Witryna Czasopism.pl

nr 24 (106)
z dnia 2 września 2004
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

BUNTU MAS – POSTSCRIPTUM

José Ortega y Gasset sporządził w Buncie mas złowieszczy testament kultury wysokiej, nie widząc dla jej masy spadkowej żadnych godnych uwagi sukcesorów. Do refleksji skłania fakt, że pojęcie kultury wysokiej nie jest dla nas, ludzi współczesnych, wcale oczywiste. Ortega y Gasset uczestniczył w kulturze wysokiej tak naturalnie, jak dzisiejszy widz w perypetiach bohaterów telenoweli. Z tą różnicą, że, po pierwsze, kultura wysoka była zaprzeczeniem naturalności, oraz, po drugie i w związku z poprzednim, wymagała poświęceń.

Norbert Elias prześledził w swoich drobiazgowych studiach historycznych proces wyłaniania się kultury wysokiej jako przeciwieństwa kultury niskiej, utożsamianej ze stanem zwierzęcości. Renesansowe kręgi dworskie, wiedzione na poły świadomą potrzebą uprawomocnienia swojej politycznej przewagi, wprowadziły nietypowy styl wypowiedzi, specyficzną modę, poddały swoje zachowanie modelunkowi niezwykle złożonej i uciążliwej etykiety, zaczynając jednocześnie przykładać coraz większą wagę do idei wszechstronnego wykształcenia. Paradoks polega na tym, że powodowany zwykłą ludzką próżnością pęd „cywilizowania się” wytworzył niepowtarzalną formę duchowości, która legnie u podstaw całej europejskiej kultury nowożytnej. Utrzymanie wysokiego poziomu myśli, języka, zachowania itp. wymagało bowiem surowej dyscypliny wewnętrznej, ciężkiej pracy i sensu stricto nadludzkiego wysiłku. Wystarczy wspomnieć wielkiego hidalgo Don Kichota, który czuł się zmuszony powstrzymywać swoje podstawowe potrzeby fizjologiczne, aby przypadkiem nie zniżyć się do poziomu parobka Sancho Pansy, który, mimo upomnień, wypróżniał się swobodnie w obecności rycerza. Istotą kultury wysokiej było więc już od samego początku pohamowanie naturalnych odruchów. Co u zarania zdawało się dość dziwacznym wybrykiem arystokracji, wkrótce miało stać się dla zachodnioeuropejskich społeczeństw chlebem powszednim, bowiem dworskie wzorce zaczęły naśladować wszystkie warstwy.

Ortega y Gasset znał i rozumiał dzieje kultury wysokiej, dlatego z trwogą i niesmakiem spoglądał na modernizm jako eksplozję mas. Masa nie oznacza oczywiście wielkiej ilości ludzi, a zespół cech, których negowanie i przezwyciężanie stanowiło rację bytu kultury wysokiej. Należą do nich bezwarunkowa akceptacja siebie w zastanej, posiadanej z przyrodzenia postaci, lenistwo umysłowe, łatwość, hołdowanie popędom cielesnym. Na ich sublimacji wyrosło całe kulturowe bogactwo zachodnieuropejskiej cywilizacji. Uwolnienie mas od pracy, spowodowane poszerzeniem sfery czasu wolnego, uczyniło możliwym ich udział w kulturze. Pod wpływem naporu mas kultura dostosowała swój profil do poziomu wymagań masowego odbiorcy. Bunt mas doprowadził do kryzysu kultury wysokiej, opartej na ciągłym niepokoju i poszukiwaniu.

To wszystko brzmi przekonująco, ja jednak nie podzielam pesymizmu Ortegi y Gasseta. Nie mógł przecież przewidzieć, jakim mutacjom ulegnie kultura wysoka, i dlatego jego sądy grzeszą jednostronnością. Zarysowany przez Zbigniewa Makarewicza w eseju Rzeźba – sto lat ekspansji („Orońsko”, nr 1-2/2004) przebieg rozwoju rzeźby ostatnich stu lat dowodzi, że kultura wysoka nie tylko nie zanika, lecz idzie naprzód i wzbogaca swoje środki wyrazu. Kryzys, poczucie bliskości końca i katastrofizm zostały zastąpione przez refleksję nad kryzysem, bliskością końca i katastrofizmem oraz pracę nad nową formułą sztuki. Zagrożenie obróciło się w swoje przeciwieństwo, przede wszystkim mobilizując sztukę do ciągłych poszukiwań dróg wyjścia z kryzysu, ale też przyciągając do królestwa sztuki kolejne pokolenia kontestatorów, niezadowolonych ze świata masowej konsumpcji. Poza tym, kultura wysoka nigdy nie była tak wysoka, jak mogłoby się wydawać. Opierając się na Bachtinowskich analizach powieści Rabelais'go czy Dostojewskiego, można dowieść, że właściwym źródłem wartości kulturowych jest nie ekskluzywizm introwertycznych elit, lecz ferment, jaki powstaje na linii zetknięcia kultury wysokiej i niskiej. Człowiek bowiem składa się z części od pasa w górę i od pasa w dół i dopiero połączenie obu tworzy istotę integralną, dzieło integralne, tak jak para Don Kichota i Sancho Pansy. Sztuka współczesna podąża tym właśnie „pantagruelicznym” tropem. Monika Rydiger (Rzeźba – między ekspresją a funkcją) pisze: „sztuka postmodernistyczna ostentacyjnie ulegając „estetycznemu populizomowi” (jak określił to Frederick Jameson), naśladowała – często ironicznie – formy i zasady dominującej, wszechobecnej kultury masowej. Kultury kiczu, banału, stylistyki Disneylandu. Zniosła granice pomiędzy sztuką elitarną a sztuką dla każdego”. A Makarewicz dodaje, że sztuka „opanowała całość (nieomal) doznań jako uświadomionych ważnych stref przeżyciowych i intelektualnych”. Masy wkroczyły na salony, lecz – czego Ortega y Gasset nie mógł przewidzieć – twórcy wyszli na ulice, zagarniając dla siebie niemal wszystko, co dotąd należało do mas: „kreowanie otaczającej rzeczywistości stało się dla artystów prawdziwym wyzwaniem. Jackie Ferrara twierdzi, że »to najistotniejsza rzecz jaka miała miejsce w rzeźbie ostatnich lat. Artyści zostali dopuszczeni do tak wielu różnych dziedzin, jak nigdy dotąd – zaangażowani w projekty placów, lotnisk, basenów, dziedzińców, mostów, autostrad i przystanków autobusowych. Rzeźba zaczyna oddziaływać wszędzie…«” (M. Rydiger). Sztuka wnika w życie, a życie nie byłoby tym czym jest, gdyby nie formy, jakich dostarcza mu sztuka. Gdyby nie filozoficzne szaleństwo pewnego Niemca, walające się wszędzie świstki, bilety i skrawki papieru nigdy nie stałyby się opowieścią o naszej przeszłości (Urszula Usakowska-Wolff: Powolny rozkład materii). Dieter Roth zaś je zbierał i „wkładał w plastikowe okładki, które gromadził w ponad 600 segregatorach, stojących na półkach w chronologicznym porządku. »Każdy świstek papieru jest wzruszający, wszystko – każde głupie plastikowe opakowanie do chleba ktoś zaprojektował, ktoś nad tym siedział, rysował, tworzył – no więc ja to wszystko zbierałem przez cały rok. Każdy dzień śpiewa jakąś małą piosenkę, jest tyle tematów, są miasta, a potem ogląda się podróże samolotami, ja to wszystko widzę, przeglądając te segregatory« (…)”.

Igor Kędzierski

Omawiane pisma: „Orońsko”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
Pochwała komentarza
felieton ___JAK NIE ZOSTAĆ PALANTEM
BYĆ ALBO NIE BYĆ (KRYTYKIEM)

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt