Witryna Czasopism.pl

nr 5 (231)
z dnia 5 marca 2009
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum

felieton__„ZŁY STOSUNEK DO SŁOWA”

Czy warunkiem sine qua non uprawiania sztuki słowa jest nieufny, krytyczny, rewizjonistyczny stosunek do języka? Pytanie, wydawałoby się, z rodzaju naiwnych. Kto się bowiem raz uczciwie nad istotą języka pochyli, a pisarz winien uczynić to pierwszy, ten musi bezgraniczną ufność weń postradać na zawsze. (Samo)świadomość – nie tylko zresztą językowa – regresji do nieświadomości już nie podlega. „Nie możemy powrócić do przeszłości, spaliliśmy okręty; pozostaje nam tylko być mężnymi, cokolwiek by miało z tego wyniknąć”, jak się był obrazowo wyraził Nietzsche.

Nieufność nieufności wszelako nierówna. Nie każda także mobilizuje do jakkolwiek pojętej „mężności”. Jedno wszakże nasuwa się nieodparcie: wrażliwość na słowo jest analogonem wrażliwości na rzeczywistość w ogóle. „Porządek języka jest synonimem porządku świata”, powiada Tadeusz Nyczek w książce o Adamie Zagajewskim. Wiara w porządek języka jest zatem wiarą w porządek świata. Gramatyczny ład języka jednakże jest dziełem praktycznego projektu człowieka, tworem o charakterze społecznym, konwencjonalnym i arbitralnym. Takoż i uporządkowanie rzeczywistości jest – po kantowsku – „dyktowaniem praw naturze”, nie emanuje z natury samoistnie i nie jest naocznie dane, lecz narzucane jej w sposób arbitralny właśnie, a przyjmowane na mocy społecznej umowy jako określona, w danym czasie dominująca i obowiązująca konwencja, paradygmatycznie usankcjonowany model rzeczywistości, sposób porządkowania zjawisk i stanów rzeczy. Niebo gwiaździste nad nami można by „obmapować” w zupełnie inne, dowolne w zasadzie – a jak najbardziej ludzkie – konstelacje, nie zmieni to jednak samego położenia gwiazd. Rzeczywistość zupełnie swobodnie obeszłaby się bez małych i wielkich wozów na niebie. Człowiek bez systemów uporządkowań efektywnie – zachowując elementarną równowagę psychiczną– być-w-świecie nie potrafi. Ta swoista niemożność czyni go właśnie człowiekiem, co też może i nie brzmi najdumniej.

„Zasłonię wszystko. Czyli nadam wszystkiemu sens”, rozmarza się Mrożkowy Krawiec. Czym owo „wszystko” jest? Nagością. „Wszystko” – to nagie fakty, naga prawda, naga rzeczywistość. Jednakowoż buńczuczne zawołanie Klienta ekscelencji (z tej samej sztuki) „Wolę żyć nago, niż umrzeć paradnie” jest wprawdzie godne podziwu, lecz praktycznie niewykonalne. Takowe bowiem jakości jak „nagie fakty”, „naga prawda” i „naga rzeczywistość” nie istnieją. A jeżeli istnieją, nie są jako takie człowiekowi dostępne. Człowiek bowiem nie percypuje „nagiej”, lecz już zinterpretowaną rzeczywistość. Jego rzeczywistość jest rzeczywistością doznań. Rzeczywistością subiektywną i jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną, indywidualną. „Rzeczywistość to bardzo subiektywna sprawa”, jak zauważa Nabokov.

Nie mniej jednak sama wola „życia nago”, oznaczająca nieustanne próby wyzwalania się ze skostniałych form i konwencji, stanowi właśnie ową „mężność”, do której nawołuje Nietzsche, czyli odwagę stawienia czoła chaosowi rzeczywistości –rzeczywistości tak odsłoniętej, jak to tylko możliwe. Dla człowieka umownie nazwanego „wrażliwym” alternatywą jest „paradna śmierć” za życia, nie-życie w nie-rzeczywistości. Dla duszy artystycznej rzecz nie do pomyślenia. Stan nie tylko niepożądany, ale i nieosiągalny.

W rozmowie zamieszczonej na internetowej stronie Biura Literackiego Krystyna Miłobędzka wyznaje: „Mówiąc najogólniej – mam zły stosunek do języka. Niektóre słowa mnie niepokoją. Nie dlatego, że są błędne, niepoprawne, tylko właśnie dlatego, że są zbyt poprawne, za dobrze osadzone w języku. Za bardzo niemoje. Staram się znaleźć na ich miejsce słowa bardziej moje”. Wyznanie artysty par excellence, czyniące autorkę tych słów Poetką nie tyle z wyboru, ile z konieczności. „Zły stosunek do języka” dla pisarza, poety w szczególności, jest stosunkiem właściwym. Nie jest on, oczywiście, bo być nie może, założeniem przyjmowanym a priori, a danym w osobistym, jednostkowym doświadczeniu. Wydaje się też zupełnie zrozumiałe, iż powszechnie obowiązujący, znormalizowany słownik nie jest w stanie obsłużyć tak zróżnicowanej wielości osobowości i charakterów, jaką stanowią użytkownicy języka w całej swojej masie, a artyści słowa w szczególności.

W przypadku autorki Imiesłowów rzecz idzie o „zbytnią poprawność” słów, ich „za dobre osadzenie w języku”. Słowa „zbyt poprawne” i „za dobrze osadzone w języku” to słowa zbyt jednoznaczne, jednoaspektowe, jednowymiarowe, ubogie w znaczenia, za skrupulatnie ociosane, tworzące słownik zakłamujący, symplifikujący wielopostaciową, wieloznaczną i wieloaspektową istotę rzeczywistości – takiej, jaka się człowiekowi jawi w jego zmysłowo-intelektualnym ograniczeniu, w jego percepcyjnej specyfice. Język zawsze schematyzuje i upraszcza rzeczywistość, zwłaszcza gdy ma służyć ewokowaniu „wewnętrznego świata przeżyć”. Tego, co dobitnie jednostkowe, niepodobna oddać za pomocą tego, co powszechne i powszechnie w rozmaitych celach (z)używane. Swojego nie sposób opisać nieswoim – własne doświadczenie cudzym, pospolitym słowem.

A czyż owo nasze „swoje” i „własne” jest tak akuratnie – chciałoby się powiedzieć: gramatycznie – poukładane i same dla siebie zrozumiałe jak poukładane i poprzez układ ten zrozumiałe jest słowo w języku, w ten sposób tłumaczące się niejako samo przez się? „Intelekt nie jest skonstruowany po to, by rozumieć atomy czy nawet samego siebie, lecz by sprzyjać przetrwaniu ludzkich genów” (Edward O. Wilson). Unurzanie w świecie, że się tak po heideggerowsku cokolwiek wyrażę, determinuje nasz sposób jego postrzegania oraz przesądza o naszym pragmatycznie zorientowanym poczuciu „prawdziwości” tych sądów – czyli Prawdzie jako takiej niewątpliwie nie sprzyja.

Owo wewnętrzne pęknięcie sprawia, iż idealnie – więc wbrew ludzkiej naturze – osadzone w języku słowo nigdy nie będzie w stanie adekwatnie tego pęknięcia wyrazić. Swoista, swoiście ludzka, kwadratura koła: „Z jednej strony, nie możemy obyć się bez instytucji, uporządkowań i obrazów świata redukujących przypadkowość rzeczywistości i umożliwiających radzenie sobie z nią. Z drugiej strony, nie możemy pogodzić się z ceną, jaką przychodzi nam za to zapłacić” (Wolfgang Iser). Literatura z jednej strony stara się rzeczywistość tę mimo wszystko porządkować, z drugiej – uzmysławiać porządkowania tego niemożliwość bądź, łagodniej, objawiać jego umowność, arbitralność i sztuczność, dlatego też, „tak jak mit, nigdy nie może mieć końca” (jw.).

„Wygląda na to, że poeci będą mieli zawsze dużo do roboty”, jako rzecze Poetka.

Grzegorz Tomicki

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
ZATRZYMAĆ SIĘ – TO PORUSZYĆ ZIEMIĘ
„ROMANTYZM, TAKI POZYTYWNY”1
JĘZYK TEOLOGII. LEKTORAT DLA POCZĄTKUJĄCYCH

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt