nr 23 (225)
z dnia 5 grudnia 2008
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Najnowszy „Tygiel Kultury” [7-9 (151-153) 2008] jest świetnym dowodem na to, że słusznie uważa się melancholię za figurę doskonale opisującą sytuację współczesnego człowieka. Periodyk ten, związany z Łodzią i zwykle poświęcający jej najwięcej uwagi, tym razem proponuje właśnie melancholijną lekturę miasta. Pokazano Łódź naznaczoną poczuciem utraty, równocześnie podjęto uniwersalną próbę „wrastania” w nią dzięki temu, że przywołano jej minione, nieobecne już dziś pejzaże, zarówno duchowe, jak i architektoniczne.
Agnieszka Cytacka w tekście Organiczność Łodzi łączy melancholijną perspektywę z pojęciem tożsamości, dominującym ostatnio w badaniach kulturowych; umieszcza Łódź w tym kontekście jako miasto zrujnowane i „o naruszonych tkankach”. Odwołując się do historii, wskazuje, że nie powstało ono w wyniku przeobrażenia czy adaptacji średniowiecznych struktur miejskich i nie stanowi ich kontynuacji. Stało się inaczej – na terenach wsi i lasów utworzono samodzielną jednostkę urbanistyczną. Miasto takie, jak słusznie zauważa autorka, naznaczone jest brakiem. Czarna żółć sączy się ze śledziony Łodzi – wielkiej fabryki nieustannie ją produkującej (nie z wątroby, jak to zwykło się tłumaczyć w literaturze melancholicznej). Brak centrum, oczywistego w wielu innych polskich miastach, zastąpiono zwielokrotnionym, sztucznym sercem, tworzeniem coraz to nowych punktów, mających zastąpić tradycyjną agorę. Przez te działania miasto staje się bardziej „rozproszone, rozmemłane i tym wyraźniej melancholijne. (…) im więcej ma multiplikowanych organów, tym mniej jest ze sobą zgodne, nie potrafi się scalić, stać się jednością”.
Cytacka ilustruje swoją tezę o melancholijności Łodzi wierszami poetów z nią związanych. By odczytać miasto w tych kategoriach, podobnie jak poeci, na których się powołuje, antropomorfizuje je, gdyż, jak podkreśla, melancholia jest „stanem, a zatem przypadłością ex definitione ludzką”. Ciekawe jest jej spostrzeżenie, że gdy człowiek i ciało ulegają często reifikacji, miastu – wytworowi ludzkiemu nadaje się w poezji samodzielny status ontologiczny. Równie skłaniająca do refleksji jest uwaga autorki, że łódzkie fabryki zmieniają dziś zastosowanie – miejsca dawnej katorżniczej pracy robotników stają się centrum rozrywki i handlu. Jest to przeobrażenie miasta nieco pokrewne Benjaminowskiemu odczytywaniu baudelaireowskiej przemiany Paryża.
Skoro już wspomniałam o poezji, warto zwrócić uwagę na esej Wita Pietrzaka: Poezja jako wspomnienie. Inspiracją do jego powstania było tegoroczne międzynarodowe sympozjum poetyckie Post-Industrial Cities in Contemporary Literature and Culture. Na odbywających się w ramach konferencji warsztatach poetyckich, prowadzonych przez brytyjskiego poetę, Christophera Reida, padło pytanie: „na co ta poezja?”. Odpowiedź, jak pisze Wit Pietrzak, „zdać się może nader oczywista, choć w istocie takową nie jest: »poezja jest po to, aby pamiętać, aby wspominać«”. Pietrzak erudycyjnie zapewnia, za Heideggerem i Derridą, że wiersz jest miejscem powrotu daty, w której leży zakodowana chwila sprzed lat. Wchodzenie w wiersz staje się spotkaniem i dopełnia rytuału wiecznego powrotu, broni przed zapomnieniem.
Wróćmy jednak do melancholii. Jej istotą bywa uchwycenie mijającej kultury, zjawiska, miasta itp. w momencie przeobrażeń – widać ten wątek zarówno u Cytackiej, gdy wspomina, że współcześni poeci próbują zredefiniować Łódź, co wiąże się z rzeczywistą rewitalizacją miasta, jak i w tekście Miasto, morderstwo, maszyna, w którym Wiktor Marzec i Agata Zysiak piszą o przemianach, jakie dokonały się w Łodzi na przełomie wieków (m.in. za sprawą wprowadzenia komunikacji tramwajowej). Autorzy analizują przyczyny, dla których modernizm, mający być artystyczną substytucją nowoczesnych przemian, słabo zaistniał na łódzkim gruncie. Wskazują na benjaminowski „prafenomen” ekonomicznej modernizacji, który jednak nie przejawił się we właściwej mu kulturze.
W „Tyglu” pojawia się również motyw łazikowania. Na miejską włóczęgę wybrała się Agnieszka Gralińska-Toborek. Jej tekst Street-art nasz powszedni zaczyna się znamiennymi słowami: „Lubię chodzić po mieście”. Śladem jednej z wędrówek jest zapis metamorfozy miasta, widzianej przez pryzmat murali i graffiti. Podobnie w tekście W kręgu łódzkich staroci i antyków Włodzimierza Wrzesińskiego minione czasy przemawiają do nas za sprawą przedmiotów, mebli. O odchodzeniu dawnych światów traktuje również opowiadanie (czy raczej wspomnienie?) Szum morza w Łodzi Magdaleny Starzyckiej, w którym „koniec świata panny Aleksandry”, jego bohaterki, oznacza koniec pewnej epoki. Zabawne obrazki z minionej epoki znajdziemy w Całym tym interesie; Małgorzata Półrola przybliżyła nam książeczkę wydaną w 1913 roku (Czapka pełna wiców z Łodzi i Pabianiców, autorstwa niejakiego Reinholda Piela z Pabianic). Tekstem tym cofamy się do Łodzi przedwojennej i wielokulturowej, z której wyłania się wizerunek „lodzermenscha” i właściwego dla niego, specyficznego poczucia humoru charakteryzującego dawną wieloetniczną społeczność.
Powstający dzięki lekturze „Tygla” obraz Łodzi jest pełny, bowiem oprócz głosów afirmatywnych dla równowagi pojawiają się również te krytyczne. Widać to choćby na przykładzie jednego tekstu, jakim jest Wrastanie Leszka Skrzydły, w którym autor interesująco opowiada o powolnym oswajaniu miasta. Skrzydło szczerze wyznaje: „Łódź mi się nie podobała. Szara, cuchnąca, z dymiącymi studzienkami kanałowymi co krok”. Fragmenty jego wspomnień, w których kreśli obraz powojennego, pionierskiego okresu rozwoju miasta, związane są ze słynną Szkołą Filmową.
Redaktorzy łódzkiego kwartalnika „odpominają” również pominiętą historię. Potwierdza to artykuł Krzysztofa Stefańskiego Johannes Wende – zapomniany budowniczy dawnej Łodzi. Tytułowy niemiecki budowniczy nie został należycie potraktowany w oficjalnych badaniach nad łódzką architekturą, które zapoczątkowano w latach sześćdziesiątych XX wieku – stało się tak z powodu ówczesnych nacisków politycznych. Losy Wendego stanowią „typowy przykład łódzkiej opowieści”, w którą to narrację wpisana została wojenna tragedia zmuszająca do porzucenia swojej „małej ojczyzny”. Stefański kończy tekst słowami: „Wnuk łódzkiego budowniczego powraca tu [jednak] wiedziony sentymentem i rodzinną historią przekazywaną przez rodziców i dziadków. Kolejny raz uzmysławia nam to, że Łódź i jej przeszłość wciąż fascynują, nadal przyciągają rozproszonych po całym świecie ludzi, którzy odnajdują tutaj swoje korzenie”.
Chociaż nie mam łódzkich korzeni, zachęcona lekturą najnowszego „Tygla Kultury” z ochotą wybiorę się do Łodzi, by po niej połazikować.
Omawiane pisma: „Tygiel Kultury”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt