Witryna Czasopism.pl

nr 10 (260)
z dnia 5 sierpnia 2010
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

ARTYSTYCZNY SECOND-HAND

Dążenie do oryginalności to cel i zasada wszelkiej twórczości. Artyści pragną szokować, przyciągać uwagę, zainteresować odbiorcę, a może się to udać tylko wtedy, gdy zaprezentują coś nowego. Robią więc wszystko, byle tylko się nie powtarzać lub, co gorsza, nie powielać znanych już schematów. Niczym w filmie Grupy Azorro (Wszystko już było), usilnie starają się wymyślić oryginalny projekt artystyczny, wzajemnie odrzucając kolejne, pozornie nowatorskie pomysły, które zostały już wykorzystane przez kogoś innego. Nieustannie powtarzana przez zrezygnowanych bohaterów kwestia „to już było” staje się lakonicznym komentarzem do aktualnej sytuacji w świecie sztuki, w którym twórca, by być zauważonym, jest zmuszany do nieustannej pogoni za oryginalnością.

Prowokacyjnie „nieoryginalni” są artyści, których prace zaprezentowano na równolegle odbywających się dwóch wystawach w paryskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej: Z drugiej ręki. Wystawa dzieł sobowtórów w ramach kolekcji stałej Muzeum Sztuki Nowoczesnej miasta Paryża i Sturtevant. The Razzle Dazzle of Thinking, które komentuje Agnieszka Kluczewska w swoim artykule Z drugiej ręki... [„Artluk” 2 (16) 2010]. Twórcy ci, jak pisze autorka, wykorzystują „replikę jako narzędzie refleksji nad granicami oryginalności w sztuce współczesnej”. Stąd też na pierwszej ze wspomnianych wystaw zobaczyć możemy m.in. wzorowane na dziełach Jacksona Pollocka prace Braco Dimitrijevica (Some of the Most Recent Paintings by B.D.), których autor nie tylko nie rościł sobie prawa do bycia nowatorskim, ale wręcz wyzywająco posłużył się „tradycyjnym” malarstwem na płótnie – wykorzystał medium, które w latach 70. było zdecydowanie odrzucane przez awangardę.

Appropriation, czyli wykorzystywanie zapożyczonych, czy wręcz zawłaszczonych elementów w celu stworzenia nowego dzieła, stał się podstawą działań amerykańskich twórców w latach 80. Jednak sama idea była obecna w dziejach sztuki od najdawniejszych czasów: każda działalność artystyczna opiera się wszak na przetwarzaniu elementów otaczającego nas świata. Tak jak w antyku za wzór stawiano sobie doskonałość natury, tak później nad naturę przedkładano dzieła starożytnych, Michała Anioła, Rafaela, Leonarda, Tycjana... Także dziś artyści często przyznają się do inspiracji, wskazują na „mistrzów”, z twórczości których czerpali. Pastisz, parodia, trawestacja to wciąż chętnie wykorzystywane strategie. Twórca umieszcza przejęty element w odmiennym kontekście, nadając mu tym samym nową jakość artystyczną – niczym Marcel Duchamp, który swoją arbitralną decyzją, wprowadzając w przestrzeń galerii fabrycznie wykonane przedmioty, podnosił je do rangi sztuki.

Wśród amerykańskich artystek posługujących się strategią zawłaszczenia istotną rolę odegrała Sherry Levine. W 1980 r. wykorzystała ona zdjęcia Walkera Evansa zamieszczone w albumie First and Last, ukazujące amerykańską ludność wiejską w czasach wielkiego kryzysu. Przefotografowała je i zaprezentowała jako swoje prace na wystawie After Walker Evans, sugerując tym samym, że w dokonanym przez nią procesie reprodukowania powstała nowa jakość artystyczna, a prezentowane przez nią zdjęcia zawierają element oryginalności (pojmowanej już w nowym, postmodernistycznym sensie). Praca Levine wzbudziła kontrowersje i liczne protesty. Spadkobiercy Walkera Evansa uznali, że artystka złamała prawa autorskie i doprowadzili do konfiskaty fotografii. Mimo to jej nazwisko przeszło do historii sztuki, a aktualnym właścicielem wspomnianej pracy jest Metropolitan Museum of Art.

Levine chciała zwrócić uwagę odbiorców na problem oryginału i kopii, na to, jak zmienia się odbiór dzieła w zależności od kontekstu. Dwadzieścia lat później inny artysta przeniósł ten schemat działania w cyberprzestrzeń. W 2001 r. Michael Mandiberg zeskanował te same fotografie Walkera Evansa, którymi posłużyła się Levine i umieścił je na stronach internetowych www.AfterSherrieLevine.com i www.AfterWalkerEvans.com, aby, jak pisze, ułatwić ich rozpowszechnianie. Odwiedzający zostają zaproszeni przez twórcę do bezpłatnego ściągnięcia i wydrukowania prac wraz z „certyfikatem oryginalności” potwierdzającym, iż są one autentycznymi dziełami... Mandiberga. Artysta tworzy w ten sposób obiekt, który, jak sam stwierdza w opisie projektu, ma wartość kulturalną, a zarazem nikłą lub żadną wartość ekonomiczną.

Ze strategią przejęcia, która stanowi temat obu omawianych przez Kluczewską wystaw, wiąże się kwestia oryginału i jego pozycji w świecie sztuki – niewątpliwie silnej, skoro stwierdzenie autentyczności dzieła może się przyczynić do radykalnej zmiany jego ekonomicznej wartości (niekiedy bez względu na walory estetyczne). Walter Benjamin pisał wręcz o „aurze” oryginału, która jednak osłabła na skutek powstania technik reprodukcyjnych. Nieustanne powielanie sprawia, że pierwowzór – całkowicie przesłonięty przez kopie – traci w oczach odbiorcy swój unikatowy charakter. Dotarcie do oryginału okazuje się niemożliwe, bo każdy znak odsyła nas jedynie do innego znaku. W takiej rzeczywistości jakiekolwiek próby tworzenia czegoś nowego mogą prowadzić wyłącznie do reprodukcji. Jak napisała Elaine Sturtevant: „sztuka jest podwójnym skrajnym symulakrem”, a każde dzieło okazuje się, używając słów Rolanda Barthesa, „tkanką cytatów” (Roland Barthes, Śmierć autora, przeł. Michał Paweł Markowski, „Teksty Drugie”, 1999, nr 1/2).


Choć artykuł Z drugiej ręki… jest komentarzem do aktualnych wystaw, to problem w nim podjęty w interesujący sposób wpisuje się w główny temat aktualnego wydania „Artluka”. Mowa w nim bowiem o iluzji, a czym jest strategia zawłaszczenia, jeśli nie formą iluzji – złudzenia, pozoru, że nie mamy do czynienia z niczym nowym, podczas gdy w rzeczywistości pod znaną nam formą kryje się oryginalna idea, stanowiąca o wartości dzieła? Nie można jednak zapominać, że słowo to pochodzi od łacińskiego illusio – „drwina, kpina”. I to właśnie robią artyści, tacy jak Sherry Levine i Braco Dimitrijevic: kpią z tradycyjnie postrzeganego dzieła sztuki jako wytworu pracy wybitnej jednostki, drwią ze zmitologizowanej idei oryginalności, wyjątkowości konkretnego obiektu „uświęconego” ręką artysty.

Anna Spruch

Omawiane czasopismo: „Artluk” nr 2 (16) 2010

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
PENISY, ŚWIERSZCZYKI I ROCZNIKI OSIEMDZIESIĄTE
Przystanek „Paryż”
NIE BĘDZIEMY WAM RODZIĆ!

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt