Witryna Czasopism.pl

nr 5 (231)
z dnia 5 marca 2009
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

KILKA UWAG O SZTUCE PERSKIEJ I KINIE LITEWSKIM

Nikt nie czyta poezji – to fraza, która w różnych wariantach dyskursywnych pojawia się na prawach krytycznoliterackiej mantry. Poza nobliwym wyjątkiem noblistki współczesna poezja polska w świadomości odbiorców, którzy wciąż jeszcze skłonni są podjąć wysiłek czytania literatury ze względów pozaprofesjonalnych, istnieje na takich samych prawach jak sztuka perska i kino litewskie, tzn. w regionalnych niszach, specjalistycznych gettach, odseparowanych od siebie środowiskach. Szkoda, że mantryczne właściwości tej frazy wciąż jeszcze nie doprowadziły do radykalnej zmiany świadomości użytkowników literatury. W dodatku od czasu do czasu rozlegają się wołania o nowe Przedwiośnie, nowe Psalmy przyszłości, nowe Dziady. Tak jakby literatura i funkcjonujące w jej obrębie kody estetyczne nadal głęboko poruszały elity, (łże-elity) lub, przepraszam za wulgaryzm, inteligencję.


Formy społecznego funkcjonowania literatury zmieniają się, bo mają – jak wszystko, co nas otacza – charakter ściśle historyczny, a XIX-wieczne kategorie opisu tego „ruchu w interesie” słabo dziś zdają egzamin ze skuteczności. Przykładem tego są, ot, choćby funkcjonujące wspólnie pojęcia „kanonu” i „literatury”. Iluzja kanonu, który powinien symbolizować społeczną i historyczną doniosłość literatury, opiera się na niewinnym z pozoru, a jednak głęboko demoralizującym dla umysłu, zestawieniu ze sobą tekstów, pochodzących z radykalnie odmiennych porządków kulturowych, z różnych obiegów i form komunikacyjnych. Kanoniczna lista naszych lektur, nieważne, w ilu różnych wariantach funkcjonująca, obejmuje teksty literatury ustnej, literaturę o pierwotnych funkcjach kultowych czy religijnych, teksty plebejskie, rozrywkowe, drukowane w stu tysiącach egzemplarzy i rozpowszechniane jedynie wśród znajomych, ale i teksty w swoim czasie zapomniane, traktowane ze wzgardą albo po prostu uznawane za nieliterackie (używane przez nas pojęcie literatury jest stosunkowo młode i nie we wszystkich językach świata respektowane na tych samych zasadach). Całe to bogactwo zostaje skompresowane w jednym potencjalnym zestawieniu i sprowadzone do wielce wątpliwego, wspólnego mianownika – Literatury. W takiej sytuacji tylko leniwy umysł, który nie zdaje sobie sprawy z własnego, zawsze ograniczonego horyzontu historycznego i kulturowego, może sobie pozwolić na lekkomyślne wołanie o „arcydzieło”.


Literatura to instytucja, oparta na rozlicznych paktach pisarzy i czytelników, którzy negocjują między sobą warunki jej funkcjonowania: dostępne języki, nurty, prądy oraz kategorie opisu. Warunki te nie tworzą obecnie jednolitego obrazu przestrzeni literatury, przypominają raczej, jak kiedyś zauważył Jerzy Jarzębski, sieć powiązań i relacji, które rzadko kiedy posiadają wspólne punkty przecięcia, nie mówiąc już o jakiejś ogólnoliterackiej osi krystalizacyjnej, stanowiącej punkt odniesienia dla zjawisk peryferyjnych. Nie ma poetyckiego centrum, nie ma peryferii. Co zatem jest? Poezja polska: skurczona do mikroskopijnych rozmiarów czeluść straszna, w której kłębią się, rodzą i umierają, czy to w wersji papierowej, czy elektronicznej, „boleśnie niekochane wiersze”. Chwilę uwagi właśnie tym „boleśnie niekochanym wierszom” poświęciła Anna Kapusta w najnowszym numerze krakowskiego kwartalnika „Fragile”, poświęconego tym razem kategorii fanatyzmu [Zapisać się na śmierć. Diagnostyka syndromu poety, „Fragile” nr 1 (3) 2009].


Antropologia matką wszystkich nauk


Wymownym przykładem dramatycznego skurczenia się przestrzeni życiowej polskiej poezji jest elastyczność czy też lepiej: wielobranżowość głównych aktorów tej sceny, tzn. łączenie ze sobą funkcji krytyka, poety, badacza, a nawet nauczyciela. Znani z takiej elastyczności są np. Karol Maliszewski czy Jarosław Klejnocki. W takiej sytuacji znajduje się również autorka omawianego tu tekstu, Anna Kapusta, literaturoznawczyni, socjolożka, krytyczka i poetka, nomen omen członkini Związku Literatów Polskich. W najnowszym numerze czasopisma, wydawanego przez Śródmiejski Ośrodek Kultury w Krakowie, autorka wybiera perspektywę socjologizującą, by zmierzyć się z fenomenem internetowej płodności poetyckiej, prezentowanej na portalu Poezja Polska.


Pomimo wielokrotnych wyznań autorki o szczerej sympatii dla fanatycznych wielbicieli sztuki słowa, szkic sprawia wrażenie pisanego z przymrużeniem oka. Anna Kapusta postanowiła spuścić zasłonę milczenia na konkretne przejawy piśmienniczej pasji autorów publikujących w serwisie, choć przecież można tam znaleźć (w niezbyt fortunnie nazwanym dziale „Parnas”) nazwiska osób, które przełamały (częściowo) komunikacyjny chaos i stanowią temat wspólnych dyskusji. Twórczość użytkowników portalu, a także ich działalność krytyczna (bo mowa jest tu także o wymianach opinii na forum) traktowana jest zbiorczo, służy jako materiał do zdiagnozowania tytułowego „syndromu poety”, a więc do opisu społecznych wyobrażeń o tym, czym jest poezja i kim jest poeta. Tu właśnie jaskrawo uwidacznia się różnica między okiem krytyka i okiem socjologa. Ten pierwszy chętnie czyta literaturę, lubi różnorodność jej języków, przygląda się jej i stara się w jakiejś mierze to swoje „przyglądanie” uporządkować. Nie zwraca uwagi na jej obniżający się społeczny prestiż lub inaczej: godzi się pokornie z takim stanem rzeczy i stara się rzetelnie wykonać swoje zadanie. Zamiłowanie do benedyktyńskiej pracy, która czasem owocuje arbitralnymi, słabo uzasadnionymi podziałami typu klasycyści/barbaryści, a czasem po prostu ciekawymi odkryciami, jest, jak sądzę, udziałem Karola Maliszewskiego (notabene, wyróżnionego na Parnasie omawianego portalu). Socjolog czy antropolog pewnie też lubi sobie poczytać, tyle że dla niego literatura, a w tym konkretnym przypadku – poezja, to pole działania sił znacznie potężniejszych od modelu wiersza czy rodzaju wrażliwości estetycznej. To sfera wielkich kategorii: tożsamości, płci kulturowej, kulturowych wzorców postrzegania literatury. I nie ma w tym nic dziwnego ani tym bardziej niestosownego. Antropologia społeczna i kulturowa, jak zauważyła kiedyś Teresa Walas, urasta dziś do rangi nauki syntetyzującej różne obszary humanistycznych zainteresowań, do wiedzy ostatecznej o człowieku; do takiej rangi, jaką niegdyś posiadała filozofia, a później psychologia. Dlatego Annę Kapustę (socjolożkę) interesują rzeczy, na które niewytrenowane antropologicznie oko nie zwróci raczej uwagi:


„Parnas (…) jest (…) niedostępny dla wirtualnych »Poetek«. Mimo iż liczebnie jest ich w serwisie zdecydowanie więcej niż »Poetów«, wśród 23 wyróżnionych przez redaktorkę serwisu »Parnasistów« nie figuruje, może symptomatycznie, ani jedna kobieta (…). Piszę o tej ciągle i męcząco powracającej kwestii płci kulturowej »poezji« z serwisów, bo jest ona w swej praktyce marginalizacji kobiet dominującym, nie tylko w »Poezji Polskiej« – status quo, co może się wydać dość zastanawiające i wyzywające interpretacyjnie w kraju polskiej, poetyckiej kobiety-noblistki”.


Poezja polska: między salonem i gettem


Wielkich pieniędzy z poezji nie ma, większość trafia do Wisławy Szymborskiej (może też do Tadeusza Różewicza), ale zjawisko utrzymywania się z wierszy i tak należy w historii kultury do rzadkości. Poetycki fanatyzm, o którym pisze Kapusta, zazwyczaj bywał bezinteresowny, czy to w wydaniu dworskim, czy ziemiańskim (Jan Kochanowski, jeśli można sobie pozwolić na neobolszewicką refleksję, utrzymywał się z feudalnego wyzysku), czy salonowym wreszcie, o którym wspomina autorka pod koniec omawianego artykułu. Internetowe medium wymuszające piśmienniczą bezinteresowność poniekąd jest zatem naturalnym środowiskiem rozwoju dla współczesnej poezji. Tak też sytuacja przedstawia się w przypadku nieopłacalnych tomików poezji drukowanej, krążących nierzadko w bardzo wąskich, regionalnych lub środowiskowych obiegach. Kluczowy jest wybór metafory, za pomocą której będziemy opisywać ten stan rzeczy. Czy owa czeluść straszna, przestrzeń polskiej poezji współczesnej, bardziej przypomina nam getto czy też salon? Anna Kapusta opowiada się za tą drugą opcją:


„Poezję tworzy się zatem dla wykwintnego smaku samej poezji, a tak rozsmakowani lirycznie poeci piszą (prawie) wyłącznie dla poetów. Przywodzi mi ten stan rzeczy na myśl kuszący posmak sztambuchowych salonów. Poezja stała się w jej najnowszym wydaniu, jak to onegdaj już nieraz bywało, igraszką bardzo nielicznych i wiernych jej amatorów”.


Istnieje zatem nadzieja dla umysłu udręczonego niskim prestiżem społecznym literatury, a w szczególności poezji – pozytywny snobizm. Właśnie tak: snobowanie się na literaturę, seksowna elitarność, sekciarskie katakumby, poezja tworzona „dla dwunastu”, szał kolekcjonerski, lokalne legendy, małe narracje, białe kruki. Bez obrażania się na to, że większość woli TVN od TVP Kultura i nikt nie rozróżnia już Moneta od Maneta. Celnie ujął to Grzegorz Jankowicz w wywiadzie wprowadzającym do prozy Ronalda Firbanka, zamieszczonym niedawno na stronach Biura Literackiego: „Im mniejsza grupa czytelników, tym większe emocje towarzyszące lekturze. Kolekcjoner zrobi wszystko, by zdobyć pożądany eksponat, a potem ochronić go przed zakusami innych, prezentując swoje trofea nielicznej grupie wtajemniczonych” (W różanecznikach). Kto wie, być może ten typ myślenia wyznacza dziś pole działań literackich, tak obserwacyjnych, jak i twórczo zaangażowanych. Zapewne trudno będzie się z tym pogodzić wszystkim, którzy wciąż jeszcze widzą w poezji potencjalną przestrzeń dla działalności rewolucyjnej (słówko „rewolucyjny” zastępowane jest ostatnio eufemizmem „krytyczny”), ale to już temat na zupełnie inną opowieść.


Na marginesie dodam: sztuki perskiej, wyznaję szczerze, nie znam, ale o kino litewskie się otarłem i uprzejmie zaznaczam, że bardzo sobie cenię film Sharunasa Bartasa Koridorius, którego, jak hebrajskiego boga, nikt nigdy nie widział.

Arkadiusz Wierzba

Omawiane czasopismo: „Fragile” nr 1 (3) 2009.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
OPTYKA „PROWINCJONALNA”
PORTRET BEZ TWARZY
WYDZIELINY NADWRAŻLIWOŚCI

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt