nr 23 (249)
z dnia 5 grudnia 2009
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Idea Europy jest czymś bardziej skomplikowanym niż „wspólnota węgla i stali”. Szalenie łatwo o tym zapomnieć w zgiełku medialnych doniesień i konferencji prasowych organizowanych przez polityków, w czasie uroczystości podpisania kolejnych aktów prawnych, kiedy obywatelom uprzytamnia się historyczną wagę dokonujących się właśnie wydarzeń, ale i w kontekście przepływu finansów mających zredukować przepaść cywilizacyjną dzielącą „starą” i „nową” część kontynentu. Poza możliwością prowadzenia wspólnej polityki zagranicznej czy też szansą na wypracowanie paneuropejskiej strategii bezpieczeństwa jest przecież jeszcze ideowe podłoże, na którym ufundowane zostały te pragmatyczne koncepcje.
Na kartograficznych wyobrażeniach kontynentu europejskiego pochodzących ze średniowiecza i ze wczesnej nowożytności w warstwie symbolicznej nie odnajdziemy nic zaskakującego. Wszak wpisywanie kontynentu albo państwa w postać zwierzęcą bądź ludzką, tj. tworzenie programu ideowego poprzez mapę nie jest pomysłem nowym. Przedstawienie naszego kontynentu jako mitologicznej Europy [jedna z takich grafik ozdabia bieżący numer „Kontekstów” 3 (286) 2009], córki władcy Sydonu porwanej przez Zeusa-byka, wydaje się równie naturalne, jak ideowe przedstawienie jedności i siły Niderlandów jako lwa (mam tutaj na myśli powtarzający się motyw nazywany leo Belgicus). Uchwycenie kontynentu bądź kraju w postaci figuratywnej nie ma na celu jedynie estetyzacji idei; za sprawą takiej alegorii kartografia zyskuje dodatkową funkcję − staje się nośnikiem programu politycznego i całościowej wizji cywilizacji obejmującej dany obszar. Tak jak małe Niderlandy (które w XVI i XVII wieku stały się morską potęgą) przedstawiano w ikonicznej postaci herbowego lwa, symbolu siły i odwagi, tak przypomnienie mitu o Europie, konstytutywnego dla historii kontynentu, i wpisanie państw europejskich w postać mitologicznej Europy można odczytywać jako próbę metaforycznej deklaracji jedności kontynentu, jedności budowanej ponad wszelkimi różnicami, rozbieżnościami interesów i politycznymi zamysłami. Państwa wyodrębnione jako niezależne od siebie członki kobiety-Europy przestają być niezależnymi bytami − ich sens istnienia polega na byciu częścią szerszego, kontynentalnego projektu.
Pozornie może się wydawać, że wszystkie działania podejmowane przez polityków są realizacją tej właśnie idei jednej, organicznie powiązanej wspólnoty państw i narodów. Ale jednocześnie zauważamy, że w dyskursie politycznym jedność kontynentu ograniczono do kwestii gospodarczych i politycznych, zaś różnorodność, ta europejska „wielość-w-jedności”, została sprowadzona do idei państwa tolerancyjnego. Nie ma nic złego w tym projekcie − wszak i we wczesnonowożytnej Europie podobne koncepcje dochodziły do głosu, powstawały wspólnoty gospodarcze (wystarczy wspomnieć Hanzę, działalność wielkich rodów kupieckich), rodziły się idee ponadwyznaniowej i ponadetnicznej tolerancji (istniał w myśli nowożytnej cały nurt irenistyczny, z Erazmem z Rotterdamu na czele). Można jednak odnieść wrażenie, że koncepcje te, realizowane obecnie przez europejskich zawodowych polityków-technokratów, zredukowano do działań doraźnych, a przez to dalekie są od mitów i symboli związanych z dawną i współczesną koncepcją Europy.
Bieżący numer „Kontekstów” jest pokłosiem dwóch konferencji poświęconych mitowi Europy. Z katalogu zagadnień podsuwanych przez kolejne teksty wybiorę kilka, dzięki którym, na zasadzie pars pro toto, zasygnalizuję szersze pole problemowe.
2.
Jeśli przyjmiemy, że Europa stanowi „jedno ciało”, jeden organizm, którego elementy składowe powinny pracować na rzecz wspólnego, wieloaspektowego dobrobytu, to musimy też zapytać, czy istnieje coś takiego, jak jeden, europejski duch. Takie rozważania nieuchronnie pchają nas w kierunku języka metaforycznego, umożliwiającego przyswojenie tego, co trudno uchwycić w sposób dyskursywny za pomocą racjonalnych narzędzi. Na tę kwestię zwraca uwagę Dariusz Czaja w tekście Europa i jej cień, budując swoje rozważania w oparciu o metaforę Europy−domu.
W trakcie integracji rozległych obszarów kontynentu w obrębie rzymskiego Imperium, na którego rozmach cywilizacyjny złożyła się w dużej mierze tradycja helleńska, a od pewnego momentu również i chrześcijańska, wszystko było jeszcze proste. Jedność intelektualna była gwarantowana poniekąd odgórnie, cywilizacja rzymska zaprowadzała swój porządek na terytoriach podbitych, karmiąc się jednocześnie zrodzonym na nich dorobkiem kulturowym (Grecja swoją kulturą wszak „zdobyła” Rzym). Jeszcze w czasach powszechnego panowania idei christianitas na całym kontynencie owa jedność nie stanowiła większego problemu, choć i w tym przypadku nie należy zbyt wielkiej nadziei pokładać w takich hipostazujących uogólnieniach „chrześcijańskiej Europy”; wizje holistyczne zawsze są mylące, w nazbyt poręczny sposób pozwalają ujmować złożone konfiguracje zjawisk historycznych. Można jednak się zgodzić, że substancja ducha europejskiego, oparta na zachodnim chrześcijaństwie i tradycji łacińskiej (rzymskiej) była w miarę jednorodna, a poszczególne władze „duszy europejskiej” funkcjonowały harmonijnie w obrębie wielkiego, ponadetnicznego społeczeństwa. Od XV wieku jednak sytuacja komplikuje się coraz bardziej. Przemiany gospodarcze, nasilające się spory religijne skutkujące zbrojnymi konfliktami, stopniowe przemiany życia intelektualnego (narodziny nowej koncepcji nauki, zmiana paradygmatu filozoficznego, zakwestionowanie dawnych autorytetów intelektualnych) sprawiają, że Europa traci na swojej dawnej jedności, a nowego spoiwa brakuje.
Sytuacja, w jakiej obecnie się znajdujemy, jest skutkiem przemian, które wtedy zaszły: rozpadła się stara idea Europy, ale w ciągu tych kilku stuleci do struktury tego pojęcia dołączyły nowe elementy składowe. Pojawił się problem państw narodowych i związków tychże z życiem całego kontynentu (zagadnienie to w interesujący sposób zinterpretował Wawrzyniec Konarski w tekście Ruchy etnoregionalistyczne w Europie), historia kontynentu została przełamana przez kolejne konflikty zbrojne (począwszy od wojny trzydziestoletniej, która zmiotła dawną formację kulturową, a skończywszy na dwudziestowiecznych kataklizmach), wreszcie − totalitaryzmy odcisnęły na kondycji Europy odczuwalne do dzisiaj, niszczycielskie piętno. Taka komplikacja idei w toku historii stanowi zatem niepomiernie większe wyzwanie dla kogoś, kto chce myśleć w kategoriach europejskości w roku 2009 i kto nadal chce pytać o kondycję europejskiego ducha − śladem Edmunda Husserla, Jana Patočki i Tomaša Halika, o których Czaja pisze w swoim eseju.
To właśnie ferment intelektualny, wyrastający z fundamentalnej dla kultury europejskiej „troski o duszę” i przejawiający się zarówno poprzez korespondencyjną wspólnotę nowożytnych i oświeceniowych uczonych (idea république des lettres), jak i przez rozdyskutowane stoliki w kawiarniach, bez istnienia których nie można wyobrazić sobie europejskich metropolii (pisał o tym pięknie George Steiner w eseju Idea Europy przedrukowanym w 2008 roku na łamach „Przeglądu Politycznego” nr 91-92), wydaje się tym elementem życia naszego kontynentu, bez którego jedność Europy nie byłaby dynamicznie rozwijającą się ideą. Istotne jest, że poszczególne nurty tej refleksji przebiegają w poprzek podziałów terytorialnych i etnicznych, bo dla wspólnoty rozumu (choć to kategoria w dzisiejszych czasach mocno osłabiona) takie granice nic nie znaczą.
3.
W kontekście pytań o europejskość musi się pojawić również kwestia kosmopolityzmu, idei „obywatelstwa świata” − wielokrotnie na różne sposoby atakowanej z pozycji integrystycznych. Nie ma potrzeby dowodzić, iż postawa otwarta, chłonna, tolerancyjna przynosi więcej korzyści, aniżeli okopanie się na z góry upatrzonych pozycjach. Lepiej byłoby wskazać przykład życia „po europejsku”, na pełnym oddechu, które bynajmniej nie doprowadziło do zdrady ojczyzny, co więcej − pozwoliło pracować na rzecz tegoż kraju.
Blok europejski „Kontekstów” jest właśnie przez takie exemplum przełamany − tak przynajmniej chcę odbierać w sąsiedztwie innych tekstów szkic Jerzego Miziołka Flammans pro recto poświęcony rodzinie Lanckorońskich [zwłaszcza przedstawicielom dwóch ostatnich generacji, wybitnym historykom sztuki i kolekcjonerom − Karolowi Lanckorońskiemu (1848−1933) i jego córce Karolinie (1898-2002)]. Po szczegóły biograficzne odsyłam do tekstu, tutaj wspomnę tylko o działalności ojca i córki, nawiązując w ich kontekście do kwestii „bycia Europejczykiem”.
Mając za sobą wielowiekową tradycję rodziny szlacheckiej, sięgającą XIII stulecia i zapisaną w annałach Rzeczpospolitej wieloma zasługami, ojciec i córka kontynuowali misję pracy dla dobra kraju. Stworzyli wielką kolekcję dzieł sztuki od XIV do XIX w., po czym ofiarowali ją w całości państwowemu muzeum oraz przekazali ogromną ilość pieniędzy na fundusz stypendialny dla polskich uczonych, trudno więc odmówić takiej działalności kwalifikacji prospołecznej. Mimo tej orientacji „w służbie Najjaśniejszej Rzeczpospolitej” Lanckorońscy pozostali europejczykami par excellence. Ich duchową ojczyzną nie była klaustrofobicznie pojęta polskość, ale właśnie otwarta europejskość, z emblematami – dziełami sztuki, pojmowanymi jako emanacje wspólnego europejskiego ducha.
4.
Refleksyjność cechująca kulturę europejską nie jest skierowana jedynie w przeszłość, ale winna być również wymierzona w przyszłość, musi obejmować projektowanie dalszej historii.
W Europie podzielonej czy „zrównoważonej” Bohdan Michalski poddał analizie mity integracji europejskiej, wskazując na liczne problemy związane z projektem zszycia na nowo dwóch skrzydeł kontynentu, który rozwija się w dobrobycie Zachodu i nadal żyje z postkomunistycznym piętnem Wschodu. W świetle tekstu warszawskiego europeisty rysuje się perspektywa nowej narracji dla wspólnoty europejskiej, którą zgrabnie można ująć za pomocą hasła „zrównoważonego rozwoju” (notabene od jakiegoś czasu pojawia się ono w deklaracjach polityków i w publicystyce).
Czy narracja ta nie jest fikcją, mającą zamaskować jedynie stare praktyki i tendencje, czy stoi za nią szerszy, nie tylko gospodarczy, ale i kulturowy zamysł − pokaże czas. Jakość tych zmian i tempo rozwoju zależą od tego, komu będzie dane zatroszczyć się o kondycję duszy europejskiej, o jakość „domu Europa”.
Omawiane pisma: „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt