Witryna Czasopism.pl

nr 1 (251)
z dnia 5 stycznia 2010
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

KOŁO WZAJEMNEJ ADORACJI

Obrona przez atak – taka była moja natychmiastowa reakcja po przeczytaniu kilku pierwszych tekstów opublikowanych we „Frondzie” nr 53 (2009). Zaaplikowałam sobie przyspieszone zajęcia z psychologii, po czym doszłam do wniosku, iż zachowałam się adekwatnie do sytuacji – czyli do spotkania z Obcym. Uznałam nawet, że przygoda z „Frondą” może się okazać dość ekstremalną lekcją tolerancji. Dodatkowo próba rozróżnienia dwóch rodzajów zarzutów – tych dotyczących radykalnych poglądów prezentowanych na łamach pisma oraz tych odnoszących się do warsztatu pisarskiego – była nie lada wyzwaniem, któremu mam nadzieję, że podołałam.


Pierwszy zarzut, jaki chciałam postawić „Frondzie”, to nadmierna skłonność do generalizacji. Otóż według Adama Pawła Kubiaka, autora tekstu Ekologiczny seks, prawo do wolnych związków i do rozwiązłości to przekonanie, które „głosi wielu młodych radykalnych ekoaktywistów (ekologistów)”. Wielu – to znaczy ilu? Ilu ekologów w swoim życiu spotkał autor tekstu, że wysunął tak ogólnikowy wniosek i, jak sądzę, nawet mu przy tym powieka nie drgnęła? Wniosek ten jest nie tylko błędny, ale jako zabieg retoryczny zupełnie niepotrzebny. W dalszej części tekstu Kubiak dość sprawnie udowadnia, iż teoria, jakoby rozwiązłość seksualna była bardziej zgodna z naturą niż monogamia, w zasadzie jest błędna. Wśród przytaczanych przez siebie argumentów wymienia i taki: z perspektywy teorii ewolucji wykształcenie się u człowieka wartości i norm moralnych pozwalających mu na opanowanie zwierzęcych instynktów jest kolejnym etapem w rozwoju gatunku. A zatem zezwolenie na przejęcie nad nami kontroli przez dzikie instynkty jest w zasadzie zaprzeczeniem ewolucji. Argument ten jest na tyle silny, że autor nie musi się uciekać do tak niewyrafinowanych środków, jak generalizacja.

Jeszcze jeden znaczący przykład generalizacji znajdziemy w tekście Kazimierz Wyszyński. Ach... co to był za rozwód. Jego autor (niestety, nieznany – tekst pochodzi z forum Fronda.pl) przytacza dzieje rozwodu Wyszyńskiego; rozwodu, do którego nie doszło, ponieważ żona poproszona o zabranie z domu małżonka tego, co najkosztowniejsze, zdecydowała się na... samego małżonka. Jednak proszę nie podejrzewać, iż zaniepokoiła mnie w tekście właśnie ta romantyczna historia. Moje zastrzeżenia wzbudziła niezwykle krytyczna i (znów) generalizująca ocena współczesnych, małżeńskich par. Autor pisze: „jestem niemal pewny, że nasi statystyczni małżonkowie, którzy zbyt pośpiesznie przesiedli się z dziecięcych wózków do szybkich samochodów, nie znają pojęć dawania”. Nie doszukałam się w tekście żadnych statystyk potwierdzających taki stan rzeczy.


Od grzechu generalizacji przejdźmy do grzechu zwanego brakiem źródeł. W przypadku cytowanego wpisu internauty można by przecież niedopatrzenie wybaczyć ze względu na jego formę i pierwotne miejsce publikacji. Jeśli jednak chodzi o pozostałe teksty (zakładam, że przemyślane), nie można puścić płazem faktu, że nie podano źródeł dla prezentowanych w nich informacji. Dlaczego? „Fronda” to pismo zdecydowanie konserwatywne i prawicowe, silnie uderzające w ekologów, feministki i homoseksualistów. Opinie w nim prezentowane (nierzadko podług zasad retoryki nienawiści) wzbudzają kontrowersje, lecz trudno je zweryfikować, skoro sprawiają wrażenie „wziętych z sufitu”. Lekceważący stosunek do źródeł sprawia, że jeszcze silniej odczuwa się natrętne generalizacje. Bogna Białecka w Ofiarach ekoreligii stwierdza: „w biografiach wielu działaczy (a zwłaszcza działaczek) ruchów ekologicznych pojawia się często wspólny wątek: doświadczenie aborcji i lęk przed posiadaniem potomstwa”. Nie dowiadujemy się jednak, o jakich działaczy (a zwłaszcza – o jakie działaczki) chodzi. Dociekliwy, a równocześnie podejrzliwy czytelnik nie ma jak sprawdzić, którzy to ekologowie są najbardziej „be”, no chyba że znajdzie czas, by przedrzeć się przez niezliczone tomy ich biografii (jeśli takie biografie istnieją…). Zdecydowanym liderem w tej kategorii okazał się Rowmund Kiełkiewicz w tekście Jak oddajemy Wilno. Podaje on bardzo precyzyjne dane dotyczące m.in. uchwał rządu litewskiego, ilości ziem należących na Litwie do Polaków czy też stosunku pozytywnych i negatywnych informacji o Polsce podawanych w mediach litewskich („na sto informacji dotyczących Polski tylko trzy przedstawiają nasz kraj w pozytywnym świetle”). Dane te rzeczywiście szokują, ale problem polega na tym, że nie mam pojęcia, skąd pochodzą, a co za tym idzie, czy są prawdziwe. Tego rodzaju niefrasobliwość w przypadku Kiełkiewicza i Białeckiej razi jeszcze bardziej, jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż mimo wszystko oba teksty należą do niechlubnych wyjątków obok Ekologicznego seksu czy też artykułu Żydzi i Rewolucja Francuska Michaela Bar-Zvi. Trzeba bowiem przyznać, iż większość autorów podaje bardzo dokładne informacje dotyczące źródeł.


Trzecim i najpoważniejszym zarzutem wobec pisma jest praktyka naciągania faktów dla poparcia własnej tezy. Jako pierwszorzędny przykład podam Demoniczność polityki naszych czasów Benjamina Phillippe’a, w którym autor, poprzedzając każdy z rozdziałów cytatem z Biblii (oczywiście dotyczącym Apokalipsy) oraz posiłkując się wizją Włodzimierza Sołowjowa, wybitnie nie po chrześcijańsku bawi się w proroka. Pod koniec wywodu dla spokoju własnego sumienia zaznacza, iż „z rozważań tych wcale nie wynika, że wiemy coś na pewno o dacie końca świata, czy o tym, kto jest antychrystem”. Po co zatem powstał ten tekst? Czy po to, aby po raz kolejny powyżywać się na Baracku Obamie, który zaraz obok ekologów stał się ulubionym kozłem ofiarnym pisma? Phillippe przywołuje napisaną przez wspomnianego już Sołowjowa Krótką opowieść o Antychryście, a przede wszystkim pogląd, iż Antychryst końca czasów będzie człowiekiem mającym władzę o globalnym zasięgu i przyniesie on ziemi pokój. Autor zaznacza jednak, iż będzie to „pokój pozbawiony odniesień do Boga, skupiony na osobie »Imperatora«. Phillippe odnajduje owego Antychrysta w Baracku Obamie, „który nie tylko kreuje się na nowego politycznego Mesjasza, mającego wyzwolić wszystkich spętanych opresją białej cywilizacji, ale również coraz częściej występuje jako rzecznik światowego postępu, którego celem jest jak najszersze rozpropagowanie na kuli ziemskiej aborcji, badań na ludzkich embrionach (..)” i szeregu innych zjawisk nietolerowanych przez środowisko „Frondy”. Rozumiem. Przyjęłam do wiadomości, że Barack Obama i jego styl rządzenia „Frondzie” nie odpowiada, ale uważam za naganne nazywanie głowy demokratycznego państwa Antychrystem.


Gdyby „Fronda” była wolna od przytoczonych przeze mnie błędów, zwiększyłaby się siła przekazu i rażenia poszczególnych tekstów, a co za tym idzie, być może pismo nieustannie pozyskiwałoby nowych i wiernych czytelników. Jednak błędy te zdają się być nieodzowną częścią charakterystycznej dla tego kwartalnika retoryki, mającej na celu nie tyle prezentowanie własnych poglądów, ile raczej atakowanie cudzych opinii. I chociaż retoryka ta stoi w jawnej sprzeczności z tak zajadle bronionym przez pismo chrześcijańskim światopoglądem, rezygnacja z niej byłaby jednoznaczna z medialną śmiercią „Frondy”.

Marta Lupa

Omawiane pisma: „Fronda”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
WYBIJA PÓŁNOC?
MŁODA KREW POLSKIEGO BLUESA
NAJLEPSZY PRZYJACIEL PSA

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt