nr 10 (236)
z dnia 20 maja 2009
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Do sięgnięcia po „Migotania, przejaśnienia” [nr 1 (22) 2009] przekonał mnie widoczny na okładce laureat literackiej Nagrody Nobla 2008. Jean-Marie Gustave Le Clézio? – pomyślałem sobie, patrząc na zdjęcie dojrzałego mężczyzny. Więc tak obecnie wygląda opisywany przez Gombrowicza młody bóg, wyłaniający się z morskiej piany niczym męska odmiana Wenus? Przeglądając strony czasopisma, znalazłem m.in. rozmowę Romana Warszewskiego z urodzonym w Nicei pisarzem (W prozie najważniejsza jest poezja) oraz fragmenty Dziennika Gombrowicza datowane na rok 1966, a także krocie notatek z podróży, obejmujących przeróżne zakątki globu: Zapiski amerykańskie Ludmiły Marjańskiej, Dziennik włoski Grzegorza Musiała czy Pocztówki z podróży: donosy sycylijskie z 6-20 września 2008 Andrzeja Wołosewicza. Za pouczający uznałem wykład Bogusława Żyłki (Nadzieje i złudzenia humanistyki) o niejednoznacznych związkach nauk przyrodniczych i ścisłych z współczesną humanistyką, wywodzącą się z przełomu antypozytywistycznego. Również z zainteresowaniem przeczytałem oba teksty Andrzeja Żurowskiego traktujące o polskim teatrze. Pierwszy z nich, napisany pod francuskojęzycznym tytułem (Spécialités de la maison polonais, czyli „specjalność polskich królów”), daje zwięzłą historię rodzimej krytyki teatralnej – na przykład wspomina się w nim o recenzenckich dokonaniach Stanisława Augusta Poniatowskiego. W drugim tekście odmalowano sylwetkę autora słynnych Szkiców o Szekspirze (Czy Kott wciąż współczesny?), budzącego skrajne emocje w środowisku artystycznym. Jednak największe wrażenie zrobił na mnie dostrzeżony na samym początku wywiad z noblistą.
„Pierwsza myśl jest najlepsza”, powiadali beatnicy, zachęcając do spontanicznego pisania. Anna Kołyszko, tłumaczka i autorka posłowia do W drodze Jacka Kerouaca, napisała, że amerykański powieściopisarz był zarówno „ptakiem”, jak i „ornitologiem” Beat Generation. Zastanawiam się, na ile Le Clézio (niekryjący bałwochwalczego uwielbienia dla powieści J.D. Salingera) jest dla autochtonów okolic Przesmyku Panamskiego „ptakiem” i „ornitologiem” w jednej osobie. Na ile wreszcie jego wyprawy do miejsc odpornych na proces globalizacji oraz podejmowane eksperymenty z narkotykami stanowią o fascynacji równoległością czy też paralelnością zachodzących w rzeczywistości zdarzeń; tę fascynację sygnalizuje również uprawianie poezji pod płaszczykiem prozy. „Moja proza w swej najgłębszej istocie jest bowiem bardzo poetycka. Według mnie poezja w prozie jest najważniejsza” – twierdzi pisarz. Ma się ochotę porównać w tym momencie francuskiego pisarza z Ryszardem Kapuścińskim, którego nieoczekiwanym następcą chciałby być ostatnimi czasy profesor Grzegorz Kołodko… A może raczej z Claudem Lévi-Straussem, niestroniącym od wzruszających opisów życia Indian ze szczepu Nambikwara w autobiograficznym Smutku tropików? Ostatnie skojarzenie przypomniało mi też o zgrabnej monografii autora O gramatologii (Derrida Christophera Johnsona), z której dowiedziałem się między innymi, iż popularność antropologii strukturalnej stanowiła swoistą reakcję na subiektywny egzystencjalizm. Le Clézio debiutował jako ponury przedstawiciel nowej powieści (porównywano go z Albertem Camus), po czym od lat 80. z sukcesem nawiązywał do stylistyki realizmu magicznego – co doskonale widać choćby w ostatniej jego powieści, Uranii (Roman Warszewski, Dolina wolnych ludzi), określonej w wywiadzie „Migotań…” jako „postmodernistyczne Sto lat samotności”.
Le Clézio bez wątpienia polskiego czytelnika odsyła do zapisków Gombrowicza datowanych na rok 1966. Kim wówczas był obecny laureat literackiej nagrody Nobla? Dwudziestosiedmioletnim pisarzem, autorem trzech dobrze przyjętych powieści, w którego postawie i twórczości Gombrowicz dostrzegał spore rozbieżności pomiędzy egzystencjalną powagą a skłonnością do estetyzmu. Z jednej strony doświadczał zatem Le Clézio rozterek à la Camus, z drugiej strony – otoczony był luksusami lazurowego wybrzeża. Polski pisarz nie bez zawiści wylicza „bogactwa” Francuza: kąpiele w ciepłym morzu, krewetki, ładny sportowy samochód oraz piękna żona. Zauważa, że Le Clézio mieszka na placu o malowniczej nazwie „Wyspa piękności”. Według Gombrowicza właśnie „piękno”, uroda amanta filmowego oraz estetyczne walory jego pism wywołują przykry dysonans. Owszem, można dyskutować o samobójstwie przy suto zastawionym stole, chociaż dramat sytuacji staje się wówczas jakby mniej dramatyczny, a nawet nabiera powabu i przypomina według autora Ferdydurke poezję. W eseju Przeciwko poetom Gombrowicz twierdził, iż „kult poezji” jest ostatnim bastionem bałwochwalstwa, które kompromituje człowieka, a także twórcę pragnącego żyć bez złudzeń, tj. tak jak francuscy egzystencjaliści. Warto w tym miejscu wspomnieć o książce Jeanna-Pierre’a Salgasa (Gombrowicz lub ateizm integralny), która ukazywała polskiego pisarza przede wszystkim jako nieprzejednanego ateistę, przeciwstawiając go ateistom nieśmiałym, takim jak Camus, czy bardziej radykalnym, jak Jean-Paul Sartre. Przed gębą „taniego demona”, twierdzącego podobnie jak niektórzy bohaterowie powieści Dostojewskiego, że „jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno”, Gombrowicz niejednokrotnie bronił się śmiechem. Ten sam środek zalecał on również młodszemu koledze po piórze, aby osłabić przywołany dysonans. Czy Le Clézio posłuchał rady naszego „rodzimego egzystencjalisty”? Z wywiadu wynika, że nie poczuwa się on do zarzutów stawianych mu przez Gombrowicza. Tłumaczy, że decydującym okresem kształtującym jego osobowość okazało się dzieciństwo, nie bez znaczenia była zwłaszcza postawa jego ojca, lekarza i humanitarysty w Afryce, który oduczył go pogoni za blichtrem i sławą. Wygląda na to, że autor Protokołu wyruszył do dżungli w celu „wyjścia ze skóry Europejczyka”, a potem szczęśliwie do cywilizacji białego człowieka powrócił.
Zdjęcie na okładce gdańskiego kwartalnika przyczyniło się do tego, że usiadłem do lektury pisma z konkretnymi oczekiwaniami. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o pisarzu uhonorowanym najbardziej prestiżową nagrodą literacką, którego nazwisko miałem w pamięci de facto dzięki Gombrowiczowi. Moja ciekawość nie została zaspokojona, lecz jedynie rozbudzona. Dlaczego nikt nie przygotował artykułu wprowadzającego do twórczości Le Clézio? Gdzie się podziali romaniści, którzy znają kilkadziesiąt napisanych przez niego książek? Chętnie przeczytałbym parę słów na takie tematy, jak Le Clézio i kontrkultura, Le Clézio i poststrukturaliści (z jednego z popularnych serwisów internetowych dowiedziałem się, że o pisarzu ciepło wypowiadali się Deleuze i Foucault, ale gdzie i z jakiego powodu, o tym nie wspomniano). Można by porównać Le Clézio chociażby z Wojciechem Cejrowskim... Dlaczego redaktorzy „Migotań…” nie postawili pytań wychodzących poza te najbardziej sztampowe i najczęściej się w kontekście noblisty pojawiające? Rozczarowany, musiałem powrócić na pierwszą stronę, gdzie natrafiłem na słowa chichoczącego autora Ferdydurke: „Literatura nie jest od rozwiązywania zagadnień, ona je stawia”.
Omawiane pisma: „Migotania, przejaśnienia”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt