Witryna Czasopism.pl

nr 14 (264)
z dnia 20 grudnia 2010
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

ROZBRAJANIE ŻUKA

Pisanie o czasopiśmie, którego pierwszy numer dopiero ukazuje się na rynku, ma pewien rzadki i subtelny smaczek. Dostajemy do ręki nowy produkt, jeszcze bez wypracowanej pozycji, a także bez zaprzyjaźnionej, docelowej grupy czytelników. W tym konkretnym przypadku mam na myśli „Herito”, dwujęzyczny kwartalnik wydawany przez krakowskie Międzynarodowe Centrum Kultury. Tematyka numeru jest poważna, chodzi wszak o szeroko rozumiane dziedzictwo, mierzenie się z narodowymi wizjami przeszłości i etnicznymi kliszami. Graficznie pismo bez wątpienia może się podobać: na stonowaną kolorystykę składa się przyjemne dla oka połączenie szarości, czerni i czerwieni, układ tekstu jest przejrzysty, a całość uzupełniają dobrze wykonane zdjęcia i reprodukcje dzieł sztuki. Okładka urzeka konceptem; pod szklanką nieśmiało przycupnął opancerzony żuk utworzony z elementów oręża: zamiast nóg – nagie miecze, zamiast czułek – husarskie skrzydełka, a na pancerzu widnieje znane wszystkim godło. Byłoby może „Herito” próbą przyłapania żuka na gorącym uczynku? Jeśli tak, to co to za żuk?


Gdybym miała wybrać jedną kategorię dominującą w tekstach zawartych w pierwszym numerze „Herito”, byłaby to kategoria narracji. Odniosłam wrażenie, że redakcja w zasadzie przyjmuje stanowisko bliskie poglądom Haydena White’a z jego narratywistyczną filozofią historii. White podważa obiektywność przekazu historycznego i podkreśla, że każda wizja historii jest tekstem. Tekstów tych niepodobna odnieść do pierwowzoru, bo przecież do faktów z przeszłości nie mamy już pełnego dostępu. Bywają one często tworzone w imię partykularnych interesów, pod wpływem ideologii, dla legitymizacji władzy. Przeszłość nie istnieje więc w oderwaniu od swoich przedstawień i rozmaicie uwarunkowanych interpretacji.


Czytelnika pozytywnie zaskoczy ogromna różnorodność profesji i narodowości piszących dla „Herito” autorów, bo są wśród nich: literaturoznawcy, historycy sztuki, medioznawcy, architekci czy archeolodzy z niemal całej Europy Środkowo-Wschodniej. W zamierzeniu redakcji właśnie na problematyce tego obszaru „Herito” ma się koncentrować. W większości opublikowanych artykułów dominuje owa chęć opisania rozmaitych sposobów nadawania znaczeń przeszłym wydarzeniom, odkrycia przesłanek stojących za konkretną historyczną narracją, oraz namysł nad tym, jak poszczególne narody z terenu Europy Środkowo-Wschodniej konstruują własną wersję historii. Mamy tu więc zastosowaną in praxi White’owską zasadę kontekstowości i tolerancji w stosunku do interpretowania przeszłości przez inne narody, połączoną z palącą potrzebą „przyszpilenia” żuczka – tzn. pokazania, jak wiele nieuświadomionych kompleksów, narodowościowych stereotypów czy nieprzepracowanych zbiorowych traum stoi za typowym dla danej grupy etnicznej odczytywaniem (i pisaniem) historii. Praca to wciąż jeszcze na naszym ojczystym poletku niełatwa, wymagająca organicznikowskiego zapału i żmudnego przedzierania się przez rafy światopoglądowej siermięgi. Myślę, że redakcja „Herito” zabrała się za to rzetelnie, z rozmysłem komponując tekstowe menu pierwszego numeru.


Szczególnie interesująca, a i czytelniczo przyjemna, okazała się analiza Ewy Mazierskiej (Malarstwo, kino, Krzyżacy), która za punkt wyjścia postawiła tezę, że w XX wieku kino przejęło od malarstwa funkcję opowiadania (a może raczej kreowania) historii. Autorka dogłębnie i nie bez lekkiej ironii porównuje trzy filmy, połączone wspólnym mianownikiem, jakim jest motyw walki z Zakonem Krzyżackim. Widać tu trzy sposoby podejścia do przeszłości, trzy epoki i historie trzech narodów. Analiza Mazierskiej jest sugestywna – pozornie chodzi tylko o filmy, ale tak naprawdę mamy do czynienia z uniwersalnym mechanizmem. Historia „jest używana”. Dzieje się tak z Aleksandrem Newskim Siergieja Eisensteina, którego przekaz i formę plastyczną zdeterminował nie tylko niewątpliwy geniusz reżysera, ale również bieżące interesy władzy czy konieczność pójścia na kompromis ze stylistycznymi wymogami socrealizmu. Nie inaczej rzecz się ma z poczciwymi Krzyżakami Aleksandra Forda. W filmie widać zaangażowanie twórców w kreowanie narodowego mitu, postrzeganie zakonu jako prefiguracji hitlerowskiego okupanta, a narodowej historii jako narracji o Wielkich Bitwach. Ożywczo na tym tle wypadają Wojownicy estońskiego reżysera Kaarena Kaera z 2005 roku. Ten inspirowany poetyką komiksu, produkcjami Monty Pythona i Carry On film zderzył Estończyków z przewrotną i nieco prześmiewczą wizją historii, w której prosta charakterystyka rodaków jako dobrych, mądrych i walecznych została zastąpiona przez szereg bardzo kłopotliwych pytań, a zwyczaj przedstawiania Krzyżaków na modłę hitlerowskich żołnierzy wyolbrzymiono ad absurdum.


Gdybym miała wybrać tekst, którego lektura najpełniej współgrała z moim czytelniczym hedonizmem, zdecydowałabym się chyba na wywiad z profesor Ewą Chojecką (O sztuce, której tu nie było), redaktorką książki Sztuka Górnego Śląska. Z wdziękiem opisuje ona przygodę swojego życia: przez lata wraz z kolegami budowała niemal od podstaw dyskurs na temat sztuki tego regionu. To kolejna opowieść o konstruowaniu narracji, tym razem na przekór panującym stereotypom, granicom, uprzedzeniom narodowościowym. Wbrew PRL-owskiej scentralizowanej wizji historii na Śląsku istniała znakomita sztuka, trzeba się jednak było nauczyć o niej mówić, „myśleć regionami”, a często przyjąć jako element własnej tożsamości to, co pozostawiły po sobie inne związane ze Śląskiem nacje.


Zajmujący i dobry literacko Triesteński tryptyk (1) Łukasza Galuska sytuuje się gdzieś na pograniczu historii architektury i... etyki. Przedstawia dzieje włosko-słoweńskiego Triestu przez pryzmat losów budynku Słoweńskiego Domu Narodowego. Ten wyrafinowany i nowatorski pod względem zamysłu obiekt został zniszczony przez włoskich faszystów. Prowincjonalna historia daje asumpt do o wiele szerszych rozważań, bo, jak pisze autor, „agresja, której ofiarą padają budowle, jest tylko jedną z form przemocy wymierzonej w ludzi”. Obraz płonącego Słoweńskiego Domu Narodowego nakłada się na wizję płonącego Reichstagu, spalonych podczas nocy kryształowej synagog, ruin Sarajewa czy zniszczonych meczetów muzułmańskich Bośniaków. Rozbraja czułość, z jaką Galusek traktuje ludzi, miasta czy budynki (co akurat nie powinno dziwić, mamy przecież do czynienia z architektem). Z uwagą wczytuje się on w prowincjonalne opowieści zepchnięte na boczny tor historii przez duże „H” – małe narracje, które z perspektywy dziesięcioleci okazują się zaskakująco symptomatyczne.


Tekst Pola bitew jako miejsca pamięci w historii Europy. Szkic Mathieu Oliviera dowodzi, jak wiele interpretacji wyprowadzonych z jednego wydarzenia może ze sobą współistnieć i wzajemnie się uzupełniać. Francuski mediewista w erudycyjnym eseju oprowadza nas po europejskich polach bitew, poczynając od starożytności, a kończąc na wieku XX, i pokazuje, jak wokół tych miejsc koncentruje się odmienna pamięć zwycięzców i zwyciężonych, jak konstytuuje się wielokrotna topografia pamięci. Wgląd w zagadnienie wielości narracji daje też ankieta No to zobaczmy!, w której naukowcy i ludzie kultury z ośmiu krajów Europy Środkowo-Wschodniej mieli za zadanie zaprezentować dwa dzieła plastyczne streszczające istotny aspekt wyobrażeń o własnym narodzie. Jedno z nich miało heroizować, drugie demitologizować, wchodzić w dialog, podważać utarte sposoby myślenia. Z takiego zestawienia korespondujących ze sobą na różne sposoby obrazów i rzeźb powstała specyficzna mozaika, troszkę śmieszna, nieco straszna, na pewno ciekawa.


Zwraca uwagę obecność artykułów specjalistycznych, takich jak Linz. Zmiana Joanny Sanetry-Szeligi, który jest rozbudowaną analizą strategii rozwoju austriackiego Linzu w związku z przyznaniem mu tytułu Europejskiej Stolicy Kultury albo jak Multimedialna Akropolis pióra Łukasza Galuska, czyli obszerna relacja z ekspozycji na zamku w Lublanie. Autorom niepodobna odmówić znajomości przedmiotu, niemniej teksty te adresowane są raczej do osób zawodowo związanych z muzealnictwem i animacją kultury (wyłączając tę grupę, która rzeczywiście postanowi pojechać do Lublany), nie zaś do amatora–entuzjasty. Być może wynika to z przyjętej przez redakcję strategii, polegającej na przyciąganiu różnego typu czytelników. Ambicją redaktorów jest stworzenie pisma, które będzie międzynarodowym forum dyskusji o tożsamości i kulturze kilkunastu narodów, ich wzajemnych relacjach, historii pełnej napięć, ale i twórczych wpływów. Bardzo dobrym pomysłem wydaje się w tym kontekście dwujęzyczność kwartalnika.


Jeśli, jak chciał White, przeszłość jest „miejscem fantazji”, to można powiedzieć, że celem pierwszego wydania kwartalnika jest zaprezentowanie kilkunastu środkowoeuropejskich sposobów patrzenia na to miejsce. Jest to próba wielopłaszczyznowa i w jakimś sensie – znów po White’owsku – etyczna. Mam nadzieję, że redakcji uda się kontynuować projekt, a „Herito” stanie się platformą rzetelnej i urozmaiconej dyskusji o tych drażliwych, ale i frapujących kwestiach.

Katarzyna Kantner

Omawiane pismo: „Herito” nr 1 (2010).

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
WSPÓŁPRACA, CZYLI KRAJOBRAZ
HERBERTOLOGIA STOSOWANA
„TYGODNIK POWSZECHNY”: NA PRZEKÓR INFLACJI SŁÓW

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt