Witryna Czasopism.pl

Nr 16 (133)
z dnia 2 czerwca 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

OPTYKA „PROWINCJONALNA”

Żeby wygrzebać „Migotania, przejaśnienia” ze sterty gazet kulturalnych na półce w Empiku, nie tylko trzeba porządnie wytężyć wzrok, ale i – jak w moim przypadku – trochę się powspinać. Wciśnięta w najgorszy róg. Z trzy egzemplarze najwyżej. Jeden wzięłam ja. Kiedy kilka dni później wróciłam w to samo miejsce – patrzę: żadnego. Czyżby mnie wzrok mylił? Nie może być. Znowu wytężam oczy. Przywidzenie? Nie, są dwa. Jeszcze bardziej ściśnięte, pogruchotane. Zrobiło mi się smutno.

Gazety „prowincjonalne” sprzedają „literaturę zanurzoną we własnym sosie”, piszą o swojej aktywności kulturalnej, swoich poetach, uniwersytetach (bo najczęściej ich ośrodkami są właśnie uczelnie wyższe). Piszą też (czy z konieczności?) o ogólnokrajowych zjawiskach literackich, co mi osobiście wydaje się mniej ciekawe. Do tych być może zbyt generalizujących refleksji skłoniła mnie lektura gazety literackiej „Migotania, przejaśnienia” nr 2 (8) 2005, szczególnie cztery teksty: dwa o tematyce „prowincjonalnej”, dwa o „zasięgu światowym” – zdecydowanie gorsze.

Kronika Wypadków Literackich i Towarzyskich – pierwszy tekst (zbiór ogłoszeń w zasadzie) z drugiej kategorii sprzedaje newsy z całego świata, począwszy od występu Mike’a Tysona na festiwalu piosenek w San Remo, skończywszy na informacji, że niejaki Piotr Smolarek, emeryt z Piotrkowa Trybunalskiego, kierując się dobrem licealistów, streścił (rymując) Potop Henryka Sienkiewicza. Ufam, że zbiór tych świeżych anegdot miał rozbawić czytelników, podobnie jak Oświadczenie czterech redaktorów na stronie obok, wystosowane w odpowiedzi na apel redaktora „Wprost”, by poddać się autolustracji. Efekt parodystyczny został osiągnięty. Ale czy nie jest to przypadkiem udowadnianie na siłę, że gdzieś na północy Polski czytuje się ogólnokrajową prasę, ogląda telewizję światową, a jednocześnie trochę się z tego wszystkiego kpi i naśmiewa, wywyższając tym samym swoją prowincjonalność?

Artykuł Romana Warszewskiego Stoliczek Gombrowicza to reportaż, w którym autor opisuje i fotografuje argentyńskie kawiarnie, gdzie Gombrowicz spędzał czas na czarnej kawie i szarlotce oraz narzekał po polsku. I znowu nie jest najlepiej. Autor powtarza sentymentalne plotki o smutnym, hipochondrycznym Gombrowiczu z Argentyny, trochę cytuje pamiętnik pisarza, opowiada znane fakty z życia autora Kosmosu. Jedyną ciekawostką jest chyba ta czarna (niesłodzona) kawa zagryzana szarlotką.

Do serii portretów – patrz Stoliczek Gombrowicza – należą też kolejne artykuły z pierwszej, „prowincjonalnej” grupy: ciekawe wspomnienia Ewy Nawrockiej (Czy Maria Janion jest wampirem?) i laudacja Jerzego Limona z wręczenia Andrzejowi Wajdzie tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego (Fenomenalna szczepionka Andrzeja Wajdy). Tekst Limona to przedruk wystąpienia autora podczas uroczystości wręczenia Wajdzie tytułu naukowego. Czyta się go opornie, ale tekst zyskuje, jeśli lekturę zdominuje optyka „prowincjonalna”, tzn. na przykład zagadnienie: Wajda w Gdańsku (co reżyser dla Trójmiasta zrobił itd.). Młody warszawiak (-nka) ze zdumienia otwiera wtedy oczy: no jak to? Wajda w Gdańsku? Okazuje się, że „gdańskie” są dwa filmy Wajdy: Człowiek z marmuru i Człowiek z żelaza, a w Teatrze Wybrzeże reżyser zrobił dwa głośne przedstawienia (Kapelusz pełen deszczu oraz Sprawa Dantona). Dzięki Wajdzie autor artykułu nie czuł wstydu, kiedy wyjeżdżał za granicę: „[...] los sprawił, że w powojennej Polsce pojawiła się niewielka grupa twórców, zaledwie paru poetów i reżyserów filmowych i teatralnych, których dokonania rozsławiły Polskę, na świecie, jako kraj wielkiej sztuki. W wszystko dzięki paru, dosłownie ludziom. Jeden z nich siedzi tu, na tej sali. To dzięki niemu nie musiałem się wstydzić. To on sprawił, że jako student odczułem autentyczną dumę, kiedy po raz pierwszy pojechałem do Anglii [...]”.

Również Maria Janion z tekstu Nawrockiej nie jest już – dzięki gdańskiej optyce – taka monumentalna i warszawska. Młody warszawiak dowiaduje się, że Janion spędziła w stolicy Trójmiasta blisko trzydzieści lat, wykładając na UG. Autorka artykułu przyrównuje ją do wampira (chyba Janion by się nie obraziła?), pisząc, że w kontaktach ze swoimi podopiecznymi (do których należała Nawrocka) „[…] stosowała strategię niestałej, nigdy niezaspokojonej kochanki, potrzebującej ciągle kogoś nowego, obiecującego, świetnie się zapowiadającego. [...] Najważniejsze było [...] zainfekować go, wampirycznie ukąsić i potem niechaj dalej działa sam, radzi sobie samodzielnie, idzie własna drogą”. Janion nudziły umysły przewidywalne. Gdy któryś z jej doktorantów się obronił, wypuszczała go spod skrzydeł, odtrącała. „Pewnie z tego powodu – pisze dalej Nawrocka – budziła skrajne i sprzeczne uczucia, także dystans, niechęć, radykalny krytycyzm. Wielu jej studentów, doktorantów, słuchaczy odeszło z gniewem, z żalem, z poczuciem krzywdy, odtrącenia, niektórym coś się pomieszało w głowach, darli swoje teksty, popadali w depresję [...]”. Nawrocka nie może wybaczyć Janion, że ta uważa swój okres gdański za zupełnie stracony, który „jak wampir wyssał z niej zdrowie i energię”. Pomimo tych gorzkich wspomnień tekst Nawrockiej jest ciekawą próbą biografii, bardzo ciepłą momentami, ale i prawdziwą, rozżaloną...

Tu właśnie tkwi siła tego tekstu i chyba – co byłoby moim marzeniem – każdej gazety „prowincjonalnej”. Własna (niezależna od centrum) optyka. Może prywatna (każdego miasta) historia literatury polskiej? Cóż to by było za wydarzenie! Dla warszawki z pewnością pouczające, dla „prowincji”… hm, wyzwalające?

Martyna Ziębińska

Omawiane pisma: „Migotania, przejaśnienia”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
FOTOGRAFIE BUSZY
CIAŁO I DUSZA W ŚWIĄTECZNYM KONTEKŚCIE
POCIĄGNĄĆ ZA WŁAŚCIWY SZNUREK...

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt