Nr 33 (44)
z dnia 22 listopada 2002
powrót do wydania bieżącego
 
  wybrane artykuły       
   

AWANGARDA JEST STARA
     
   

      Jeśli chodzi o ankietę „Studium”,* której tematem są relacje pomiędzy młodą poezją a krytykami, frapujące wydają się nie tyle postawione w niej pytania, ale raczej sama stanowiąca punkt jej wyjścia polemika Jarosława Klejnockiego z Tadeuszem Dąbrowskim. A to ze względu na pozorną rangę poruszanych tutaj problemów i dziwaczną perspektywę dyskusji. Jeżeli rzeczywiście bowiem mówić o ignorowaniu młodej poezji przez krytyków odnosząc się do argumentów padających po obu stronach, to „młodych poetów”, urodzonych w latach 70. powinno się potraktować jako zwartą formację o wspólnych doświadczeniach i zbiorowej odpowiedzialności, krytyków zaś, przeciw którym opowiada się w „Studium” (1 (31) 2002) Dąbrowski, jako przedstawicieli pokolenia poprzedzającego i wciąż konkurencyjnego – przede wszystkim tzw. „bruLionowców”. Pokolenie to ignorując młodych przyczyniałoby się podstępnie do utrwalania korzystnych dla siebie literackich hierarchii i „nie dopuszczało” młodych talentów do partnerskiej rywalizacji o nieco nadwiędły wieniec laurowy, którego obnoszenie jest obecnie jednoznaczne (jak wynika pośrednio z pytań ankiety „Studium”) z „efektywnym promowaniem książek na rynku”. Jeżeli przyjęłabym tak podyktowane warunki gry, to polemika pomiędzy Klejnockim a Dąbrowskim stałaby się typową dyskusją pokoleniową, posiadającą pewne cechy właściwe wszystkim polemikom pomiędzy „starymi” a „młodymi”, pozostającą bardzo odległym echem o wiele bardziej burzliwych debat około-„bruLionowych”, jakie toczyły się chociażby w „Tygodniku Literackim” czy w „Tygodniku Powszechnym”.
      I tutaj rodzą się zasadnicze wątpliwości. Po pierwsze, kategoria pokolenia była mocno podejrzana już w stosunku do debiutantów lat 90. Powszechnie uważa się ją za nieco wytartą i niewiele wyjaśniającą, stąd trudno zrozumieć, dlaczego uparcie powraca się, choć w zawoalowany sposób, do jej schematów. Być może, dzięki próbom zajęcia pewnych w założeniu prowokujących, awangardowych stanowisk usiłuje się wywołać w życiu literackim szum, którego ostatnio rzeczywiście brakuje. Szum ów wydaje się jednak jakoś sztuczny, a awangardowe gesty pozostają puste. Po drugie, sami „młodzi poeci” nie marzą o wepchnięciu siebie w pokoleniowa szufladkę, twierdząc gremialnie, że ich poetyki są niezwykle mnogie, a oni niewiele mają ze sobą wspólnego. (Może poza traumatycznym przeżyciem wywołanym zaprzestaniem emisji „Teleranka” w związku z ogłoszeniem stanu wojennego…) Twierdzenie, iż wszyscy ci z przekonania i wyboru różni od siebie poeci są z jakichś powodów ignorowani – nie posiadając prócz młodości wspólnych cech, nie prezentując rozpoznawalnych zbiorowych postaw, jakie mogłyby stać tego ignorowania przyczyną – zakrawa na teorię spiskową (taki domysł zresztą pojawia się w wywiadzie z Dąbrowskim przeprowadzonym przez Michała Piotrowskiego i jednak nieco dyskredytuje powagę postawionego przez autora Wypieków problemu). Po trzecie, nie wydaje mi się, by rzeczywiście urodzeni w latach 70. musieli na brak zainteresowania narzekać. Nie tylko posiadają wiele sekundujących ich twórczości pism (nie szukając daleko, „Studium” jest poświęcone głównie młodej prozie, poezji i wypełniane przez młodą krytykę), ale też pisze się o nich i drukuje w wielu innych miejscach – na obwolutach tomików każdego z poetów wymienianych przez Maliszewskiego widnieje szereg tytułów rozmaitych periodyków, w których drukowali swoje wiersze; co więcej, często się ich nagradza w konkursach, turniejach. Przez kogo mianowicie są więc aż tak bardzo nie chciani? Jak wiemy, „najważniejszym” krytykiem towarzyszącym „pokolenia bruLionu” wcale nie jest Jarosław Klejnocki, który idiomu młodej poezji, jak sam przyznał, nie chwyta. Tym „najważniejszym” jest raczej Karol Maliszewski, który młodą poezję wytrwale promuje, który wszystko rozumie i sercem obejmie każdego z nas. Uzyskał on zresztą obecnie status niemal oficjalnego krytyka towarzyszącego „młodej poezji”, co zresztą sam wyznaje w drugim numerze „Studium” (32/2002), gdzie przeciw „panu literackiemu” Wiedemannowi stowarzysza się ze „startującym młodzikiem” Brzoską, a także z innymi „młodzikami”: Pluszką, Lekszyckim, Olszańskim, Dąbrowskim, Wabikiem, Franczakiem, Sarną, Nowakowską, Lipszycem, Ożogiem, Niklasińskim. Nie wiem, jak rzeczeni autorzy czują się w roli „młodzików” i zastanawiam się również, jak Adam Wiedemann znajduje się w roli „pana literackiego”. Jedno jest pewne: „młodziki” odwagi! – Karol Maliszewski jest w wami... ponieważ „woli się mylić”! O co tutaj chodzi?! Z jakim pokoleniem mamy więc do czynienia? Z polską solidarnością słabeuszy? Dlaczego pozwalamy sobie obecnie tylko na zawiedzione literackie dąsy na ograniczoną skalę, która objawiła się właśnie w tyci-polemice Klejnockiego i Dąbrowskiego? Dlaczego Dąbrowski wypowiada się w imieniu wszystkich młodych poetów i co oni na to – o tym raczej powinna wydaje się traktować ankieta „Studium”. Czy nie lepiej, żeby wprost powiedział, że on sam jest niesyt sławy? I jeszcze: czy ciągłe dzielenie poetyckiej braci przez Maliszewskiego na barbarzyńców i klasyków, solarnych i lunarnych czy młodzików i panów nie pachnie wam, drodzy poeci, jakimś przyprawianiem literackiej pupy? Po czwarte, polemika pomiędzy Klejnockim i Dąbrowskim wygląda raczej ewentualnie na próbę reanimacji życia literackiego niż na rzeczywisty merytoryczny spór. Przypomina nb. potyczkę pomiędzy Julianem Kornhauserem a m. in. Antonim Pawlakiem i Stanisławem Piskorem, przedstawicielem grupy „Konteksty”, której przebieg można było śledzić na łamach „Studenta” w połowie lat 70. Także tutaj, pomimo „wyższego” wówczas diapazonu Literackiego Etosu, Literackiej Moralności i Literackiej Prawdy, nowi „młodzi” z niedawnymi „młodymi” spierali się dokładnie o to samo: o brak szacunku i uznania, o petryfikowanie literackiej hierarchii, gdzie pierwsze skrzypce grać miała Nowa Fala, w oczach młodych wcale nie taka genialna. Nad dyskusją tą, z teraźniejszego punktu widzenia raczej nieistotną i prawie zapomnianą, unosiły się opary żalu: zostaliśmy (nieuczciwie) uznani za epigonów Nowej Fali! Ponad naszymi głowami poustalano nie odpowiadające prawdzie hierarchie! Podobne twierdzenia były nie tylko przyczyną kolizji i resentymentów pomiędzy Nową Falą a młodszymi kolegami. Zza pełnych oburzenia i urażonej godności argumentów, jakie padały ze strony ówczesnych młodych, wyziera obecnie nazbyt oczywisty i rozstrzygający, polegający na odpowiedzi na pytanie, kto pisał lepsze wiersze. Wniosek, jaki prywatnie z tej historii na własny użytek wyciągam, brzmi: że przed posądzeniem o epigoństwo, jakie mimo wszystko tkwi gdzieś u podstaw polemiki Dąbrowski-Klejnocki, nie obroniłabym się ani dąsem, ani pozą, ani nawet pokrzykiwaniem. W końcu zauważyć należy, że nawet tamta polemika toczyła się w imię określonych priorytetów: poeci grupy „Konteksty” uważali, że lepiej i inaczej niż Nowa Fala potrafią przedstawić świat, że stworzą lepszy model „mówienia wprost”. Podobnie na początku lat 90. dyskutowano o postawach, o wzajemnym stosunku etyki i poezji.
     My kłócimy się już wyłącznie o miejsce na rynku, lekceważąc powszechnie znany fakt, że walka o tak zwanego „czytelnika” to fikcja, ponieważ i tak czytamy się nawzajem, że efektywne promowanie poezji na owym rynku to fikcja jeszcze większa. Jeśli bym więc musiała zająć jakieś stanowisko w sporze przywołanym przez Maliszewskiego, pomiędzy „panem literackim” Wiedemannem a „startującymi młodzikami”, to stanę raczej po stronie Wiedemanna. Jeżeli już trudnimy się jakimś rodzajem niepopularnej i zamierzchającej praktyki, to chciejmy być nieomylnymi, albo przynajmniej dobrymi poetami. Wygląda to na bardziej interesujący i zdrowy poetycki etos.
     Polemiki takie, jak ta Dąbrowskiego z Klejnockim, pozostają, jak sądzę, sztucznym nadymaniem balonu, jakim obecnie staje się oklapłe życie literackie. To powielanie schematów awangardowego przełomu, gdzie zarówno jedna, jak i druga strona wpisuje się w z dawna kultywowany schemat międzypokoleniowych dyskusji i pozornie mówiąc językiem swoim, w rzeczywistości powiela gesty z dawna znane z historii literatury. W ten sposób zaś przed dzisiejszą, świeżą i najnowszą literaturą, jaka cieszy się przestrzenią pełną możliwości wyborów, właściwą stanowi nieokreśloności, stawia się problemy z gruntu fałszywe. Modelowym przykładem podobnego działania, którego jedynym skutkiem w rzeczywistości jest nie ożywienie przestrzeni dyskusji nad literaturą, ale skostnienie w z dawna znanych pozach i minach, jest artykuł Maliszewskiego Solarni, lunarni jaki ukazał się w marcowej „Odrze”. Krytyk dokonuje tutaj doprawdy zadziwiających rozróżnień. Nie chodzi tylko o tytułową kategorię „solarnych” i „lunarnych” (gdzie podstawowym kryterium rozróżniającym wydaje się przede wszystkim albo tajemnicze, senne i nieco ponure, albo „perliste” i zdrowo wesołe usposobienie). Moimi ulubionym pojęciami pozostają jednak „honetyzm” i „linia Siwczyka”. Pierwsze zostało utworzone zapewne na wzór „o’haryzmu”, drugie słynnego twierdzenia Błońskiego o dwubiegunowości około pięćdziesięciu lat polskiej liryki, poczynionego na początku lat 70. (krytyk mówił, jak przypomnę, o „linii Przybosia” i „linii Miłosza”). Jakkolwiek wielką atencję żywiłoby się do Honeta i Siwczyka, powoływanie pewnych, w domyśle porządkujących, pojęć na wzór tych okrzepłych już w krytyce czy literaturoznawstwie od nazwisk poetów, z których każdy jest autorem zaledwie trzech tomów, to łagodnie mówiąc, gruba przesada. By użyć tu efektownej metaforyki Maliszewskiego, sądzę że „spazmatyczne i impulsywne” próby uładzenia nieuporządkowanego „bieżącego” życia literackiego, którego atutem pozostaje zwykle spontaniczność, świeżość i nieokreśloność, prowadzi do przekładania nowego na stare i jednostkowego na ogólne. Zapewne procesy te są nieuniknione. Jednak, jak się wydaje, kultywowanie w nadmiarze obsługującej je krytyki może przerodzić się w swoistą manię „dzielenia i rządzenia”, w skłonność do krytycznego konfabulowania – może efektowną, ale mało funkcjonalną i niekoniecznie dobrą dla samej poezji.
     





* tekst Joanny Orskiej powstał jako wypowiedź w przeprowadzonej w połowie 2002 r. przez dwumiesięcznik „Studium” ankiecie na temat recepcji twórczości młodych poetów. Wyniki ankiety ogłoszono w nr 5 (35) 2002.

wersja do wydrukowania