Witryna Czasopism.pl

nr 6 (208)
z dnia 20 marca 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

STEFAN CHWIN NIE CHCE BYĆ BITY, CZYLI SPÓR O POLSKĄ KULTURĘ

Narzekanie na kulturę to rzecz najłatwiejsza w świecie, a jeśli mowa o kulturze polskiej i Polaków, to już w ogóle trudno wyobrazić sobie zajęcia wymagające mniejszego wysiłku. Oczywiście, jeśliby tylko zapytać, indywidualnie każdy z nas bardzo ceni sobie kulturę, szczególnie tę wysoką i nie mógłby bez niej żyć. Gdyby np. zabrano mu Teatr Telewizji, który „oglądał” tylko wtedy, gdy zasnął przed włączonym telewizorem – niechybnie by umarł. Gdyby odebrano mu wyjątkową przyjemność obcowania z dokumentami o znanych poetach, których nigdy przecież nie obejrzał, bo ta pora emisji…, a rano przecież trzeba do pracy – nie potrafiłby tego wybaczyć telewizyjnym włodarzom i następnego dnia urządziłby samotny pochód protestacyjny na Woronicza. Jeśli zerkniemy do dowolnych raportów kulturalnych, wyników badań, sondaży czy statystyk – wszystko wygląda zupełnie na opak. Wydaje się wręcz, że nasze deklarowane uwielbienie dla kultury jest odwrotnie proporcjonalne do rzeczywistego partycypowania w niej, korzystania z jej dóbr i produktów. Uwielbiamy narzekać na katastrofalny stan polskiego czytelnictwa, na sąsiadów, krewnych i znajomych, którzy ani jednej książki na pewno przez cały rok nie przeczytali, na młodzież, która przed komputerami siedzi (zamiast rozkochiwać się w klasykach literatury), na społeczeństwo, które coraz bardziej głuche, bo chłamu słucha zamiast dobrej muzyki i coraz bardziej ślepe, bo ogląda telenowele zamiast wielkich, nagradzanych na europejskich festiwalach produkcji filmowych z cyklu Kocham Kino; wreszcie też uwielbiamy narzekać na samych artystów i stan polskiej kultury, który z roku na rok coraz niższy i o pomstę wołający. I na ministra kultury, który nic w tej sprawie..., i na nauczycieli, którzy mogliby coś zrobić z naszymi dziećmi..., i na księdza proboszcza, który mógłby czasami z ambony jakąś dobrą lekturę polecić, żeby nie była taka gówniana, jak to, co na tych półkach oni teraz kładą... itd., itp.


O takiej dwulicowości polskiej (a nie ogólnoludzkiej czasami?) pisze w najnowszym, świątecznym numerze „Polityki” (nr 12 z 22 marca 2008) Zdzisław Pietrasik w tekście zatytułowanym Polak – portret hipokryty. Pietrasik to dziennikarz lubujący się we wszelkiego rodzaju kwantyfikatorach – co drugi tydzień otrzymujemy od niego kolejny ogólny, całościowy obraz Polaka/katolika/młodzieńca/kobiety/polityka czy kogo tam jeszcze. Czyta się to wszystko szybko i przyjemnie – szkoda tylko, że w tekstach Pietrasika brak najczęściej jakichkolwiek prób naprawy stanu rzeczy, że autor w nich krytykuje, ale nie podaje żadnych możliwych rozwiązań i propozycji wyjścia z dotychczasowego impasu. Zostają krągłe, publicystycznie atrakcyjne zdania i bezwzględny, częstokroć trafny, choć mocno stereotypowy obraz katastrofy. Tak jest i tym razem w napisanych przez niego „okołowielkanocnych rekolekcjach kulturalnych”, lecz cóż to za misjonarz, który wierzącym nawrzuca, że tacy są i tacy, nie czytają, chamieją z dnia na dzień i buraczeją, by po tych słowach krytyki opuścić ambonę? Chciałoby się powiedzieć, podpierając się kolejnym stereotypem: ot, typowy Polak, ot, typowy dziennikarz. Oczywiście, z portretu hipokryty nakreślonego przez Pietrasika pewne rozwiązania możemy wyciągnąć: otóż musimy zacząć czytać książki (i to nie tylko Świadectwo Dziwisza, ale coś z wyższej półki), musimy oglądać lepsze filmy, słuchać lepszej muzyki, wybierać ambitne programy w telewizji, a Herbertem interesować się nie tylko wtedy, gdy parlament ogłosi rocznicowe świętowanie.


Obszerniejszy, nieco bardziej pogłębiony obraz kulturalnego Polaka otrzymujemy w raporcie „Polityki” (Zabawa w kulturę, nr 2 z 12 stycznia 2008) autorstwa Anety Kyzioł. Tutaj recept żadnych również nie uświadczymy, przeczytamy za to, że nie najlepiej jest z tą naszą kulturą i wypadałoby zacząć się tego przynajmniej wstydzić. Ciekawe są chociażby wyniki przeprowadzonego na początku roku przez OBOP badania, w którym pytano, co powinien robić człowiek kulturalny. 99% odpowiedziało, że powinien nie pchać się bez kolejki, 98% – dbać o swój wygląd oraz poprawnie i ładnie się ubierać, a 96% – umieć zachować się w towarzystwie. Chciałbym, by były to odpowiedzi zmyślone i bym mógł bawić czytelników takimi niezbyt wyrafinowanymi żarcikami, ale nic z tego – cytuję twarde dane. Dowiadujemy się też, że od połowy lat 90. zmniejsza się liczba osób regularnie czytających. Żeby było zabawniej, regularnie czytającym jest ten, który czyta powyżej... sześciu książek rocznie! Wzrasta czytelnictwo literatury fachowej, rekordowe nakłady mają podręczniki do nauki języków obcych. Dla przyjemności czytamy rzadko, bo tylko co piątą pozycję (domyślam się, że 4/5 tego, co czytamy, czytamy męcząc się i cierpiąc straszliwe katusze) i są to najczęściej książki sensacyjne, kryminały i romanse. W pierwszej dziesiątce bestsellerów minionego roku odnajdziemy trzy pozycje z literatury pięknej i są to Dom nad rozlewiskiem Małgorzaty Kalicińskiej, Czarownica z Portobello Paula Coelho oraz, dzięki popularności filmowej adaptacji, Pachnidło Patricka Süskinda. A, no i jeszcze drugi tom przygód Mikołajka, który zajmuje ogólnie drugie miejsce dzielone ex aequo z... Kuchnią Polską. 1001 Przepisów Ewy Aszkiewicz (170 tys. egz.). Miejsce pierwsze i rekordowe (850 tysięcy sprzedanych egzemplarzy) zajmuje Świadectwo kardynała Dziwisza. W raporcie znalazło się sporo interesujących podsumowań, spostrzeżeń i uogólnień, ale w poszukiwaniu możliwych rozwiązań idźmy dalej.


A dalej mamy „Tygodnik Powszechny” (nr 8 z 24 lutego) i blok zamieszczonych w nim tekstów – „Spór o kulturę”. „Tygodnik” stara się odpowiedzieć na pytania, jaka powinna być polityka kulturalna naszego państwa, czy należy ją oprzeć na przeszłości, czy może raczej na teraźniejszości i w jaki sposób, bazując na kulturze, budować narodową tożsamość. Swoistym tekstem programowym jest świetny szkic Stefana Chwina, zatytułowany Co będzie z Polską za lat trzysta. Ważki, pozornie oczywisty, a nawet obfity we frazesy szkic Chwina mówi to, co wielu z nas twierdziło (lub chciałoby twierdzić) od dawna, ale nie odważyło się tego powiedzieć głośno. Główną zaletą tekstu Chwina jest chyba fakt, że autor przedstawia własne zdanie – wizję zbudowaną z osobistych marzeń. O czym marzy Stefan Chwin, a co miałoby zarazem być budowaniem „kultury narodowej”? Otóż chciałby, by nigdy nie napadł go na ulicy żaden Polak, by „kultura narodowa” uczyniła wszystko, co możliwe, by ów potencjalny napastnik „wolał poczytać sobie Cortazara czy choćby Dicka, a nawet Grocholę, posłuchać Mozarta czy choćby Jarre’a, a nawet Ich Troje, niż bić mnie gołą ręką”. Chciałby też autor Hanemanna, by uczono wszystkich Polaków, że jesteśmy „wielobarwni, niepodobni do siebie światopoglądowo, politycznie, religijnie, obyczajowo oraz etnicznie”, a mimo tego potrafimy żyć w jednym kraju we względnej zgodzie i równowadze. Największe pieniądze przeznaczyłby Chwin na szkoły, w których budowałoby się „kulturę narodową”: „Byłoby pięknie, gdyby podręczniki do języka polskiego, historii, plastyki i muzyki miały jakość luksusowych albumów z Tate Gallery – i na to państwo powinno łożyć duże fundusze, bo są to dla wielu Polaków jedyne książki, jakie wezmą do ręki przez całe swoje długie, pracowite albo niepracowite życie”. I dalej jeszcze bardziej w swych wizjach i marzeniach rozpędza się autor Doliny Radości, zyskując dla opisywanych marzeń i wizji moje pełne uznanie i aprobatę: „Szkolna klasa powinna być miejscem kuszącym i pięknym, z którego nie chce się wychodzić, piękniejszym może nawet niż pobliska dyskoteka z migającymi światłami, gdzie można się nadyszeć nie tylko polszczyzny”. I jeszcze dalej: „Przedmioty artystyczne w szkołach powinny być przedmiotami (prawie) głównymi i na to nie powinno zabraknąć pieniędzy nigdy, a teatr szkolny, jeśli jest dobrze prowadzony, (prawie) równie ważny jest jak Teatr Narodowy”.


Pisze też Chwin o kwestii, którą sam zajmuję się w drugim tekście zamieszczonym w niniejszym wydaniu „Witryny” (kliknij), a mianowicie o czytelnictwie pism kulturalnych i braku ulicznych kłótni na „wyższym poziomie”. Czytamy między innymi, że „ja bym w ramach jej [kultury narodowej – GW] budowania uczył też w szkole czytać kulturalne gazety i tygodniki [swoją drogą, ciekaw jestem, jakie tytuły ma na myśli Chwin? – GW], a przy okazji wtajemniczał w sztukę kulturalnego kłócenia się o różne ważne sprawy polityczne, mówił, jak redagować szkolne pisma, kręcić filmy amatorską kamerą, robić grafikę komputerową obok ciężkiego szlifowania wiedzy o skorupiakach i stawonogach. Jak się człowiek w młodości do „kultury narodowej” nie wciągnie, to on tę kulturę będzie miał przez całe życie gdzieś”. I jeszcze jedna z ważkich konstatacji szkicu, których to konstatacji znalazłbym bez trudu dużo więcej: „»Kulturę narodową« budować trzeba z myślą nie tylko o tym, co będzie z Polską za lat dziesięć, lecz także o tym, co będzie z Polską za lat trzysta”. Szkoda, że szkic Chwina najpewniej jest tylko utopią opowiadającą o idealnym państwie z wzorcową kulturą narodową czy też polityką kulturalną, że jest to zaledwie zbiór fantazmatów, których żaden rząd nigdy nie wprowadzi w życie, a nawet nie potraktuje poważnie.


W omawianym tutaj numerze „Tygodnika” znajdziemy też krótką rozmowę z ministrem kultury, Bogdanem Zdrojewskim (Jestem przeciwnikiem centralizmu), który – przynajmniej we własnych deklaracjach – podpisuje się pod marzeniami Stefana Chwina. Zdrojewski zapewnia, że politycy są od tworzenia odpowiednich warunków rozwoju kultury, które zbudować można na trzech filarach. Pierwszy to szacunek dla naszego dziedzictwa i dorobku kulturalnego, trzeci to inwestycje. I filar drugi, najbliższy Chwinowi (i mnie), czyli edukacja i to rozumiana szerzej, nie tylko jako szkoły i uczelnie artystyczne: „Także przygotowanie młodych ludzi do świadomego odbioru kultury. Ze szkół niemal wyrugowano zajęcia z muzyki czy sztuki – trzeba je przywrócić. Musimy nie tylko wychwytywać wielkie talenty, ale i edukować poważną, świadomą publiczność”. Trzeba i musimy, więc mam nadzieję, że to zrobimy, a nie tylko oznajmimy.


Na pytanie „Jak pomóc kulturze?” odpowiadają w numerze także inni twórcy i animatorzy kultury: Jan Bernard, Krzysztof Czyżewski, Maria Anna Potocka oraz Piotr Marecki, który również pisze o swoich pragnieniach: „chciałbym zobaczyć listę przyznanych grantów na czasopisma kulturalne, gdzie tytuły żywe, aktualnie komentujące nową kulturę wygrywają albo przynajmniej są traktowane na równi z mumiami przez nikogo nieczytanymi, kierowanymi od lat do kilkuset bibliotek. Życzyłbym sobie, żeby np. periodyki internetowe, odwiedzane miesięcznie przez tysiące internautów, ktoś z urzędników zaakceptował w ogóle jako czasopisma”. Po raz kolejny wypada potwierdzić słowa przedmówcy i zgodzić się z tymi pobożnymi życzeniami, nawet jeśli prezentowane są w ogólnej, niesprecyzowanej formie. Warto byłoby się na przykład dowiedzieć, które tytuły Marecki uważa za żywe i aktualnie komentujące nową kulturę, bo – z całym szacunkiem dla tych pism – nie sposób do nich zaliczyć w tym momencie tak mu bliskich „Krytyki Politycznej” i „Ha!artu”. Jeśli idzie o przechowywane w bibliotekach mumie, zapewne mamy na myśli podobne tytuły, których w „Tygodniku Powszechnym” nie wolno było autorowi Pospolitego ruszenia wymienić...


Tyle o sporach o naszą narodową kulturę, ale nie dość jeszcze o atrakcjach czekających na czytelnika „Tygodnika Powszechnego”. Odsyłam do dołączonych do numeru świetnych „Książek w Tygodniku”, w których odnajdziemy recenzje książek m.in. Stefana Mellera, Mariana Pankowskiego, Krzysztofa Niemczyka, Bogusława Kierca, Cormaca McCarthy’ego czy Eugeniusza Delacroix. A w samym „TP”, prócz przedstawionych powyżej prognoz i rozwiązań, sporo interesujących tekstów na inne tematy. Przeczytać możemy o stawkach na ofiary za posługę kościelną, o Tadeusza Bartosia krytyce Jana Pawła II, o polskiej szkole (wywiad z Anną Radziwiłł i artykuł Adama Nocunia), o sepsie, związkach Kościoła i Żydów, Kosowie, Afganistanie, Laosie, wierzeniach przedchrześcijańskich, niemieckich sporach wokół Homera, o Brombie, Herbercie, Bartoszewskim, kinie zaangażowanym czy strajku scenarzystów. Tematów więcej niż czasu na ich zgłębienie. I bardzo dobrze.

Grzegorz Wysocki

Omawiane pisma: „Tygodnik Powszechny”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
felieton__JAK BYŁEM AUTORYTETEM
RENESANS FILMU DOKUMENTALNEGO?
MŁODA SZTUKA, LEWICA I NIESTRAWNOŚĆ

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt