nr 7 (209)
z dnia 5 kwietnia 2008
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Magazyn „Film & TV Kamera” jest pismem branżowym, skierowanym – jak sama nazwa wskazuje – do autorów zdjęć filmowych, reżyserów, scenarzystów, a podtytuł „produkcja i postprodukcja w filmie, TV i wideo” dopowiada, że do wszystkich tych, którzy zajmują się produkcją filmową i telewizyjną. I rzeczywiście, na łamach „Kamery” znajdziemy: relacje z planów filmowych, wywiady z członkami ekipy, odsłaniające kulisy realizowanych produkcji, analizy filmów pod kątem zastosowanych środków stylistycznych, teksty dotyczące montażu dźwięku i obrazu, informacje o odbywających się obecnie festiwalach, a także relacje z tych już zakończonych. Dla producentów i realizatorów filmowych przeznaczono informacje o nowościach technicznych, testy sprzętu i oprogramowania oraz porady prawne.
Najchętniej czytam analizy filmów. Na każdy numer przypada analiza jednego dzieła, omawiająca zastosowane w nim środki stylistyczne, typu montaż, rodzaj formatów zdjęciowych i produkcyjnych, kolor itp. – zawsze poszerzona o kontekst historyczny, artystyczny czy biograficzny. W prasie posiadającej dział filmowy, tej codziennej lub nastawionej na rozrywkowego czytelnika (zdaję sobie sprawę z uproszczenia, jakie stosuję), a także w portalach filmowych rzadko kiedy zwraca się uwagę na aspekt techniczny kina, nie analizuje się ujęć, oświetlenia, kompozycji kadru, roli autora zdjęć. Czytamy za to recenzje, krótkie noty, rozmowy z aktorami i reżyserem. Towarzyszą im ciekawostki z planu filmowego oraz plotki z życia gwiazd. W gruncie rzeczy takie informacje mało wnoszą, nie pomagają nam w interpretacji. A przecież na film składa się wiele warstw – dostrzeżenie szczegółów strony wizualnej może zmienić nasze zdanie na jego temat, a wydobyte i przeanalizowane detale powinny wpłynąć na interpretację dzieła.
W najnowszym numerze „Kamery” [1 (26) 2008] Andrzej Dąbrowski analizuje twórczość Antona Corbijna (Miłość do muzyki, „Nieznane Przyjemności” i „Control”), którego najnowsza produkcja gości właśnie na ekranach naszych kin. Fragmenty poświęcone Control zachęciły mnie, by pójść na film. Do tej pory się wahałam, wśród raczej pozytywnych not i recenzji zdarzyło mi się natknąć na zdecydowanie negatywną, ale napisaną w sposób przekonujący. Opinię tę potwierdził znajomy, co jeszcze bardziej ostudziło we mnie zapał, by obejrzeć obraz Corbijna – czasu nie mam aż tak wiele, by oglądać wszystkie kinowe produkcje, z czegoś trzeba zrezygnować. Dąbrowski spojrzał na film innymi oczami. Skupił się na ruchu kamery – raz niezwykle mobilnej, raz ustawionej na statywie, wszystko po to, by wydobyć dodatkowe aspekty opowiadanej historii; pokazał, co można zdziałać świadomym, acz – jak sam go nazywa – „bezkonfliktowym”, prawie niezauważalnym montażem. Wreszcie wymienił sceny, w których wykorzystano symbolikę, pisząc, że: „Nawet tytuł filmu, który pojawia się na samym początku, poza rolą czysto informacyjną pokazuje dużo więcej. Litery układają się bowiem w neon, który gaśnie zanim nabierze pełnego blasku”. Już choćby dla naocznego przekonania się, jak te wszystkie elementy grają w filmie, warto wybrać się do kina.
Ale najsłodsze dla mnie cukierki tego numeru to (aż!) trzy wywiady z animatorami. Naciągając nieco fakty, można by powiedzieć, że w jednym miejscu spotkały się trzy pokolenia animatorów – najstarsze reprezentuje Witold Giersz, który niedawno obchodził swoje 80-lecie, młodsze – Piotr Dumała, a najmłodsze (i w tym miejscu naginam rzeczywistość) Mariusz Wilczyński. Okazją do rozmów były festiwale. Giersz przewodniczył jury zeszłorocznej Etiudy & Animy, Dumała zasiadał wśród jurorów Ogólnopolskiego Festiwalu Autorskich Filmów Animowanych OFAFA 2007, a Wilczyński pokazywał swój film Kizi Mizi na tegorocznym Berlinale. Wilczyński (Pożegnanie złudzeń – rozmawiała Mariola Wiktor) staje się coraz popularniejszy nie tylko za granicą, ale i w kraju. Nagłe zainteresowanie, co tu kryć, mało znanym do tej pory, artystą zaczęło rosnąć od zeszłego roku, kiedy to jako pierwszy polski autor filmów animowanych został zaproszony przez nowojorskie muzeum sztuki nowoczesnej MOMA. Potem przyszedł Berlin i wokół animatora zrobiło się naprawdę głośno. I dobrze, z tym większym zainteresowaniem czekamy na dalsze jego realizacje, trzeba się jednak uzbroić w cierpliwość, bo dopiero za rok planuje on ukończyć, tym razem bardzo osobisty, film Zabij to i wyjedź z tego miasta, a na adaptację Mistrza i Małgorzaty trzeba nam będzie poczekać jeszcze dłużej, bo aż do 2012 r. To zadanie, obawiam się, tylko dla prawdziwych miłośników animacji autorskiej, reszta, w tym prasa, bez dodatkowych podniet zapomni o twórcy. Nie sądzę jednak, by martwiło to Mariusza Wilczyńskiego, który w swojej pracy ceni sobie przede wszystkim możliwość samodzielnej pracy, realizowanej w skupieniu, z dala od zgiełku świata.
Rozmowy z jurorami, Gierszem i Dumałą, w znacznej mierze poświęcono omówieniu nagrodzonych filmów, osobistym wrażeniom i ogólnemu poziomowi festiwalu. Na szczęście znalazło się także miejsce na pytania pozwalające twórcom wyjść poza festiwalową tematykę. Witold Giersz (Kafka po japońsku – rozmawiała Magda Lebecka), zagadnięty o najnowsze dzieło, nad którym obecnie pracuje, zdradza, że będzie ono wykonane techniką nietradycyjną. Autor Małego westernu opowiada: „Próbuję w swoim filmie je odrestaurować (naskalne rysunki, film jest inspirowany malarstwem jaskiniowym – przyp. AK), nadając im żywsze barwy. To rodzaj rekonstrukcji, ale bardzo uważnej, niezbyt daleko posuniętej, aby jak najdokładniej zachować ich charakter. (...) Wykorzystuję wypukłości powierzchni dla stworzenia trójwymiarowej postaci. (...) Ważne, że to praca ręczna, polegająca na wykorzystaniu poszczególnych faz. A rejestruję to kamerą cyfrową i po zmontowaniu w komputerze robię transfer na taśmę, ponieważ przeznaczeniem tej animacji jest emisja kinowa”. Nie mogę się już doczekać tego filmu.
Z kolei Piotr Dumała (Animacja to nie film? – rozmawiała Irena Gruca-Rozbicka), poproszony o porównanie doświadczeń wyniesionych z jurorowania na festiwalu filmów animowanych i na festiwalu autorów zdjęć filmowych (Camerimage), wypowiedział się w dość zaskakujący sposób. Przede wszystkim wyznał, że stoi na rozdrożu pomiędzy animacją a filmem fabularnym, do tego stopnia, że zastanawia się nad definicją filmu animowanego. W jego wypowiedzi słychać wahanie: „Nie wiem, czy animacja jest filmem, może jest wypowiedzią poprzez medium filmowe, jednak o wiele bardziej wypowiedzią artysty-plastyka niż filmowca. (...) Obecnie trudno mi więc powiedzieć, że to, co do tej pory robiłem, to filmy. Opowiadałem coś przy pomocy ruchomych obrazów”. Owo wahanie, towarzyszące nowym doświadczeniom, jakich doznaje za sprawą realizowanego obecnie filmu Las, fabule z animowanymi wstawkami, świadczy o randze artysty. Artysta, który nie poszukuje, nie otwiera się na nowe, przeczy swemu powołaniu. Prawdziwy twórca bowiem, zgodnie z przywołaną w tym numerze „Kamery” przez Wilczyńskiego opinią jego profesorów, zadaje pytania, a nie udziela odpowiedzi.
Omawiane pismo: „Film & TV Kamera”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt