Nr 1
z dnia 30 sierpnia 2001
powrót do wydania bieżącego
 
  teraz o…       
   

Pochwała komentarza
     
   

     Oczywiście, że oddziaływanie francuskiej kultury na świat się skończyło. Jedni – zwłaszcza starsi, którzy francuskiego uczyli się jeszcze od nie wiadomo czemu zasiedziałych w Polsce guwernantek – uważają to za katastrofę, drudzy – zwłaszcza młodsi, którzy w Paryżu na obiad idą do McDonald'sa – za zbawienie, a wszyscy razem za znak czasów, w których subtelność smaków ustąpiła pośpiesznie wpychanej bułce z kotletem. Ale sądy takie to śmieszne stereotypy, które nijak się mają do tego, co w kulturze istotne i ważne. A co we współczesnej kulturze francuskiej istotne i ważne? Nie znam się dobrze na współczesnej literaturze, ale dość regularnie czytam zarówno „Magazine littéraire”, jak i „Quinzaine littéraire", przeglądam dodatek literacki do „Le Monde’a” i wiem, że najciekawsze rzeczy dotyczą nie literatury samej (która ilościowo ma się wcale dobrze, ale – o czym świadczą ostatnie nagrody literackie – raczej goni w piętkę, wyczerpana zmiennymi modami), lecz tego, co w gazetowych rubrykach występuje pod nazwą essai, a więc co nie liczy się ze sztywnymi kategoriami dyskursywnymi. Co więcej, dla mnie najciekawsze rzeczy dotyczą nie literatury francuskiej, czy pisanej po francusku, ale tego, co się o niej pisze. Otóż wydaje mi się, że Francja jest jednym z najciekawszych obecnie, obok Stanów, krajów obfitości komentarzy: filozoficznych i literaturoznawczych. Francja to kraj, w którym – co już wiedział Montaigne – wszyscy się wzajemnie glosują, ale robią to z wielkim znawstwem i językowym smakiem. Ten stan wzmożonej egzegezy domaga się oczywiście wyrafinowanych gatunków wypowiedzi, co w sposób naturalny prowadzi do hołubienia klasycznych form eseistycznych, by nie rzec po prostu: sztuki pisania. Tego bez wątpienia należy Francuzom nadal zazdrościć: to oni, nie kto inny w Europie, nadal są zwierzętami eseistycznymi i są nimi już od liceum, gdzie maturalnego egzaminu z filozofii (w formie eseju pisanego, zadanego na jeden z tematów, np. „Czy zgadzasz się z poglądem Nietzschego, że…?”, albo: „Skomentuj następujące zdanie Monteskiusza: …”) nie zdałaby większość absolwentów polskich uczelni. Na gruncie praktyk pisarskich oznacza to, że we Francji katastrofalna zmiana, jakiej dokonały szkoły średnie w wieku dziewiętnastym, a mianowicie zastąpienie retoryki historią literatury, czyli sztuki pisania sztuką czytania tekstów nieczytanych, poczyniła stosunkowo najmniejsze spustoszenia. We Francji bowiem, w przeciwieństwie do Polski, historyk literatury to także ktoś, kto potrafi świetnie pisać, kto nie boi się pisać i kto z pisania czerpie pełną przyjemność. Z tego powodu tak bardzo lubię Rolanda Barthesa, którego tak bardzo nie lubi wielu poważnych historyków literatury. Otóż to Barthes właśnie nie wstydził się powiedzieć dwóch rzeczy, które codziennie przed lustrem powinni powtarzać sobie polscy literaturoznawcy: że pisanie sprawia im przyjemność i że literatura jest ich osobistą sprawą. Wtedy zniknęłyby wszystkie kompleksy, resentymenty, a drętwe rozprawy pokryłby kurz niepamięci. Tak, tego Francuzom należy zdecydowanie zazdrościć: poczucia, że komentowanie literatury także powinno być literaturą.





Głos w dyskusji CZY KULTURA FRANCUSKA PRZESTAŁA BYĆ „DOGMATEM”? opublikowany przez miesięcznik „Dekada Literacka” w nr 3-4 (173-174) 2001.

wersja do wydrukowania