nr 23 (225)
z dnia 5 grudnia 2008
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
1.
Carl Schmitt, bohater najnowszego numeru „Kronosa” (3/2008), we wstępie do swojego eseju pt. Hamlet albo Hekuba. O historii, która wdarła się na scenę poczynił pewne zastrzeżenie w odniesieniu do procederu interpretowania dzieł Szekspira, posługując się przy tym wypowiedzią T.S. Eliota:
„Szekspir jest tak wielki, że najpewniej nigdy nie zdołamy oddać mu sprawiedliwości. A skoro tak, powinniśmy przynajmniej zmieniać od czasu do czasu sposoby, jakimi wyrządzamy mu krzywdę”.
Na potrzeby niniejszego tekstu chciałbym w cytacie z Eliota dokonać podstawienia i w miejscu, w którym pojawia się nazwisko autora Burzy, podłożyć nazwisko Schmitta, jednocześnie zastrzegając, iż mam nadzieję, że większej szkody Schmittowi nie wyrządzę, a jego wielkość pozostawię tematem otwartym.
Fenomenem określiłbym ciągłą obecność Schmitta w refleksji filozoficzno-politycznej, i to zarówno na lewicy, jak i na prawicy. Różne składają się na ten fenomen przyczyny; osobę i myśl Schmitta trudno zamknąć w prostych kategoriach. Filozof polityczny, teoretyk prawa i państwa, myśliciel konserwatywny... − trudność wynika nie tylko z liczby etykiet, które mu można nadać, czy za pomocą których można go elegancko zaszufladkować. Był wszak Schmitt myślicielem o dwuznacznej biografii, był filozofem trudnych problemów, umysłem czerpiącym z różnych źródeł (wymieniał przecież wśród źródeł inspiracji Waltera Benjamina, jak najdalszego od prawicy i konserwatyzmu), był wreszcie dosyć szczególnym interpretatorem literatury. Schmitt wymyka się prostym klasyfikacjom przede wszystkim z powodu wewnętrznej ewolucji jego poglądów oraz ich uwikłania w historię Niemiec pierwszej połowy ubiegłego stulecia, wreszcie − z powodu komplikacji samej problematyki, którą się zajmował: poruszał się przecież po terytorium, które powstało na skrzyżowaniu filozofii, teologii, teorii prawa, historii, a jak się okazało teraz − również i literatury, do czego przyjdzie mi jeszcze powrócić.
Mimo obecności Schmitta we współczesnym dyskursie politycznym nie mamy dostępu do wielu jego tekstów przetłumaczonych na język polski, jak też i do zbyt wielu prac komentujących jego myśl. Z pierwszej grupy warto wymienić wydany przez Znak i Fundację Batorego osiem lat temu zbiór Teologia polityczna i inne pisma pod redakcją Marka A. Cichockiego, natomiast tytuły należące do literatury przedmiotu można policzyć na palcach u jednej ręki (część jest cokolwiek dwuznaczna − by wspomnieć choćby przykład Franciszka Ryszki, co do którego można mieć wątpliwości, czy nie legitymizował za pomocą swoich studiów nad Schmittem wprowadzenia stanu wojennego w Polsce). Dobrze zatem, że „Kronos” podjął wyzwanie i stara się nadrobić rażącą nieobecność studiów nad Schmittem w Polsce oraz uzupełnić korpus jego tekstów o kilka nam nieznanych, jednocześnie próbując uporządkować i nieco rozjaśnić nieporozumienia związane ze Schmittem.
2.
Powikłania myśli Schmitta i jego biografii próbuje w „Kronosie” rozwiązać wielu autorów. Twórca Teologii politycznej stanowi bowiem orzech właściwie tak samo trudny do zgryzienia, jak Martin Heidegger wraz ze swoim akcesem do nazistowskiej polityki, odsunięciem Husserla z katedry i sprawowaniem obowiązków rektora uniwersytetu we Fryburgu Bryzgowijskim. Do Schmitta przylgnęła za to nieszczęsna etykietka „prawnika Hitlera” (dostarczył jurydycznego uzasadnienia przejęcia władzy przez Hitlera) oraz oskarżenia o antysemityzm, którego tropy mają być rozproszone po jego pismach. Raz jeszcze trafiamy zatem na problem, jak oceniać konstrukcje intelektualne w świetle tego, co wiemy o czyjejś biografii, to znaczy: na ile wiedza biograficzna może kształtować interpretację teorii, jeśli w tej teorii możemy znajdować jedynie poszlaki, które mogą, ale wcale nie muszą, prowadzić nas do życiorysu.
Polemiką z interpretacjami wymierzonymi w Schmitta jest tekst Gopala Balakrishana (Epoka Carla Schmitta), w którym amerykański historyk idei broni niemieckiego myśliciela przed zarzutami antysemityzmu (odrzuca je jako bezpodstawne w świetle pism Schmitta − tropy, które wskazują oskarżyciele, są jego zdaniem nadinterpretowane) i − co ważne − pokazuje okoliczności, w jakich program radykalnego decyzjonizmu się zrodził. Nie był on bowiem teorią stworzoną ad hoc dlatego, by uzasadnić przewrót dokonany przez Hitlera, ale – aby móc ratować Republikę Weimarską w czasach kryzysu. Doktryna stanu wyjątkowego pozwalała bowiem wejść w sferę prawnej niedookreśloności, która do tej pory paraliżowała wszelkie decyzje nieokreślone prawem i jasnymi regułami postępowania; Schmitt podjął tym samym polemikę z prawniczym pozytywizmem, opierającym się na niestosowaniu prawa w przypadku braku reguł, które obejmowałyby problematyczną sytuację. Balakrishan pokazuje również niejednorodność myśli Schmittowskiej, jej przemiany i nawroty – dzięki czemu obraz Schmitta staje się bardziej zróżnicowany i − w połączeniu z odczynieniem egzorcyzmów nad jego biografią − może nieco mniej groźny (mimo to jego zdjęcie na okładce nadal straszy, choć to może tylko kwestia niefortunnego kadru albo dużego powiększenia mięsistej twarzy myśliciela na czarnym tle). Schmittowskiemu decyzjonizmowi poświęcone są także studia Johna P. MacCormicka (Irracjonalny wybór i krwawa walka) i Jenny Silber Storey (Powracając do „decyzjonizmu” Schmitta), które na Schmittowskiej pustyni w Polsce przynoszą obszerny materiał pogłębiający naszą wiedzę o nim.
Pasjonujący jest esej Piotra Graczyka (Katolicyzm polityczny) – gęsty, napisany z niezwykłym nerwem narracyjnym. Autor pokazuje, w jaki sposób katolicyzm zdradził pierwotną apolityczność samego Chrystusa, który poddał się wyrokowi śmierci, unikając zaangażowania w ziemską politykę, oraz w jaki sposób chrześcijaństwo zanurzyło się w światowej polityce w toku swojej historii. Dla Graczyka katolicyzm jest wypadkową chrześcijańskiego systemu wartości zespolonego właśnie z polityką. Redaktor „Kronosa” zderza różne koncepcje chrześcijaństwa (m.in. Dostojewskiego) ze Schmittowską wizją polityki − efekt jest niezmiernie inspirujący i prowokujący do dyskusji, na którą tutaj miejsca, niestety, nie znajdę. A tekstów takich jest jeszcze więcej − redaktorzy zgromadzili przecież oprócz tego studia Zygmunta Baumana, Krzysztofa Michalskiego, Dariusza Czai (wszystkie pisane na zamówienie redakcji), jest komentarz Leo Straussa, który stał się głównym bohaterem poprzedniego numeru, wreszcie − są teksty samego Schmitta: Tyrania wartości i jego studium na temat Hamleta.
3.
Na marginesie całej poruszonej wyżej problematyki, gruntownie omawianej w przywołanych tekstach, warto poświęcić uwagę również temu, jak Schmitt czyta literaturę. Jak się okazuje, jego metoda lektury nie jest aż tak bardzo daleka od kręgu interesujących go zagadnień, bowiem jego interpretacyjne zmagania i operacje dokonywane na fundamentalnym dla zachodniego kanonu tekście Hamleta nie są bynajmniej ideowo niewinne, czynione z myślą o bezinteresownym dołożeniu własnej cegiełki, która miałaby powiększyć gmach szekspirowskich komentarzy. Pisząc swój tekst w latach 50., Schmitt dokonuje gruntownej interpretacji dramatu Szekspira, ale robi to cały czas jako filozof polityki, nie jako literaturoznawca. Literatura jest dla niego akceleratorem, który pozwala mu rozpędzić machinę refleksji politycznej − nie zostaje zaś sproblematyzowana ze względu na nią samą. Można z tego czynić zarzut, ale wówczas można by też zdyskwalifikować w podobny sposób wiele uprawomocnionych już interpretacji − jak choćby książkę Jana Kotta o Szekspirze, którą przywołał Piotr Nowak w edytorialu. Nowak skłonny jest postrzegać ją jako wynik zadziwiającej konwergencji: dwóch myślicieli niemal równocześnie zaczęło pisać o dramaturgu ze Stratfordu jako o filozofie polityki...
Nie jest zatem lektura Schmitta przedsięwzięciem rażąco instrumentalnym (nie szuka on tanich argumentów na poparcie swoich idei w tekście literackim), ale nie jest również tekstem poprawnym, jeśli chodzi o warsztat literaturoznawczy, co pokazała dyskusja nad tym numerem „Kronosa” (odbyła się ona 25 listopada w Centrum Studiów Humanistycznych na krakowskiej polonistyce): autor Teologii politycznej czerpał swą wiedzę o Szekspirze z prac, które w światowych badaniach nad Szekspirem są traktowane jako marginalia lub przedawnione już kurioza... Biorąc poprawkę na te zastrzeżenia, warto jednak przez chwilę przyjrzeć się warsztatowi Schmitta.
Schmitt ma świadomość tego, że tekst Hamleta jest podatny na wiele możliwych odczytań i że żadne z nich nie wyczerpie potencjału interpretacyjnego, jaki drzemie w dramacie. Nie sposób go w całości ogarnąć, można się jednak zastosować do maksymy T.S. Eliota, choć bez nabożnego stosunku, bo wtedy nie powiemy na temat Szekspira niczego ciekawego. Schmitt bierze w nawias wszystkie romantyczne i psychologizujące próby odczytania tragedii duńskiego księcia, który nie interesuje go jako podmiot refleksyjny, nie jest skłonny dostrzegać w nim figury narodzin świadomości, wreszcie − pomija takie kwestie, jak melancholia i tragiczna ironia. Odrzuca także próby psychologicznego odczytania Hamleta w duchu narodowym. Tymczasem zdarzały się interpretacje, w których całe narody były opatrywane imieniem Hamleta − taki trop odnalazł Schmitt w wierszu Ferdinanda Freiligratha, w którym poeta wykrzyknął, iż „Niemcy to Hamlet!”, bo „Za dużo książek czytał wciąż / Myślenie czyn mu zastąpiło”. Dlaczego psychologia postaci nie znajduje uznania u Schmitta? Dlaczego tak się dzieje? Najprawdopodobniej dlatego, że takie odczytania stawiają akcent na statyczność, na refleksyjność − Schmitt zaś jest zainteresowany decyzją, decyzją polityczną i działaniem.
Schmitt podjął w swym tekście z 1956 r. próbę odczytania dramatu jako ukrytej reprezentacji sporu o sukcesję we współczesnej Szekspirowi elżbietańskiej Anglii: na tronie angielskim zasiadała stara Elżbieta I i nie było wiadomo, kto miałby być jej następcą. Cztery dekady wcześniej, na północy wyspy, w Szkocji, rozegrał się dramat dworski: w tajemniczych okolicznościach zmarł władca Szkotów, Henryk Stuart, ojciec Jakuba I, zaś wdowa po nim, Maria, tuż po pogrzebie wyszła za mąż za hrabiego Bothwella, który najprawdopodobniej był sprawcą mordu. Fabuła brzmi znajomo, prawda?
Schmitt próbuje stworzyć linię argumentacji na rzecz takiej oto tezy: Hamlet Szekspira jest literacką transpozycją konfliktu o szkocką sukcesję, dodatkowo wzbogaconą o wątek zemsty wymierzonej przez dziedzica tronu, zapożyczony z nordyckich sag dostępnych w literackiej wersji w XVI wieku, z nich też wzięło się imię bohatera – Amleth. W dzisiejszych czasach nie jest odczytanie Schmittowskie żadną nowinką, bo przywykliśmy już do politycznego czytania literatury, zdążył się też w międzyczasie narodzić nowy wzorzec myślenia o historii i badaniach literackich. Do pewnego stopnia podobna interpretacja mogłaby wyjść spod pióra takich uczonych, jak Stephen Jay Greenblatt i skupione wokół niego środowisko Representations, z tą może tylko różnicą, że Greenblatt − jak twierdzą złośliwi − doszukiwałby się „przepływu energii społecznych” nie na krótkim dystansie (Szkocja−Anglia), ale zestawiałby fakty o wiele bardziej dowolnie. Schmitt jeszcze z pewnym pozytywistycznym zacięciem kolekcjonuje fakty związane z interesującym go problemem, co po części prowadzi go do zguby, bowiem nie uświadamia sobie, iż fragmenty tekstu z tzw. „pierwszego quatro”, które uznaje on za znaczące i bierze je za dobrą monetę, powstały jako wersja piracka i są tekstem zepsutym, a nie autentycznym tekstem Szekspira, z niewiadomych powodów później usuniętym. Łatwo mógł sobie to Schmitt wytłumaczyć, ponieważ Szekspir zależny był od środowiska popierającego sukcesję Stuartów na tronie angielskim.
Obu panów w dużej mierze interesuje reprezentacja konfliktu politycznego, choć Schmitt wydaje się iść nieco dalej niż Greenblatt w swoich badaniach nad literaturą renesansową – nie poprzestaje na konstatacji, że tak oto w nie do końca jawny (i oczywisty dla samego autora tekstu) sposób pod maską tekstu literackiego została odzwierciedlona polityka i sytuacja społeczna epoki. Autor Hamleta albo Hekuby stawia ogólniejsze pytania, pojmuje bowiem historię jako teraźniejszość, a nie jako antykwaryczną zaszłość, nad którą możemy się pochylać w akademickiej zadumie; w przeszłości rozumianej jako żywa rzeczywistość poszukuje odpowiedzi na pytania wynikające z teraźniejszości (m.in. te dotyczące mechanizmów władzy). Pytania o działanie w sferze polityki są w taki sam sposób aktualne i dla Hamleta, i dla Jakuba Stuarta (domniemanego wzorca bohatera dramatu), i dla Carla Schmitta, chociaż, aby znaleźć na nie odpowiedź, trzeba przedzierać się przez gąszcz tekstów i idei − złożony i powikłany jak sam Hamlet.
Omawiane pismo: „Kronos” nr 3/2008.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt