nr 13 (239)
z dnia 5 lipca 2009
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Pragnienie nieśmiertelności wydaje się wieść ekscentryczny żywot. Czasy alchemików poszukujących eliksiru młodości dawno minęły, a ludzie pokroju Raya Kurzweila (który twierdzi, że za kilkadziesiąt lat człowiek będzie dysponował na tyle zaawansowaną technologią, że dzięki niej zyska nieśmiertelność i wieczną młodość) stanowią wyjątek potwierdzający regułę (na temat Raya Kurzweila polecam tekst Edwina Bendyka opublikowany na łamach „Polityki”). Tak zarysowana wizja, chociaż nie jest literacką fikcją, wydaje się być mało prawdopodobna lub co najmniej stanowi wyzwanie dla zdroworozsądkowego pojmowania świata, chociaż nikt nie zaprzeczy, że przeciętna długość ludzkiego życia się wydłuża, a co za tym idzie, społeczeństwo się starzeje. Jak mówi etyk Zbigniew Szawarski w „Znaku” nr 6/2009, „(...) za 15-20 lat sytuacja w Europie będzie taka, że każdy, kto poprosi o śmierć, tę śmierć otrzyma”, niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie (W szarej strefie śmierci, dyskusja z udziałem Haliny Bortnowskiej, Konstantego Radziwiłła, Zbigniewa Szawarskiego). Przyjrzyjmy się też bliżej krakowskiemu miesięcznikowi: na okładce czerwcowego numeru widzimy kobietę w masce chirurgicznej z nożyczkami w ręce, gotową do przecięcia rurki. Czy tak wygląda współczesna Atropos? Mojra, która co prawda nie tka ludzkich losów, ale władna jest szybko przeciąć nić podtrzymującą życie? A tam, gdzie nie ma życia, jest już tylko śmierć, której zdefiniowanie okazuje się niemałym problemem – świadczy o tym choćby tekst Bogusława Wójcika Mózg umiera pierwszy, wprowadzający nas do tematu „Śmierć i medycyna”.
Śmierć stanowi nieprzekraczalną granicę dla medycyny, nauki mającej za zadanie podtrzymywać i ulepszać ludzkie życie. Początek śmierci jest równocześnie kresem medycyny. Lekarze, a także filozofowie od dawna starają się ustalić: „jaka funkcja(e) jest (są) tak istotna(e), że jej (ich) utrata oznacza śmierć osoby ludzkiej” (Mózg umiera pierwszy)? Do dziewiętnastego wieku śmierć łączono z zatrzymaniem aktywności układu krążenia i oddychania. Budziło to obawy, że np. objawy katalepsji mogą być omyłkowo potraktowane jako oznaki śmierci, stąd też brał się strach przed przedwczesnym pogrzebem, opisanym w słynnym opowiadaniu Edgara Allana Poe. Współcześnie śmierć człowieka definiuje się przez śmierć mózgu, a mówiąc ściślej – pnia mózgu. Nie oznacza to jednak, że kwestia definicji śmierci została raz na zawsze rozstrzygnięta. Coraz częściej bierze się pod uwagę inne kryterium: „świadomość i poznanie są wyjątkowymi funkcjami, które odróżniają żyjącą osobę od ciała, odpowiednim kryterium byłaby utrata funkcjonowania wyższego mózgu” (Mózg umiera pierwszy). Śmierć człowieka byłaby więc definiowana jako nieodwracalna utrata świadomości równoznaczna z nieodwracalną utratą osobowości. Dodatkowo można odnieść wrażenie, że koszmarem trapiącym współczesnego człowieka nie jest już przedwczesny pogrzeb ani nagłaśniany przez media „handel organami”, lecz długotrwała agonia – podtrzymywanie życia w stanie wegetatywnym, sprowadzenie egzystencji człowieka do poziomu „żywego trupa”. W związku z tym coraz częstszą praktyką jest spisywanie tak zwanych „testamentów życia” (w języku angielskim określanym jako „advance directives”), o których w swoim eseju pisze Barbara Chyrowicz (Póki jeszcze jesteśmy...). Zaletą tego tekstu nie są ostateczne rozstrzygnięcia, lecz sama próba zmierzenia się z trudnymi pytaniami. Oprócz praktycznych problemów związanych z „testamentami życia”, jak na przykład możliwość zmiany testamentu pod wpływem demencji starczej czy cennymi z prawnego punktu widzenia informacjami o różnego rodzaju „advance directives”, niezwykle istotne są kwestie egzystencjalne związane z pytaniami w rodzaju: „Czym jest życie?”, „Na czym polega jego jakość?”, „Gdzie kończą się granice naszego decydowania o sobie?”. Zwłaszcza z ostatnim z wymienionych pytań starali się zmierzyć uczestnicy zorganizowanej przez redakcję dyskusji (W szarej strefie śmierci). Zaryzykuję pewne uproszczenie: uczestnicy rozmowy dzielą się rolami charakterystycznymi dla rzeczywistości szpitalnej. Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, reprezentował lekarzy, postulując ustalenie algorytmu postępowania w sytuacji bliskości śmierci, w której trudno dostrzec jakąkolwiek jakość życia osoby umierającej. Natomiast cytowany przeze mnie już Szawarski zajął stanowisko pacjenta, broniącego elementarnej wolności człowieka do bycia sobą i decydowania o sobie. Pomiędzy nimi często stawała publicystka Halina Bortnowska, która pracowała jako wolontariuszka-pielęgniarka w hospicjach. Jednak niezależnie od różnic pomiędzy dyskutantami w paru kwestiach wydawali się oni zgodni. Przede wszystkim, że należy odrzucić paternalizm medyczny, zgodnie z którym lekarz traktuje człowieka niczym zepsutą maszynę.
Nie ulega wątpliwości, że rozwój medycyny przyczynia się do poszerzenia „szarej strefy śmierci”. Od czasów Hipokratesa zabraniającego podawania trucizny na żądanie wiele się zmieniło. Nie tylko na lepsze, gdyż zwiększający się zakres możliwości przedłużania ludzkiego życia generuje lęki, o których starożytnym się nie śniło. Na uwagę zwraca fakt, iż wyraźny w redakcyjnej dyskusji sprzeciw wobec eutanazji został sformułowany nie tylko w perspektywie „świętości życia”, lecz również „jakości życia”. Położono nacisk na znaczenie medycyny paliatywnej, a przede wszystkim podkreślono wagę relacji międzyludzkich w ostatnich dniach życia. „Konanie to ta ostatnia noc ciemna, której potrzebują nawet doskonali dla zupełnego oczyszczenia, i dlatego lepiej, żeby była gorzka”, napisała przywołana przez Łukasza Tischnera Simone Weil (Pod władzą kobiety. Gombrowicz i Weil). Tischner porównuje francuską myślicielkę z Witoldem Gombrowiczem, który Sile ciążenia i łasce oraz jej autorce poświęcił nie tylko fragment swojego Dziennika, lecz również recenzję w argentyńskim piśmie „El Hogar”. Tę recenzję po raz pierwszy mamy okazję przeczytać w języku polskim właśnie na łamach „Znaku” (Witold Gombrowicz, O sile ciążenia i łasce Simone Weil). Z działu recenzenckiego moją uwagę zwróciły również: zdecydowana odpowiedź na Traktat ateologiczny Michela Onfraya, autora łączącego w sobie postmodernistyczną swobodę w formułowaniu sądów z charakterystyczną dla pewnego typu myśli oświeceniowej wrogością względem chrześcijaństwa, religijności i transcendencji (ks. Robert Woźniak, Przyjemność czy szczęście? Pytania o ateologię Michela Onfraya) oraz krytyczne spojrzenie na nie tak dawno wydane dzieło Slavoya Žižka W obronie przegranych spraw (Piotr Augustyniak, Nie tak szybko, panie Žižek). W książce tej słoweński filozof nonszalancko odwołuje się do pojęć wypracowanych przez Martina Heideggera, takich jak „powtórzenie” oraz „inny początek”.
W czerwcowym „Znaku” poruszono wiele tematów bardzo mi bliskich. Z tego powodu mam jednak problem z podsumowaniem wszystkich interesujących mnie wątków i nadaniem tytułu zachęcającego czytelnika do lektury mojego omówienia. Ponieważ oprócz tematu „Śmierć i medycyna” moją uwagę zwróciły teksty pokazujące różnorodność postaw ateistycznych, postanowiłem podzielić się skojarzeniem, które zaskoczyło mnie w trakcie czytania tekstu Bogusława Wójcika. W pewnym filmie nakręconym w roku 1983 w rolę wampirów wcieliły się dwie ikony popkultury: David Bowie i Catherine Deneuve. Dla bohatera granego przez angielskiego piosenkarza picie ludzkiej krwi kończy się w zastanawiający sposób. John, bo tak nazywa się grana przez piosenkarza postać, zaczyna się w przerażającym tempie starzeć, co oznacza, że konsekwencją uzyskanej nieśmiertelności jest spędzenie wieczności w stanie wegetatywnym. Tytuł tego filmu to Zagadka nieśmiertelności, a mojego omówienia w związku z poszerzonym kontekstem rozważań – Zagadka nieśmiertelności z ateistami w tle.
Omawiane pisma: „Znak”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt