stylizowane (na lata 50.) fotografie pomogą autorce zaistnieć w mediach i męskiej wyobraźni, jak w przypadku debiutanckiego Paris London Dachau? Na pewno nie będą podstawowym czynnikiem wspomagającym, gdyż tym razem pisarka sporo mówi...

Studentka Uniwersytetu Warszawskiego bardzo źle wspomina okoliczności debiutu, skrajne reakcje krytyków i czytelników. Paris London Dachau potraktowano jako wycinki z warszawki, dzieje szybkich miłości, wyraz pseudointelektualnego lansu... Druga „powieść”, podejmująca między innymi problem relacji i związków damsko-damskich, ma zaskoczyć innością, zaangażowanym krytycyzmem, „budzić smutek [votum separatum wobec korporacji miłość] i gniew” – jak chciał przyjaciel i patron duchowy autorki, Sławomir Sierakowski z „Krytyki Politycznej”.

Drotkiewicz nie ukrywa swoich ciągotek do pozytywistycznego interwencjonizmu, obnażania brudów rzeczywistości i możliwej „tu” egzystencji, moralistyki w polityce autorskiej. Dobrowolnie wiąże Dla mnie to samo z kwestiami społecznymi. A to dlatego, że „literatura zaangażowana różni się od niezaangażowanej tym, że zaangażowana budzi wątpliwości, a te są początkiem sprzeciwu”. Zanika też dążność do kreacji bohaterów pozytywnych, skoro i oni zostają przedstawicielami nie zawsze słusznej, kompromitującej się ideologii. Istotna dla młodej pisarki okazuje się ponownie sprawa kształtowania postaw kobiecych, myśli feministycznej w Polsce poprzez słowa na wolności! Dlatego tworzy prozatorskie kolaże, mocno skupia się na wyrazach kobiecości w sidłach konsumpcji „tu i teraz”, odrzuca kłamliwe „mitologie popularne” na rzecz szukania sposobu mówienia o swojej płci, trwa w zainteresowaniu wspólnotą „żeńskości”.


Promocja czytelnictwa


W bardziej stonowany i przemyślny sposób wypowiadają się dojrzalsi wiekowo rozmówcy „Lampy”. Therézia Mora, niemiecka pisarka urodzona na Węgrzech, mówi, jak przełożyła własne doświadczenia imigrantki na powieść Każdego dnia, koncentrując się na problemie komunikacji werbalnej i socjopsychicznego porozumiewania się między ludźmi z różnych narodowości, kultur:


„[...] będąc imigrantem, trzeba się komunikować intensywniej, bardziej niż osoby, które nie opuściły swoich domów, ponieważ jest się zmuszonym do pokonania jeszcze jednaj bariery – bariery kulturowej. [...] wiele osób cierpi tak na emigracji, dlatego że ich życie w innej kulturze jest ograniczone. Czują się zmuszeni do postępowania w określony sposób, zgodny z narzuconą rolą imigranta, a to wyklucza swobodę podejmowania decyzji, jaką mieliby, żyjąc we własnym kraju” (nr 9).


Jak przekonuje autorka, niemota krążącego w labiryncie obczyzny emigranta to efekt braku zdolności społecznych, a nie (znajomości lub nie) języka obcego – domniemanego narzędzia mowy i porozumienia. Bo „można znać nawet sto języków i w niczym to nie pomoże”.

O byciu obcym opowiada też Andrzej Stasiuk w październikowym wydaniu „Lampy”. Jednak on doznawał tego stanu tymczasowo – jako podróżnik, zapisujący swoje impresje z wyprawy przez zadupia Europy. Złożyły się one na wydaną niedawno książkę Fado.


„Masz pewien kłopot, żeby wejść w tę rzeczywistość, tym bardziej że natychmiast cię rozróżniają. Tam jest tak mało obcych, obcokrajowców, że natychmiast cię widzą [...]”.


Dla autora Jadąc do Babadag liczy się przede wszystkim możliwość oderwania od codzienności i swojszczyzny, przemieszczanie się, chęć poznania ludzi i zakamarków Rumunii, Albanii...


Magazyn pozaliteracki


Paweł Dunin-Wąsowicz regularnie troszczy się o wypełnienie pisma fragmentami świeżo wydanych lub dopiero zapowiadanych książek. Zająć czytelników 9. i 10. numeru mogą przede wszystkim premiery, peregrynacyjne: Flauta Adama Pluszki i Deutschland Stasiuka oraz prozatorskie znamiona kobiecości ze Śladu po mamie Marty Dzido. Ostro poczyna sobie również minimalistyczny Juliusz Strachota. Autor zbioru opowiadań Oprócz marzeń warto mieć papierosy wkłada w usta swojej bohaterki takie zdania:


„Dla mnie możesz nie pisać. Potrzebuję faceta, a nie zakochanego w sobie świra. Pierdolę pisarzy. To chuje, kurwa, i idioci sami. Pijacy” (Osiedle na którym chciałbyś mieszkać – Przedwiośnie).


Osoby podzielające złe mniemanie o piszących mogą sobie darować ciąg dalszy materiałów (około)literackich i przejść do działu muzycznego „Lampy”, gdzie pełno recenzji płytowych, relacje z festiwali w Jarocinie czy Budapeszcie. Zwrócić uwagę mogą też prezentowane komiksy czy rysunki Marka Sieńczyka.

Z kolei żądni aktualności plotkarze dowiedzą się wszystkiego, co dla PDW ciekawe w dziale „wiadomości dobrych i złych”: o inicjatywach, konkursach i imprezach literackich (jak warszawskie Manifestacje Poetyckie pod patronatem T.J. Pajbosia, gdzie blogowi „kumple” zamiast nowych awangardzistów odkryli „Natalię Kukulską polskiej poezji”), środowiskowych zatargach (Świetlicki kontra Pilch) i kpinach z osób na nieodpowiednich stanowiskach (TV bez Kultury). Dla rozrywki czytelników redakcja robi wiele. Czas na lekturę – nie tylko oświecającą „Lampą”!

Tomasz Charnas

Omawiane pisma: „Lampa”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
„ROMANTYZM, TAKI POZYTYWNY”1
Wartością sztuki krytycznej jest to, że wywołuje dyskusje i prowokuje do rozmów o wartościach…
POPATRZEĆ PRZEZ FLUID

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt