Witryna Czasopism.pl

Nr 27 (109)
z dnia 2 października 2004
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

NIECH ŻYJĄ GRAFOMANI!

Internet przyciąga i odpycha, w zależności od skłonności i zapotrzebowań. Dla wielu jest siedliskiem fatalnych prób literackich, dla innych – źródłem inspiracji lub fascynacji. Poeta i filozof Dariusz Kiełczewski postanowił posurfować „po stronach internetowych z chwaloną poezją”, gdyż, jak przyznaje, „został zwiedziony”. Bardzo szybko jego zawód urósł i rozszerzył terytorium panowania, wreszcie wychynęły z niego „sylwetki kulawej muzy”. Kto chce się im poprzyglądać, niech sięgnie po pismo literacko-artystyczne „Kartki”, nr 32 (2004) i tekst, w którym pada pytanie: „internet czy lipernet?” (Sylwetki kulawej muzy).


Pierwsze zmartwienia

Rozpoczynając swoje poszukiwania, Kiełczewski martwi się o to, jak zwykły portal z poezją odróżnia wiersze od niewierszy, i wkrótce odkrywa, że nie odróżnia. Odwiedza zatem kolejne strony i delektuje się mniej lub bardziej wyszukaną grafomanią, w obrazkach i w treści. Początkowo nawet chce być litościwy, lecz ileż można? Nie za długo. Gdy zdjęcie początkującej poetki objawia dziewczynę ładną, blond bez dwóch zdań, dla poszukującego poety jest to sygnał ostrzegający przed grafomanią. Wniosek stąd taki, że, po pierwsze, poetki nie powinny mieć jasnych włosów, które budzić mogą podejrzenia, po drugie, nie powinny umieszczać zdjęć, to rzeczywiście może mylić.

Kiełczewski sprytnie wyłuskuje dowody literackiej niekompetencji ambitnych internautów i ja mu wierzę, bo także surfowałam, także się zawiodłam. Uraza autora jest jednak głęboka, najpierw kieruje go ku blogerom, następnie ku niczemu niewinnym poetom ludowym, a potem dostaje się za swoje pretensjonalności, nadmiernym emocjom oraz Whartonowi i czytelnikom biografii. Sporo tego.


Blogi i poeci z ludu

Jak wygląda blog, każdy widział, że często szybko blogujący gaśnie – też już wiadomo, Kiełczewski zauważa ponadto, że blog jest bardziej efektowny jako środek wyrazu niż dziennik na przykład. Jednak „widzieć w blogach nadzieję na ożywienie polskiej literatury jest chyba za wcześnie” – stwierdza i konsekwentnie, nie widzi. Za jedyną atrakcję uchodzą komentarze, choć one także nie spełniają oczekiwań autora.

Na szarym końcu poetyckich zapotrzebowań, skądinąd niezwiązanych z Internetem, umieszcza Kiełczewski typ „poety ludowego”, który pozostaje „niegroźnym amatorem”, „nie może się odnaleźć w środowisku, w które go rzucono” itd. Jest też tu kilka innych określeń, z którymi można się zgodzić, z którymi jednak ja się akurat nie zgadzam. Bo to nieprawda, że poety ludowego nie należy traktować poważnie, a cygańska poetka Bronisława Wajs-Papusza? A kilku innych ludowych twórców, którzy piszą prosto, lecz z serca, nie dla mas, ale z wyczuciem? Kiełczewski twierdzi, że poeta ludowy może przeobrazić się w poetę zakładowego, oczywiście wszystko jest możliwe, ale takich zakładów już nie ma… Wiadomo: „śpiewać każdy może”, co nie znaczy, że każde śpiewanie jest przeistoczeniem parapoetyckim. Zresztą, wszystko jedno, ciekawe jest to, że o poetach zakładowych się pamięta. Niepojąca jest roztaczana przez Kiełczewskiego wizja zebrania się ludowych twórców w zwartą, wpływową grupę – byłaby to już rzeczywiście katastrofa. Mniemam jednak, że chodzi tu o władzę, a nie o poezję. I pewnie o jeszcze inne lokalne konkrety.


Pretensje do prozy

Kolejna sylwetka „kulawej muzy” wyłania się z grafomańskiej pretensjonalności. Dotknięte są nią liczne dzieła, dotknięty poczuł się także autor tekstu. Ale nie do żywego, gdyż utrzymuje słuszny dystans – pisząc o internetowych powieściach, wykazuje bezsens postaci, akcji, cierpiętniczej miłości, wymyślnego słownictwa w wymyślnej scenografii itd. Zauważa też, że „bohater grafomańskiej powieści jest urodzonym geniuszem”, co dla niejednego może być ważnym znakiem rozpoznawczym. Proszę jednak nie pękać, grafoman może mieć talent! Za najbardziej utalentowanego grafomana uznaje bowiem Kiełczewski Paulo Coelho. „To prawdziwy król” – pisze i nawet jeśli trochę przesadza, to ze specyficznego punktu widzenia. Kiełczewski przyznaje się do czytelniczej fascynacji Coelho, a swoje zdanie wspiera przykładem grafomańskiej powieści własnego autorstwa, którą zabrała mu jakaś dziewczyna. Na zawsze. Brzmi to ładnie, prawda? Niech więc żyją grafomani! Zachowajmy jednak spokój, bo autor Sylwetek kulawej muzy przestrzega, że zdaniem grafomanów dobra literatura powinna wzruszać, „wzbudzać głębokie kataraktyczne emocje”, szczególnie te wywołane ludzkim nieszczęściem. Bądźmy więc nader czujni, gdy w powieści leje się krew, bo mógł to spisać grafoman. Albo Wharton. Tak właśnie Kiełczewskiemu wyszło.


Kto potrafi bez biografii

Autor przestrzega ponadto przed kłamstwem literaturoznawców, którzy ponoć rozgłaszają, że „każdy może napisać przynajmniej jedną dobrą powieść – wtedy gdy opisze swoje życie”. I przyznaje, że zupełnie nie rozumie czytelników sięgających po biografie. Ogólnie rzecz ujmując, Kiełczewski obawia się zwyczajnej, ludzkiej niegodziwości pisarzy. I to jest zrozumiałe. Takie życie! Można się przyzwyczaić. Jak do plotek. Bo że „plotki mogą psuć niektóre teksty”, też prawda, jednak jeśli teksty są dobre, przed plotką się obronią, za pomocą czasu. Dla równowagi Kiełczewski ceni autobiografie: „Artysta, który nie ma w sobie nic z kabotyna, nic z egoistycznego żula, to żaden artysta. To dyplomata jest” – stwierdza. Poza tym autor utrzymuje, że artyści prowadzą się w podobny sposób, i to wszyscy! Jest to ponoć sposób niegodny nieco, gdyż knajpiane życie sprzyja szansom druku dzieł. Jak dla mnie – za proste! Ale niekoniecznie dalekie od grafomanii.

W końcówce „Kartkowego” tekstu o „kulawych muzach” znaleźć można mały traktat o szablonowości i kilka słów na temat ulubionej kategorii autora, jaką jest „spoźniony geniusz”. Po krótkim wytłumaczeniu, kto jest spóźniony i dlaczego, autor żegna się z czytelnikami, przeprasza, jeśli kogoś obraził, oraz obiecuje, że kiedyś napisze więcej.

Bardzo na to czekam, bo mnie Dariusz Kiełczewski, poeta, swym tekstem zafascynował i zdążyłam polubić kulawe muzy, szczerze. Szkoda, że surfując, autor nie zdryfował nieco i nie natknął się na wiersze łączące komputerową grafikę ze słowem i animacją albo i na inne oryginalne, wielowymiarowe wypowiedzi poetyckie, których naprawdę nie brakuje. Nie ma co się uprzedzać zawczasu, w lipernecie żyje całkiem nielipna poezja.

Miłka O. Malzahn

Omawiane pisma: „Kartki”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
KTO SIĘ BOI MICHAELA MOORE’A?
W PRACOWNI JULKA
ODGRZEWANE KOTLETY

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt